sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 37

Stałam tak przed Nathalie i bliźniaczymi smoczymi zabójcami przez dobre kilka chwil. Nie mogłam uwierzyć, że oni są tutaj. W tej chwili na Ziemi. Jakim cudem? Przecież u nas nie ma magii. Więc jak...
- Jaaa...
- Tak. Chętnie wejdziemy do ciebie do domu. - powiedziała Nathalie i weszła do budynku, jak do siebie. Westchnęłam i przepuściłam chłopaków. Weszli rozglądając się dookoła. To musiało być dla nich wszystko nowe. Maszyny, wielkie budowle, wielu ludzi pędzących w tylko sobie znanym kierunku. Nie zazdrościłam im w tej chwili.
- Co wy tu robicie? Przecież jest wcześnie! - powiedziałam idąc do kuchni. Nastawiłam czajnik i zaczęłam robić sobie śniadanie. Gościnna Sofia oczywiście nie pomyślała, że goście też będą chcieli coś zjeść.
- Nooo... siedziałam całą noc i pracowałam nad portalem, więc...
- Ale przychodzić i nawiedzać mnie o 6 rano, to lekka przesada. - mówiąc to wyłączyłam wodę i zalałam herbatę. - ktoś coś chce? - spytałam wychodząc z kuchni. Wszyscy pokręcili głowami.
- Fajna szopa na głowie.
- Ej! Dopiero co wstałam. Miałam... ciężką noc... - powiedziałam i posmutniałam. Nie chciałam, by inni się martwili, ale nie dawałam rady ukrywać tego, jak bardzo mnie boli rozwód rodziców. To było dla mnie ciężkie na samym początku, ale teraz, kiedy wiem, że tata chce przejąć opiekę nade mną, jeszcze bardziej mnie rozdziera od środka.
- Rozumiem... - powiedziała Nathalie. Zapanowała grobowa cisza. Cieszyłam się, że widzę Rogue'a. Jego widok sprawiał, że w moim już i tak skołotanym i rozbitym sercu, nastawał spokój. Jednak... nie mogłam dopuścić do tego, że moje uczucia się pogłębią. Chodzę z Pablo. Nie mogę go zdradzić... po tym, co przeszedł.. nie mogę go porzucić.
Podeszłam do fotela i siadłam z herbatą.
- To jak się czujecie będąc na Ziemi? - spytałam siorbiąc herbatę. Chłopacy - jak dotąd milczący - spojrzeli po sobie.
- Hmm... (dupy nie urywa XD - dop. aut.) jak na razie jest całkiem przyjemnie... - powiedział Sting. Rogue tylko pokiwał głową. Spoglądał na mnie. Widziałam, że chce mnie o coś zapytać.
- Ile zostajecie?
- Nie wiem... to zależy od Nathalie. - powiedział i ścisnął jej rękę. Spojrzałam na dziewczynę pytająco. Ta tylko się zarumieniła. O nie... nie powiedziała mi jędza jedna. Już ja ją tak przepytam, że głowa mała.
- Widzę, że macie ciuchy z waszego świata. Musimy wam coś załatwić. - powiedziałam i wstała odkładając kubek. - dajcie mi pięć minut i możemy wychodzić. - powiedziałam i podbiegłam do schodów.
- Wychodzić gdzie? - spytał Rogue. Ten głos... przeszły mnie dreszcze, ale muszę być silna. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się.
- Musimy wam załatwić ciuchy, dzięki którym nie będziecie się tak wyróżniać. - pobiegłam do pokoju.
Po "pięciu" minutach wróciłam z mokrą głową zwarta i gotowa do podróży.
- Idziemy. - powiedziałam chwytając kluczyki do samochodu taty. Nathalie spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Jesteś pewna, że będziesz prowadzić? - spytała się. Odwróciłam się do niej otwierając samochód. Dziwię się, że rodzice jeszcze nie wstali.
- Nie martw się. Wszystko mam pod kontrolą.
- Okej... tylko nas nie zabij... - powiedziała Nathalie zapinając pas. Chłopacy natomiast stali przed samochodem i spoglądali na niego nieufnie.
- No dawać... nie ugryzie! - powiedziałam stojąc w drzwiach.
- Nie ufam... temu czemuś. - usłyszałam. Przewróciłam oczami i wsiadłam.
- Jeśli nie wsiądziecie do samochodu, to nie pojedziecie do centrum handlowego z nami, więc będziecie musieli dotrzeć tam sami. Życzę wam z tym powodzenia, bo miasto jest du... - zanim skończyłam, chłopacy siedzieli już w aucie. Zadowolona z siebie siadłam przed kierownicą i zaczęłam prowadzić. Tak jak tata cię uczył, Sofia. Tak jak cię uczył.
- Sofia...? - usłyszałam za sobą.
- Tak? - nie odwróciłam się od niej. Zbytnio się bałam odwrócić wzrok od jezdni. Mam cztery życia do przewiezienia bezpiecznie doi centrum handlowego. Musiałam być uważna.
- Czy ty... wyrobiłaś w końcu to prawo jazdy?
-... - wolałam nie odpowiadać na to pytanie. Zacisnęłam ręcę na kierownicy i jeszcze bardziej skupiłam się na drodze. - oczywiście... że nie...
- ... - zobaczyłam w tylnym lusterku, jak Nathalie chwyta się rączki nad oknem. Wkurzyłam się. Dlaczego we mnie nie wierzy? Przecież już wiele razy ze mną była na krótkich przejażdżkach. Jeszcze ani razu nie walnęłam w nikogo. Będzie dobrze.
Po 20 minutach stresu i wkurzania się na piratów drogowych, dotarliśmy do centrum handlowego.
- Następnym razem więcej wiary we mnie. - powiedziałam wychodząc z podziemnego parkingu. Weszłyśmy do głównego wejścia i rozejrzałyśmy się. Centrum Handlowe było czteropiętrowym labiryntem. Na każdym piętrze było milion sklepów, które same miały ogromną przestrzeń do rozłożenia swoich dóbr do sprzedania. Stanęłam przed chłopakami. - Dobra. Nathalie, poszukasz ciuchów dla Sting'a, a ja dla Rogue'a. Spotykamy się za półtorej godziny przy KFC. - powiedziałam spoglądając na zegarek. Nathalie uśmiechnięta ruszyła spokojnie do najbliższego sklepu odzieżowego ze Stingiem pod ręką. Spojrzałam na nich uśmiechając się, a potem na Rogue'a. Przeczuwałam, że na mojej twarzy nie był miły uśmieszek.
- Wiesz co... mi chyba pasuje moje ubranie. - powiedział Rogue rozglądając się dookoła z przerażeniem na twarzy. Chłopak przez całe życie walczy z potworami, mrocznymi gildiami i innym badziewiami, a boi się centrum handlowego?
- Nie marudź, tylko chodź. - powiedziałam łapiąc go za rękę i ruszając w przeciwnym kierunku co para.
Minęliśmy z dziesięć sklepów, zanim trafiliśmy na coś porządnego. Sięgnęłam po parę ciekawych i pasujących do siebie rzeczy i wepchnęłam Rogue'a do szatni z wielkim uśmiechem na twarzy.
Kiedy wyszedł z szatni, byłam zszokowana. Czerwona koszula w kratę i czarna puchowa kamizelka idealnie pasowały do jego włosów i oczu. Wszystko ze sobą współgrało.
- Wow... - powiedziałam spoglądając na niego. Ten kręcił się i mamrotał coś pod nosem spoglądając na ubrania. Widac było, że nie podoba mu się tutejsza moda. Ale jeśli chce tutaj przebywać, to musi cierpieć.
Podeszłam do niego i poprawiłam mu kołnierz.
- Nie wiedziała, że to tak będzie na ciebie pasować... sięgałam po pierwsze lepsze rozmiary... najwyraźniej trafiłam hehe... - powiedziałam stojąc przy nim. - W sumie... nikt by nie podejrzewał, że wyglądasz na osobę z innego świata. Wyglądasz jak tutejszy. No może posądzali by cię o soczewki, ale to już powoli staje się normalne. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Dzięki - wyszeptał. Spojrzałam na niego. Nagle podeszła do nas pewna babka z mikrofonem.
- Dzień dobry. Jesteśmy z lokalnej telewizji. Moglibyśmy zadać wam parę pytań? - spytała pewna kobieta z przyklejonym uśmiechem. Za nią stał mężczyzna z kamera na ramieniu. Zdziwiona jedynie kiwnęłam głową. Rogue milczał. Spoglądał na kamerę jak na dziwadło z innej planety.
- Dobrze. Jakie to uczucie, kiedy spotykasz swoją drugą połówkę? - spytała kobieta i przekazała mi mikrofon. Zaczerwieniłam się jak nigdy. Chwyciłam  mikrofon.
- M-my nie jesteśmy parą. - powiedziałam. Kobieta stała przez chwilę zszokowana. po czym chwyciła mikrofon i odeszła bąkając ciche przeprosiny. Zdołałam jeszcze usłyszeć jedno zdanie. "Wyglądali na taką słodką parę". Czemu świat jest przeciwko mnie i ciągle pcha mnie w ramiona chłopaka stojącego obok mnie. Czy to jest jakiś żart? A może powinnam zerwać z Pablem i naprawdę zacząć chodzić z Rogue'em? Kochałam Włocha, ale... czułam, że coś przede mną ukrywa. Coś się stało, kiedy byłam w Earthland i on nie chce mi tego powiedzieć.
- Sofia? - spytał Rogue kładąc mi rękę na ramieniu. Otrząsnęłam się z rozmyślań i uśmiechnęłam się.
- Chodź, idziemy do klasy. - powiedziałam i poszłam ciągnąc go za sobą. Pochodziliśmy jeszcze po sklepach dokupując kilka innych rzeczy. Zapłaciłam za rzeczy i poszłam do KFC. Czekali tam na nas już Sting i Nathalie. Siedzieli przy stole i rozmawiali ze sobą. Sting miał na sobie zwykłe jeansy, koszulkę z panoramą jakiegoś miasta i czarnego snapback'a. Podeszliśmy do nich obładowani torbami.
- Widze, że się udało. - spojrzałam na torby. - ile to twoje, a ile jego? - spytałam zerkając na dziewczynę.
- Ej! Kupiłam mało. - krzyknęła lekko obrażona. Przewróciłam oczami i siadłam naprzeciwko niej. - Widzę, że Cropp przypadł ci do gustu. - dodała widząc nowe ciuchy Rogue'a. Usmiechnełam się.
- W końcu to zawsze tam kupujesz te wszystkie bluzy. Postanowiłam  w końcu pójść za twoją radą i zajrzeć tam w końcu. Nie zawiodłam się jak na razie. - powiedziałam przyglądając się chłopakowi. Naprawdę to do niego pasowało. I jeszcze te związane włosy... poczułam jak się rumienie, więc szybko spojrzałam na wystawę za nim. Akurat pokazywali dzieła uczniów szkoły artystycznej. Rzadko kiedy coś takiego ma miejsce, a jak już, to jest to coś naprawdę dobrego. Obrazy przedstawiały zakochane pary... świecie, czy ty mi coś insynuujesz?
- Nie wiem, czy wiesz, ale w świecie chłopaków minęło z osiem miesięcy, odkąd odeszłyśmy. - powiedziała Nathalie. Spojrzałam w jej kierunku. Wyglądała na smutną.
- Serio? jakim cudem?
- U was czas mija zupełnie inaczej. Jak dobrze zrozumieliśmy, to jeden tydzień u was, to u nas miesiąc. - powiedział czarnowłosy. - To długi okres czasu. Powoli zaczęliśmy wracać do czasu, zanim was poznaliśmy.
- Co nie było łatwe. Namieszałyście jak diabli. - dodał blondyn.
- Mało powiedziane.
- Mieliście może kontakt z Fairy Tail? - wyszeptałam. Chciałam wiedzieć, co porabia rodzina.
- Niestety nie. Wiele się działo, po tym, jak odeszłyście. Mieliśmy dużo obowiązków, których nie mogliśmy przełożyć. Jeszcze do tego gwałtowny napływ zleceń. Powoli nie wyrabialiśmy.
- Zgaduje jednak, że tęsknią za tobą. W końcu jesteś ich rodziną. - pokiwałam głową na słowa Rogue'a. Jakimś dziwnym cudem uspokoiły. mnie. Zanim przyszedł na Ziemię, miałam problem z moimi uczuciami. Dopiero teraz ogarnęłam, że to była cisza przed burzą. Musiałam się w końcu zdecydować. Czy Rogue, czy Pablo.
- Wiecie co? Jestem głodna. Chcecie ktoś coś? - spytała Nathalie.
- Wybierzcie coś. Zdajemy się na wasze doświadczenie. - powiedział Sting i uśmiechnął się promiennie do Nathalie. Ta zarumieniona spojrzała na mnie.
- Idę z tobą. Sama tego nie przyniesiesz. - wstałam i poszłam z nią.
Stałyśmy w kolejce i decydowałyśmy, co mamy kupić, kiedy zobaczyłam znajomą twarz. Pablo stał przy Subwayu i rozmawiał ze znajomymi. Widać było, że się dobrze bawi.
- Przecież mówił, że jest na treningu... - wyszeptałam.
- Kto? - spytała Nathalie i spojrzała w tym samym kierunku. Widząc Pabla, spoważniała. - Może skończył?
- Mówił, że ma trening do 19. Jest 13.
- Przerwa? Nawet on musi odpocząć.
- Nie wiem, coś mi tu nie pasi. - mówiąc to wyciągnęłam i napisałam do Pablo. Na pytanie "Co robisz?" odpowiedział "Jestem na treningu, zapomniałaś?" Coś mi tu nie pasowało. Bałam się dowiedzieć prawdy, ale musiałam kiedyś to zrozumieć.
- Nathalie?
- Hmm? - właśnie zamawiała dla nas jedzenie.
- Znasz może sposób, jak dowiedzieć się, czy chłopak cię zdradza? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie przez chwilę, a potem z wielkim uśmiechem na twarzy odpowiedziała mi.
- Przeszukajmy jego mieszkanie.

--------------------------------------------------------------------------------
Em... No to maamy nowy rok! Taa >.>

Niestety ale podczas tej przerwy za wiele nie napisałam. To nie tylko szkoła, ale także moje lenistwo i lekka niechęć do pisania. Ale mamy zamiar to skończyć, tak czy siak. Więc nie martwcie się :D

Życzę wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, dużo postanowień (ale nie za dużo! >.<) i żeby nie był tak pechowy i beznadziejny jak 2016.

Samara

No tak to mniej więcej...no....Nowego Roku Szczęśliwego :D

Angel

sobota, 3 grudnia 2016

SaberLove - Rozdział 12

- Do dzieła - Shiro i Hiro przytrzymywali mnie przy wejściu do portalu. Wszyscy z nadzieją czekali na ten moment. Jeden z nich uniósł mi rękę, wsadził do portalu i...
Nic.
- Co jest? O co chodzi? - rozległy się szepty zdziwienia, rozczarowania, złości. Uśmiechnęłam się pod (bolącym) nosem.
- Muszę tego chcieć - powiedziałam na tyle głośno by każdy mnie słyszał choć to nie było łatwe. Te złamane żebra, trochę przeszkadzają mi w oddychaniu. - Nawet jeśli jakimś cudem, ten portal się zamknie, wciąż jestem wstanie otworzyć kolejne - cofnęłam się do tyłu jednocześnie oswabadzając się z rąk bliźniąt. Słyszałam szepty ludzi dookoła "Jesteśmy skończeni" ; "Co teraz zrobimy" ; "Co teraz będzie" ; "Co się teraz z nami stanie" . To całkiem dobre pytania. Wszyscy mnie otoczyli. Rozejrzałam się. Smoczy zabójcy jak i moja "rodzinka" . Patrzyli na mnie z zaciętością w oczach jak i bólem.
- Poddaj się Alex. Dla dobra nas wszystkich - powtarzali to jak i podobne słowa w kółko. Mają mnie za wariatkę. Świruskę. Nic nie wiedzą. Kompletnie nic. Wytarłam sobie krew z twarzy.
Flamel! - w sekundę zjawiła się w moich rękach. Jestem wykończona. Mogę walczyć, ale moje ciało tego nie wytrzyma.
- Widzę, że szkieletory okazały się dla was zbyt błahym przeciwnikiem. Spokojnie naprawię to - w mig doskoczyłam do portalu. Przywołałam jedną z tych stworzeń co były dla nas kiedyś wyzwaniem.
- Zapoznajcie się proszę z moją starą znajomą : z Mantykorą! - stworzenie wyskoczyło z portalu rycząc przeraźliwie. Zwierzę stanęło obok mnie czekając na rozkazy. Podoba mi się rola takiego przywódcy. - Wyglądacie na takich przerażonych! Czyżby jedna to za mało? Zawsze mogę przyzwać więcej. - zaśmiałam się.
- Alexandro, co ty... Wyprawiasz!? - czy ja dobrze słyszę? Czy to...?
- Witam cię ojcze. Czym to zawdzięczam ci tę wizytę? - kilka metrów przede mną stoi człowiek po którym odziedziczyłam urodę, inteligencję, spryt... w sumie wszystko. Nie wiem po co mi matka. Obok niego stał poturbowany Akira. A to ci szczur, jednak żyje. Facet trudniejszy do pozbycia od karalucha.
- Widzę, że świetnie się bawisz - miał surowy wyraz twarzy. Rzadko w ten sposób się do mnie zwracał. Z taką miną...
- O tak jest cudnie, a co? Chcesz się może przyłączyć? - zaśmiałam się na swoją sugestie. Ciekawe czy szkieletory przekroczyły już granice kraju.
- Jeśli dobrze pamiętam to jeszcze miesiąc temu stwierdziłaś, że jeśli tylko byś mogła to wyrzekłabyś się tronu - zrobił krok w przód.
- Owszem - potwierdziłam. Nikt inny się nie odzywał. Przyglądali się temu przedstawieniu. Jedynie mantykora robiła się trochę niecierpliwa.
- Więc dlaczego nagle zapragnęłaś władać całym światem? - wciąż się do mnie zbliżał.
- Wcale nie całym. Tylko częścią. Iceberg na ten przykład jest zbyt zimne jak dla mnie - przeszywał mnie wzrokiem. Znów czułam się jak mała dziewczynka, którą musi karcić za złe decyzje.
- Mówiłaś, że nie nadajesz się na władcę bo nie potrafisz dobrze zarządzać gospodarką państwa. Infrastruktura jest dla ciebie za nudna i potrzebujesz do tego kogoś wyszkolonego, jednak wszystkich planujesz zabić. Nie bierzesz żadnych więźniów. Nie zbierasz informacji. Czy właśnie tego cię uczyłem? - przy ostatnim zdaniu zgarnął mi włosy z twarzy i włożył za ucho. Nie zauważyłam kiedy zdążył podejść tak blisko. Był zły. Rzadko był na mnie zły. A i tak szybko mu przechodziło.  - Dobry przywódca zawsze...
-... zachowuje zimną krew - dokończyłam. Prócz złości i nienawiści do wszystkich pojawiły się we mnie inne emocje. Zwątpienie. Czy on ma racje? Podeszłam do tego zbyt pochopnie? Nawet nie wiem ilu jest żołnierzy. Nie wiem gdzie oni są, a powinnam wiedzieć. Nie wiem gdzie jest mój generał. Nie wiem czy zostały już zaatakowane inne kraje. Nie wiem co zrobię gdy je podbije. Nie wiem czy chce je podbijać.
Nie wiem. Już nic nie wiem.
Przełknęłam ślinę. Wciąż byłam zła. Wciąż wkurzona. Jednocześnie mało rozważna. Chciałam się mścić tylko na grupce ludzi, nie nad całym światem. Popełniłam błędy. Nigdy nie popełniam błędów. Nigdy aż tyle jednego dnia.
- To ty masz moc, więc nikt nie ma prawa ci rozkazywać - odsunął się ode mnie. Mówił i patrzył na mnie jak na rycerzy z naszych gwardii, a nie swoją córkę. - Jednak zastanów się. Czy jesteś na to teraz gotowa? - szarpią mną wątpliwości. Jestem wkurwiona ale wiem, że nie chce brać odpowiedzialności za podbite kraje. Nigdy nie widziałam siebie w roli świetnego władcy. Przywódcy, pamiętnej księżniczki może ale nie jako królową. Czuję, że liczba obowiązków by mnie przytłoczyła. - Możesz dalej kontynuować to szaleństwo i wziąć na siebie konsekwencje, które na pewno teraz widzisz albo zamknąć portal, posprzątać po sobie i wszystko na spokojnie przemyśleć. Z dala od tego wszystkiego - sugerował mi. Moja duma zranionej kobiety mówi mi, żeby nie zamykać portalu i zniszczyć ich wszystkich. Jednak moja duma księżniczki mówi, że to co robię jest irracjonalne.
- Niczego nie żałuję - uniosłam dumnie głowę mierząc się z ojcem na spojrzenia. Myślę, że już wiedział. Przyłożyłam rękę do portalu. Powoli zaczął się robić coraz mniejszy i mniejszy, aż znikł kompletnie. Następnie, użyłam całej swojej siły aby wbić ostrze flamel w ziemię. Użyłam zaklęcia. Wszędzie tam gdzie stały potwory i szkieletory, wszędzie tam pojawiły się pioruny niszcząc je. Wstałam z klęczek i spojrzałam w stronę ojca, który jak zwykle miał obojętną minę.
- W każdym momencie mogę otworzyć kolejny - nie chciałam dawać im tej satysfakcji - Jadę do Bosco. Natychmiast - nienawidzę tamtejszego księcia, ze wzajemnością. Czuję jednak, że w tej sytuacji on może mi najlepiej pomóc. Wciąż czuję w sobie niewyobrażalny gniew i niedosyt sprawiedliwości ale jednocześnie czuje swoją głupotę. Ten ból... jak mogłam tak dać ponieść się emocjom? To, że zamknęłam tu portal, nie oznacza, że odpuściłam. Nadal uważam, że to nie ja zawiniłam. Wszyscy chyba zapomnieli, że to mnie zlekceważyli. Nie wierzyli. Muszą za to zapłacić.
***
- Krwawa Alexandra idzie, ludzie chować się póki możecie! - krzyczał ten denerwujący wielkolud.
- Tak, tak, bardzo śmieszne Ron - dałam mu kuksańca w bok. Oboje się zaśmialiśmy.
- No i co? Emocje opadły? Minęły dwa tygodnie, a ty zdążyłaś wybić mi chyba całą zwierzynę w lesie - jęczał.
- Uważam, że mój "plan podbicia świata" był troszeczkę przesadzony...
- Troszeczkę - nabijał się ze mnie.
- ... Jednak całej reszty nie żałuję. Myślę, że dobrze się stało i na następny raz będą dwa razy myśleć.
- Znając ciebie i twój charakter to następnym razem nawet słowem nie piśniesz, że coś czujesz. Pamiętaj, pomogłem ci tylko dlatego, bo muszę mieć komu uprzykrzać życie. Jak tylko przekroczysz granice mojego kraju, znów się nienawidzimy - na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.
- Nadal jestem na nich zła, jestem też trochę zła na siebie, bo dałam się ponieść emocjom co nigdy nie powinno się stać ale przede wszystkim jestem smutna. Nie sądziłam, że moja własna rodzina może mnie tak potraktować. - przytuliłam się do niego. Tak bardzo brakuje mi takich czułości ale będę zbyt dumna by od razu po powrocie wybaczyć Shiro. Będą się musieli ostro tłumaczyć.
- Chcesz może dalej wyzbywać się złości poprzez polowanie na ptaki? - spytał gładząc mi jednocześnie włosy. Tylko lekko pokręciłam głową w geście na "tak". Za dwa dni wracam do Terry. Czeka mnie długa pogawędka z rodziną.
***
Wczoraj przyjechałam do kraju. Nie spotkałam się z resztą szamanów. Nawet dobrze. Opuściłam swój pokój i ruszyłam w kierunku głównej sali. Już wszystkie pożądane osoby były. Moi rodzice na swoich tronach, Akira i... Nagisa!
- Siostruś! - podbiegł do mnie i porwał mnie w ramiona. Objęłam go mocno za szyję. Tak bardzo się za nim stęskniłam. O ile nie lubiłam się z Akirą, tak Nagisa był świetnym bratem.
- Jak tam mały - zaśmiałam się. Wciąż go tak nazywam, choć jest co najmniej o głowę wyższy.
- Alexandro, Nagisa, na swoje miejsca. - zarządziła matka. Nigdy nie miałam z nią zbyt dobrych relacji. W kobiecych sprawach prędzej zwierzałam się pokojówkom niż jej.
- Jak się czujesz, córko? - zwrócił się do mnie ojciec. Nasza trójka stała na czerwonym dywanie przed nimi.
- Jeśli pytasz się o to, czy wciąż mam chęć zniszczenia całego świata, to myślę, że mogę cię uspokoić. - odpowiedziałam grzecznie. - Wciąż jestem zła i smutna zaistniałą sytuacją. Zdecydowanie zawiedziona postawą ich wszystkich, zwłaszcza Akiry - dodałam pod siłą jego spojrzenia.
- Pod jakim względem jesteś mną zawiedziona? Ojcze, to ona mnie omal nie zabiła - przeklęty lizus.
- Wszystkiego zdążyłem się dowiedzieć. To co się działo w Fiore jest niewybaczalne dla was obojga. Przynosicie złe imię naszemu królestwu. - skuliłam się lekko na jego słowa. Można powiedzieć, że dałam radę odzyskać spokój ducha ale poskutkowało to tym, że znów jestem zbyt wrażliwa. Jeszcze trochę i się rozpłacze. - Ze względu na ostatnie wydarzenia jakimi były portal do świata duchów i twój ślub. Ogłaszam, że oficjalnie zostajesz zdegradowany - zagrzmiał. Oboje spojrzeliśmy na niego z niedowierzeniem. Z tym, że ja dodatkowo poczułam radość. Chyba pierwszą w przeciągu dłuższego czasu.
- Zde-zde-zdegradowany? A-ale jak to? Ojcze! -  Akira nie za bardzo może się z tym pogodzić, za to ja chyba po raz pierwszy uśmiechnęłam się tak naprawdę szczerze, prawdziwie.
- Nie masz prawa wydawać rozkazów naszym strażnikom. Od tego momentu jesteś księciem Fiore, prawda? Wciąż jesteś tu mile widziany synu, ale nie masz tu żadnej władzy.
- Ależ, mój królu... -zaczęła matka.
- Nie broń go Rose. Rozmawialiśmy o tym - przerwał jej ojciec. Mam wielką ochotę rzucić się na niego i wyprzytulać ale nie mogę. Spojrzałam na Nagisę. Też się uśmiechał zadowolony.
- Droga córko - tym razem władca zwrócił się do mnie. - Liczę, że "następny raz" nigdy nie nastąpi - uśmiechnął się - Możesz odejść - ukłoniłam się i wyszłam z sali zostawiając za sobą zszokowanego Akirę. Jestem tak zadowolona!
- Alex! - poczułam jak ktoś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie.
- Nagisa, mówiłam ci, żebyś tak nie robił - jęknęłam przytulając się do niego. Zaśmiał się tylko na moje słowa.
- Musimy iść do klasztoru - zadrżałam na jego słowa. Nie wiem czy chce. - Wiem co sobie myślisz ale dasz im ta satysfakcje? Wejdziesz tam z podniesioną głową, jasne? - poczochrał mnie po włosach - Musimy im przekazać to o Akirze - wziął mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. I to niby ja jestem starsza.