- Gdzie ja jestem? - rozglądałam się ale niestety, wszystko było dla mnie zupełnie obce i takie...inne.
- I gdzie jest Sofia!? - teraz już byłam przestraszona. Jeszcze chwilę temu tu była! Zawsze i wszędzie biorę ze sobą podręcznego notebook'a ale akurat dzisiaj go nie wzięłam! Masz ci los...
Dobra, okey. Nie panikuj Nathalie, to nic takiego, po prostu... jesteś sama w jakimś dziwnym lesie w którym nigdy wcześniej nie byłaś. Takie rzeczy się zdarzają, nie?
- A mogłam zostać w domu - westchnęłam. Powinnam spróbować trafić do jakiejś cywilizacji. Nie słyszę żadnych samochodów, tłoku miejskiego... to źle wróży.
- Powinnam ruszyć na północ - szepnęłam jednocześnie poprawiając moją ulubioną niebiesko-białą bluzę. Idąc tak przed siebie jednocześnie próbowałam złapać zasięg w komórce, niestety - na marne.
- No co jest? Co to za jakaś wiocha, że nic nie łapie? - mruczałam stukając w szybkę IPhone'u. Nie zauważyłam kiedy udało mi się wyjść z lasu. Byłam w jakiejś kompletnie nie znanej mi wiosce. Dosłownie. Wygląda to tak jakby ci ludzie mocno stronili od technologi. Pewnie stąd ten słaby zasięg. Jednak muszę się dowiedzieć gdzie jestem. No i przede wszystkim - jak wrócić do domu. Jednak co się tak naprawdę wydarzyło? Urwisko, fioletowa poświata...pamiętam, że leciałam i potem BOOM. Jestem gdzie indziej i to jeszcze bez przyjaciółki.
Może zamiast chodzić w kółko po tym dziwnym miejscu powinnam się kogoś najzwyczajniej w świecie zapytać o drogę. Tylko kogo tu wybrać na swoją ofiarę. Połowa tych ludzi wygląda albo wrednie albo na wystraszonych. To źle wróży. Wolałabym nie być zmuszona zostawać tu na dłużej. Mój wzrok jednak zatrzymał się dłużej na pewnych dwóch osobnikach. Jakiś blondyn z głupim uśmieszkiem. Miał jakiś dziwny biały tatuaż na lewym ramieniu. Towarzyszył mu jakiś czarnowłosy chłopak. Warto spróbować. Jak już uda mi się wrócić do domu to nigdy z niego nie wyjdę choćby się waliło i paliło. No chyba, że na uczelnie. To taki drugi dom.
- Eh...przepraszam? - przerwałam im rozmowę, choć bardziej to wyglądało na swego rodzaju przechwałki o rzeczach o których nie mam pojęcia.
- Hmm? Czyżby panienka czegoś od nas chciała? - blondyn się do mnie wyszczerzył, za to czarnowłosy tylko zmierzył mnie spojrzeniem.
- Ja? Ja to tylko chciałam się dowiedzieć czy...eh... gdzie ja właściwie jestem? - uśmiechnęłam się niewinnie. Kontakty z ludźmi są takie ciężkie. Nie mam w sumie problemu z nawiązywaniem kontaktu z innymi. Mam problem z ich utrzymaniem.
- No jak to gdzie? Ty nie stąd? Jesteś w jednym z najlepszych miasteczek w Fiore - złotowłosy mnie objął i wykonał ruch ręką, obrazując mi całe miasto przede mną - A wiesz dlaczego? Bo jest chronione przez samo Sabertooth - wypiął dumnie pierś.
- Aha - czym kuźwa jest Sabertooth? Dobra, Nathalie... nie ważne. Skup się na ustaleniu drogi do domu.
- Macie może tu zasięg? - wskazałam palcem na telefon który trzymałam w lewej dłoni. Oni z kolei spojrzeli na mnie jak na idiotkę i ze zdziwieniem na urządzenie w mojej ręce. - Ah tak, rozumiem...to ja może lepiej pójdę - zaczęłam się cofać do tyłu.
- Czekaj! - krzyknął chłopak z tatuażem, a ja w tym samym czasie potknęłam się o coś i runęłam do tyłu. Obok mnie znalazł się jakiś dziwny, zmutowany, czerwony kot w ubranku.
- Uważaj jak chodzisz! - oburzył się na co wytrzeszczyłam oczy.
- Ga-gadający kot!? - złapałam się za głowę ze zdziwienia. A może ja śnię? Może znowu zasnęła w czasie pracy? Tak to na pewno to. To musi być to.
Sting POV
Mamy w tym momencie wolne od jakiejkolwiek pracy więc skrupulatnie wykorzystujemy to razem z Rogue'em.- Pogadać możemy równie dobrze w gildii, dlaczego ciągniesz mnie na zewnątrz? - znów marudził.
- Daj spokój. Jest piękna pogoda korzystajmy z niej. Lector może iść na spacer razem z Frosch, prawda Lector? - spojrzałem na swojego towarzysza.
- Tak jest! - zasalutował mi.
- Frosch też chce!
- Widzisz? Idziemy!
Już siedzimy przy podnóża wzgórza od dłuższego czasu dyskutując o zbliżającym się turnieju magicznym.
- Oczywiście, że wygramy. Tak jak zawsze. Jesteśmy przecież najlepsi - zaśmiałem się na myśl o naszym kolejnym zwycięstwie.
- Eh...przepraszam? - przerwała nam jakaś dziewczyna o niebieskich włosach. Obdarzyłem ją mym pięknym uśmiechem.
- Hmm? Czyżby panienka czegoś od nas chciała? - przyjrzałem się jej. Była dziwnie ubrana. Zazwyczaj dziewczyny są... bardziej skąpo odziane.
- Ja? Ja to tylko chciałam się dowiedzieć czy...eh... gdzie ja właściwie jestem? - uśmiechnęła się tak zniewalająco. Czyżby się zgubiła.
- No jak to gdzie? Ty nie stąd? Jesteś w jednym z najlepszych miasteczek w Fiore - czyli turystka. Objąłem ją ramieniem przyciągając ją do siebie, żeby pokazać jej to całe miasteczko, które jest bezpieczne. Oczywiście dzięki nam. - A wiesz dlaczego? Bo jest chronione przez samo Sabertooth - wypiąłem dumnie pierś jednocześnie ją puszczając.
- Aha - nie wydawała się przekonana.
- Macie może tu zasięg? -wskazała na jakieś dziwne prostokątne urządzenie w jej dłoni. Nie miałem zielonego pojęcia czym jest ten cały "zasięg", ani co ona trzyma. Spojrzałem na Rogue'a. On najwidoczniej też widział to pierwszy raz na oczy. - Ah tak, rozumiem...to ja może lepiej pójdę - zaczęła się cofać do tyłu. Tylko, że za nią zaczęli wracać ze spaceru Lector razem z Froschem.
- Czekaj! - chciałem ją zatrzymać ale nie zdążyłem. Zdarzyła się wywrócić do tyłu.
- Uważaj jak chodzisz! - oburzył się Lector i pogroził jej swoją łapką
- Ga-gadający kot!? - złapała się za głowę i patrzyła na niego jakby był jakimś wybrykiem natury. Po chwili dziewczyna najwyraźniej zemdlała.
- Oh... czy dziewczynce nic nie będzie? - Frosch pochylił się nad niebieskowłosą podczas gdy spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni z Rogue'em.
- Powinniśmy ją zabrać - powiedział po chwili.
- A po co nam ona?
- Wygląda dziwnie. Ewidentnie nie jest stąd. No i to dziwne urządzenie. Nie wiemy czy to nie jest jakaś broń. Może jest z jakieś gildii? Widziałeś, że się najwyraźniej zgubiła. Mistrz będzie wiedział co robić. - patrzyłem na niego przez chwile. Westchnąłem zrezygnowany i wziąłem dziewczynę na ręce uprzednio chowając sobie do kieszeni to jej dziwne prostokątne urządzenie.
Nathalie POV
Poczułam jak coś mną kołyszę. Otworzyłam po chwili oczy starając się przyzwyczaić do światła i jednocześnie uświadamiając sobie, że jestem przez kogoś noszona. Jak już mi się obraz wyostrzył dostrzegłam, że niesie mnie ten sam blondyn co przedtem. Tak z bliska widzę, że ma piękne niebieskie oczy... i jeden dziwny kolczyk - kryształ.- Obudziła się - mój wzrok skierował się w stronę czarnowłosego. Przyglądał mi się uważnie.
- No widzisz, akurat doszliśmy - niebieskooki odstawił mnie na ziemię tuż przed potężnymi drzwiami jakiegoś budynku.
- Gdzie ja jestem? Gdzie mnie zabraliście? To podpada pod porwanie! - zaczynam panikować. Ale to nic dziwnego. Każdy na moim miejscu by zaczął panikować.
- Wyluzuj, utniemy sobie krótką pogawędkę z naszym mistrzem. A raczej ty utniesz - chłopak poklepał mnie po ramieniu. Jego towarzysz za to wciąż mnie obserwował.
- Nie chciałem cię wystraszyć - usłyszałam z dołu. Patrzę - a tam ten sam zmutowany kot co wcześnie. Czyli albo dalej śnię albo to nie sen. Będę raczej dalej ślepo wierzyć w to pierwsze. Blondyn otworzył drzwi i pchnął mnie do środka. Zaczęłam niepewnie iść przed siebie, a oni kroczyli za mną. Dziwne miejsce. Ogromne pomieszczenie które przypominało swego rodzaju podrzędny bar. Pełno różnych stolików, miejsce do tańców. Na samym końcu schody na piętro. Jedyne co mogło wyróżniać to miejsce od baru był wielki, fioletowy tron na końcu sali. A przynajmniej przypominało to tron. Po dłuższym staniu w miejscu znów zostałam pchnięta do przodu. W tym miejscu znajdowało się mnóstwo poubieranych dziwnie osób, którzy skupili swoją uwagę na mnie. Po chwili poczułam na swoim ramieniu rękę, jakby znak, że powinnam się już zatrzymać. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wkroczył ogromny mężczyzna. Naprawdę ogromny. Nikt nie jest taki wielki, z pół życia chyba spędził na sterydach. Tuż za nim wkroczyła jakaś czarnowłosa kobieta. Wyglądała wrednie ale jednocześnie dojrzale i groźnie. Mężczyzna co żyje na sterydach i o białych włosach, zasiadł na swym tronie i zaczął mi się przyglądać.
- Kim jesteś? I co tu robisz? - zwrócił się do mnie swoim donośnym głosem.
- Ja? Ja...- ścięłam się. Przyznaję się bez bicia, boję się. Tylko nie wiem czy tego gościa czy tego, że przebywam już parę godzin w niewiadomym mi miejscu i nie wiem nawet czy do domu mam daleko czy blisko. - Jestem Nathalie Isabella Montechiaro - zaczęłam starając się być pewna siebie. Na te słowa mężczyzna tylko mruknął i przechylił się w przód jak gdyby chciał mi się bliżej przyjrzeć. - I tak szczerze mówiąc nie wiem jak się tu znalazłam. Po prostu... to zabrzmi jak szaleństwo ale szłam sobie z przyjaciółką przez las, kiedy zauważyłam jakieś dziwne, fioletowe połyskujące coś. Chciałam to zbadać ale zamiast tego spadłam w to pociągając ją za sobą ale zamiast w dole obudziłam się tutaj w lesie i zdecydowanie nie jest to ten sam las do którego wcześniej weszłam. - zaczęłam cicho chichotać. Na głos ta historia brzmi jeszcze bardziej niewiarygodniej niż w mojej głowie. Nagle dostałam olśnienia. Sprawdziłam tył moich spodni - nie ma. Przód - nie ma. Wszystkie kieszenie - nie ma. O kurczę.
- Gdzie mój telefon? - zaczęłam się rozglądać po wszystkich zgromadzonych kiedy mój wzrok zatrzymał się na dwójce wcześniej "poznanych" chłopców. Podeszłam do blondyna i złapałam go za fragment koszuli ciągnąc do siebie w dół.
- Gdzie się podział mój telefon? - zmrużyłam oczy. Nie wzięłam dzisiaj laptopa z domu. Komórki nie zamierzałam tracić.
- Mówisz o tym? - wyciągnął z kieszeni mojego IPhone'a. Zabrałam mu go z ręki sprawdzając czy wszystko gra.
- Do jakiej gildii należysz? - znów odezwał się facet na tronie.
- Gildii? ... że w sensie w grze czy o co cho? - nie oderwałam wzroku od ekranu.
- A więc, posiadasz to dziwnie urządzenie, o niczym nie masz pojęcia... Minervo. Obawiam się, że twoja siostra się odnalazła - dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Jak ja. Jak wszyscy tu zgromadzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz