sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 8

Dziś jest czwarty dzień turnieju magicznego. Jak dobrze rozumiem, jeszcze ze dwa i możemy wracać do "domu". Sofia była dzisiaj jakaś zamyślona. Pewnie była poruszona jeszcze wczorajszą walką. Powinnam ją pewnie jakoś wesprzeć tyle, że jestem słaba w takich rzeczach. Najczęściej jestem po prostu szczera co niezbyt pomaga ludziom. Konkurencja na dzisiaj to walka w jakiejś wodnej bańce. Jednak średnio mnie to interesowało. Byłam bardziej zajęta wspominaniem mojej wczorajszej rozmowy z Hibikim. Wszystko miało swój początek. Gdy powstał pierwszy komputer to też na początku nie byłą to nie wiadomo jaka maszyna. Również służyła do przechowywania danych. A ta magia..."archiwum"...móc wręcz posiadać przenośny komputer... to wyglądało tak, jakby to był jego umysł! Muszę koniecznie dowiedzieć się więcej.
- Wow - Sofia patrzyła się zszokowana na arenę. Konkurencja chyba się skończyła. A przynajmniej tak mi się wydaję. Jakaś blondynka leży poobijana na ziemi, do tego Minerva, chłopcy, ludzie od Sofii.
- Co się dzieje? - spojrzałam na nią nie kryjąc zainteresowania tą sytuacją.
- Ta cała Minerva tak odrobinkę przesadziła - nawet na mnie nie spojrzała. Jeszcze raz spojrzałam w stronę "siostry". Nie kryła swojego zadowolenia. I że niby ja jestem z nią spokrewniona? Z której strony?
Już do końca buzowały we mnie emocje. Jak można tak postąpić z drugim człowiekiem? Zwłaszcza jeśli nie jest niczemu winne? Nie znam zasad tego turnieju ale raczej nie brzmią " zabij by wygrać". Teraz odbywają się jakieś nudne walki. Znaczy... one nie są nudne. Ta cała magia to dla mnie teraz wielka zagadka ale jestem zbyt wściekła, aby się zachwycać albo śmiać. Jednak przyznaje, że zaczęłam się bardziej skupiać kiedy bliźniacy mieli walczyć z chłopakiem o różowych włosach i kimś o imieniu Gajeel. Ich siła była imponująca ale im dłużej się im przyglądałam tym bardziej byłam utwierdzona w przekonaniu, że wszyscy tutaj są tacy sami. Ta gildia to jeden wielki żart. 
- Ugh - wyszłam stamtąd bez słowa. Zatrzymałam się gdzieś na środku korytarza.
- Co ja tak właściwie chce zrobić? - szepnęłam do siebie. To wszystko co robiłam ostatnimi czasy... to takie do mnie nie podobne. Powinnam siedzieć u siebie w pokoju, przed komputerem i pracować. Ewentualnie siedzieć na uniwersytecie nad moim projektem i znosić zaloty co jakiś czas pojawiającego się u mnie Leona. Ale zamiast tego tkwię w jakimś obcym mi świecie, co chwila gdzieś chodzę, odzywam się więcej niż zwykle, dowiaduje się, że mam siostrę i że ma ona zapędy sadystyczne.
- No już, Nat. Wykorzystaj swój intelekt. W końcu na coś musi się przydać - zamknęłam oczy. Powinnam szukać informacji o portalu. Jednocześnie chce się więcej dowiedzieć o Archiwum. Jeżeli ta magia wie wszystko to może rozwiązać mój problem. Musi tu być jakaś biblioteka albo coś tego rodzaju. 
- Gdzie tu jest "You are here"? - mruczałam do siebie. Okazuje się, że na zewnątrz tej areny znajduje się mapa miasta. I dopiero teraz dociera do mnie, że w tym świecie tak naprawdę nie ma podziału na języki i pewnie nie mają zielonego pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak "angielski". - Jak żyć? - załamałam ręce nad swoją bezradnością. Niby jestem taka mądra, taka inteligentna...jednak teraz w tym świecie czuje się taka inna. Taka głupia.
- Potrzebujesz pomocy? - dobiegł do mnie przyjemny dla ucha głos. 
- Eh... w sumie to przydałoby się - odwróciłam się w stronę Hibikiego. - Nie powinieneś być na arenie?
- Teraz jest rozgrywana ostatnia walka. Nie jestem już tam potrzebny. Widzę, jednak, że jesteś czymś sfrustrowana. Mogę jakoś temu zaradzić? - uśmiechnął się czarująco. I ten ubiór...jakby był jakimś biznesmenem.
- Macie może tutaj jakąś bibliotekę bądź coś w tym rodzaju? - skrzyżowałam z tyłu ręce i uśmiechnęłam się słodko.
- A co chcesz wiedzieć? Może pomogę?
- Oh... chciałam tylko więcej poczytać o tej całej magii Archiwum. Zaintrygowało mnie.
- Pozwól więc - wyciągnął w moją stronę rękę. Z lekkim wahaniem ją przyjęłam. Zaprowadził mnie do jakiegoś budynku, do biblioteki jak mniemam. - Archiwum jest bardzo interesującą magią i mało osób ją potrafi. Nie każdy również ją docenia.
- Wiem coś o tym - mruknęłam.
- Mówiłaś coś? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nie, nic. Mów dalej - ponagliłam go.
- Ta magia ma wiele zastosować. Wiele dodatkowym funkcji, że tak to ujmę. Mogę na przykład przekazywać innym dane. Po prostu w pewnym momencie się one pojawiają w głowie wybranej osoby. Mogę też stworzyć tarczę, więc nie jestem taki bezbronny jak się nie którym wydaje - zaśmiał się.
- Wow, to naprawdę... niesamowite. Nie sądziłam, że istnieje w tym świecie coś takiego.
- Proszę. To powinno ci pomóc - podał mi jakąś księgę. Schowałam ją do torby, którą wzięłam. Później ją przejrzę. Teraz powinnam wracać zanim znów się zorientują, że mnie nie ma. Już mi starczy.
- Bardzo ci dziękuje. Naprawdę. A teraz...powinnam już iść
- Ależ nie, kim bym był gdybym cię nie odprowadził? - normalnym człowiekiem ale nie powiem ci tego, bo jeszcze się obrazisz, a jeszcze mi się przydasz.
- Skoro tak chcesz, okey. - wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się do miejsca, gdzie urzęduje Sabertooth. Przez całą drogę opowiadał mi jeszcze trochę o swojej magii i muszę przyznać, że to naprawdę intrygujące.
- Dziękuje bardzo. Nie musiałeś tego robić - zwróciłam się do niego jak już byliśmy przy drzwiach.
- Przyjemność po mojej stronie - ujął moją dłoń i pocałował jednocześnie lekko się kłaniając. W tym samym czasie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Minerva razem ze Stingiem. 
- Znów się włóczysz? I to jeszcze z kimś takim? - czarnowłosa nie szczędziła pogardliwego tonu. Chłopak natomiast patrzył na Hibikiego jak na wroga. Którym w sumie był ale przecież jest nie groźny, tak?
- Jeszcze raz dziękuje - uśmiechnęłam się nie śmiało, a członek Blue Pegasus szybko się oddalił.
- Musimy pogadać - zwróciłam się gniewnie w stronę siostrzyczki.
- Oh, tak musimy zdecydowanie - wkroczyła do środka, a ja za nią kompletnie ignorując niebieskookiego. Czuję jak cała złość znów do mnie wraca.
- Powiedz mi, czy ty jesteś normalna? - podniosłam na nią głos. Nawet nie obchodziło mnie to, że znajdujemy się w miejscu, tak zwanym "barowym" gdzie mogli przebywać wszyscy członkowie gildii.
- Słucham? - spojrzała na mnie zaskoczona ale jednocześnie z pogardą.
- Mówię o twoim dzisiejszym przedstawieniu. Co ty zrobiłaś tej dziewczynie? Jesteś jakaś obłąkana? Chora psychicznie? 
- Radziłabym ci się do mnie zacząć zwracać inaczej, chyba, że chcesz skończyć jak ona. Musisz się przyzwyczajać. W tym świecie panują inne zasady - uśmiechała się z wyższością.
- Inne zasady? Jakie? Takie, które  mówią, że trzeba drugą osobę zabić i nie poniesiesz za to żadnej konsekwencji? Czy wy naprawdę tak się zachowujecie? nie wierzę, po prostu nie wierzę - ten świat z dnia na dzień coraz bardziej mi się nie podoba. Coraz bardziej zdaje sobie sprawę, jaki może być niebezpieczny i jak bardzo dla ludzi jest to normalne. - Wy - rozejrzałam się po pozostałych - Wy wszyscy jesteście tacy sami. - mówiłam lekko roztrzęsiona. Podeszłam do smoczych bliźniaków - Wy to też szczególnie dzisiaj pokazaliście. Jeżeli nie potraficie okazać szacunku drugiej osobie, to sami jesteście najgorszą formą człowieka jaka chodzi po tym... wszechświecie - jeszcze chyba nigdy nie czułam się tak wściekła i tak bezradna. Normalnie mogłabym wszystko zgłosić na policje, załatwić to za pomocą swojego komputera i inteligencji, ale tutaj? Tutaj jestem zdana na łaskę innych. Na łaskę losu. - Wszyscy pamiętamy co stało się Yukino... was to ani trochę nie ruszyło? Dla was to normalne? Nie obchodzi mnie co to za świat. Równie dobrze mogłam wylądować na Śródziemiu ale traktowanie człowieka jak człowieka jest... wszędzie. Nie wierzę, że mogę mieć z wami cokolwiek wspólnego - nie czekając na jakąkolwiek reakcje, szybko wbiegłam na górę do mojego pokoju. W całym swoim życiu wybuchłam chyba ze dwa razy. To już trzeci. I źle się z tym czuje. To straszne gdy wiesz, że osoba po drugiej stronie ściany jest wstanie cię zabić jednym ciosem i nikt nic z tym nie zrobi bo to przecież taki świat. 
- Dlaczego nam się to przytrafiło? Dlaczego ten cholerny portal nie może się tak po prostu otworzyć?
***
Dziś piąty dzień igrzysk. Do nikogo się nie odzywałam. Zwłaszcza, że wczoraj mistrz Jiemma został zabity przez Sting'a. A przynajmniej tak słyszałam. Nie było mnie przy tym. Nie żeby było mi przykro, nawet nie byłam i nadal nie jestem pewna czy byliśmy spokrewnieni. Jednak przeraziłam się na tę myśl. To nie jest tak, że ja się go boję... no dobra, może odrobinę. Boję się tutaj każdego kto używa magii ale Sabertooth... oni podchodzą do tego tak lekko... zmienili do mnie podejście. Mam wrażenie, że jeden zły ruch z mojej strony i nie przeżyje powrotu do domu.
Dzisiejszego dnia jest konfrontacja na ulicach tego całego miasta. My możemy wszystko oglądać z ekranów które wyświetlają "lacrymy"...kryształy. Będę musiała później bardziej je zbadać. Fairy Tail na razie się nie bawiło. Od Sofii wiem, że opracowali jakąś taktykę. Nie interesowało mnie to zbytnio. Czekałam tylko na koniec tego dnia. No i byłam ciekawa czy znowu kogoś poślą do szpitala.
- Ta cała blondyna już czuje się lepiej? - zagadnęłam przyjaciółkę.
- Żyję i ma się całkiem dobrze - odpowiedziała obserwując to co się dzieje na ekranie. - Jesteś smętna, coś się stało? - spojrzała na mnie z troską. Wow, dawno tego u niej nie widziałam.
- A od kiedy to się o mnie martwisz, co?
- Od zawsze! Przyjaźnimy się, wiesz? Mimo tego, że rzadko się widujemy... nadal się przyjaźnimy i martwię się. Zwłaszcza teraz gdy zostałyśmy same - położyła mi rękę na ramieniu.
- Tak. Wiem - westchnęłam. - Nic mi nie jest, nie martw się. Zawsze tak mam, co nie? - próbowałam się uśmiechnąć.
- Owszem ale wtedy albo pracujesz, albo korzystasz z laptopa. Teraz nie masz dostępu do tych dwóch rzeczy.
- Racja... - myślałam co by tu jej powiedzieć aby nie wnikała. Nie musi wiedzieć, że nakrzyczałam na Minervę. - Patrz. Chyba kończą - wskazałam na ekran. Po chwili na niebie pojawił się wystrzał... ktoś ich zwoływał do siebie. Sting. Został jako ostatni z drużyny Sabertooth. Za to przetrwali wszyscy z Fairy Tail. Ledwo się trzymali. Mógłby ich od razu pokonać. Tak jak to zrobił wczoraj z mistrzem. Jednak nie zrobił tego. Zamiast tego, padł na kolana i się poddał. Później pojawiła się jakaś dziewczyna z kotem od chłopaka. Wyrwał się jej i pobiegł do właściciela. Razem siedzieli na ziemi i płakali, chyba ze szczęścia, a Fairy Tail oficjalnie wygrało turniej. Aż mnie serce ścisnęło na widok tej sceny.
- Wow, czyżbym była bardziej wrażliwa niż sądziłam? - mruknęłam do siebie. Albo to moje wyrzuty sumienia, bo jeszcze wczoraj powiedziałam, że jest nic nie warty, a teraz... wyglądał na tak załamanego...i jeszcze jego słowa. Jestem w rozterce. 
- Chyba się pomyliłam
- O czym ty mówisz? - Sofia spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Jeszcze wczoraj go nie lubiłam. Może nawet bardziej niż nie lubiłam. Był taki arogancki i pewny siebie, a przed chwilą pokazał, że jest zupełnie inaczej. Nie rozumiem tego... i moje serce najwyraźniej też nie - jęknęłam łapiąc się za serce - przestań mnie boleć, nie bądź przeciwko mnie - jęczałam.
- Ty go nie znasz - zaśmiała się. - minęło kilka dni odkąd tu jesteśmy. Może wywarł na tobie złe wrażenie ale nie wiesz wszystkiego. 
- O tak masz racje, zapomniałam - podniosłam głowę nieco zdziwiona tym odkryciem - zapomniałam.
- Jak mogłaś zapomnieć? - zdziwiła się.
- Oj,bo...bez komputera dni tak bardzo mi się dłużyły, że już miałam wrażenie, że jesteśmy tu całą wieczność. A to tylko jakiś tydzień - westchnęłam. - Widzisz jak brak technologi mi szkodzi? Odbija mi.
- Jak na moje, to już wcześniej ci odbijało. Chodź, idziemy - pociągnęła mnie do wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz