środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 33

Starłam łzy z policzków i spojrzałam przez okno, które znajdowało się obok mojego łóżka. Na dworze było słonecznie. Uśmiechnęłam się. Byłam tutaj z powrotem. Znów z rodzicami, przyjaciółmi, wszystkimi, których dobrze znam... chociaż po tej wyprawie, nie wiem, czego się spodziewać po moich rodzicach. Mieszkałam z nimi tyle lat, a oni, a przede wszystkim matka, ukrywali przede mną prawdę co do mojego ojca. Rozumiałam, że nie chciała, bym go zaczęła szukać, ale mogła przynajmniej dać mi do zrozumienia, że Martin nie jest moim ojcem.
Odwróciłam głowę od okna. Opuściłam nogi na podłogę i próbowałam wstać. Nie wyszło mi to za dobrze. Zachwiałam się i z powrotem usiadłam na łóżku. Jednak przechodzenie przez portal ma swoje skutki uboczne. Westchnęłam. Czy to oznacza, że jestem uziemiona na kilka dni do tego łóżka? Miałam szczerą nadzieję, że nie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Podniosłam głowę. W przejściu stali rodzice. Spoglądali na mnie i szeroko się uśmiechali. A przynajmniej tata. Mam spoglądała na mnie uważnie. Wiedziałam, że gdy tylko zostaniemy same, zrobi mi takie przesłuchanie, że głowa mała.
Tata podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Tak się ciesze, że nic ci się nie stało. Martwiłem się o ciebie. - powiedział. Przytuliłam go. Tak dawno go nie widziałam. Tak dawno... Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Zaczęłam płakać na jego ramieniu. Mama się dołączyła.
- Gdzie się podziewałaś, przez cały ten czas... - zaczęła mama.
- Maria! - krzyknął tata.
- Co? Chce wiedzieć, gdzie się podziewała przez te 3 tygodnie. W końcu to dosyć spory kawał czasu.
- Tym, to my już się zajmiemy. - powiedział nieznany mi głos. Spojrzałam w stronę drzwi. Stało tam dwóch policjantów. Jeden z nich był niski i przysadzisty. Drugi natomiast wysoki i tyczkowaty. Spoglądali na mnie jakby chcieli zabrać mnie stąd i od razu wsadzić do pierdla. Przełknęłam ślinę.
- Pozwolicie, że przepytamy waszą córkę. - powiedział tyczkowaty gość. Rodzice niechętnie zgodzili się na to. Mężczyźni usiedli przy moim łóżku. Popatrzyłam na nich. To będzie trudne.
POV Rogue
Stałem właśnie w swoim pokoju w gildii. Nie wiedziałem, co miałem teraz ze sob.ą zrobić. Sting po tym wszystkim nie miał ochoty nigdzie wychodzić natomiast Frosch wolał posiedzieć w pokoju. Kładłem się na łózko, kiedy koło okna pojawiło się fioletowe zwierciadło. Powstałem szybko. W jednej chwili na zwierciadle pojawił się dziwny obraz. Był tam biały aż do bólu pokój i łóżko. Siedziała na nim Sofia. Wyglądała, jakby dopiero co wstała. Rozczochrane włosy, niewidomy wzrok. Widać było, że nie chciała wstawać. Dodatkowo założyli jej dziwne ubranie. Długi kawał materiału bez jakiegokolwiek kształtu. Spoglądała na dwóch mężczyzn przed sobą.
- A więc, gdzie byłaś przez te 3 tygodnie? - spytał się gruszy. Nie podobało mi się to, co tam się działo. Sofia zaczęła bawić się rękoma. Opuściła głowę.
- Dziecko, co się dzieje. Wiesz, że możesz nam, wszystko powiedzieć. Jeśli to jakiś porywacz, to go złapiemy. Nie martw się o nic. Jego groźby się nie spełnią. - powiedział chudszy. Porywacz? Groźby? O co tu chodzi? I jakim cudem 3 tygodnie? Były tutaj z nami znacznie dłużej.
- Ja... - odezwała się Sofia. Było słychać w jej głosie wahanie. Podszedłem do zwierciadła. Przyłożyłem do niego dłoń. Strukturą przypominało lustro. Przesunąłem dłonią po twarzy Sofii.
- Powiedz nam. Tak będzie lepiej. Dla ciebie i dla wszystkich. - dalej przekonywał ją chudszy.
- Ja... - podniosła głowę i spojrzała na nich strapiona. - Ja nic nie pamiętam... - moja ręka osuneła się z lustra. Zszokowany upadłem na kolana. Ona... nic nie pamięta.
Obraz na zwierciadle zniknął.
POV Sofia
No. Powiedziałam im to. Nie lubiłam okłamywać władz, ale nie sądziłam, że uwierzą mi w Earthland. 
Policjanci spoglądali na mnie nie ufnie. Widać było, że nie chcieli mi uwierzyć. Jednak coś w ich zapiskach wskazywało na to, że mówiłam prawdę. 
- Najwidoczniej mówisz prawdę... twoja koleżanka powiedziała nam to samo... - powiedział grubszy i wstał. Nathalie! O mój boże! Wielkie umysły myślą podobnie! 
Nadal udając strapioną spoglądałam jak wychodzą. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, westchnęłam z ulgą. Po chwili weszła pielęgniarka. Razem z doktorem, który przyszedł kilka chwil później, zrobili mi badania. Uznając mnie za zdrową, powiedzieli, że mogę wyjść jutro. Nie chciałam spędzać tutaj kolejnego dnia. Zaczęłam się z nimi wykłócać.
- Jest dobrze. Nie muszę tutaj już siedzieć! - krzyknęłam.
- Uwierz mi, dziecko. Najlepiej żebyś została tutaj.
- Ale po cholerę. Jestem zdrowa. Po co marnować łózko na mnie, skoro może być ktoś bardziej potrzebujący. - powiedziałam. Lekarz westchnął. Jeszcze przez kilka minut się ze mną wykłócał, aż w końcu pozwolił mi wcześniej wyjść. Rodzice w tym czasie pojechali po moje rzeczy.
Kiedy wrócili, szybko się przebrałam i zaczęłam kierować do wyjścia. Tam czekała mnie niespodzianka.
- Sofia! - usłyszałam. W moim kierunku biegł czarnowłosy chłopak. Spoglądał na mnie z radością.
- Pablo... - uśmiechnięta zaczęłam biec w jego stronę. Kiedy się spotkaliśmy wpadłam w jego ramiona. N ie mogłam uwierzyć, że przez ten czas, tak mało o nim myślałam. Przecież jest moim chłopakiem. Kimś, kogo nie mogłam od tak zapomnieć. Więc jak...
- Ciesze się, że nic ci nie jest. Tak się martwiłem. - powiedział w moje włosy. Przytuliłam go mocniej.
- Już jestem tutaj. Nie masz się o co martwić. -  wspięłam się na palce i pocałowałam go. Odwzajemnił go. Jednak czułam, że coś jest nie tak...
Pablo odprowadził mnie  i rodziców do domu. Kiedy się rozstawaliśmy, powiedział, że jutro mam mu wszystko wyśpiewać. Kiedy mu to obiecałam, weszłam do domu. Wszyscy powróciliśmy do rutyny. Tata pocałował mnie w czoło i poszedł do gabinetu. Mama skierowała się do kuchni po kawę. Po chwili siadła na kanapie i sięgnęła po książkę. Stanęłam przy niej.
- Ekhem. - nie zareagowała. Przewróciłam oczyma. - Nie masz mi czegoś dop powiedzenia?
- A niby co takiego? - powiedziała przewracając stronę. Założyłam ręce na pierś.
- Na przykład o Earthland. O Fairy Tail. O tacie... - zaczęłam wyliczać na palcach. Spojrzała na mnie z nad książki. Potem do niej wróciła.
- To przeszłość. Nie ma co wspominać. - patrzyła na książkę. Wiedziałam jednak, że nie czyta, tylko czeka na moje słowa.
- A jak dla mnie jest co wspominać. Dlaczego nie powiedziałaś mi o tacie? To było takie ciężkie. Uświadomić mnie, że Martin nie jest moim ojcem?
- Skąd ci przyszło takie coś do głowy? - spytała się mnie i odłożyła książkę.
- Ponieważ Macarov opowiadał mi o waszym "romansie"
- To nie był romans...
- To jak to nazwiesz. Z twoich wcześniejszych opowiadań wnioskuje, że byłaś z tatą, zanim trafiłaś do Earthland.
- Tak byłam z nim...
- W takim razie romans! Tata wie, że nie jestem jego córką? A może mu nie powiedziałaś?
- Możesz się w końcu przymknąć?! - mama się zdenerwowała. - Tak! Byłam z Ivanem, kiedy jednocześnie byłam z twoim ojcem. I to z Ivanem zaszłam w ciążę. Kiedy wróciłam na Ziemie, nienawidziłam się za to. Jednak Martin był taki szczęśliwy. Nie mogłam nic zrobić...
- Nareszcie wszystko się ze sobą łączy... - usłyszałam. Odwróciłam się. Tata stał w przejściu i spoglądał na mnie ze smutkiem. Potem spojrzał na matkę. - Coś mi nie pasowało, kiedy wróciłaś z dzieckiem... nie chciałem jednak przyjąć do wiadomości, że mnie zdradziłaś. Kochałem cię ponad wszystko. Przynajmniej o tym dowiedziałem. Bo zgaduje, że nie chciałaś mi o tym w ogóle powiedzieć.
- Martin... - powiedziała wstając i podchodząc do taty. Ten jednak zatrzymał ją ruchem ręki.
- Nie zbliżaj się... ja muszę to wszystko przemyśleć. - powiedział, ubrał się i wyszedł. Mama odwróciła się do mnie. Łzy jej spływały po policzkach a w oczach widziałam smutek, żal i gniew.
- Widzisz, co zrobiłaś... - pokręciła głową i poszła do pokoju. Przez chwilę stałam  salonie po czym skierowałam się do swojego pokoju. Rozejrzałam się. Nic stad nie zostało ruszone. Najwidoczniej mama wolała tutaj nie wchodzić.
Weszłam i spojrzałam na nasze rodzinne zdjęcie. Byliśmy tacy szczęśliwi...
Usiadłam na łózko i sięgnęłam po telefon do torby. Szybkim ruchem wystukałam numer. Wzięłam głęboki oddech, jednak łzy poleciały.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Nath?! Musimy porozmawiać! - powiedziałam płaczliwym głosem.
- Sofia!
- Ja... ja wszystko zniszczyłam... - powiedziałam i całkiem się rozpłakałam. Opowiedziałam jej wszystko płacząc przy tym.

----------------------------------------------------------------------------------
Jako, że już jutro rozpoczęcie roku szkolnego ( tak btw. życzę wam znośnego planu. Nasz ma w cholere okienek :D )

Nie będę jakoś tutaj długo was zatrzymywać. Tylko jedno mam do powiedzenia

Rogue... Masz. Za. Swoje -.-

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 32

Obudziło mnie wyjątkowo denerwujące pikanie jak i jakieś dziwne hałasy. Chwilę zajęło mi ogarnięcie gdzie się znajduję.
- Szpital? Znaczy...udało się? - pikanie nieco przyśpieszyło. Koło mojego łóżka znajdował się kardiogram. Powinnam się nieco uspokoić. Chwila moment...co ja powiem rodzicom?...Pod warunkiem, że w ogóle jesteśmy we Włoszech.
- Obudziłaś się. Jak się czujesz? - nie zauważyłam kiedy do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Ja...w porządku...gdzie się znajduję?
- Jesteśmy w Szpitalu Medyceuszy we Florencji, młoda damo. Niedługo zjawi się tutaj policja, będą chcieli Panią przesłuchać. W końcu nie było was trzy tygodnie! - pielęgniarka - jak wyczytałam na jej plakietce - Isabella zaczęła porządkować leki, a ja czułam, że jest coś mocno nie tak. Trzy tygodnie!? Jestem pewna, że minęły prawie trzy miesiące! To w Earthland jest jakiś inny przepływ czasu?
- Przepraszam Panią ale...gdzie znajduję się moja przyjaciółka?
- Ta druga zaginiona dziewczyna? Leży w sali obok. No, ja idę. Na zewnątrz jest ktoś kto bardzo chce cię zobaczyć - uśmiechnęła się po czym wyszła z tacą pełną leków. Ktoś kto chce mnie zobaczyć? Ale...
- Córuś!- mama razem z tatą postanowili zgnieść mi żebra. - Tak bardzo się martwiliśmy, gdzieś ty była? - matka zaczęła mnie oglądać tak jakby wcześniej lekarze tego nie robili.
- Charlotte, przestań. Dziewczyna ledwo co się znalazła. Daj jej odpocząć. - ojciec skarcił moją matkę, która lada moment zaleje się łzami. - Córeczko - tata znów mnie objął. Trzy tygodnie, trzy miesiące. Co za różnica?
- Tak bardzo tęskniłam - objęłam go zalewając się łzami. - Tak bardzo
***
Po wstępnej obdukcji, nakłucia mnie kilkanaście razy ( za jakie grzechy? ) oraz faszerowaniu podejrzanymi substancjami, stwierdzili, że jestem w pełni zdrowa. Yay! Teraz tylko przesłuchanie. I nadal nie mam zielonego pojęcia co im powiem żeby zabrzmiało wiarygodnie. Chyba, że prawie ale wolałabym nie wylądować w wariatkowie. Myślałam czy by nie powiedzieć wszystkiego mamie. Może pomogłoby mi to poukładać sobie wszystko w sercu. Nawet gdy Sting mnie pocałował...nie nabrałam wątpliwości ale...jak teraz pomyślę, że naprawdę już ich nie zobaczę...czuję się tak dziwnie. Jakby ktoś mi ściskał serce chcąc wydobyć ostatnie krople krwi płynącej we mnie. Może to tylko chwilowe uczucie. W końcu spędziłam według ich czasu trzy miesiące w tamtym świecie...przywiązałam się. Przyzwyczaiłam. Urodziłam się na Ziemi. Więc i tutaj powinnam zostać. W mojej kochanej Florencji. Nie powinnam teraz mieć żadnych wyrzutów.
***
- A więc nic pani nie pamięta? - policjant, który wyglądał na takiego, co by na służbie tylko pączki wpierdzielał, mierzył mnie tym swoim podejrzliwym spojrzeniem. Może nic nie jadł od godziny i wyobraża sobie, że jestem donutem w czekoladowej polewie.
- Ja...ledwie co wróciłam. Wciąż...czuję się zagubiona proszę pana. Nie jestem wstanie poskładać myśli. Na chwilę obecną...nic...kompletnie nic - zaszlochałam.
- Nie mogłaś tak po prostu zapomnieć trzech tygo...
- Peter, starczy! - starszy stażem policjant uciszył go. - Dziewczyna ma rację. Pozwólmy jej się oswoić z nową sytuacją. Miejmy nadzieję, że do końca tygodnia będziesz wstanie złożyć zeznania, tak?
- Ja...tak. Postaram się - uśmiechnęłam się, jednocześnie pociągając nosem. Według kalendarza wiszącego po mojej prawej, mam cztery dni aby wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę.
- Do widzenia  Pani. Życzymy...zdrowia. - skłonili się lekko i wyszli z sali. Powinnam się ogarnąć. Ze szpitala wyjść mogę dopiero jutro. Wciąż nie mogę zobaczyć się z Sofią. Mam nadzieję, że nic im nie powiedziała. Może chociaż tym razem wpadłyśmy na identyczny pomysł.
- Nathalie? - dobiegł mnie ciepły, młodzieńczy głos. Czy to...? Tak dawno...
- Federico? - w przejściu stał dosyć wysoki brunet o ciemnych oczach. Opalony i przystojny, jak na Włocha przystało.
- Och Fede! - rzuciłam się w jego ramiona. W Earthland tak mało o nim myślałam. Ale teraz jak go zobaczyłam, wszystko wróciło.
- Tęskniłem młoda. Gdzieś ty się podziewała? - schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Fede jest moim najlepszym przyjacielem. Urodził się we Florii ale chciał uczyć się we Florencji, a że nasi rodzice się przyjaźnią, to cóż...zamieszkał z nami. Służył mi radą we wszystkim.
- No wiesz...tam i gdzieś tam... - zaśmiałam się. - Boże, tak dawno cię nie widziałam.
- Najważniejsze, że już jesteś z nami - złapał mnie za rękę - nie tylko ja tutaj jestem. - wyjrzałam na korytarz.
- Nie wierzę...Leon! - podbiegłam do chłopaka. Objęłam go za szyję podczas gdy on uniósł mnie i zaczął okręcać dookoła. Po chwili jednak mnie postawił.
- Nie strasz nas tak więcej - ścisnął mnie mocniej. - Wiesz jak się martwiłem? Nie dawałaś żadnego znaku życia! Wszyscy odchodzili od zmysłów - spojrzał na mnie tak jakby jednocześnie się cieszył i złościł. Klasyk.
- Tak Leon, też się bardzo cieszę, że cię widzę. Że was wszystkich tu widzę...czuje się...lepiej - prócz Leona przyszli także inni ludzie z uniwersytetu jak Petruccio czy Francesca. Jednak czuję, że jest mi trochę smutno, ponieważ nie ma tu osób, którzy siłą rzeczy niemożliwe aby tutaj przybyli.
***
- Jesteśmy w domu - tata otworzył drzwi i jako pierwszy wkroczył do środka. W sumie dopiero teraz uświadamiam sobie, że ten tata nie jest moim tatą. Muszę koniecznie porozmawiać z mamą. I zadzwonić do Sofii.
- O Jezu, jak dawno tu nie byłam - uśmiechnęłam się - Mój pokój! - pognałam na górę. Mój pokój...był czysty. Najwyraźniej mama robiła w nim porządku. Mój cały sprzęt. Mój laptop! Tak tęskniłam.
- Nathalie!
- Idę! - zbiegłam na dół. Mama robiła w kuchni coś co wydało mi się dziwnie znajome...
- Dziś specjalnie dla ciebie, twoje ulubione taco's - uśmiechnęła się.
- Wow, dzięki mamuś, gdzie tata?
- Wysłałam go do sklepu. Tak się o ciebie martwiliśmy córuś. Codziennie sprzątałam twój pokój, aby jakoś zająć myśli. Twój ojciec tylko wciąż przeglądał twoje książki matematyczne i stare zeszyty ze szkoły. Cieszymy się, że już do nas wróciłaś - odłożyła nóż i podeszła mnie przytulić. - Nigdy więcej nie rób nam takich numerów, zrozumiałaś? - pogroziła mi.
- Dobrze, mamo. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Póki nie ma taty...- nie do końca wiedziałam jak zacząć tę rozmowę.
- Powiesz mi wreszcie gdzie się podziewałaś? Nikt nie dzwonił po okup, ty sama nie odniosłaś żadnych obrażeń. Nikt z waszych znajomych nic nie wiedział. Co się stało? - wygląda na taką zranioną. Pewnie nachodziły ją myśli o błędach wychowawczych i innych podobnych rzeczach.
- No właśnie ja o tym...bo to nie jest tak, że my chciałyśmy zniknąć. Myślisz, że tak po prostu bym wyjechała? Bez swojego sprzętu?
- Tym bardziej było to dziwne - dalej kroiła paprykę ale jakby bardziej agresywniej.
- Mamo...jakby ci to...wylądowałyśmy razem z Sofią w...Earthland - ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Nóż zawisł w powietrzu kilka centymetrów nad mięsem. - Znasz to miejsce, prawda mamo? - nie odpowiedziała mi. Odłożyła nóż na blat - Sama do końca nie rozumiem jak to się stało. Ale ja...wylądowałam w Sabertooth. Pamiętasz tą gildię...tata...nie jest moim...tatą, prawda? - to chyba jedna z trudniejszych rozmów jakie przeprowadziłyśmy.
- Nathalie...ten rozdział w swoim życiu zamknęłam już dawno temu i wolałabym do niego nie wracać. - usiadła na krześle opierając głowę o lewą rękę. - Nie wiem jak się znalazłam w tamtym świecie. To było takie nagłe. Jiemmę poznałam przypadkiem. Był...facetem z charakterem. Ten świat był niesamowity. Pełen magii. Jak w bajkach. A ja byłam młoda i głupia i...nie wahałam się jeśli chodzi o powrót do domu. Była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Urodziłaś się ty, a potem Giovanni...zaakceptował cię i pokochał jak własną córkę. Nigdy nie sądziłam, że tobie też się to przytrafi.
- Mamo...
- Mój Boże, jesteś w ciąży? - poderwała się nagle z krzesła.
- Co!? Nie. W życiu. Ja...Jiemma nie żyje.
- Jak to?
- Poznałam go. Nie był zbyt przyjazny. Jeden z członków ich zabił. Potem ten sam został nowym mistrzem. To on się mną zaopiekował przez ten czas - nie musi wiedzieć wszystkiego. Minerva jest tylko mało istotnym szczegółem. - Mamo ja nie wiem co powiedzieć ludziom! Przecież mi nie uwierzą! Co mam zrobić? Co ty zrobiłaś?
- Nath...
So baby, come light me up. And maybe I'll let you on it. A little bit dangerous. But baby, that's how I want it. A little less conversation and a little more touch my body...*
- Halo? - nie zdążyłam się nawet nacieszyć tym, że odzyskałam zasięg!
- Nath! Musimy pogadać!
- Sofia! - kompletnie o niej zapomniałam. A trzeba pamiętać o tej policji. I o znajomych. Będziemy miały problem jak nasze wersje wydarzeń nie będą się zgadzały.

* Ariana Grande - Into you

---------------------------------------------------------------------------

No cóż. Więc dziewczynki szczęśliwie wróciły do domu. Jak widać matka Nath w miarę..."spokojnie" odebrała wieść o tym, że jej córka o wszystkim wie. Sądzicie, że z rodzicami Sofii będzie podobnie?

No i jaką wymówkę wymyślą dziewczyny. Czy będzie ona wystarczająco wiarygodna? Może zrobią z chłopaków przebrzydłych bandytów o zaburzeniach psychicznych. Dlatego nic im nie jest.

Pojawi się też więcej Leona, który wciąż zaleca się do Nath, która może mu ulegnie, w końcu nie ma tu Stinga, nie?

Pojawi się też prawda o Pablo Dam Dam Daaam! :D

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 31

Zobaczyłam, jak Nathalie otwiera portal. Był to całkiem szeroki okrąg naszej wielkości. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo na moich oczach. Nathalie dokonała tego. Stałam obok niebieskowłosej zszokowana tym, co się przede mną działo. Natomiast ona uradowana zaczęła się już żegnać. Może ja też powinnam?
Odwróciłam się. Fairy Tail stało w zbitej grupce i spoglądało na nas. Widać było smutek w ich oczach. Uśmiechnęłam się na pocieszenie. Podeszłam do Laxusa. Ledwo co stał na nogach. Porlyusica kazała mu siedzieć w gildii, ale nie chciał przegapić mojego powrotu do domu. Podeszłam do niego. 
- Nareszcie wracasz, co Mikrusie? - powiedział kładąc mi rękę na głowie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Mam szczerą nadzieję, że nie będziesz sprawiał problemow, kiedy mnie nie będzie/ - powiedziałam. To go tylko rozsierdziło. 
- Mam 30 lat małolato. Jestem dorosły. 
- ... i znajdziesz sobie kobietę. - dodałam. On tylko na mnie spojrzał morderczym spojrzeniem. 
- Pożałujesz, że w ogóle tutaj przybyłaś... - powiedział. Jednak mnie już przy nim nie było. Przytulałam właśnie Erzę. 
- Dziękuje ci, że pomogłaś mi z moją mocą. - powiedziałam w jej szyję. Ta tylko mocniej mnie przytuliła. 
- Pamiętaj, gdy wrócisz, wiesz, gdzie nas szukać. - powiedziała odsuwając mnie od siebie. Spojrzała na mnie z uśmiechem. Zaczęłam się żegnać z resztą gildii. Lucy, Natsu, Wendy, Gajeel, Gray. Oni wszyscy byli dla mnie ważni. Nie zdążyłam ich jednak zbyt dobrze poznać w tym i tk krótkim czasie. Szkoda mi się teraz tego zrobiło. 
Ostatni był mistrz. Stał przed wszystkimi i próbował powstrzymać łzy. Uśmiechnełam się do niego i kucnełam. 
- Dziadku, nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
- A czy ja płaczę. Ja wcale nie płacze. - powiedział powstrzymując łzy. Przytuliłam go. 
Kiedy pożegnałam wszystkich członków Fairy Tail, podeszłam do Sabertooth. Wiedziałam, że tutaj będzie trudniej. Mimo, że mieszkałam w Fairy Tail, to właśnie z Szablozębnymi się utożsamiłam o wiele bardziej. Przełknęłam ślinę. Podeszłam do Stinga. Uśmiechnęłam się zdenerwowana lekko. 
- Nom,... to nasze pożegnanie... - powiedziałam trochę się jąkając. Ciężko mi było się pożegnać. Kiedy tak stałam przy nich wszystkich, to dręczyło mnie ciągle to samo pytanie. Czy ja chce wracać?
- Hehe. Nie denerwuj się tak. Będzie dobrze. - powiedział chłopak. Uśmiechnęłam się do niego. 
- To oczywiste, że będzie dobrze. Po prostu... 
- Nie będzie już was? - spytał Sting. Kiwnęłam głową. - Słuchaj. My będziemy mieć się dobrze. Jak dobrze słyszałem, to w waszym świecie jest więcej niebezpieczeństw, więc to lepiej wy miejsce się na baczności. - dodał i mnie przytulił. Pod koniec usłyszałam od niego jeszcze jeną prośbę. "Pilnuj Nathalie" Odchodząc od niego uśmiechnęłam się. Oczywiście, że ja spełnię. Nie musisz się bać. 
Następna była Yukino. Pożegnałam się z nią wymieniając formy grzecznościowe. Jej tak samo, jak polowy - nie, większość gildii Fairy Tail nie zdążyłam poznać. zbyt dobrze. I tak samo w jej sytuacji szkoda mi było, że jej bardziej nie poznałam. 
Kiedy dotarłam do Rogue'a, usłyszałam okrzyki radości. Spojrzałam w tamtą stronę. Sting pocałował Nathalie. Uśmiechnęłam się. Po takim pożegnaniu, to ja jeszcze zastanowiłabym się, czy chce wracać. Ale to w końcu jej życie. Ona zdecyduje. Podeszłam do czarnowłosego i spojrzałam na niego. Jego twarz nie za bardzo ukazywała emocje, jednak poznałam go wystarczająco dobrze, by zauważyć smutek w jego oczach. Uśmiechnęłam się. 
- Wszystko będzie dobrze. Nie masz co się smucić. - powiedziałam mu. Ten jedynie przytaknął. Zbliżyłam się do niego i przytuliłam go. Mocno go objęłam i zamknęłam oczy. Poczułam jego ręce obejmujące mnie. 
- Pytałeś się mnie, czy chcę wracać. - wyszeptałam mu. Nic nie zrobiła jednak wiedziałam, że słucha. Uśmiechnęłam się. - Powiedziałam ci wtedy, że nie wiem. A dziś... jestem rozdarta. - jeszcze mocniej go przytuliłam. - Nie potrafię wybrać. Na Ziemi mam rodzinę i przyjaciół, ale jednak... wiem... nie, czuję, że tutaj czeka mie lepsze życie, niż tam. - wyszeptałam czując, że zaraz się rozpłaczę. 
- A dlaczego tak mylisz? Bo jak dotąd żyło ci się jak w niebie? - powiedział Rogue. - Uwierz, życie tutaj nie jest takie jak w bajce. W każdej chwili może się rozpętać wojna gorsza od tego, co się działo w Tartarus. Może ucierpieć więce osób, które kochasz i nie będziesz mogła nic z tym zrobić. - powiedział. Zatkało mnie. - Wracaj do rodziców, przyjaciół. Tam będziesz najbezpieczniejsza. - dodał.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spytałam się go. - Ziemia to nie przelewki. W każdej chwili możesz zostać odrzuconym, zaatakowanym, porzuconym przez społeczeństwo. Możesz zostać sam. A to może być gorsze od tej twojej wojny. 
- Sofia, wracaj na ziemie. - powiedział ostro Rogue. Podskoczyłam zszokowana. Po chwili do mnie dotarło wszystko. Nic pomiędzy nami nie było. to po prostu ja sobie ubzdurałam większość z tych rzeczy. Nadal jestem dzieckiem. Nadal muszę się wiele nauczyć. Odsunęłam się od niego i dałam mu buziaka w policzek. 
- Żegnaj Rogue. - wyszeptałam i podeszłam do portalu. Nathalie już tam stała. Odetchnęłam na uspokojenie. 
- Idziemy? - spytałam. 
- Idziemy. -odpowiedziała i weszłyśmy do portalu. 

Rogue POV
Widziałem, jak dziewczyny znikały. Ten portal jakby je... wsysał? Nie wiedziałem za bardzo, jak to określić. Po chwili podszedł do mnie Sting. Uśmiechnięty od ucha do ucha. 
- I jak pożegnanie? Pożegnałeś się tak, jak chciałeś? - spytał się mnie uderzając w ramię. Co miałem mu powiedzieć. Że przekonywałem ją, by wracała? Nakłaniałem ją, by wyjechała stąd? Wręcz ją zmusiłem? Nie chciałem, by przez jedno głupie zdanie przeze mnie wypowiedziane, porzuciła całą swoją rodzinę i przyjaciół, którzy się teraz o nią martwią. Nie mogłem jej zmusić do tego, by podjęła decyzje, którą mogła żałować przez resztę swojego życia. 
- Rogue? - spytał Sting już z mniejszym entuzjazmem. 
- Wszystko poszło dobrze. Nie masz się czym przejmować. - powiedziałem standardową formułkę. Sting jednak nie przyjął tego najlepiej. Nie zdążył mi jednak nic powiedzieć. 
W miejscu, gdzie stał portal, pojawił się teraz obcy nam las. Leżały w nim dziewczyny. Wyglądały na nieprzytomnie. Podeszli do nich jacyś dwaj mężczyźni z psem. Jeden z nich trzymał przy uchu to dziwne urządzenie, co często pokazywały nam dziewczyny. Nazywały to smartphone czy jakoś tak. 
Nie byli długo sami. Po kilku minutach przyjechały jakieś dziwne urządzenia. Miały świecące narzędzie na samej górze. Wyszli z niego jacyś ludzie. Z tego większego od razu skierowali się do dziewczyn i zaczęli je badać. Chyba. Nie byłem pewny. Natomiast ci, co wysiedli z mniejszego, podeszli do mężczyzn i zaczęli z nimi gadać. Najprawdopodobniej przesłuchiwać. Zapisywali wszystko, co powiedzieli mężczyźni. Natomiast inni zabrali nasze dziewczyny i schowali w tym dziwnym metalowym pudełku. W tym czasie ekran zniknął. Dopiero do mnie dotarło, co ja zrobiłem. 

Sofia POV
Obudziłam się w szpitalu. Rozejrzałam się. Było biało i sterylnie. Aż za biało i sterylnie. Wokół mnie nie było żadnej aparatury ani kroplówki. Najwyraźniej przechodzenie przez portal nie powoduje żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu. Usiadłam i się uśmiechnęłam. Byłyśmy w domu. Siedziałam w najprawdziwszym szpitalu na najprawdziwszym łóżku szpitalnym. Jednak to mnie nie pocieszało. Wiedziałam, że już nigdy więcej nie zobaczę tych, których zostawiłam w Fiore. Dlatego nie mogłam już wytrzymać. 

W szpitalu we Florentinie siedziała dziewczyna odnaleziona po trzech tygodniach. Uśmiechała się i płakała. Jednak to nie ze szczęścia, bo ja znaleziono. Tylko z utraty kogoś, kogo nie powinna nigdy opuszczać. 
____________________________________________
Hejo, tutaj Samara. 
Chciałam się was spytać tylko jednego:
Czy czytając ten rozdział, mieliście tają reakcje, jak w powyższym gifie? Bo ja tak -.- cooo jest dziwne, bo sama go pisałam >.>

W każdym razie pogadankę Angel będziecie mieli poniżej, więc ja już nie przeszkadzam *chowa się w cieniu*

-----------------------------------------

Tia..."pogadanka" Ale co ja mam powiedzieć? 

Tu jest tylko jedno do powiedzenia:

"Rogue...nawaliłeś po całości...i to ostro"

Ale spoko ludziska. W przyszłości będzie mocna rekompensata! Osobiście się o to postaram. Moje słowo -^^-

A teraz mówcie. Jakie wrażenia? Pod ostatnim poście nieźle się spisaliście. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie :D

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 30

Pierwszy dzień po powrocie spędziłam w łóżku pod puchatą kołdrą. Jednak dzisiaj stwierdziłam, że marnowanie życia na tym miękkim materacu nie jest czymś co powinnam robić. Wrócę do tego jak już będę miała pewność, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Z tego co nam mówili, nie jesteśmy pierwszymi ludźmi z ziemi, co znaczy, że te poprzednie przypadki musieli jakoś udokumentować,
- No dawaj ciele, zwijaj się z łóżka - wyjąkałam w pustą przestrzeń. Dzisiaj jest wyjątkowo chłodno. Albo to w tym budynku siadła klimatyzacja. Gdzie powinnam się udać? Mogę przekopać bibliotekę tej gildii. Co prawda, nigdy tam nie byłam ale wiem, że jest. Zeszłam na dół, mistrz wraz ze swoim przyjacielem jak i białowłosą siedzieli przy jednym ze stołów. Lector z Froschem bawili się w coś.
- Yukino? - stanęłam nad dziewczyną. Zaskoczona odwróciła się w moją stronę. Niestety, nie tylko ona.
- Coś się stało? - Sting uważnie mi się przyglądał. Rogue za to wysłał mi zachęcający uśmiech.
- Nie...to nic takiego. Chciałam tylko, żebyś poszła ze mną do waszej biblioteki, jeśli to nie problem - starałam się ukryć moje zażenowanie. Trochę mi głupio przed blondynem. Rozkleiłam się przed nim totalnie tamtego dnia. 
- Potrzebny jest klucz...Sting-kun? - dziewczyna patrzyła na mistrza z taką nieodgadnioną emocją w oczach.
- Tak, Yukino, pójdziesz po ten klucz? Proszę? - białowłosa cała czerwona przytaknęła i poszła po moją przepustkę do prawdy. Za to gdy ja chciałam już odejść, blondyn przeciągnął mnie na stronę. Spojrzałam na niego pytająco.
- Dobrze się czujesz? - patrzył na mnie z taką troską w oczach. Nie podobało mi się to.
- Nie musisz się o mnie martwić. Nic mi nie jest - odwróciłam głowę. Wszystko byle by na niego nie patrzeć. 
- Nathalie... spójrz na mnie - nie ma mowy. Nie dam rady. - Nath - złapał mnie za podbródek zmuszając do kontaktu wzrokowego. - Zależy mi na tobie...jak na przyjaciółce i nie chcę byś była smutna, rozumiesz? 
- Sting. Jestem lekko przybita, to normalne. Naprawdę, nic mi nie jest - wyrwałam się jakoś z tego uścisku. Nie wyglądał na przekonanego ale w tym czasie Yukino zdążyła wrócić. Zostawiłam go szybko podchodząc do dziewczyny, która zaczęła prowadzić mnie do biblioteki. Czuję się osaczona i nie podoba mi się to. Najpierw zaczął Hibiki, później pojawił się ten cały, cholerny Simon, a teraz? Teraz mam wrażenie, że i Sting jednak nie ma mnie za jedynie "przyjaciółkę". To mnie męczy. Już nie wiem czego chce. Mam mętlik w głowie i nie potrafię sobie z tym poradzić.
- Chce wrócić do domu!
***
Drzwi biblioteki były ogromne jak z jakiegoś filmu poszukiwaczy przygód. Yukino zostawiła mnie samą bym mogła przegrzebywać się przez te stosy przeróżnych książek, pergaminów i innych papierów. Nie wiem czy coś znajdę. Nie wiem czy wierzę w to. Ale przynajmniej mam jakieś zajęcie więc jest dobrze.
***
Wydarzenia z przed 400 lat...Zeref...założyciel Sabertooth...smoki...zniknięcie smoków...starożytna magia... zapomniana magia...wojna nuklearna...przepis na babeczki z serem...ile można?
***
Magia czasu...magia wymiarów...magia grawitacji...magia run...magia archiwum...zaklęcia...tajemne informacje...czyżby to było to? Czyżbym miała? Muszę to tylko poskładać w całość. Złożyć w odpowiedni kod. Mogę się mylić, to jasne... ale czemu by nie spróbować? Wszystko jest w tych książkach. W pergaminach tysiącletnich. Dlaczego wcześniej tu nie zeszłam? Przełomowe odkrycie.
***
- Nathalie! - Sofia podbiegła do mnie, mocno mnie ściskając - To prawda co mówią? Naprawdę dałaś radę? - patrzyła na mnie pełna nadziei.
- Nie mam tej pewności na sto procent ale powinno się udać - rozejrzałam się po okolicy. Byłyśmy w lesie. Mniej więcej w równych odległość między miejscem w którym ja się obudziłam, a gdzie się obudziła Sofia. Nie było to konieczne ale wolę dmuchać na zimne. Byli tu wszyscy członkowie Fairy Tail jaki i szablozębni. Postawiłam na nogi wszystkich. Musi się udać. Muszę się tylko skoncentrować. Zamknij oczy, weź głęboki wdech i...jest! Ekran już się pojawił. 
- Jak będziesz tak nade mną stać to na pewno mi nie wyjdzie? - zwróciłam uwagę przyjaciółce, która stała zdecydowanie za blisko mnie i mojego miejsca pracy. Dokładnie jak na uniwerku...tęsknie tak bardzo.
- Teraz muszę tylko wpisać odpowiedni kod. I posiadać jakiś duży pokład mocy... myślę, że się uda - tłumaczyłam niby wszystkim ale patrzyłam na swoją towarzyszkę. Muszę połączyć się z tym światem...włączyć łącze...transfer...wpisać hasło "ziemia"...teraz kod: fragment z księgi o magii czasu, słowo od magii grawitacji...wpisać to runami i w formie jaka była podana w informacjach o archiwum...wybrać miejsce..."Italia"..."Florentina"...zadziała? Powinno. No to co? "Enter". 
Przez chwilę nic się nie działo. Nawet zaczęłam tracić nadzieję kiedy pojawił się uporczywy dźwięk. Jakby odkurzacza. A po dłuższej chwili zaczęła pojawiać się jakaś wyrwa w powietrzu która zaczęła się powiększać i powiększać. Patrzyłam na to mocno zafascynowana. Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę coś równie takiego...aż mi słów brakło. Wyrwa w wymiarze była już mojego wzrostu i szeroka na dobre dwa metry. Koloru była fioletowego, zupełnie jak tamta w lesie. Dawała dziwne, złudne odczucie...jakby się kręciła.
- Udało mi się...- szepnęłam z niedowierzeniem. -Udało mi się! - krzyknęłam pełna euforii. Wrócimy do domu! To wspaniale. Spojrzałam na swoją towarzyszkę. Patrzyła na to wszystko równie zdziwiona jak ja. Niby wyglądała, że się cieszy ale nie wyglądała na przekonaną. A nasi towarzysze? Przyjrzałam im się wszystkim. Widać było, że się cieszą ale... było też im smutno. Aż zrobiło mi się trochę głupio. Powinniśmy się chociaż pożegnać. Podeszłam do Rogue. Jego wyraz twarz był dla mnie nieodgadniony. Zresztą jak zawsze. Patrzył na mnie ale nic nie powiedział.
- Wow, udało mi się. Fajnie, nie? - uśmiechnęłam się krzywo - Dopięłam swego..chociaż może nie byliśmy szczególnie blisko to jednak... będę tęsknić wiesz? - pociągnęłam nosem. Nie, tylko nie to. Nie chcę się znów rozklejać. Już się zdążyłam ostatnio wypłakać.
- Też będę tęsknić - poklepał mnie po ramieniu. No oczywiście. Ale ja się tak nie dam. Przytuliłam go w odwecie. Bez słowa podeszłam tym razem do Yukino.
- Nie wiem czy mogłam... czy teraz mogę cie określić mianem przyjaciółki... nie wiem kim konkretnie dla mnie byłaś czy jesteś ale wiem jedno. Jestem ci wdzięczna. Bardzo wdzięczna.
- Ten czas, który u nas spędziłaś, będzie na pewno niezapomniany  -  przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk. Nie co się wahałam ale podeszłam do mistrza szablozębnych. Stał tam taki...zmęczony.
- A więc udało ci się. Gratuluje - uśmiechnął się ale to nie był ten sam uśmiech, który u niego zawsze widywałam. Ten był jakiś sztuczny. Wymuszony. 
- Tak. Sama w to nie wierzę. To jest jak jeden wielki sen, który nie chce się skończyć - spojrzałam w niebo. Takie bezchmurne.
- Może lepiej żeby się nie skończył? - spojrzałam na niego pytająco. Ten się za to do mnie zbliżył. - Mam rozumieć, że już nigdy cię nie zobaczę? - złapał mnie za ręce. Stoi zdecydowanie  za blisko mnie.
- Tak. Prawdopodobnie tak....będę tęsknić, wiesz? - uśmiechnęłam się. Chce pożegnać ten świat z uśmiechem. Chciałam już odejść ale chłopak najwidoczniej miał inne plany. Złapał mnie w pasie przyciągając jeszcze bliżej siebie i  nachylił się złączając nasze usta w długim pocałunku. Na początku może nie co oszołomiona jego ruchem, nie zareagowałam. Jednak po chwili w przypływie emocji sama położyłam mu ręce na karku pogłębiając pocałunek. Był on pełen tęsknoty.
- A ja myślałam, że masz mnie za przyjaciółkę - szepnęłam gdy już się od siebie oderwaliśmy.
- Bo nią jesteś...ale to uczucie - położył moją dłoń tam gdzie powinno być jego serce - ono zalęgło się tutaj w dniu kiedy po raz pierwszy cię spotkałem. I rosło z dnia na dzień czego nie mogłem od razu zauważyć i bardzo tego żałuję. Ale nie chce cię zatrzymywać. Nie mógłbym. Bądź szczęśliwa, okey? - wysłał mi ten swój promienny uśmiech. Tym razem ten prawdziwy.
***
Stanęłam koło portalu. Koło mnie Sofia. To było ciężkie ale podjęłam decyzję już dawno i nie mam zamiaru jej zmieniać. Spojrzałam na nią. Wyglądała na równie zdeterminowaną. 
- Idziemy? - spytałam. Wyglądała jakby się jeszcze wahała.
- Idziemy - kiwnęła głową i pewnym krokiem wkroczyła do portalu ciągnąć mnie za sobą. Następne co pamiętam to zderzenie z ziemią. Potem już tylko ciemność.

POV jakichś gości...

- Max! Ej, Max! - krzyk mężczyzny odbijał się echem od drzew.
- Łap tego psa!
- Gdzie on leci? Max! Co do kur... - rosły facet przystanął gdy zauważył znalezisko jego zwierzaka. Samiec owczarka niemieckiego radośnie obwąchiwał dziewczynę o niebieskich włosach, która leżała nieprzytomna wśród liści, trawy i gałęzi. Druga dziewczyna leżała na konarze wyciętego niedawno drzewa.
- Co tu się odpierdoliło? - drugi mężczyzna doganiając swojego towarzysza rozglądał się po miejscu, sam nie wiedząc czego szukając.
- No i co tak stoisz? Dzwoń po karetkę! I po policję! - pierwszy facet, właściciel psa zdzielił swojego kumpla czapką przywołując go do porządku. Kiedy ten dzwonił, on podszedł do dziewczyn jednocześnie odganiając zwierzaka. Na szczęście, obie żyły.
- Lasek północny od ulicy Sau Paola. Tak, to prawdopodobnie zaginione dziewczynki...wygląd i wiek by się zgadzał...czekamy

-------------------------------------------------------------------

No i mamy KISSU , wreszcie, co nie?

Jak już zakończyć sagę to z przytupem :D

Już za chwile poznacie tego słynnego Pablo...Leon'a który zabiega o Nath

Czy możliwe, że nasza niebieskowłosa dziewczynka się zakochała? A może to było tylko w przypływie emocji? No i największe ( chyba ) pytanie.

Jak się pożegna Rofia? :D

 Pozdrawiam i czekam/y na opinie -^^-

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 29

Byłam na łące blisko gildii. Minął już tydzień odkąd pokonaliśmy Tartarus. Od tego czasu nie spotkaliśmy żadnego z członków Sabertooth. Trochę mnie to smuciło. Chciałam spotkać się z Nathalie. Kiedy zostawiałam ją razem z członkami Sabertooth, nie wyglądała na zadowoloną. To wyglądało, jakby była przybita. Od tego czasu zastanawiałam się, czy przypadkiem nie obwinia się o całą tą katastrofę. To mnie najbardziej martwiło.
Bardzo prawdopodobne jest to, że nie wrócimy na Ziemię. Niby ten smok mówił inaczej, jednak to tylko dana nam nadzieja, która z dnia na dzień coraz bardziej słabła. Dlatego przestałam wieżyc w powrót. Zaczęłam tworzyć nowe życie. Wyrzuciłam rodziców, Pablo, przyjaciół, wszystkie wspomnienia z nimi związane. Nie mogłam się tym wiecznie zamartwić. Dlatego przestałam wierzyć i zaczęłam od nowa.
Jednak Nathalie... Nathalie nadal wierzy. Nadal wierzy, że można wrócić. Przez ostatnie dni widziałam wielkie zafascynowanie swoimi nowymi umiejętnościami. Widziałam, że to jej całkiem pasuje i że z tym może tutaj żyć. Jednak po walce z Simonem zauważyłam coś dziwnego. To, co jej zrobił, zmieniło ją lub jej zdanie na temat tego świata.
Westchnęłam. Było wczesne popołudnie. Własnie ćwiczyłam Capoeirę. Jakoś to była moja ulubiona sztuka walki. Nie wiedziałam dlaczego. Jednak najczęściej z niej korzystałam. Odetchnęłam. Wdech i wydech. I od nowa.
- Armada... Bencao... Escorao... Ponteira... Martelo... - przy ostatnim ciosie, ktoś zatrzymał moją nogę w powietrzu. Spojrzałam zaskoczona na tą osobę, po czym spochmurniałam. Mój kochany braciszek postanowił mnie odwiedzić?
- Za słabo. - powiedział nadal trzymając moją nogę. - Takim ciosem nikogo nie powalisz, a tym bardziej nie wywołasz jakiegoś obrażenia. - dodał uśmiechając się. Prychnęłam. Uważa, że nikogo nie powalę? Jeszcze się przekonamy.
Odbiłam się od podłoża nogą, na której stałam i uderzyłam nią w głowę Laxusa. Zaskoczony puścił moja drugą nogę i oddalił się trochę. Złapał się za głowę, gdzie go uderzyłam. Uśmiechnęłam się.
- Bolało? Przepraszam... - powiedziałam, jednak zanim zdążyłam dokończyć, blondyn mnie zaatakował. Spodziewałam się jakiegoś uderzenia. On natomiast... zaczął mnie łaskotać?!
- Co... ty... hehe... nie!... przestań!! - zaczęłam krzyczeć pomiędzy spazmami śmiechu. Chłopak natomiast dobrze się bawił tym zadaniem. Wierciłam się pod blondynem z bólu i śmiechu, kiedy ktoś mu przerwał.
- Bo umrze ze śmiechu. - powiedział Bickslow. Spojrzałam w jego kierunku całkowicie zapłakana. W duchu mu podziękowałam. Szybko wyszarpnęłam się z jego uścisku i uciekłam do gildii. Tam natomiast mieliśmy gości.
- O... nie wiedziałam, że przyjdziecie. - powiedziałam spoglądając na bliźniaków. Sting przywitał się kiwnięciem głowy, a Rogue uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do baru.
- Mira, mogę sok? - spytałam się dziewczyny. Ta uśmiechnięta nalała mi go do szklanki i podała. Wypiłam wszystko za jednym razem. Szczęśliwa, że zwalczyłam pragnienie siadłam przed barem.
- Co ty taka zmachana? - zapytała Lucy. Chłopacy w tym czasie zdołali do mnie dotrzeć.
- Aaa... miałam małą potyczkę z Laxusem... - powiedziałam spoglądać w bok. Zebrani spojrzeli na mnie zdziwieni jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Coś się stało? - spytałam Rogue'a. Ten jedynie na mnie spojrzał pytającym wzrokiem. - Zazwyczaj, jak przychodzicie, to coś się stało, albo macie do zaproponowania. - dodałam.
- Wracaliśmy właśnie z misji, a że mieliśmy po drodze, to wpadliśmy. - odezwał się Sting. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Po chwili się uśmiechnęłam.
- W takim razie nie obrazisz się, jeśli porwę Rogue'a? - spytałam. Zanim blondyn zdążył cokolwiek odpowiedzieć, mnie i czarnowłosego już nie było. Prowadziłam go przez miasto cały czas trzymając za rękę.
- Coś się stało? - spytał spoglądając na mnie. Posmutniałam i westchnęłam.
- Martwię się o Nathalie. Kiedy wracałam z gildią, wyglądała na zdołowaną. nie wiem, co jej jest. Rzadko kiedy się tak zachowuje. Wiesz może, co się dzieje? Zauważyłeś coś? - spytam się go z prośbą w oczach. Przystanął i spojrzał na mnie. Po chwili westchnął.
- Nie wiem co jej jest. Więcej czasu spędza z nią Sting. To jego powinnaś o to zapytać. - powiedział. Spuściłam wzrok.
- No tak... racja... - wyszeptałam. Ruszyliśmy dalej.
- Wiem jedynie, że szuka sposobu, jak otworzyć portal - wyskoczyła nagle Rogue. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co...
- Ostatnio przeglądała książki, z tym związane. Coś mi się wydaje, że chce wrócić jak najszybciej do waszego świata. - patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Po chwili jednak posmutniałam. Już wiem, jaki trudny wybór mnie czeka. W tej chwili nie wiedziałam, gdzie mam zostać. I tu i tam mam rodzinę. Na Ziemi jest Pablo, a tutaj... Spojrzałam na Rogue'a. Musiałam niedługo zdecydować. Czułam, że mam coraz mnie czasu...
- Coś się stało? - spytał chłopak. Przez chwilę patrzyłam na niego, po czym uśmiechnęłam się i zaczęłam rozglądać się po pobliskich straganach.
- Wszystko w porządku. - powiedziałam oglądając wystawę najbliższego sklepu. Chłopak podszedł do mnie od tyłu.
- Jesteś pewna? - spytał się mnie. Już trochę mnie zna.
- Tak, nie masz się o co martwić. - powiedziałam i ruszyłam dalej.
Spacerowaliśmy tak po rynku ramie w ramie. O dziwo, Cisza pomiędzy nami mnie nie przytłaczała. Wręcz przeciwnie. Byłam zrelaksowana, jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się.
- Co będziesz robić, gdy wrócisz? - spytał się mnie. Napawając się promieniami słońca na twarzy zadałam nieprzemyślane pytanie.
- A skąd możesz wiedzieć, że wrócę? - powiedziałam i po chwili opuściłam głowę.
- A nie wracasz? - spytał spoglądając na mnie. Przez chwilę milczałam.
- Nie wiem... nadal się zastanawiam. - powiedziałam spoglądając przed siebie. Wiedziałam, że tak będzie, a jednak się przywiązałam. Następnym razem muszę się powstrzymać od tego... o ile będzie następny raz.
- W takim razie odpowiedz mi na pytanie.
- hmm... chyba wrócę do swojego życia. Będę chodzić do szkoły, trenować sztuki walki, spotykać się ze znajomymi.
- A co z Pablem?
- ... nie wiem... nie wiem, czy po tym wszystkim będę mogła jeszcze z nim żyć, tak jak kiedyś... - powiedziałam. Ten jedynie przytaknął. Nie byłam jednak jednego pewna. Czy mi się przywidziało, czy się przez chwile uśmiechał.
Kiedy wróciliśmy do gildii, Sting już na niego czekał. Spojrzał na mnie po czym spowalniał.
- Coś się stało? - natychmiast zareagowałam. Sting spojrzał najpierw na Rogue'a, po czym powiedział:
- Nathalie udało się otworzyć portal miedzy-wymiarowy.

---------------------------------------------------------------------------

No hej ludzie! Jak widzicie coraz bliżej do wielkiego życiowego wyboru dziewczyn. Będzie trochę więcej Nasti...z kolei jeśli chodzi o Rofię to Rogue spieprzył po całości -^^-

Ale dość spojlerów, powiedźcie lepiej co sądzicie?

W sumie w tym rozdziale szczególnie dużo się nie dzieje. Trochę uczuć, troszeczke Rofii, Laxus uaktywnia swój tryb starszego brata... takie tam :3

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 28

Przestaje już rozumieć. Nic w tym świecie nie ma najmniejszego sensu. Nie nadążam nad tempem ich życia.
- Tak bardzo chce wrócić do domu - nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam. Ale miałam już dość. Na samym początku było dziwnie i niepokojąco. Później ogarnęła mnie fascynacja nowym miejscem, a teraz? Teraz tak bardzo tęsknie za mamą i jej kuchnią. Za tatą, który nudził nas polityką każdego ranka. Tęsknie za Leon'em pomimo tego, że wkurza mnie swoimi zalotami do mnie, tęsknie za Federico, który zawsze wiedział co mi doradzić. Jak mnie podnieść na duchu. A teraz? Teraz nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze ich zobaczę. Ten świat jest okropny ale czy ludzie też?
Wszędzie spotkam kogoś kto jest wcieleniem zła jednakże nie mogę zaprzeczyć, że podobał mi się czas spędzony z Sabertooth. Yukino jest miłą waleczną dziewczyną. Rogue jest strasznie cichy ale w tym tkwi jego urok. Może nie odzywamy się do siebie za wiele ale czuję, że darzymy się nawzajem sympatią. Sting...on...był i wciąż jest dziki. Na początku był zły, pełen pychy. Bałam się go. Bałam się tak naprawdę wszystkich. Jednak pokazał swoją jaśniejszą stronę. Choć mnie wkurzał nie raz, to po prostu... on jest takim dużym dzieckiem. Świetnie się z nim bawiłam. Chociaż wciąż potrafi pokazać jaki jest groźny, chociaż wciąż czasem się wywyższa to jednak... lubię go. Czuję się tak mocno zraniona. Czuję się tak bardzo źle. Byłam za bardzo zafascynowana tym, że Simon jest z ziemi. Uwierzyłam mu zamiast ufać ludziom, którzy się mną zajęli. Uległam wyobrażeniu, że Sting...że oni...że niby jestem do niczego zapominając, że tylko dbał o moje bezpieczeństwo. Przecież po zabiciu mistrza mógł się mnie pozbyć. Po co mnie trzymać? Byłam dla niego obca, dziwna. Ale tego nie zrobił.
To wszystko jest takie beznadziejne. Jestem tak bardzo zła, a jednocześnie nie mam na nic siły.
- Co? oh... - Sofia szturchnęła mnie w ramię wskazując na niebo. Ogromne stworzenia, które fani gatunku fantasy nazwali by smokami. Jeśli kiedykolwiek ktoś by mi powiedział, że zobaczę na żywo najprawdziwszego smoka to odesłałabym go do psychiatryka.
Jednakże w Earthland mogłam się spodziewać już wszystkiego. Ten świat nie zna pojęcia "nauka" czy "logika", "prawa natury" nie... ten świat ma gdzieś wszelkie prawa. Przeszłyśmy na dziedziniec. Smoki zaczęły rozwalać jak mniemam Face ponieważ już czułam jak siły do mnie wracają. Jednak wciąż czuję się wyczerpana tym wszystkim. Czuje się wykończona psychicznie. Chcę już tylko schować się pod ciepłą kołdrą i zapomnieć o wszystkim.
***
Wszyscy magowie w jednym miejscu. Poobijani, ledwo żywi. Wszystko wokół to już tylko ruiny tego zamku. Jak w jakimś słabym filmie historycznym. W tym, że w takim filmie nie było by ogromnych smoków. Wszystkie...rozmawiały ze smoczymi zabójcami. Jeden natomiast leżał martwy. Nie wiem tak naprawdę jak powinnam się teraz zachować. Sting stał naprzeciw białego monstrum. Może nie powinnam ale podeszłam do niego. Zauważył mnie dopiero gdy ta przerośnięta jaszczurka na mnie spojrzała.
- Nat? Ja... nic ci nie jest? - blondyn zaczął mnie dotykać w różnych miejscach ciała sprawdzając chyba czy nie mam złamań.
- Ja...ja już chcę aby to wszystko się skończyło - wyjąkałam płaczliwym tonem. Dopiero co się ogarnęłam i już znowu zaczynam płakać. Co za beksa ze mnie.
- W porządku. Już wszystko się skończyło. Jest okey. - przyciągnął mnie do siebie. Mocno mnie obejmował jednocześnie gładząc moje włosy, a ja po prostu ryczałam w jego i tak już zniszczoną bluzkę.
- Wcale nie jest okey - wychlipałam - Dałam mu się omotać, rozumiesz? Wpadłam w te sidła jak jakaś małoletnia gówniara. A niby taka inteligentna jestem, niby na uniwersytecie...
- Nie powinnaś się obwiniać - szeptał mi do ucha - On cię oszukał, nie ty jego. Po prostu zapomnij.
- Już niedługo... - zaskoczona spojrzałam w stronę białego smoka. On właśnie przemówił? Blondyn również spojrzał z zainteresowaniem na gada. Nie obejmuje mnie ale za to ściska mnie za rękę. W normalnych okolicznościach pewnie bym na to nie pozwoliła... może od razu to przerwała ale teraz... tak jakoś mi z tym lepiej. Pomaga mi to. Tak jakby leczyło moją duszę.
- Powinnaś czasem słuchać swego serca. Podążyć za tym co sprawia ci radość. Dzięki czemu jesteś szczęśliwa - przeszywał mnie spojrzeniem. Nie wiedziałam jak powinnam na to zareagować więc po prostu milczałam. Wyglądałam pewnie jak jedno wielkie nieszczęście.
***
- Jeszcze jedno. - powiedział biały smok. Z tym, że tym razem najwyraźniej była to samica - Osoby, które zostały sprowadzone z Ziemi, mogą odpalić własny teleporter. Nie jest to jednak takie proste. - dodała. Co powiedziała? Czyli jednak jest to możliwe? Wszyscy spoglądali na nas z uśmiechem. Ja też po raz pierwszy od chyba paru godzin się uśmiechnęłam. Istnieje możliwość powrotu na ziemię. To cudowne. Jednak zanim zaczęłam w głowie układać jakieś odpowiednie pytania, smoki tak po prostu zniknęły.
- Dała nam nadzieje, jednak nie powiedziała, jak mamy wrócić... - byłam zawiedziona. Jak tak można?
- Nie martw się. Na pewno kiedyś uda nam się wrócić na Ziemię. Po prostu nie teraz. - wydawała się szczęśliwa. To co się tutaj stało w ogóle jej nie tknęło? Czy to teraz ja jestem zbyt ponura? - Trzeba powoli wracać... - dodałam. Wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem. Ruszyliśmy.
- Ej,.. zaraz! Wasza gildia jest w rozsypce!- to olśnienie.
- Zostanie odbudowana, zanim się zorientujesz. A teraz chodź! Ciesz się, że żyjesz! - powiedziała śmiejąc się. Była szczęśliwa. Czyli tylko ja wciąż byłam przybita. Następnie poszli w swoją stronę. Wszyscy członkowie Fairy Tail ruszyli ku Magnolii.
- Pora wracać - doskonale wiedziałam do kogo ten głos należał. - Dobrze się czujesz? - blondyn spoglądał na mnie z troską w oczach. Spuściłam tylko głowę. Wciąż do mnie nie dociera to co się właśnie wydarzyło.
- Nathalie?
- Rogue? - spojrzałam na niego nieco zaskoczona.
- Teraz możesz czuć się nie najlepiej. Ale to minie. Będzie dobrze. - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Musi być - dodał Sting jednocześnie znów łapiąc mnie za rękę.
Może i będzie dobrze. A może nie będzie. Ale to nadal nie zmienia faktu, że czuję się zmęczona tym światem. Może w jakiejś połowie należę do Earthland'u. Jednak ta druga połowa należy do Ziemi. Tam się wychowałam. Czuję, że gdybym miała wybór... nie zawaham się.
--------------------------------------------------------------------------------------------

No i wracamy po wakacyjnej przerwie. Witamy serdecznie, tęskniliście? :D

No ogólnie to wiemy, że nie było za dużo walk w tej sadze i ogólnie jest ona taka okrojona ale mamy wytłumaczenie!

Lenistwo... -^^-

No i dodatkowo, o ile samara oglądała tą sage, tak ja niekoniecznie więc pisanie tego wszystkiego było "lekkim" wyzwaniem.

"Czuje, że gdybym miała wybór... nie zawaham się." - Jak myślicie? Którą to stronę Nath wybierze?