środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 7

Spojrzałam na Nathalie podchodzącą do jakiego chłopaka w garniturze. To dziwne coś, co biedna niebieskowłosa uznała za komputer latało przed nim i nie zamierzało znikać. Nagle chłopak przestał stukać w klawisze.
Nathalie stała przed nim i uśmiechając się słodko zaczęła coś do niego mówić. Widać było, że chłopak jest zainteresowany tym, co dziewczyna ma mu do powiedzenia. Potem zaczął o czymś opowiadać. Nie mogłam już tego znieść, więc skierowałam się w jej kierunku.
- Nie wytrzymam zaraz z nią. - mruknęłam mijając czarnowłosego chłopaka. To chyba był Rogue, jeśli dobrze pamiętałam. Zaczęłam zbliżać się do dziewczyny. Jednak ktoś mnie wyprzedził. Był to Sting. Spoglądał na Nathalie z wkurzonym wzrokiem. Spojrzałam na niego. Właśnie oddalał moją kochaną przyjaciółeczkę z dala od tego gostka.
Poczułam ręce na ramionach. Odwróciłam się. Za mną stał Laxus i spoglądał na mnie.
- Na nas też już czas. - powiedział i poprowadził mnie w przeciwnym kierunku od gildii Sabertooth. Spojrzałam ostatni raz do tyłu. Sting nadal trzymał rękę na ramieniu Nathalie. Po drugiej stronie dziewczyny szedł czarnowłosy z kotkiem na ramieniu. Kotek spoglądał na mnie. Po chwili pacnął czarnowłosego w głowę, przez co ten się odwrócił. Szybko odwróciłam się i spojrzałam przed siebie. Jeszcze zwracanie na siebie uwagi w innym świecie mi brakowało. Chociaż ja już jestem fenomenem.
Szłam obok Laxusa. Milczenie pomiędzy nami dwoma było dla mnie błogosławieństwem. Nie wiedziałam, dlaczego, jednak to działało na mnie uspokajająco.
Kiedy dotarliśmy do hotelu, gdzie mieszkało jak na razie Fairy tail było słychać, że wszyscy świętują. Nikt nie brał pod uwagi tego, że w każdej chwili może się coś zmienić i to my będziemy następnymi przegranymi. Czekaj... czy ja powiedziałam "my"?Już za długo spędzam czasu z tymi ludźmi. Zaczynam się do nich przyzwyczajać. To źle, bardzo źle. Bo przecież chce wrócić do domu. Nie chce się do nich przywiązywać. Nie chce mieć problemu z wyborem miejsca. To będzie zbyt trudne. Bo portal na pewno otworzymy. Po prostu musimy znaleźć tego, kto nastu przysłał lub to coś i ładnie poprosić, by nas zwrócił naszemu światu.
Nie mogłam jednak tego powstrzymać. Powoli nawet zaczęłam się przyzwyczajać do tych ich imprez. Możliwe, że szybko to się stało, jednak ci ludzie razem ze sobą przypominają prawdziwą rodzinę. Takiej, jakiej nie widziałam od wieków.
Siedziałam i popijałam sok, kiedy obok mnie przysiadł Macarov. W swojej małej rączce trzymał kufel z piwem. Widać było, że cieszy się z dzisiejszego sukcesu Fairy Tail.
- Widzę, że powoli zaczyna docierać  do ciebie rzeczywistość. - powiedział Macarov popijając z kufla. Siedziałam i spoglądałam na swoją szklankę bawiąc się nią. Nie chciałam dzisiaj z nikim gadać. Nie chciałam z nikim utrzymywać kontaktu. Widocznie się nie dało.
- Wiem, że to jest dla ciebie trudne.Twoja matka przechodziła dokładnie to samo. Niestety u niej by taki problem, że nie wiedzieliśmy, co dokładnie ona tu robi, kim jest i skąd. Nie widzieliśmy nic. Była pierwszą osobą, którą spotkaliśmy z Ziemi. - opowiadał dalej. Powoli zaczęły docierać do mnie słowa, które wypowiada staruszek. Moja mama była pierwsza? W takim razie, jak wróciła.
- Pamiętam dokładnie, jak to wszystko się zaczęło. - mówił dalej staruszek.
- A to miało jakąś przygodę? - spytałam zaskoczona. Nie spodziewałam się tego.
- Oczywiście, że tak! Jeszcze do dzisiaj pamiętam, jak twój ojciec wparował do gildii z Marią na rękach. To było takie wielkie zaskoczenie. A gdy się obudziła i pokazała te intensywnie zielone oczy... już wiedziałem, że syn jest na straconej pozycji. - mówiąc to zaśmiał się i pociągnął z kufla. - Przez kilka dni próbowała coś zdziałać, dowiedzieć się, gdzie jest. Pytała się ludzi, co to za kontynent, kraj, państwo. Pytała się nawet o... język? Nie ważne. Nic jednak nie zdziałała. Każdy spoglądał na nią ze zdziwieniem. Uważali ją za wariatkę. Jednak my ją przyjęliśmy. Nawet nosiła nasz znak. Mówiła ci o tym? - spojrzał na mnie. Roześmiałam się.
- Po pierwsze. Przez całe życie wiedziałam tylko tyle, że mój tata z Ziemi jest moim biologicznym tatą. Po drugie. Serio miała znak gildii? - spytał się. Zaciekawiło mnie to. Może nadal go ma? Nigdy nie lubiła chwalić się ciałem, a biorąc pod uwagę ten świat... jak wrócę, to za pewne też nie będę chciała przez najbliższe parę miesięcy nosić przykrótkich rzeczy.
- Oczywiście, że miała znak. Niebieski na lewej ręcę. Bardzo jej się podobał, gdy go dostała. - powiedział spoglądając w przestrzeń. Dzięki Macarov, już wiem o co zapytam mamę, gdy wrócę.
- Pamiętam też dokładnie, gdy oświadczyła twojemu ojcu, że jest z tobą w ciąży. Cieszyliśmy się jak małe dzieci. Jeden wnuk już z dwanaście lat, a tu kolejny w drodze. Pamiętam, że Ivan też był w siódmym niebie. A potem ten portal... - powiedział. Tego się nie spodziewałam.
- Jak to portal? Nie chciała wracać? - spytała.
- Chciała. Jednak nie mogła zostawić Ivana, ani Fairy Tail. Nie chciała wychowywać dziecka bez ojca...
- W takim razie dlaczego wróciła?
- Ponieważ Ivan jej kazał... - powiedział. Spojrzałam na szklankę, w której nie było już nic do picia. Nie rozumiała tego. Jak można odseparować własne dziecko do siebie. Przede wszystkim dlaczego to zrobił?! Przecież rodziny się nie zostawia...
- Gzie jest teraz Ivan? - spytałam. Nie wiedziałam za bardzo, czy chce wiedzieć. Nie mogłam eis jednak powstrzymać przed zapytaniem go o to.
- Przewodzi mroczną gildią. - powiedział po chwili. Widać było, że jest mu z tym trudno. W końcu jego własny syn postanowił przejść na ciemną stronę mocy...
- Oh... - nie wiedziałam, co mam zrobić, więc tylko się pożegnałam i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i od razu zasnęłam.
Następnego dnia było Pandemonium. Każdy z nas rozumiał aż za dobrze zasady. Im więcej potworów zabijesz, tym lepiej dla ciebie. Nikt jednak nie spodziewał się tego, że Erza będzie chciała pokonać wszystkie. A najdziwniejsze było to, że jej się udało. Podczas tej konkurencji strasznie zainteresowała mnie jej moc. Móc zmienianie swojej zbroi i broni w każdej chwili było świetne. A gdyby była to tylko broń. To wręcz jest się w niebie. A przynajmniej ja byłam. Przez całe swoje życie uczyłam się walczyć praktycznie wszystkimi broniami długimi. Została mi tylko włócznia i łuk. Co miłość o walki i do jej sztuki robi z człowiekiem...
Jednak moje zainteresowanie magią zgasło, gdy tylko zaczęła się walka Laxusa. Nie znałam jego przeciwnika, lecz widać było, że jest silny. Czułam od niego dziwne, znajome wibracje. Przerażało mnie to.
Gdy tylko walka się zaczęła, stało się coś dziwnego. Czułam, jakby coś chciało mnie otoczyć. Szybko zaczęłam się temu sprzeciwiać. Po krótkiej chwili przestało i poszło dalej. To było dziwne. Nie podobało mi się to, a przede wszystkim reakcje ludzi na ataki, których w rzeczywistości nie było.
- Twój brat strasznie obrywa. - powiedziała Nathalie, jednak ja nie zwróciłam na to uwagi. Bardziej interesowała mnie rozmowa na dole.
- Gdzie jest lumen Historie? - usłyszałam. Próbowałam skupić się na ich słowach, w czym pomagała mi jakby bańka, która otoczyła innych.
Laxus w tym czasie milczał. Spoglądał jedynie na członków Raven Tail zebranych na arenie. To było złamanie przepisów. Nikt jednak na to nie reagował.
- Hej, Sofia. - usłyszałam obok siebie. Nie reagowałam.
- Gdzie Lumen Historie?! - pyta coraz bardziej wściekły mistrz gildii Raven Tail, Ivan Dreyar. Podskoczyłam ze strachu. Ten człowiek jest moim ojcem?!
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. - powiedział Laxus. Spoglądał beznamiętnie na ojca. Nie mogłam tego znieść. Ivan z areny jest inny, niż Ivan z opowieści Macarova. Czyżby specjalnie koloryzował wszystko?
Nagle zaczęła się walka pomiędzy Laxusem i Ivanem. Nie mogłam na to patrzeć. Niby nie znam ich za dobrze, a jednak wiele uczuć mnie ogarnęło, jak to zobaczyłam.
- A czy wiesz, że twoja córka jest tutaj? - spytał nagle Laxus. Ivan przestał atakować. Stali teraz przed sobą, lekko poobijani, jednak żywi. Ojciec spojrzał z pogardą na blondyna.
- Masz na myśli dziecko tej kobiety z Ziemi? - spytał się. Laxus przytaknął. - Gdy tylko ona przekroczyła portal, to nie było moje dziecko. - dodał, a ja stałam zszokowana. Prychnęłam. Własny ojciec mnie wydziedziczył. A myślałam, że to będzie spokojny dzień.
- Ciesze się, że sobie to wyjaśniliśmy. - powiedziałam spoglądając na mistrza Raven Tail bez jakichkolwiek uczuć. Ten obejrzał się w moją stronę i spojrzał zszokowany. - Walczcie sobie, ja sobie popatrzę - powiedziałam zakładając ręce na pierś.
Kiedy tylko skończyła się walka, a Ivana razem z gildią zabrali z zawodów, poszłam sobie. Nie chciałam oglądać ostatniej walki, chociaż była tam nasza mała Wendy. Wróciwszy do pokoju padłam na łóżko.
- Co za patologiczna rodzina mi się trafiła. - wymruczałam w poduszkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz