sobota, 28 maja 2016

Rozdział 6

- Najgorsza jest ta niewiedza. Zostaniemy tu na kilka dni czy może na zawsze? Ugh, dlaczego my? - złapałam się sfrustrowana za głowę. Siedziałam razem z Sofią na trybunach tego wielkiego...kompleksu. Przypomina mi to trochę miejsce na walkę gladiatorów. Do tej całej zabawy dołączyło mnóstwo gildii choć z tego co widzę dostało się dziesięć drużyn. Sabertooth i dwie z Fairy Tail. Innych nie znałam, a te znaczki kompletnie nic mi nie mówiły.
- To co robimy? - Sofia wyglądała na zmartwioną. Ja za to byłam załamana. Minęło kilka dni, a ja nawet nie widziałam żadnego komputera na oczy.
- Myślę, że...zamiast się tak załamywać możemy sobie choć odrobinę poprawić humor.
- Co masz na myśli? - uśmiechnęłam się do niej szeroko na te głupie pytanie, przez co chyba załapała.
- Będziemy śmieszkować? Mnie to w sumie pasuje - mruknęła i po chwili sama się wyszczerzyła. - Ten blondyn do ciebie...kojarzysz? Wygląda jakby zatrzymał się w latach 40'
- Nie praawdaa - przeciągnęłam głoskę jednocześnie spoglądając na Sting'a. - chociaż w sumie... może trochę...tak odrobinę - zaczęłyśmy się razem śmiać. - Za to Rogue - wskazałam jej towarzysza blondyna - nie dość, że nosi coś a'la spódnice to jeszcze jest ona od templariuszy.
- No widzisz, jest przeciw tobie. Widziałaś może mojego "brata"? - spojrzała na mnie już lekko czerwona na twarzy. Ja zresztą też pewnie wyglądałam interesująco.
- Niee...który to? - spytałam, a ona wskazała mi palcem na jakiegoś wielkoluda - O matko, kolejny co pił dużo mleka - mruknęłam.
- Pij mleko, będziesz wielki, co nie?
- Okey, dobra, stop. Bądźmy poważne. Utknęłyśmy w obcym nam świecie - starałam się opanować oddech.
- Sama chciałaś się pośmiać - oskarżyła mnie.
- No wiem - powiedziałam już w miarę normalnie.
Powiem szczerze, że te całe igrzyska są całkiem interesujące. Powinnyśmy być z Sofią poważne i mocno zdziwione tym co ci ludzie potrafili zrobić. I w sumie byłam zdziwiona tym wszystkim ale tak mam. Nadal pamiętam jak ze stresu przed maturą zaczęłam się chichrać jak opętana. Zwłaszcza jak jeden obcy facet z komisji nie był poinformowany o szesnastoletniej dziewczynie, która przeskoczyła dwie klasy i nie chciał mnie wpuścić do sali, a mój brak powagi zdecydowanie mi nie pomagał. Zamiast być zszokowane zaczęłyśmy śmiać się z ruchów tych całych "magów" i porównując je do anime czy seriali/filmów. Zabawa przednia.
***
Drugi dzień był równie emocjonujący co pierwszy. Szczególnie konkurencja gdzie wielcy "smoczy zabójcy" się poddali na ledwo ruszających się kłodach. Mało wiem o tym rodzaju magii. W sumie to mało wiem o jakimkolwiek rodzaju magii. Jednak to takie dobijające gdy słyszysz dosyć groźnie brzmiącą nazwę ale ich posiadacze wymiękają na czymś takim.
- Nie wiem na jak długo tu zostaję ale nie zapomnę im tego - śmiałam się.
- Nie mają oni choroby lokomocyjnej? - zastanawiała się Sofia.
- No niby tak...Sting leżał mi na kolanach - drugą część zdania już wymamrotałam.
- Co!?- ale widocznie i tak usłyszała.
- Oj nie patrz tak na mnie. Rogue wylądował jak kłoda na siedzeniu naprzeciwko mnie, a że ja usiadłam od okna to Sting położył głowę na moich kolanach. Przez dobrą chwilę zastanawiałam się co zrobić - zaśmiałam się - te..."gadające koty" powiedziały, że mają mocną chorobę lokomocyjną i lepiej ich nie ruszać - wzdrygnęłam się na wspomnienie tych mutantów. Do tego się raczej nie przyzwyczaję. Nigdy.
- Istnieje tak mocna choroba, żeby wymiękać na tym? - patrzyła na nich z niedowierzeniem. - Z takim podejściem to już przy chodzeniu powinni mieć mdłości - parsknęłam śmiechem na jej słowa.
- U nas uszli by za ćpunów : "Panie, co pan tak brał, że tyle to trzyma" ; "Ja? Stary, widzisz co choroba robi z człowiekiem?" - obie znów zaczęłyśmy się śmiać. Inni patrzyli na nas jak na idiotki. Wszyscy traktowali to chyba nazbyt poważnie, najwyraźniej tylko my znamy takie pojęcie, jakim jest "poczucie humoru".
- To straszne jak wszyscy są tutaj sztywni - mruknęłam opierając głowę o ręce, które były na murku.
- Ile to niby trwa?
- Pięć dni czy coś koło tego... straszne...Może gdzieś pójdziemy? Jeżeli kończą się zawody o tej samej porze to zbliżamy się do końca. - możemy nieco skorzystać z życia skoro już tu jesteśmy.
- Ale czy przypadkiem nie wolno nam się poruszać bez opieki? Jeszcze się zgubimy.
- Już jesteśmy zgubione
- Racja - przytaknęła mi. - To zmywamy się?
- Na pewno nie zauważą - uśmiechnęłam się i zeszłam z trybun, a przyjaciółka zaraz za mną.
***
Minęło kilka godzin. Jeżeli dobrze zauważyłam to dzisiejszy dzień igrzysk dawno się skończył. Nawet nie wiem kto prowadził. Za bardzo mnie to nie interesuje. Byłam zajęta czymś innym
- To gdzie idziemy? - zagadnęła Sofia ale ja jej nie słuchałam. Mój wzrok spoczął na czymś zupełnie innym. - Nat? Co jest, ducha zobaczyłaś? W sumie... w tym świecie chyba wszystko jest możliwe - mruknęła i podeszła do mnie. - Na co się tak gapisz? - podążyła za moim wzrokiem. - O nie, Nat, nie ma nawet mowy - ale mnie mało obchodziło co do mnie mówi.
- To tak łudząco przypomina komputer - aż upadłam na kolana z wrażenia.
- Czy ja muszę ci przypominać, że w tym świecie nie ma żadnej technologi? Ale to żadnej? Cokolwiek to jest, na pewno nie jest to komputer. - ale ja dalej patrzyłam się na to cudo. Jakiś chłopak w garniturze stukał coś na złotej klawiaturze w powietrzu. Nad nią, był owalny ekran. To jest komputer...tylko, że odrobinę inny. Na pewno. Albo to ja już świruje po takiej rozłące z moim laptopem.
- Czy do ciebie nie dociera jedno proste polecenie jakim jest "nigdzie się nie ruszasz sama"? - dołączył do nas ten.,.Laxus? "Brat" Sofii.
- Przecież nie jestem sama. Jest ze mną Nat - wskazała na mnie ale ja tylko myślałam o tym złotym cudeńku. Powinnam zagadać do tego chłopaka.
- Więc tu jesteś. Mogłabyś nas przynajmniej poinformować - usłyszałam za sobą głos Yukino. Odwróciłam się w jej stronę. Za nią była Minerva i chłopcy. Nie wyglądali na zadowolonych. Ja się tylko uśmiechnęłam i podniosłam się z klęczek.
- O nie - Sofia złapała mnie za ramię widząc moją minę - Znam ten wyraz twarzy aż za dobrze i aż za dobrze wiem, że coś złego ci chodzi po głowie. - tylko jeszcze bardziej się wyszczerzyłam na jej słowa po czym wyrwałam się i pomimo krzyków, pobiegłam w stronę tego chłopaka. Pojawiłam się przed nim jak wicher.
- Witam pana - uśmiechnęłam się słodko.
- Oh, witam piękną damę. Potrzebujesz czegoś? - odwzajemnił uśmiech. Pięknie.
- Jestem Nathalie Montechiaro. Wiesz...jestem tu nowa i zauważyłam jak używasz...tego - wskazałam na złote komputero podobne coś w powietrzu. - I szczerze mnie zaintrygowało. Może mógłbyś opowiedzieć mi o tym więcej? - zarzuciłam włosy do tyłu i dalej się uroczo uśmiechałam. Bycie w jednej klasie o dwa lata starszymi ludźmi ma swoje plusy. Można na przykład, dowiedzieć się jak w łatwy sposób wydobyć informacje z miłego chłopaka. Jednak przyznaje szczerze, że zawsze chciałam ograniczać się do niewinnych uśmieszków niż; jak inne dziewczyny; do nie mal bezwstydnego flirtu. Na szczęściu mój wygląd małej dziewczynki wiele ułatwia.
- Jestem Hibiki - przedstawił się - A to jest jeszcze zapomniana magia, zwana Archiwum.
- Ah, tak? Interesujące - przekrzywiłam głowę w bok ukazując moje zaintrygowanie. Dawaj koleś, powiedz mi błagam to co chce usłyszeć i oboje rozstaniemy się w zgodzie.
- Nathalie, co ty wyrabiasz, nie możesz sobie tak po prostu...
- Ah, Sofia. Przepraszam za przyjaciółkę, brak jej nie co wyczucia - mruknęłam na co brązowowłosa zastrzeliła mnie spojrzeniem. Spojrzałam na obecnych tu członków Sabertooth i Fairy Tail. Patrzyli na mnie niektórzy zdziwieni, niektórzy źli. Jakbym robiła nie wiadomo co.
- Nie szkodzi - chłopak nie wydawał się zły. To dobrze - Archiwum jest magią typu Caster. Posiada obszerną bazę danych, którą można przechowywać, rozsyłać.  - zaczął mi opowiadać na co wewnętrznie skakałam ze szczęścia. Czyli jednak istnieje tu coś w rodzaju "magicznego komputera". Już chciałam się go dopytać o inne rzeczy ale nie było mi dane.
- Myślę, że musimy wracać. A ty powinnaś wracać z nami - Sting złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Kurczę. Będę musiała na własną rękę dowiedzieć się o co chodzi. Na pewno w tym świecie istnieją jakieś książki na temat tej całej "magii".
- Ugh, może spotkamy się kiedy indziej - pomachałam Hibikiemu na pożegnanie.
- Mam taką nadzieję - ukłonił mi się jakbym była jakąś arystokratką. Nie powiem, zrobiło wrażenie.

środa, 25 maja 2016

Rozdział 5

Minęły z dwie godzinę po tym, jak cała gildia dowiedziała się, że jestem wnuczką Macarova. W tym czasie wszyscy w gildii zdążyli się na mnie rzucić, różowowłosy chłopak z miliona razy zadał mi pytanie, czy będę z nim walczyć, a jakiś ekshibicjonista zgubił z trzy razy swoje gacie. Mojemu zaskoczeniu nie było dość. Jak ta gildia przetrwała, to ja się kurde zastanawiam.
- Nie martw się, to codzienność. - powiedziała jakaś blondynka. Miała na sobie niebieską spódniczkę i biało - niebieską koszulkę na ramiączka. Spoglądała na mnie z uśmiechem. Widać było, że jest do tego przyzwyczajona.
- Jak... jak to w ogóle przetrwało?! - spytałam się. Obok mnie pojawiła się szklanka z sokiem pomarańczowym.
- Może i zachowujemy się inaczej, niż wszystkie inne gildie, ale jesteśmy rodziną. To, co się u nas dzieje, zostaje u nas. - usłyszałam obok siebie. Odwróciłam się. Była to Mirajane.
- Ale... ale jak?! - nadal nie docierało do mnie. - To przecież powinno już dawno się rozpaść.
- Ja też byłam zszokowana tym, co tutaj się dzieje. Ale uwierz mi, można się do tego przyzwyczaić. - powiedziała blondynka. Ty tak, ale ja nie. Ja nie potrafię zaakceptować tego, co tutaj się dzieje. To wszystko było takie... nierealne.
- A tak w ogóle jaką mocą władasz? - usłyszałam obok siebie. To był Natsu Imienia tego różowego głupka nie da się zapomnieć.
- Mocą? Że magią? A może chodzi wam o uzdolnienia? Jeśli tak, to całkiem dobrze walczę...
- W takim razie walcz ze mną! - krzyknął mi do ucha chłopak. Zaskoczona odskoczyłam od niego. Właśnie wybił milion! Wygrał pan nagrodę najbardziej irytującej osoby w gildii!
- A może jednak nie... - powiedziałam piskliwym głosem. Takie naskakiwanie na mnie nie jest dobre. Odsunęłam się jeszcze bardziej.
- Chodzi nam o magię. Skoro jesteś moją siostrą, to pewnie odziedziczyłaś moc błyskawic. - powiedział Laxus. Spojrzałam w jego kierunku. Siedział przy barze i pił piwo. Nawet nie spojrzał w moim kierunku, odkąd opuściliśmy pokój mistrza. Najwidoczniej ma wyjebane na swoją siostrę. O ile nią jestem...
- Ale ja nie władam magią. Nawet nigdy jej nie widziałam. Przykro mi, ale ja nie wierzę w magię. - powiedziałam śmiejąc się. Magia... Ta, dobry żart.
Nie było mi jednak do śmiechu, kiedy obok mnie przeleciała kula ognia. Zaskoczona pisnęłam i spadłam z krzesła barowego. Kula rozpłynęła się w powietrzu tak szybko, jak się pojawiła.
- A teraz wierzysz? - spytał się Natsu. Spojrzałam w jego kierunku. Jego prawa pięść była otoczona ogniem. Spoglądałam na niego. Nie mogę powiedzieć, że mnie przeraził. Już wystarczająco dużo pokazałam.
- Czy ty chciałeś mnie zabić?! - krzyknęłam do niego. Podnoszę się powoli spoglądając cały czas w jego kierunku.
- Nie chciałem. Co ci odbiło?
- Taa... bo rzucenie w kogoś kulą ognia nie jest wcale próbą zabicia. Bo ja wcalę się nie podpalę, ani nie poparzę... - powiedziałam. Mój głos ociekał sarkazmem.
- Natsu, w świecie Sofii nie ma magi. Zrozum, że nie umie jej używać. Ale już niedługo się nauczy. - powiedział Macarov.
- Widzisz Natsu, u mnie nie ma ma... Zaraz, co... - spojrzałam na dziadziusia. - A kto powiedział, że będę się uczyć magi. Albo, że chociaż tutaj zostanę? - spytałam. Wszyscy spoglądali na mnie zaskoczeni. Nie wiedziałam o co im chodzi. To moje życie, i ja będę decydować, co chcę robić. Nie będą mówić mi, jak mam żyć!
Nawet się nie zorientowali, kiedy wybiegłam z budynku. Biegłam przed siebie, aż dotarłam do lasu. Usiadłam na konarze. Kto by pomyślał, że tak może się skończyć niewinny spacerek. Nie chciałam tak skończyć. Nawet sobie nie wyobrażałam, że coś takiego może kiedykolwiek się zdarzyć. Nikomu się to nie śniło.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy koło mnie przysiadł Laxus.
- Wiesz, że wszyscy zaczęli cię szukać? -spytał. Siedziałam w milczeniu spoglądając w ziemię. Nie chciałam z nim gadać. Byłam na cienkiej krawędzi pomiędzy spokojem, a załamaniem nerwowym.
- Martwią się o ciebie. Zdążyli już ciebie polubić. Jednak ty cały czas ich odtrącasz. - powiedział. W tej chwili nie wytrzymałam. Wstałam i podniosłam ręce do oczu. Nie chciałam, by ktokolwiek widział moje łzy.
- A co miałam im powiedzieć?! Że nie chce przebywać w ich towarzystwie, bo się ich boję?! Że są dla mnie jak potwory z najgorszych koszmarów?! Nigdy nie lubiłam książek fantasy, bo po prostu nie mogłam znieść tego, co się tam wyprawia. Ta cała magia, przygody... to wydaje mi się takie nierealne. A dzisiaj muszę się do tego przyzwyczaić, bo z niewiadomego mi powodu trafiłam do tej krainy. No słucham cię, co ja mam zrobić?
- Powiedzieć prawdę. - usłyszałam Natsu. Zacisnęłam ręce przy policzkach. Spojrzałam na niego. Spoglądał na mnie poważnym wzrokiem. Świetnie. To teraz jeszcze będę miała wściekłych magów na głowie. Lepiej być nie mogło.
Stałam nie ruchomo i czekałam na jakiś ruch. Nic jednak się nie stało. Obydwoje stali tam, gdzie wcześniej. Spoglądali na mnie z wyczekiwaniem. Ja jednak nie wiedziałam, co mam takiego zrobić...
- Przepraszam... - powiedziałam. Chciałam powiedzieć zupełnie co innego. Natsu spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedział. Po chwili podszedł do mnie i się uśmiechnął.
- Pospieszmy się. Za jakąś godzinę mamy pociąg do Crocus. - powiedział Laxus i chwycił mnie za koszulkę.
- Crocus?
- To stolica Fiore, w której odbywają się coroczne Wielkie Igrzyska Magiczne.
- Wielkie Igrzyska Magiczne? - spytałam się go, a on westchnął.
- Opowiem ci w pociągu. - powiedział i zaprowadził mnie na peron. Nie doczekałam się jednak wyjaśnień, bo gdy tylko pociąg ruszył, Laxus padł. Przez kilka chwil zastanawiałam się, o co chodzi. Dopiero mała niebieskowłosa dziewczynka wyjaśniła mi wszystko, co się dzieje. Musze przyznać, że to całkiem ciekawe wydarzenie. Spotkanie prawie wszystkich gildii w jednym mieście będzie dziwnym, szokującym ale i ekscytującym wydarzeniem.
Kiedy otarliśmy do Corcus, smoczy zabójcy wybiegli z pociągu. To było śmieszne widzieć dorosłych mężczyzn całujących ziemię. Nie potrwało to długo. Czerwonowłosa dziewczyna zaczęła bić ich po głowach i krzyczeć, by się ruszyli. W tamtej chwili wiedziała już, że to ona przewodzi nimi wszystkimi.
Po uspokojeniu wszystkich, ruszyliśmy do centrum miasta. Nie zaszliśmy jednak daleko, gdy Natsu się odłączył od grupy. Szedł do tłumu, który zrobił się wokół dwójki chłopaków. Zaczęłam do nich podchodzić, gdy zobaczyłam charakterystyczne włosy. Odwróciłam się w stronę niebieskowłosej.
- Nathalie? - krzyknęłam spoglądając na dziewczynę. Przytuliłyśmy się.
- O matko, nigdy nie sądziłam ,że będę się tak cieszyć na twój widok - mówiła ściskając mnie z całych sił.
- Przynajmniej mam tą pewność, że żyjesz - mruknęłam. Uśmiechnęłam się.
- No wiesz? - spojrzała na mnie oburzona.
- No co? Tak rzadko wychodzisz ze swojej nory... można mieć wrażenie, że nie masz już tego instynktu przetrwania - zaśmiałam się. W sumie dziwię się, że jeszcze nie zaczęła histeryzować na temat laptopa.
- Znasz ją? A myślałam, że jesteś z innego świata? - podeszła do nas białowłosa dziewczyna w biało-niebieskim stroju. Miała niebieski kwiat we włosach.
- To jest Sofia, razem tutaj wylądowałyśmy. Ten cały Jemmia mówił, że pojawiły się dwa fioletowe portale - w za szybkim tempie jak dla mnie zaczęła mi tłumaczyć, co się u niej działo. W tym czasie prawie wszyscy się rozeszli. Został tylko Natsu i dwóch chłopaków. Jeden z nich miał czarne włosy i płaszcz. Drugi z nich to blondyn wyciągnięty żywcem z lat czterdziestych.
- Masz zasięg? - usłyszałam obok siebie. Nathalie spoglądała na mnie z nadzieją. Sięgnęłam po torebkę.
- Poczekaj... - powiedziałam wyciągając połowę rzeczy z torby. Kiedy w końcu go znalazłam, wiedziałam, że ta odpowiedź nie zadowoli dziewczyny.
- Niestety nie... ale mam pewien pomysł. - powiedziałam i zaczęłam szukać tej charakterystycznej zielonej czupryny.
Kiedy tylko go znaleźliśmy, a Nathalie go zobaczyła, szybko do niego podbiegła. Zaczęła machać przy nim telefonem.
- Cholera... - usłyszałam od niej. Freedo natomiast spoglądał na nią jak na wariatkę. Śmiać mi się chciało, gdy widziałam, co próbowała zrobić. Nagle zbliżył się do mnie Laxus. Pochylił się do mnie.
- Co ona robi? - spytał.
- Szuka ostatnich resztek nadziei... - powiedziałam spoglądając na rozczarowaną Nathalie. Podeszłam do niej. - Przykro mi, ale tutaj nie ma żadnej technologi... gdyby była, ludzie zapewne siedzieli by tak jak ty cały czas w telefonach lub innych badziewiach...
- Nazywasz to badziewiem, a sama w nich siedzisz po kilka godzin...
- Ale z umiarem... Nie to co ty...- powiedziałam i objęłam ją ramieniem.
Ten dzień minął bardzo szybko. Posiedziałam i pogadałam z Nathalie. Dowiedziałam się, że ona tez znalazła tutaj swoją rodzinę. Jej ojciec jest mistrzem gildii Sabertooth. Ma też siostrę. I tak samo jak ja nie wierzy w to wszystko, co się tutaj dzieje. Nie mamy jednak wyjścia. My jesteśmy tutaj, a portalu brak...
Najgorsze będzie jednak, jeśli utkniemy tu na zawsze...

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 4

- Ale że co ty niby przez to rozumiesz? - jakim cudem miałabym być córką tej kobiety? Ja jestem jedynaczką! Zawsze nią byłam i nie sądzę, żeby coś się w tej kwesti miało zmienić.
- Dokładnie ojcze, co chcesz przez to powiedzieć? - ten stary dziad jest jej ojcem? Czy jeżeli według niego jesteśmy siostrami, to on jest z kolei moim ojcem? Niby pod jakim względem jestem do niego podobna?
- Pamiętam ją... Catherina, również miała ze sobą te dziwne urządzenie.
- Skąd znasz moją matkę? - ten "sen" robi się coraz dziwniejszy.
- Czy to ma związek z pojawieniem się tych dwóch fioletowych portali? - zagadnęła Minerva odzyskując fason.
- Owszem. Były to portale międzywymiarowe. Najwidoczniej jakimś cudem go otworzyłaś i wylądowałaś tutaj. Drugi pojawił się niedaleko Magnoli, przy tej słabej gildi Fairy Tail - czyli mam rozumieć, że Sofie nie znajdę tak szybko jak mogłam wcześniej przypuszczać.
- Nie wiem z kim mnie pomyliłeś, co brałeś lub piłeś ale moja matka najpewniej siedzi w kuchni z kolei mój ojciec siedzi rozłożony na kanapie czytając o globalnym ociepleniu i o polityce. Jedyne czego bym od was chciała to jakiejś mapy czy czegokolwiek co pozwoli mi wrócić do domu - mówiłam zrozpaczona. Chcę do mojego kochanego komputerka. Do mojego uniwersytetu.
- Obawiam się, że na tą chwilę to niemożliwe. Nikt nie jest wstanie otworzyć portalu. Czasem same się pojawiają. Ostatni był siedemnaście lat temu. Niewiadomo kiedy pojawi się kolejny - rozsiadł się na tym swoim tronie i mówił mi te rzeczy w taki sposób jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. No ale to mi nic nie wyjaśnia! Nic nie mówi! Co?Gdzie?Jak?Dlaczego? Przede wszystkim...dlaczego?
- Jesteśmy rodziną. Czy oboje tego chcemy czy nie. Jutro sprawdzimy co potrafisz. W tej chwili, Minervo. Zaprowadź siostrę do jakiegoś pokoju. - dziewczyna podeszła do mnie. Wysłała mi pogardliwe spojrzenie i zaczęła iść ku schodom dając mi sygnał, że mam podążyć za nią. Nic nie mówiłam. Byłam w zbyt dużym szoku. Jakieś portale międzywymiarowe, gadające koty. Wielki dziadek na sterydach, który wmawia mi, że jest moim ojcem... nie. To nie może być prawdziwe. Położe się, obudzę i wsyzstko będzie jak dawniej.
***
Obudziłam się wcześnie rano, co jak dla mnie jest zwykle zbyt ciężkim wyzwaniem. Przeciągnęłam się leniwie. Wstałam z łóżka i podążyłam do kąta pokoju gdzie stoi mój cały, piękny sprzęt. Był tylko jeden mały problem. Tam nie było mojego sprzętu, to nie mój pokój, a cały wczorajszy dzień jednak nie okazał się zwykłym snem.
- Mam na sobie wczorajsze ciuchy - mruknęłam przyglądając się sobie. Są brudne od ziemi, liści i wszystkiego co możliwe.
- Oh, widzę, że wstałaś - odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu. W drzwiach od pokoi stała dziewczyna o krótkich, białych włosach. Spoglądała na mnie przyjaźnie.
- Jestem Yukino - pewnie weszła do pokoju i uścisnęła mi dłoń.
- Nathalie - szepnełam nie pewna tego ruchu.
- Rozumiem, że pewnie czujesz się zagubiona. Nie wiedziałaś o istnieniu naszego świata, tak jak my o istnieniu twojego. Jednak jeśli naprawde jesteś spokrewniona z Minervą to ci pomogę. Proszę - podała mi jakieś ciuchy. - lepiej się przebierz. I weź prysznic. - uznałam, że to w sumie dobry pomysł. Jakieś buty, białe spodnie i czerwony top. Może być. Związałam jeszcze włosy, wzięłam telefon i wyszłam na spotkanie z przykrą rzeczywistością.
- Zaprowadzę cię - Yukino cały czas na mnie czekała. Po drodze minęliśmy chłopaków z wczoraj.
- Witajcie. Nathalie. To jest Sting i Rogue, nasi bliźniaczy smoczy zabójcy - na te słowa blondyn wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się łobuzersko, za to Rogue po prostu mnie obserwował.
- Ja chce tylko to wszystko wyjaśnić i wrócić do domu - powiedziałam już zrezygnowana. Ciekawe czy ktokolwiek zauważył moje zniknięcie... nasze zniknięcie. Zeszłam z Yukino na dół. Dziadek już siedział na swoim tronie, za to wszyscy obecni w budynku ustawili się przed nim tak jakby byli w wojsku lub gdzieś. Straszne. Yukino pokazała mi gdzie stanąć po czym sama się ustawiła. Stałam więc przed dziadkiem czekając, aż wyjaśni mi co tak właściwie się tutaj dzieje.
- A więc córko...
- Nie jestem twoją córką - przerwałam mu. Spojrzał na mnie groźnie, a reszta patrzyła na mnie jak na samobójce.- No co? Przez prawie osiemnaście lat wychowywał mnie tata i zdecydowanie nie ty nim byłeś. Myślisz, że jak tak sobie po prostu powiesz, że jesteśmy spokrewnieni to ci uwierze? Dowody proszę - byłam zirytowana.
- Pokarz co potrafisz- całkowicie zignorował moją poprzednią wypowiedź.
- Czyli, że co? - spojrzałam na niego jak na idiotę - Wiesz, ja potrafie wiele rzeczy. Na przykład spalić kuchnie - zaśmiałam się - Nie jestem najlepszym kucharzem - uśmiechnęłam się na wspomnienie wściekłej mamy.
- Mam na myśli twoją magię - warknął.
- Tyle, że magia nie istnieje...tak? - rozejrzałam się po sali. Patrzyli na mnie albo z niedowierzeniem albo jak na wariatkę. - No co? Mówię prawdę. Nie ma czegoś takiego jak magia.
- No tak. Ziemia. Brak magii więc i brak zdolności u ciebie. To oznacza, że jesteś kompletnie bezużyteczna.- zabolało. Ja bezużyteczna? Jak bym chciała to mogę wyłączyć prąd w całym mieście, włamać się do aktów policyjnych, znaleźć każdego kogo chce. I niby jestem bezużyteczna? Phi!
- Więc skoro tą kwestie już obgadaliśmy to może pozwolisz mi wrócić do domu?
- Obawiam się, że zostaniesz tu dopóki portal znów się nie otworzy.
- Czyli? - spojrzał na mnie przenilkiwie. To wystarczyło.
***
Nie ważne jak bardzo nie chce w to uwierzyć to i tak. Zostanę w tym dziwnym świecie czy cokolwiek to jest do momentu w którym znów nie pojawi się jakaś fioletowa poświata. Było nie wychodzić z domu.
Przez ostatnie dni w ogóle się nie odzywałam. Chyba, że musiałam. Czyli w tej kwesti wiele się nie zmieniło. Nad czym najbardziej ubolewam? Wychodzi na to, że miejscowi tutaj nie znają takich pojęć jak "technologia", "komputer", "telefon", "internet". Jak oni żyją w tym świecie? Ja już nie mam co ze sobą zrobić. Przez ten cały czas towarzystwa dotrzymywała mi jako tako Yukino. Czasem chodziłyśmy z chłopakami gdzie Sting mnie co jakiś czas zaczepiał. Rogue skolei chyba odzywał się jeszcze rzadziej odemnie. Minerva nie chciała ze mną rozmawiać. A teraz jedziemy do jakiegoś miasta "Crocus" na coś zwanego "Turniejem Magicznym". Cokolwiek to znaczy. Skoro wyrusza cała gildia, to ja oczywiście też muszę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem ile czasu tu spędze. Czy to będzie kolejny dzień. Może tydzień, a może rok? Lub kilka lat... nie ja tyle nie przeżyje w tym kraju bez internetu!
- Nathalie, może chcesz się przejść po mieście? - zagadnęła mnie białowłosa. Przez te ostatnie dni wyrobiłam całoroczną normę wychodzenia na zewnątrz. Przechadzałyśmy się uliczkami do momentu w którym nie natknęłyśmy się na chłopaków. Wyglądało mi to na klasyczne popisywanie się aby przypodobać się dziewczynom. Jednak dołączył do nich wyjątkowo rozłoszczony, różowowłosy chłopak. Który facet farbuje się na różowo? No który? W każdym razie, najwidoczniej się kłócili ale nie zabardzo zwróciłam na to uwagę. Byłam bardziej skoncentrowana na czymś innym. Może to ja już oszalałam przez ten świat ale widze dziewczynę łudząco podobną do Sofii.
- Nathalie?! - krzyknęła dziewczyna. Tak, to zdecydowanie moja Sofia.
- O matko, nigdy nie sądziłam ,że będę się tak cieszyć na twój widok - mówiłam ściskając ją z całych sił.
- Przynajmniej mam tą pewność, że żyjesz - mruknęła,
- No wiesz? - spojrzałam na nią oburzona.
- No co? Tak rzadko wychodzisz ze swojej nory... można mieć wrażenie, że nie masz już tego instynktu przetrwania - zaśmiała się. A ja się zaczęłam zastanawiać dlaczego się tak jeszcze chwilę temu cieszyłam.
- Znasz ją? A myślałam, że jesteś z innego świata? - podeszła do nas Yukino.
- To jest Sofia, razem tutaj wylądowałyśmy. Ten cały Jemmia mówił, że pojawiły się dwa fioletowe portale - szybko przedstawiłam przyjaciółkę, a w tym czasie wszyscy zdążyli się rozejść. Tylko zostali członkowie Sabertooth i jacyś dziwni ludzie. "Bliźniacy" patrzyli drwiąco (a raczej jedynie blondwłosy ) na różowowłosego gdy ten na nich łypał groźnie.
- Masz zasięg? - spytałam ignorując innych. Podobno to miasto to stolica, więc może mimo wszystko mają tu jakąś swego roszaju maszynę lub coś, prawda? Przecież to chyba nie możliwe, żeby żyli tak zupełnie bez niczego.

sobota, 21 maja 2016

Rozdział 3

Odwróciłam się. Za mną stał wieki blond włosy gostek z blizna na oku i dziwnymi słuchawkami czy cokolwiek to jest. Lekko przerażona odsunęłam się od niego. Przełknęłam ślinę.
- Prze... prze... przepraszam bardzo... Nie widział pan może dziewczyny o włosach jak granatowa kredka bambino, niebiesko białej bluzie i czerwonych. Jest gdzieś takiego wzrostu. - powiedziałam przykładając rękę do ucha. Może i wyglądałam dziwnie mówiąc w tak szybkim tempie, jednak byłam przerażona. Byłam w obcym dla mnie miejscu, bez zasięgu, komputera ani jakiejkolwiek cywilizacji. Na dodatek zgubiłam gdzieś przyjaciółkę. Gorzej chyba być nie może.
- Nie, nie widziałem. Ale mogę pomóc ci szukać. - powiedział spoglądając na mnie przerażającym wzrokiem. Zaczęłam szybciej się oddalać.
- Nie trzeba! Sama jej poszukam. To ja już pójdę... - mówiąc to odwróciłam i wpadłam na kogoś innego. Szybko odskoczyłam ledwo co nie przewracając się. postałam chwilkę po czym spojrzałam na osobę przede mną. Był to zielonowłosy mężczyzna z dziwnymi dwoma antenkami na głowie. Miał na sobie dość staroświecki płaszcz i chyba szpadę u boku. Spoglądał na mnie z dziwnym wzrokiem. Tuż obok niego pojawiła się kobieta o rudych włosach, okularach i stroju... wróżki? Boże, chyba musiałam się w głowę walnąć, gdy spadałam. Odsunęłam się od nich.
- Ja... ja naprawdę nie potrzebuje pomocy... poradzę sobie... - zaczęłam mówić piskliwym głosem. Kobieta westchnęła.
- Laxus, znowu wystraszyłeś niewinną dziewczynę? - spytała spoglądając na wielkoluda. - To już trzecia w tym tygodniu! - dodała, a ja spojrzałam zaskoczona.
- Czy ty przypadkiem się nie zgubiłaś? - spytał się zielonowłosy. Spojrzałam na niego. Przerażenie wróciło. Jakoś im nie ufałam.
Milczałam.
- Nam możesz zaufać. Nic ci nie zrobimy. - powiedział obcy mi głos. Spojrzałam w bok. Stał tam gostek z maską a la rycerski hełm. wystawił język i uśmiechał się do mnie. NOPE. Nopenopenope. Odsunęłam się od niego najdalej, jak tylko mogłam. Nie wiedziałam, jednak w tamtej chwili przypominał mi pedofila.
- Eh, jeszcze bardziej ją wystraszyłeś, Bickslow. - powiedziała. Podeszła do mnie wolnym krokiem. Jakoś jej jedynie ufałam. Nie wiedziałam, czy to przez to, że jako jedyna nie wyglądała groźnie, czy to dla tego, że była kobietą. To było dziwne. Jednak prawdziwe.
Kobieta stanęła na przeciwko mnie.
- Witaj, nazywam się Evergreen. To jest Laxus, Bickslow i Freed. - powiedziała wskazując na swoich towarzysz. - Jesteśmy z gildii Fairy tail. Pomóc ci w czymś? - spytała. Pokręciłam przecząco głową. Nie dzięki. Spróbuje sama znaleźć powrót do domu... w obcym miejscu... mieście... państwie... kontynencie... ewentualnie galaktyce. Jednak poradzę sobie sama.
- Jesteś pewna? A może jednak? Tutaj niedaleko jest nasza gildia. Możemy cię tam zaprowadzić, a ty skontaktujesz się z kimś znajomym. Zgadzasz się? - spytała. Nie chciała mi dać z tym spokoju. Pokręciłam gwałtownie głową. Kobieta westchnęła.
- Jak chcesz. Pamiętaj tylko, że zawsze moż... - przerwała mówić, gdy tylko usłyszała dziki ryk z mojego brzucha. Kobieta się uśmiechnęła. BRZUCHU, TY ZDRAJCO!! Zaczerwieniłam się z zażenowania.
- A może jednak? Damy ci coś do jedzenia i do picia. - mówiąc to uśmiechała się zwycięsko. Wiedziała, że się zgodzę. Westchnęłam. Pokiwałam głową.
Ruszyliśmy. Kobieta miała rację. Gildia nie była tak daleko tak sam jak miasto. To było wręcz kilka metrów ode mnie. Rozglądałam się zaciekawiona. Budynki nie wyglądały jak te z naszych czasów. Musiałam albo się cofnąć w czasie, albo inny wymiar. Jest też możliwość, że to wioska cosplayerów... ale to jest tak bardzo mało prawdopodobne jak spotkanie jednorożca.
Kiedy dotarliśmy, staliśmy przed wielkim budynkiem z dziwnym znakiem na czerwonym bilbordzie. Drzwi od gildii były otwarte na oścież.
- Tylko radzę ci uważać na głowę. Lata tutaj pełno rzeczy. - powiedziała kobieta i razem z towarzyszami weszła do budynku. Zawahałam się. Nie chciałam interweniować w tym miejscu. Chciałam wracać do siebie. Jednak jak miałam to zrobić?
Przełknęłam ślinę i zmuszona weszłam do budynku. Było strasznie głośno i tłoczno. Nie wiedziałam, gdzie jestem już po pięciu minutach przebywania tam, a to nie była wielka budowla!
Kiedy zdołałam wydostać się z natłoku, zauważyłam, że dotarłam do baru. Podeszłam i siadłam/. Prawie natychmiast pojawiła się białowłosa kobieta z kitką na środku głowy. Miała na sobie różową sukienkę z falbankami. Uśmiechnęła się.
- W czym mogę pomóc? - spytała. Przez chwilę siedziałam zdezorientowana. Potem pochyliłam się do dziewczyny.
- Możesz zaprowadzić mnie do tego, kto rządzi tym miejscem? - spytałam się cicho. Spojrzała na mnie smutno.
- Jeśli członkowie naszej gildii coś zrobili, to nie chcieli tego...
- Nie, to nie o to chodzi! - powiedziałam szybko machając rękoma przed sobą. Uśmiechnęłam się. - Chciałabym zadać mu parę pytań. - dodałam. Kobieta uśmiechnęła się i poszła na górę.
Kilka minut później zeszła ze staruszkiem. Podeszłam do niej.
- W sumie nie musiał pan schodzić. Chciałabym pogadać w jakimś cichym miejscu. - powiedziałam. Mężczyzna jednak machnął jedynie ręką i spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- Nie mam żadnych tajemnic przed członkami Fairy Tail. Czy to wiadomość z Ery. A może jakaś misja rangi SS? - spytał się staruszek. Era? Ranga SS? Nie wiedziałam, o czym gada staruszek. Nie pokazałam tego jednak.
- Bardziej chodzi mi o to, czy nie zauważono niczego dziwnego kilka minut, najwyżej godzinę temu. Jakiego promienia, wybuchu... czegokolwiek? - spytałam. Mężczyzna już się nie uśmiechał.
- Chodź do gabinetu. - powiedział i ruszył - jak na swój wiek - żwawym krokiem na górę. Ruszyłam za nim.
Na górze było parę pokoi. Staruszek zaprowadził mnie do jednego z nich. Weszliśmy do pomieszczenia. Był to gabinet każdego przeciętnego biznesmena, który ma domek letniskowy. Usiadłam przed biurkiem. Właściciel gildii usiadł naprzeciwko mnie. Ułożył ręce pod brodą w piramidkę.
- A więc pytasz się, czy nie było jakiegoś wybuchu lub promienia?
- Taak... - powiedziałam. Powoli przestawało mi się podobać to poważne traktowanie.
- Był taki jeden... fioletowy. Ale to jest portal między wymiarowy. Nikt go nie potrafi otworzyć, więc nie wiem, dlaczego się tutaj pojawił. Jednak mogę się domyślić. - powiedział nadal spoglądając na mnie poważne. Ukrywając szczęście z powodu nowej informacji, oparłam się o biurko.
- Niby dlaczego? Przecież sam pan mówił, że portale między wymiarowe nie otwierają się od tak. - powiedziałam pstrykając palcami.
- Podejrzewam, że kogoś przeniesiono. Najdziwniejsze jest to, że pojawiły się takie dwa w tym samym czasie. Jeden dosyć niedaleko nas. Bardziej w górzystym terenie. - powiedział. W duchu współczułam Nathalie. Nienawidziłam wycieczek górskich. Teraz się to na niej odbiło.
- Jednak nadal zastanawia mnie jedno. - usłyszałam. Staruszek głaskał swoją małą bródkę. - Jak się panienka nazywa, bo tak przeszliśmy do konkretów, a zapomnieliśmy o grzeczności. Ja jestem Makarov - jego wzrok mnie przewiercał. Aż nagle zapragnęłam powiedzieć mu wszystko. Zanim sie powstrzymałam, wypowiadałam już końcówkę ostatniego zdania.
- Nazywam się Sofia Valentina Galante. Mieszkam we Włoszech z rodzicami od ponad dziesięciu lat. Od ponad godziny nie wiem, dlaczego tu jestem ,a przede wszystkim gdzie. Jeszcze podczas tego wszystkiego zgubiłam moją przyjaciółkę. - wyszeptałam płaczliwym głosem. Ten człowiek sprawił, że ukazałam uczucia, których nienawidzę pokazywać. Staruszek natomiast zdębiał na chwilę, podszedł szybkim krokiem do półki i zaczął czegoś szukać z taką determinacją, jaką widuje się jedynie w filmach.
Kiedy w końcu znalazł to, czego szukał, podszedł do mnie. Obok mojej twarzy przyłożył kawałek papieru. Spoglądał to na niego, to na mnie.
- Wszystko pasuje, tylko te włosy... - wymruczał pod nosem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Farbowałam się. - powiedziałam najzwyczajniej na świecie. Staruszek spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Nałożyłaś farbę na włosy?! Dziecko, czy ty chcesz je stracić?! - krzyknął tak gwałtownie, że aż podskoczyłam. Zaczęłam się tłumaczyć.
- Ale to taka specjalna farba do włosów! Ona mi nic nie robi, no chyba, że rozdwaja końcówki, ale to tyle!
- Nie wolno tak robić z włosami. To im szkodzi, wnusiu... - usłyszałam. Spojrzałam na niego zaskoczona. Zaśmiałam się podenerwowana.
- Chyba mnie z kimś pan pomylił. Ja nie mam dziadka. Zginał w wypadku. - powiedziałam całkowicie przekonana o swojej racji.
- A więc to ci powiedzieli. - wymruczał. Ja w tym czasie wzięłam kartkę z jego ręki. Okazało się, że to zdjęcie. Siedział na niej właściciel, tylko trochę młodszy, jakiś dzieciak, bobas i... moja matka...
- Skąd pan to ma? - wyszeptałam przerażona. Na tym zdjęciu była moja matka! Co ona tu robiła!
- To zdjęcie zostało zrobione, gdy mojemu synowi urodziło się drugie dziecko. Córeczka. Z wyglądu było widać, że bardziej podobna do matki. Jednak widać było ten jeden pierwiastek jego samego w tobie.
- Ale ja nie jestem...
- Moją wnuczką? Wszystko wskazuje, że jednak tak. Trochę włosy mnie zmyliły, ale tej twarzy, tak podobnej do Marii nigdy nie pomylę. - mówiąc to wstał. - poczekaj tu chwilę. - dodał i wyszedł.
Wróciłam po paru chwilach razem z tym blond olbrzymem. Stanęli obydwoje przede mną.
- Pamiętasz Sofię? Twoją siostrę?
- Tego wkurzającego, wiecznie płaczącego bachora? - spytał, a ja wręcz zagotowałam się wewnątrz. Tylko dlaczego, skoro to nie moja rodzina...
- Stoi przed tobą. - powiedział Macarov i wskazał na mnie.
- Czekaj, czekaj. Ale to jest niemożliwe. - powiedziałam.
- Dlaczego? - spytał zdezorientowany staruszek.
- Bo mój tata siedzi zapewne teraz i się o mnie martwi, a matka pewnie schodzi na zawał. Wszyscy, cała trójka żyjemy sobie razem we Włoszech. Tam jest mój tata i rodzina...
- Jakiś obcy mężczyzna, który ożenił się z twoją matką się tobą opiekował. - powiedział bez wzruszenia Laxus.
- Przymknij się wielkoludzie! - krzyknęłam wściekła. Ten się do mnie przybliżył.
- Co powiedziałaś, smarku.
- Sam słyszałeś, blond pało. - wkurzona podniosłam pięść. Nagle usłyszałam śmiech. Odwróciłam głowę nieświadoma tego, że w tym samym czasie zrobił to Laxus. To Macarov śmiał się w najlepsze.
- Jak prawdziwe rodzeństwo! - krzyknął. Mi jednak nie było do śmiechu. Co ty robiłaś za młodu, mamo?!

środa, 18 maja 2016

Rozdział 2

Co się właśnie stało? Jeszcze nie dawno, siedziałam sobie w domowym zaciszu, pracowałam tak jak lubie tylko po to by zostać zmuszona wyjść do jakiegoś lasu i wlecieć do dziury. Szkoda tylko, że nie jestem w dziurze, tylko w lesie i to zdecydowanie nie tym samym co chwilę temu.
- Gdzie ja jestem? - rozglądałam się ale niestety, wszystko było dla mnie zupełnie obce i takie...inne.
- I gdzie jest Sofia!? - teraz już byłam przestraszona. Jeszcze chwilę temu tu była! Zawsze i wszędzie biorę ze sobą podręcznego notebook'a ale akurat dzisiaj go nie wzięłam! Masz ci los...
Dobra, okey. Nie panikuj Nathalie, to nic takiego, po prostu... jesteś sama w jakimś dziwnym lesie w którym nigdy wcześniej nie byłaś. Takie rzeczy się zdarzają, nie?
- A mogłam zostać w domu - westchnęłam. Powinnam spróbować trafić do jakiejś cywilizacji. Nie słyszę żadnych samochodów, tłoku miejskiego... to źle wróży.
- Powinnam ruszyć na północ - szepnęłam jednocześnie poprawiając moją ulubioną niebiesko-białą bluzę. Idąc tak przed siebie jednocześnie próbowałam złapać zasięg w komórce, niestety - na marne.
- No co jest? Co to za jakaś wiocha, że nic nie łapie? - mruczałam stukając w szybkę IPhone'u. Nie zauważyłam kiedy udało mi się wyjść z lasu. Byłam w jakiejś kompletnie nie znanej mi wiosce. Dosłownie. Wygląda to tak jakby ci ludzie mocno stronili od technologi. Pewnie stąd ten słaby zasięg. Jednak muszę się dowiedzieć gdzie jestem. No i przede wszystkim - jak wrócić do domu. Jednak co się tak naprawdę wydarzyło? Urwisko, fioletowa poświata...pamiętam, że leciałam i potem BOOM. Jestem gdzie indziej i to jeszcze bez przyjaciółki.
Może zamiast chodzić w kółko po tym dziwnym miejscu powinnam się kogoś najzwyczajniej w świecie zapytać o drogę. Tylko kogo tu wybrać na swoją ofiarę. Połowa tych ludzi wygląda albo wrednie albo na wystraszonych. To źle wróży. Wolałabym nie być zmuszona zostawać tu na dłużej. Mój wzrok jednak zatrzymał się dłużej na pewnych dwóch osobnikach. Jakiś blondyn z głupim uśmieszkiem. Miał jakiś dziwny biały tatuaż na lewym ramieniu. Towarzyszył mu jakiś czarnowłosy chłopak. Warto spróbować. Jak już uda mi się wrócić do domu to  nigdy z niego nie wyjdę choćby się waliło i paliło. No chyba, że na uczelnie. To taki drugi dom.
- Eh...przepraszam? - przerwałam im rozmowę, choć bardziej to wyglądało na swego rodzaju przechwałki o rzeczach o których nie mam pojęcia.
- Hmm? Czyżby panienka czegoś od nas chciała? - blondyn się do mnie wyszczerzył, za to czarnowłosy tylko zmierzył mnie spojrzeniem.
- Ja? Ja to tylko chciałam się dowiedzieć czy...eh... gdzie ja właściwie jestem? - uśmiechnęłam się niewinnie. Kontakty z ludźmi są takie ciężkie. Nie mam w sumie problemu z nawiązywaniem kontaktu z innymi. Mam problem z ich utrzymaniem.
- No jak to gdzie? Ty nie stąd? Jesteś w jednym z najlepszych miasteczek w Fiore - złotowłosy mnie objął i wykonał ruch ręką, obrazując mi całe miasto przede mną - A wiesz dlaczego? Bo jest chronione przez samo Sabertooth - wypiął dumnie pierś.
- Aha - czym kuźwa jest Sabertooth? Dobra, Nathalie... nie ważne. Skup się na ustaleniu drogi do domu.
- Macie może tu zasięg? - wskazałam palcem na telefon który trzymałam w lewej dłoni. Oni z kolei spojrzeli na mnie jak na idiotkę i ze zdziwieniem na urządzenie w mojej ręce. - Ah tak, rozumiem...to ja może lepiej pójdę - zaczęłam się cofać do tyłu.
- Czekaj! - krzyknął chłopak z tatuażem, a ja w tym samym czasie potknęłam się o coś i runęłam do tyłu. Obok mnie znalazł się jakiś dziwny, zmutowany, czerwony kot w ubranku.
- Uważaj jak chodzisz! - oburzył się na co wytrzeszczyłam oczy.
- Ga-gadający kot!? - złapałam się za głowę ze zdziwienia. A może ja śnię? Może znowu zasnęła w czasie pracy? Tak to na pewno to. To musi być to.

Sting POV
Mamy w tym momencie wolne od jakiejkolwiek pracy więc skrupulatnie wykorzystujemy to razem z Rogue'em.
- Pogadać możemy równie dobrze w gildii, dlaczego ciągniesz mnie na zewnątrz? - znów marudził.
- Daj spokój. Jest piękna pogoda korzystajmy z niej. Lector może iść na spacer razem z Frosch, prawda Lector? - spojrzałem na swojego towarzysza.
- Tak jest! - zasalutował mi.
- Frosch też chce!
- Widzisz? Idziemy!
Już siedzimy przy podnóża wzgórza od dłuższego czasu dyskutując o zbliżającym się turnieju magicznym.
- Oczywiście, że wygramy. Tak jak zawsze. Jesteśmy przecież najlepsi - zaśmiałem się na myśl o naszym kolejnym zwycięstwie.
- Eh...przepraszam? - przerwała nam jakaś dziewczyna o niebieskich włosach. Obdarzyłem ją mym pięknym uśmiechem.
- Hmm? Czyżby panienka czegoś od nas chciała? - przyjrzałem się jej. Była dziwnie ubrana. Zazwyczaj dziewczyny są... bardziej skąpo odziane.
- Ja? Ja to tylko chciałam się dowiedzieć czy...eh... gdzie ja właściwie jestem? - uśmiechnęła się tak zniewalająco. Czyżby się zgubiła.
- No jak to gdzie? Ty nie stąd? Jesteś w jednym z najlepszych miasteczek w Fiore - czyli turystka. Objąłem ją ramieniem przyciągając ją do siebie, żeby pokazać jej to całe miasteczko, które jest bezpieczne. Oczywiście dzięki nam. - A wiesz dlaczego? Bo jest chronione przez samo Sabertooth - wypiąłem dumnie pierś jednocześnie ją puszczając.
- Aha - nie wydawała się przekonana.
- Macie może tu zasięg? -wskazała na jakieś dziwne prostokątne urządzenie w jej dłoni. Nie miałem zielonego pojęcia czym jest ten cały "zasięg", ani co ona trzyma. Spojrzałem na Rogue'a. On najwidoczniej też widział to pierwszy raz na oczy.  - Ah tak, rozumiem...to ja może lepiej pójdę - zaczęła się cofać do tyłu. Tylko, że za nią zaczęli wracać ze spaceru Lector razem z Froschem.
- Czekaj! - chciałem ją zatrzymać ale nie zdążyłem. Zdarzyła się wywrócić do tyłu.
- Uważaj jak chodzisz! - oburzył się Lector i pogroził jej swoją łapką
- Ga-gadający kot!? - złapała się za głowę i patrzyła na niego jakby był jakimś wybrykiem natury. Po chwili dziewczyna najwyraźniej zemdlała.
- Oh... czy dziewczynce nic nie będzie? - Frosch pochylił się nad niebieskowłosą podczas gdy spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni z Rogue'em.
- Powinniśmy ją zabrać - powiedział po chwili.
- A po co nam ona?
- Wygląda dziwnie. Ewidentnie nie jest stąd. No i to dziwne urządzenie. Nie wiemy czy to nie jest jakaś broń. Może jest z jakieś gildii? Widziałeś, że się najwyraźniej zgubiła. Mistrz będzie wiedział co robić. - patrzyłem na niego przez chwile. Westchnąłem zrezygnowany i wziąłem dziewczynę na ręce uprzednio chowając sobie do kieszeni to jej dziwne prostokątne urządzenie.

Nathalie POV
Poczułam jak coś mną kołyszę. Otworzyłam po chwili oczy starając się przyzwyczaić do światła i jednocześnie uświadamiając sobie, że jestem przez kogoś noszona. Jak już mi się obraz wyostrzył dostrzegłam, że niesie mnie ten sam blondyn co przedtem. Tak z bliska widzę, że ma piękne niebieskie oczy... i jeden dziwny kolczyk - kryształ.
- Obudziła się - mój wzrok skierował się w stronę czarnowłosego. Przyglądał mi się uważnie.
- No widzisz, akurat doszliśmy - niebieskooki odstawił mnie na ziemię tuż przed potężnymi drzwiami jakiegoś budynku.
- Gdzie ja jestem? Gdzie mnie zabraliście? To podpada pod porwanie! - zaczynam panikować. Ale to nic dziwnego. Każdy na moim miejscu by zaczął panikować.
- Wyluzuj, utniemy sobie krótką pogawędkę z naszym mistrzem. A raczej ty utniesz - chłopak poklepał mnie po ramieniu. Jego towarzysz za to wciąż mnie obserwował.
- Nie chciałem cię wystraszyć - usłyszałam z dołu. Patrzę - a tam ten sam zmutowany kot co wcześnie. Czyli albo dalej śnię albo to nie sen. Będę raczej dalej ślepo wierzyć w to pierwsze. Blondyn otworzył drzwi i pchnął mnie do środka. Zaczęłam niepewnie iść przed siebie, a oni kroczyli za mną. Dziwne miejsce. Ogromne pomieszczenie które przypominało swego rodzaju podrzędny bar. Pełno różnych stolików, miejsce do tańców. Na samym końcu schody na piętro. Jedyne co mogło wyróżniać to miejsce od baru był wielki, fioletowy tron na końcu sali. A przynajmniej przypominało to tron. Po dłuższym staniu w miejscu znów zostałam pchnięta do przodu. W tym miejscu znajdowało się mnóstwo poubieranych dziwnie osób, którzy skupili swoją uwagę na mnie. Po chwili poczułam na swoim ramieniu rękę, jakby znak, że powinnam się już zatrzymać. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wkroczył ogromny mężczyzna. Naprawdę ogromny. Nikt nie jest taki wielki, z pół życia chyba spędził na sterydach. Tuż za nim wkroczyła jakaś czarnowłosa kobieta. Wyglądała wrednie ale jednocześnie dojrzale i groźnie. Mężczyzna co żyje na sterydach i o białych włosach, zasiadł na swym tronie i zaczął mi się przyglądać.
- Kim jesteś? I co tu robisz? - zwrócił się do mnie swoim donośnym głosem.
- Ja? Ja...- ścięłam się. Przyznaję się bez bicia, boję się. Tylko nie wiem czy tego gościa czy tego, że przebywam już parę godzin w niewiadomym mi miejscu i nie wiem nawet czy do domu mam daleko czy blisko. - Jestem Nathalie Isabella Montechiaro - zaczęłam starając się być pewna siebie. Na te słowa mężczyzna tylko mruknął i przechylił się w przód jak gdyby chciał mi się bliżej przyjrzeć. - I tak szczerze mówiąc nie wiem jak się tu znalazłam. Po prostu... to zabrzmi jak szaleństwo ale szłam sobie z przyjaciółką przez las, kiedy zauważyłam jakieś dziwne, fioletowe połyskujące coś. Chciałam to zbadać ale zamiast tego spadłam w to pociągając ją za sobą ale zamiast w dole obudziłam się tutaj w lesie i zdecydowanie nie jest to ten sam las do którego wcześniej weszłam. - zaczęłam cicho chichotać. Na głos ta historia brzmi jeszcze bardziej niewiarygodniej niż w mojej głowie. Nagle dostałam olśnienia. Sprawdziłam tył moich spodni - nie ma. Przód - nie ma. Wszystkie kieszenie - nie ma. O kurczę.
- Gdzie mój telefon? - zaczęłam się rozglądać po wszystkich zgromadzonych kiedy mój wzrok zatrzymał się na dwójce wcześniej "poznanych" chłopców. Podeszłam do blondyna i złapałam go za fragment koszuli ciągnąc do siebie w dół.
- Gdzie się podział mój telefon? - zmrużyłam oczy. Nie wzięłam dzisiaj laptopa z domu. Komórki nie zamierzałam tracić.
- Mówisz o tym? - wyciągnął z kieszeni mojego IPhone'a. Zabrałam mu go z ręki sprawdzając czy wszystko gra.
- Do jakiej gildii należysz? - znów odezwał się facet na tronie.
- Gildii? ... że w sensie w grze czy o co cho? - nie oderwałam wzroku od ekranu.
- A więc, posiadasz to dziwnie urządzenie, o niczym nie masz pojęcia... Minervo. Obawiam się, że twoja siostra się odnalazła - dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Jak ja. Jak wszyscy tu zgromadzeni.

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 1

Premiera miała być jutro... ale kto by się tym przejmował nie? Mała zmiana planów! ( patrz - kolumna po lewej "rozdziały" )

Przyjemnego czytania ^^ 



Wykonałam wykop z pół obrotu. Nagle usłyszałam gwizdek.
- Koniec na dzisiaj! Do szatni! - krzyknął sensei po czym zniknął za drzwiami gabinetu. Wszyscy uczniowie skierował się do szatni z zamiarem przebrania. Ja jednak byłam skupiona na czymś innym. Dzisiaj czas tak szybko mijał, że nawet się nie zorientowałam, kiedy nadszedł trening. Czułam się, jakby przed chwilą był poranek. Może to jutrzejszy sprawdzian z chemii tak mnie  przeraża?
Wzruszyłam ramionami i lekko zdyszana skierowałam się do szatni. Stanęłam przy swojej szafce, wyciągnęłam torbę i buty, po czym skierowałam się pod prysznice.
Jest początek maja, co wskazuje na rozpoczęcie sezonu zawodów sztuk walki. W tym roku musiałam się dostać chociaż do półfinału, więc od zeszło rocznych eliminacji trenowałam najciężej, jak tylko mogłam. Aż do dzisiaj. Dzisiaj był mój ostatni trening przed jutrzejszymi eliminacjami.
Weszłam pod prysznic. Byłam spięta jak nigdy. Muszę się zrelaksować dzisiejszego wieczoru. Może mały spacerek. Ale z kim? Pablo do późna siedzi na próbach. Marina i Chiara wyjechały na weekend. Z rodzicami na pewno nie spędzę miło wieczoru. Od kilku dni nie słyszę nic innego niż kłótnie. Została tylko jedna osoba, jednak ona nigdy nie wychodziła ze mną na spacer. No chyba, że zahaczałyśmy po drodze o komputerowy.
Westchnęłam. Mam nadzieję, że dzisiaj nie będę musiała jej błagać.
Gdy tylko skończyłam prysznic i byłam już ubrana, szybkim krokiem ruszyłam na swoje osiedle. Z Nathalie przyjaźnię się odkąd tylko zamieszkałam we Włoszech. Była pierwszą osobą, którą nie zniechęcił mój brak ukazywania jakichkolwiek uczuć. Nie żeby coś było ze mną nie tak. Po prostu od dziecka nie lubiłam ukazywać swoich prawdziwych uczuć jak miłość, strach, złość. Dzięki temu wybiłam się tak wysoko podczas treningów.
Jednak to jest przeszłość. Nathalie może i jest w moim wieku, ale jako geniusz komputerowy dostała się dwie klasy wyżej i teraz siedzi na uniwerku informatycznym. Tworzy własne strony internetowe, programuje, czasami z nudów włamuje się gdzieś. Robi co chce. Jednak przez tą wiedzę i chęć siedzenia przed komputerem dwadzieścia cztery na dobę odseparowała się od znajomych.Czasami przychodzę do niej na uniwerek i wkurzam, ale to racze tyle.Jednak to wystarcza, byśmy się przyjaźniły.
Dzisiaj jednak nie pozwolę jej marnować sobie życia przed komputerem.
Kiedy weszłam na osiedle, widziałam, że pali się światło w pokoju Nathalie. Z determinacją weszłam na ganek domku jednorodzinnego. Zapukałam.
Po chwili otworzyła mi pani Montechiaro. Spojrzała się na mnie zaskoczonym wzrokiem. No racja. Ostatnim razem byłam tutaj z dwa lata temu. Przywitałam się wesoło.
- Dzień dobry pani  Montechiaro, jest może Nathalie? - spytałam spoglądając do środka. Z korytarza był wgląd na salon. Na widocznej kanapie siedział tata Nathalie z gazetą w rękach. Nie zwrócił uwagi na to, że ma gościa.
Pani Montechiaro spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Jasne, siedzi u siebie. - powiedziała i mnie wpuściła. Mijając ją mrucząc pod nosem dziękuję weszłam na górę. Z pokoju dziewczyny nie dochodziły żadne dźwięki. Cicho weszłam do pokoju i podeszłam na palcach do jej fotela. Dziewczyna miała słuchawki na uszach. Z wrednym uśmiechem złapałam ją pod boki.
- Aaaaa! - krzyknęła podskakując na fotelu. Słuchawki spadły jej z uszu i spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem. - Co ty tu robisz i za cholerę mnie straszysz?
- Skoro się przeraziłaś, to znaczy, że masz coś na sumieniu. - powiedziałam spoglądając na nią. Ta jedynie odwróciła wzrok. Westchnęłam. - Przyszłam po ciebie. Wychodzimy.
- Nigdzie nie idę. - obwieściła i odwróciła się do komputera zakładając słuchawki. Uspokajając się wyciągnęłam jej słuchawki z uszu.
- Nie przyjmuję odmowy. Nie martw się. Będzie fajnie. - powiedziałam ściągając ją siłą z fotela. Słyszałam jej jęczenie. Po chwili wstała i zaczęła ze mną schodzić.
- Wychodzę! - krzyknęła i szybko wyszłyśmy. Skierowałyśmy się do lasku przy naszym osiedlu. Było to przyjazne miejsce z dosyć stromym urwiskiem na końcu. Nikt tam nie chadzał oprócz pobliskiej dzieciarni chcącej się popisać lub zapalić.
- Dlaczego mnie wyciągnęłaś z cieplutkiego, wygodnego domku? - spytała. Przez chwile szłyśmy w ciszy.
- Chciałam z tobą pogadać. Dawno w końcu nie miałyśmy na to okazji. - powiedziałam. Lepiej, żeby nie wiedziała o zawodach.
- Rozumiem. A co z Pablo? Z nim nie mogłaś porozmawiać? - spytała.
- Nie mogę z nim rozmawiać o babskich sprawach!
- A te dwie twoje przyjaciółki?
- Nie chciałam się z nimi spotykać, poza tym obie nie miały czasu.
- A innych przyjaciół nie masz?
- Nie potrzebuje...
- Jakoś nie widzę. - powiedziała i wyprzedziła mnie.
- Eh... serio chcesz tak spędzić czas? Wywołując kłótnię?
- Ale ja nic nie robię... - powiedziała. Dopiero teraz powiązałam pewne fakty.
- Ty mnie papugujesz! Wkurza cię to, że cały czas przychodzę do ciebie na uniwerek i próbuje coś zrobić z twoją pracą. Ja tylko chce w końcu cię gdzieś wyciągnąć. Nie możesz przecież wiecznie siedzieć w jednym miejscu.
- A to dlaczego?
- A to dlatego, że ominie cie wiele ciekawych rzeczy!
- Które mogę zobaczyć w internecie?! - podsumowała. Przystanęłam na chwilę. Po chwili dopiero ogarnęłam, co chciała przez to powiedzieć.
- Czyli co? Masz zamiar cały czas siedzieć w domu i nic nie robić, tylko psuć sobie zdrowie? A co z chłopakiem? Wiem, że jeden ode mnie z klasy ma na ciebie oko. - powiedziałam. Ta jedynie na mnie spojrzała.
- Ja nie marnuje sobie zdrowia,ani życia i jeszcze się o tym przekonasz. A co do tego chłopaka, to wiem o tym. Ja w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem taka ślepa. - mówiąc to ruszyła szybkim krokiem. Dogoniłam ją.
- Wcale nie jestem ślepa. Po prostu wybieram z rozwagą.
- A czy wiedziałaś, że najlepszy przyjaciel Pabla ma na ciebie chrapkę? - powiedziała, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. - A, nie wiedziałaś... to teraz już wiesz...
- Skąd ty to wiesz...
- Słyszałam, jak gada o tym z jednym ze studentów. Mówił coś o Pablu, a potem zaczął nawijać o jego "zgrabnej dupeczce" czy jakoś tak... nie przysłuchiwałam się temu za bardzo. Nie dobrze mi się na samą myśl o tym robi. - powiedziała spoglądając przed siebie. Przyjrzałam się jej dokładniej. Widać było wory pod oczami oraz chorobliwa bladość skóry. Zmartwiłam się.
- Wiesz co, powinnaś częściej wychodzić na dwór. To dobrze robi i dla zdrowia i dla skóry.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Hmm... może dlatego, bo moja przyjaciółka wygląda ja zombie!! Chodź. - mówiąc to zaciągnęłam ją dalej, niż zwykle. Byłyśmy już przy urwisku. Usiadłam przy drzewie i spojrzałam przed siebie. To było całkiem spokojne miejsce o ile nie jesteś kretynem lub samobójcą. Odetchnęłam.
- Czyli co? Nie masz zamiaru nic zrobić z tym gostkiem? Zostawisz Pabla w niewiedzy? - spytała dziewczyna siadając obok mnie. Widać było na jej twarzy wzrastające zmęczenie. Niedługo muszą wracać.
- Powiem mu jutro. Dzisiaj już raczej nie zdążę, a chce mu to powiedzieć prosto w twarz.
- Jak myślisz, jak zareaguje?
- On dobrze wie, że nie zostawię go. Raczej dalej będzie się z nim przyjaźnić, tylko będzie miał na niego oko. Nic wielkiego. - powiedziałam. Siedziałyśmy tak z kilka minut, dopóki Nathalie nagle nie wstała.
- Widziałaś to? - spytała spoglądając w przepaść z niedowierzeniem. Zdziwiłam się lekko.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - wstałam i podeszłam do dziewczyny. Chciałam ją chwycić za ramię jednak ona podeszła do przepaści. Zbyt blisko. - Nathalie, uważaj! - krzyknęłam, kiedy zauważyłam, że dziewczyna powoli traci grunt pod nogami. Chwyciłam  ją za rękę, jednak skończyło się to tak, że obie zaczęłyśmy spadać. Zamknęłam oczy i puściłam Nathalie. Potem nie wiedziałam, co się dzieje.
Kiedy otworzyłam oczy, leżałam w nieznanym mi lesie. Podniosłam się. Nie czułam się tutaj dobrze. To było dziwne. Spadałam, a tu nagle... może jestem w niebie? W sumie biorąc pod uwagę moje zachowanie, to bardziej piekło...
Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam Nathalie. Przerażona wstałam.
- Nathalie?! Nathalie! - zaczęłam krzyczeć i szukać dziewczyny. Nigdzie jej jednak nie było.
- Kogoś szukasz?