sobota, 28 maja 2016

Rozdział 6

- Najgorsza jest ta niewiedza. Zostaniemy tu na kilka dni czy może na zawsze? Ugh, dlaczego my? - złapałam się sfrustrowana za głowę. Siedziałam razem z Sofią na trybunach tego wielkiego...kompleksu. Przypomina mi to trochę miejsce na walkę gladiatorów. Do tej całej zabawy dołączyło mnóstwo gildii choć z tego co widzę dostało się dziesięć drużyn. Sabertooth i dwie z Fairy Tail. Innych nie znałam, a te znaczki kompletnie nic mi nie mówiły.
- To co robimy? - Sofia wyglądała na zmartwioną. Ja za to byłam załamana. Minęło kilka dni, a ja nawet nie widziałam żadnego komputera na oczy.
- Myślę, że...zamiast się tak załamywać możemy sobie choć odrobinę poprawić humor.
- Co masz na myśli? - uśmiechnęłam się do niej szeroko na te głupie pytanie, przez co chyba załapała.
- Będziemy śmieszkować? Mnie to w sumie pasuje - mruknęła i po chwili sama się wyszczerzyła. - Ten blondyn do ciebie...kojarzysz? Wygląda jakby zatrzymał się w latach 40'
- Nie praawdaa - przeciągnęłam głoskę jednocześnie spoglądając na Sting'a. - chociaż w sumie... może trochę...tak odrobinę - zaczęłyśmy się razem śmiać. - Za to Rogue - wskazałam jej towarzysza blondyna - nie dość, że nosi coś a'la spódnice to jeszcze jest ona od templariuszy.
- No widzisz, jest przeciw tobie. Widziałaś może mojego "brata"? - spojrzała na mnie już lekko czerwona na twarzy. Ja zresztą też pewnie wyglądałam interesująco.
- Niee...który to? - spytałam, a ona wskazała mi palcem na jakiegoś wielkoluda - O matko, kolejny co pił dużo mleka - mruknęłam.
- Pij mleko, będziesz wielki, co nie?
- Okey, dobra, stop. Bądźmy poważne. Utknęłyśmy w obcym nam świecie - starałam się opanować oddech.
- Sama chciałaś się pośmiać - oskarżyła mnie.
- No wiem - powiedziałam już w miarę normalnie.
Powiem szczerze, że te całe igrzyska są całkiem interesujące. Powinnyśmy być z Sofią poważne i mocno zdziwione tym co ci ludzie potrafili zrobić. I w sumie byłam zdziwiona tym wszystkim ale tak mam. Nadal pamiętam jak ze stresu przed maturą zaczęłam się chichrać jak opętana. Zwłaszcza jak jeden obcy facet z komisji nie był poinformowany o szesnastoletniej dziewczynie, która przeskoczyła dwie klasy i nie chciał mnie wpuścić do sali, a mój brak powagi zdecydowanie mi nie pomagał. Zamiast być zszokowane zaczęłyśmy śmiać się z ruchów tych całych "magów" i porównując je do anime czy seriali/filmów. Zabawa przednia.
***
Drugi dzień był równie emocjonujący co pierwszy. Szczególnie konkurencja gdzie wielcy "smoczy zabójcy" się poddali na ledwo ruszających się kłodach. Mało wiem o tym rodzaju magii. W sumie to mało wiem o jakimkolwiek rodzaju magii. Jednak to takie dobijające gdy słyszysz dosyć groźnie brzmiącą nazwę ale ich posiadacze wymiękają na czymś takim.
- Nie wiem na jak długo tu zostaję ale nie zapomnę im tego - śmiałam się.
- Nie mają oni choroby lokomocyjnej? - zastanawiała się Sofia.
- No niby tak...Sting leżał mi na kolanach - drugą część zdania już wymamrotałam.
- Co!?- ale widocznie i tak usłyszała.
- Oj nie patrz tak na mnie. Rogue wylądował jak kłoda na siedzeniu naprzeciwko mnie, a że ja usiadłam od okna to Sting położył głowę na moich kolanach. Przez dobrą chwilę zastanawiałam się co zrobić - zaśmiałam się - te..."gadające koty" powiedziały, że mają mocną chorobę lokomocyjną i lepiej ich nie ruszać - wzdrygnęłam się na wspomnienie tych mutantów. Do tego się raczej nie przyzwyczaję. Nigdy.
- Istnieje tak mocna choroba, żeby wymiękać na tym? - patrzyła na nich z niedowierzeniem. - Z takim podejściem to już przy chodzeniu powinni mieć mdłości - parsknęłam śmiechem na jej słowa.
- U nas uszli by za ćpunów : "Panie, co pan tak brał, że tyle to trzyma" ; "Ja? Stary, widzisz co choroba robi z człowiekiem?" - obie znów zaczęłyśmy się śmiać. Inni patrzyli na nas jak na idiotki. Wszyscy traktowali to chyba nazbyt poważnie, najwyraźniej tylko my znamy takie pojęcie, jakim jest "poczucie humoru".
- To straszne jak wszyscy są tutaj sztywni - mruknęłam opierając głowę o ręce, które były na murku.
- Ile to niby trwa?
- Pięć dni czy coś koło tego... straszne...Może gdzieś pójdziemy? Jeżeli kończą się zawody o tej samej porze to zbliżamy się do końca. - możemy nieco skorzystać z życia skoro już tu jesteśmy.
- Ale czy przypadkiem nie wolno nam się poruszać bez opieki? Jeszcze się zgubimy.
- Już jesteśmy zgubione
- Racja - przytaknęła mi. - To zmywamy się?
- Na pewno nie zauważą - uśmiechnęłam się i zeszłam z trybun, a przyjaciółka zaraz za mną.
***
Minęło kilka godzin. Jeżeli dobrze zauważyłam to dzisiejszy dzień igrzysk dawno się skończył. Nawet nie wiem kto prowadził. Za bardzo mnie to nie interesuje. Byłam zajęta czymś innym
- To gdzie idziemy? - zagadnęła Sofia ale ja jej nie słuchałam. Mój wzrok spoczął na czymś zupełnie innym. - Nat? Co jest, ducha zobaczyłaś? W sumie... w tym świecie chyba wszystko jest możliwe - mruknęła i podeszła do mnie. - Na co się tak gapisz? - podążyła za moim wzrokiem. - O nie, Nat, nie ma nawet mowy - ale mnie mało obchodziło co do mnie mówi.
- To tak łudząco przypomina komputer - aż upadłam na kolana z wrażenia.
- Czy ja muszę ci przypominać, że w tym świecie nie ma żadnej technologi? Ale to żadnej? Cokolwiek to jest, na pewno nie jest to komputer. - ale ja dalej patrzyłam się na to cudo. Jakiś chłopak w garniturze stukał coś na złotej klawiaturze w powietrzu. Nad nią, był owalny ekran. To jest komputer...tylko, że odrobinę inny. Na pewno. Albo to ja już świruje po takiej rozłące z moim laptopem.
- Czy do ciebie nie dociera jedno proste polecenie jakim jest "nigdzie się nie ruszasz sama"? - dołączył do nas ten.,.Laxus? "Brat" Sofii.
- Przecież nie jestem sama. Jest ze mną Nat - wskazała na mnie ale ja tylko myślałam o tym złotym cudeńku. Powinnam zagadać do tego chłopaka.
- Więc tu jesteś. Mogłabyś nas przynajmniej poinformować - usłyszałam za sobą głos Yukino. Odwróciłam się w jej stronę. Za nią była Minerva i chłopcy. Nie wyglądali na zadowolonych. Ja się tylko uśmiechnęłam i podniosłam się z klęczek.
- O nie - Sofia złapała mnie za ramię widząc moją minę - Znam ten wyraz twarzy aż za dobrze i aż za dobrze wiem, że coś złego ci chodzi po głowie. - tylko jeszcze bardziej się wyszczerzyłam na jej słowa po czym wyrwałam się i pomimo krzyków, pobiegłam w stronę tego chłopaka. Pojawiłam się przed nim jak wicher.
- Witam pana - uśmiechnęłam się słodko.
- Oh, witam piękną damę. Potrzebujesz czegoś? - odwzajemnił uśmiech. Pięknie.
- Jestem Nathalie Montechiaro. Wiesz...jestem tu nowa i zauważyłam jak używasz...tego - wskazałam na złote komputero podobne coś w powietrzu. - I szczerze mnie zaintrygowało. Może mógłbyś opowiedzieć mi o tym więcej? - zarzuciłam włosy do tyłu i dalej się uroczo uśmiechałam. Bycie w jednej klasie o dwa lata starszymi ludźmi ma swoje plusy. Można na przykład, dowiedzieć się jak w łatwy sposób wydobyć informacje z miłego chłopaka. Jednak przyznaje szczerze, że zawsze chciałam ograniczać się do niewinnych uśmieszków niż; jak inne dziewczyny; do nie mal bezwstydnego flirtu. Na szczęściu mój wygląd małej dziewczynki wiele ułatwia.
- Jestem Hibiki - przedstawił się - A to jest jeszcze zapomniana magia, zwana Archiwum.
- Ah, tak? Interesujące - przekrzywiłam głowę w bok ukazując moje zaintrygowanie. Dawaj koleś, powiedz mi błagam to co chce usłyszeć i oboje rozstaniemy się w zgodzie.
- Nathalie, co ty wyrabiasz, nie możesz sobie tak po prostu...
- Ah, Sofia. Przepraszam za przyjaciółkę, brak jej nie co wyczucia - mruknęłam na co brązowowłosa zastrzeliła mnie spojrzeniem. Spojrzałam na obecnych tu członków Sabertooth i Fairy Tail. Patrzyli na mnie niektórzy zdziwieni, niektórzy źli. Jakbym robiła nie wiadomo co.
- Nie szkodzi - chłopak nie wydawał się zły. To dobrze - Archiwum jest magią typu Caster. Posiada obszerną bazę danych, którą można przechowywać, rozsyłać.  - zaczął mi opowiadać na co wewnętrznie skakałam ze szczęścia. Czyli jednak istnieje tu coś w rodzaju "magicznego komputera". Już chciałam się go dopytać o inne rzeczy ale nie było mi dane.
- Myślę, że musimy wracać. A ty powinnaś wracać z nami - Sting złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Kurczę. Będę musiała na własną rękę dowiedzieć się o co chodzi. Na pewno w tym świecie istnieją jakieś książki na temat tej całej "magii".
- Ugh, może spotkamy się kiedy indziej - pomachałam Hibikiemu na pożegnanie.
- Mam taką nadzieję - ukłonił mi się jakbym była jakąś arystokratką. Nie powiem, zrobiło wrażenie.

1 komentarz: