Stałam tak przed Nathalie i bliźniaczymi smoczymi zabójcami przez dobre kilka chwil. Nie mogłam uwierzyć, że oni są tutaj. W tej chwili na Ziemi. Jakim cudem? Przecież u nas nie ma magii. Więc jak...
- Jaaa...
- Tak. Chętnie wejdziemy do ciebie do domu. - powiedziała Nathalie i weszła do budynku, jak do siebie. Westchnęłam i przepuściłam chłopaków. Weszli rozglądając się dookoła. To musiało być dla nich wszystko nowe. Maszyny, wielkie budowle, wielu ludzi pędzących w tylko sobie znanym kierunku. Nie zazdrościłam im w tej chwili.
- Co wy tu robicie? Przecież jest wcześnie! - powiedziałam idąc do kuchni. Nastawiłam czajnik i zaczęłam robić sobie śniadanie. Gościnna Sofia oczywiście nie pomyślała, że goście też będą chcieli coś zjeść.
- Nooo... siedziałam całą noc i pracowałam nad portalem, więc...
- Ale przychodzić i nawiedzać mnie o 6 rano, to lekka przesada. - mówiąc to wyłączyłam wodę i zalałam herbatę. - ktoś coś chce? - spytałam wychodząc z kuchni. Wszyscy pokręcili głowami.
- Fajna szopa na głowie.
- Ej! Dopiero co wstałam. Miałam... ciężką noc... - powiedziałam i posmutniałam. Nie chciałam, by inni się martwili, ale nie dawałam rady ukrywać tego, jak bardzo mnie boli rozwód rodziców. To było dla mnie ciężkie na samym początku, ale teraz, kiedy wiem, że tata chce przejąć opiekę nade mną, jeszcze bardziej mnie rozdziera od środka.
- Rozumiem... - powiedziała Nathalie. Zapanowała grobowa cisza. Cieszyłam się, że widzę Rogue'a. Jego widok sprawiał, że w moim już i tak skołotanym i rozbitym sercu, nastawał spokój. Jednak... nie mogłam dopuścić do tego, że moje uczucia się pogłębią. Chodzę z Pablo. Nie mogę go zdradzić... po tym, co przeszedł.. nie mogę go porzucić.
Podeszłam do fotela i siadłam z herbatą.
- To jak się czujecie będąc na Ziemi? - spytałam siorbiąc herbatę. Chłopacy - jak dotąd milczący - spojrzeli po sobie.
- Hmm... (dupy nie urywa XD - dop. aut.) jak na razie jest całkiem przyjemnie... - powiedział Sting. Rogue tylko pokiwał głową. Spoglądał na mnie. Widziałam, że chce mnie o coś zapytać.
- Ile zostajecie?
- Nie wiem... to zależy od Nathalie. - powiedział i ścisnął jej rękę. Spojrzałam na dziewczynę pytająco. Ta tylko się zarumieniła. O nie... nie powiedziała mi jędza jedna. Już ja ją tak przepytam, że głowa mała.
- Widzę, że macie ciuchy z waszego świata. Musimy wam coś załatwić. - powiedziałam i wstała odkładając kubek. - dajcie mi pięć minut i możemy wychodzić. - powiedziałam i podbiegłam do schodów.
- Wychodzić gdzie? - spytał Rogue. Ten głos... przeszły mnie dreszcze, ale muszę być silna. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się.
- Musimy wam załatwić ciuchy, dzięki którym nie będziecie się tak wyróżniać. - pobiegłam do pokoju.
Po "pięciu" minutach wróciłam z mokrą głową zwarta i gotowa do podróży.
- Idziemy. - powiedziałam chwytając kluczyki do samochodu taty. Nathalie spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Jesteś pewna, że będziesz prowadzić? - spytała się. Odwróciłam się do niej otwierając samochód. Dziwię się, że rodzice jeszcze nie wstali.
- Nie martw się. Wszystko mam pod kontrolą.
- Okej... tylko nas nie zabij... - powiedziała Nathalie zapinając pas. Chłopacy natomiast stali przed samochodem i spoglądali na niego nieufnie.
- No dawać... nie ugryzie! - powiedziałam stojąc w drzwiach.
- Nie ufam... temu czemuś. - usłyszałam. Przewróciłam oczami i wsiadłam.
- Jeśli nie wsiądziecie do samochodu, to nie pojedziecie do centrum handlowego z nami, więc będziecie musieli dotrzeć tam sami. Życzę wam z tym powodzenia, bo miasto jest du... - zanim skończyłam, chłopacy siedzieli już w aucie. Zadowolona z siebie siadłam przed kierownicą i zaczęłam prowadzić. Tak jak tata cię uczył, Sofia. Tak jak cię uczył.
- Sofia...? - usłyszałam za sobą.
- Tak? - nie odwróciłam się od niej. Zbytnio się bałam odwrócić wzrok od jezdni. Mam cztery życia do przewiezienia bezpiecznie doi centrum handlowego. Musiałam być uważna.
- Czy ty... wyrobiłaś w końcu to prawo jazdy?
-... - wolałam nie odpowiadać na to pytanie. Zacisnęłam ręcę na kierownicy i jeszcze bardziej skupiłam się na drodze. - oczywiście... że nie...
- ... - zobaczyłam w tylnym lusterku, jak Nathalie chwyta się rączki nad oknem. Wkurzyłam się. Dlaczego we mnie nie wierzy? Przecież już wiele razy ze mną była na krótkich przejażdżkach. Jeszcze ani razu nie walnęłam w nikogo. Będzie dobrze.
Po 20 minutach stresu i wkurzania się na piratów drogowych, dotarliśmy do centrum handlowego.
- Następnym razem więcej wiary we mnie. - powiedziałam wychodząc z podziemnego parkingu. Weszłyśmy do głównego wejścia i rozejrzałyśmy się. Centrum Handlowe było czteropiętrowym labiryntem. Na każdym piętrze było milion sklepów, które same miały ogromną przestrzeń do rozłożenia swoich dóbr do sprzedania. Stanęłam przed chłopakami. - Dobra. Nathalie, poszukasz ciuchów dla Sting'a, a ja dla Rogue'a. Spotykamy się za półtorej godziny przy KFC. - powiedziałam spoglądając na zegarek. Nathalie uśmiechnięta ruszyła spokojnie do najbliższego sklepu odzieżowego ze Stingiem pod ręką. Spojrzałam na nich uśmiechając się, a potem na Rogue'a. Przeczuwałam, że na mojej twarzy nie był miły uśmieszek.
- Wiesz co... mi chyba pasuje moje ubranie. - powiedział Rogue rozglądając się dookoła z przerażeniem na twarzy. Chłopak przez całe życie walczy z potworami, mrocznymi gildiami i innym badziewiami, a boi się centrum handlowego?
- Nie marudź, tylko chodź. - powiedziałam łapiąc go za rękę i ruszając w przeciwnym kierunku co para.
Minęliśmy z dziesięć sklepów, zanim trafiliśmy na coś porządnego. Sięgnęłam po parę ciekawych i pasujących do siebie rzeczy i wepchnęłam Rogue'a do szatni z wielkim uśmiechem na twarzy.
Kiedy wyszedł z szatni, byłam zszokowana. Czerwona koszula w kratę i czarna puchowa kamizelka idealnie pasowały do jego włosów i oczu. Wszystko ze sobą współgrało.
- Wow... - powiedziałam spoglądając na niego. Ten kręcił się i mamrotał coś pod nosem spoglądając na ubrania. Widac było, że nie podoba mu się tutejsza moda. Ale jeśli chce tutaj przebywać, to musi cierpieć.
Podeszłam do niego i poprawiłam mu kołnierz.
- Nie wiedziała, że to tak będzie na ciebie pasować... sięgałam po pierwsze lepsze rozmiary... najwyraźniej trafiłam hehe... - powiedziałam stojąc przy nim. - W sumie... nikt by nie podejrzewał, że wyglądasz na osobę z innego świata. Wyglądasz jak tutejszy. No może posądzali by cię o soczewki, ale to już powoli staje się normalne. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Dzięki - wyszeptał. Spojrzałam na niego. Nagle podeszła do nas pewna babka z mikrofonem.
- Dzień dobry. Jesteśmy z lokalnej telewizji. Moglibyśmy zadać wam parę pytań? - spytała pewna kobieta z przyklejonym uśmiechem. Za nią stał mężczyzna z kamera na ramieniu. Zdziwiona jedynie kiwnęłam głową. Rogue milczał. Spoglądał na kamerę jak na dziwadło z innej planety.
- Dobrze. Jakie to uczucie, kiedy spotykasz swoją drugą połówkę? - spytała kobieta i przekazała mi mikrofon. Zaczerwieniłam się jak nigdy. Chwyciłam mikrofon.
- M-my nie jesteśmy parą. - powiedziałam. Kobieta stała przez chwilę zszokowana. po czym chwyciła mikrofon i odeszła bąkając ciche przeprosiny. Zdołałam jeszcze usłyszeć jedno zdanie. "Wyglądali na taką słodką parę". Czemu świat jest przeciwko mnie i ciągle pcha mnie w ramiona chłopaka stojącego obok mnie. Czy to jest jakiś żart? A może powinnam zerwać z Pablem i naprawdę zacząć chodzić z Rogue'em? Kochałam Włocha, ale... czułam, że coś przede mną ukrywa. Coś się stało, kiedy byłam w Earthland i on nie chce mi tego powiedzieć.
- Sofia? - spytał Rogue kładąc mi rękę na ramieniu. Otrząsnęłam się z rozmyślań i uśmiechnęłam się.
- Chodź, idziemy do klasy. - powiedziałam i poszłam ciągnąc go za sobą. Pochodziliśmy jeszcze po sklepach dokupując kilka innych rzeczy. Zapłaciłam za rzeczy i poszłam do KFC. Czekali tam na nas już Sting i Nathalie. Siedzieli przy stole i rozmawiali ze sobą. Sting miał na sobie zwykłe jeansy, koszulkę z panoramą jakiegoś miasta i czarnego snapback'a. Podeszliśmy do nich obładowani torbami.
- Widze, że się udało. - spojrzałam na torby. - ile to twoje, a ile jego? - spytałam zerkając na dziewczynę.
- Ej! Kupiłam mało. - krzyknęła lekko obrażona. Przewróciłam oczami i siadłam naprzeciwko niej. - Widzę, że Cropp przypadł ci do gustu. - dodała widząc nowe ciuchy Rogue'a. Usmiechnełam się.
- W końcu to zawsze tam kupujesz te wszystkie bluzy. Postanowiłam w końcu pójść za twoją radą i zajrzeć tam w końcu. Nie zawiodłam się jak na razie. - powiedziałam przyglądając się chłopakowi. Naprawdę to do niego pasowało. I jeszcze te związane włosy... poczułam jak się rumienie, więc szybko spojrzałam na wystawę za nim. Akurat pokazywali dzieła uczniów szkoły artystycznej. Rzadko kiedy coś takiego ma miejsce, a jak już, to jest to coś naprawdę dobrego. Obrazy przedstawiały zakochane pary... świecie, czy ty mi coś insynuujesz?
- Nie wiem, czy wiesz, ale w świecie chłopaków minęło z osiem miesięcy, odkąd odeszłyśmy. - powiedziała Nathalie. Spojrzałam w jej kierunku. Wyglądała na smutną.
- Serio? jakim cudem?
- U was czas mija zupełnie inaczej. Jak dobrze zrozumieliśmy, to jeden tydzień u was, to u nas miesiąc. - powiedział czarnowłosy. - To długi okres czasu. Powoli zaczęliśmy wracać do czasu, zanim was poznaliśmy.
- Co nie było łatwe. Namieszałyście jak diabli. - dodał blondyn.
- Mało powiedziane.
- Mieliście może kontakt z Fairy Tail? - wyszeptałam. Chciałam wiedzieć, co porabia rodzina.
- Niestety nie. Wiele się działo, po tym, jak odeszłyście. Mieliśmy dużo obowiązków, których nie mogliśmy przełożyć. Jeszcze do tego gwałtowny napływ zleceń. Powoli nie wyrabialiśmy.
- Zgaduje jednak, że tęsknią za tobą. W końcu jesteś ich rodziną. - pokiwałam głową na słowa Rogue'a. Jakimś dziwnym cudem uspokoiły. mnie. Zanim przyszedł na Ziemię, miałam problem z moimi uczuciami. Dopiero teraz ogarnęłam, że to była cisza przed burzą. Musiałam się w końcu zdecydować. Czy Rogue, czy Pablo.
- Wiecie co? Jestem głodna. Chcecie ktoś coś? - spytała Nathalie.
- Wybierzcie coś. Zdajemy się na wasze doświadczenie. - powiedział Sting i uśmiechnął się promiennie do Nathalie. Ta zarumieniona spojrzała na mnie.
- Idę z tobą. Sama tego nie przyniesiesz. - wstałam i poszłam z nią.
Stałyśmy w kolejce i decydowałyśmy, co mamy kupić, kiedy zobaczyłam znajomą twarz. Pablo stał przy Subwayu i rozmawiał ze znajomymi. Widać było, że się dobrze bawi.
- Przecież mówił, że jest na treningu... - wyszeptałam.
- Kto? - spytała Nathalie i spojrzała w tym samym kierunku. Widząc Pabla, spoważniała. - Może skończył?
- Mówił, że ma trening do 19. Jest 13.
- Przerwa? Nawet on musi odpocząć.
- Nie wiem, coś mi tu nie pasi. - mówiąc to wyciągnęłam i napisałam do Pablo. Na pytanie "Co robisz?" odpowiedział "Jestem na treningu, zapomniałaś?" Coś mi tu nie pasowało. Bałam się dowiedzieć prawdy, ale musiałam kiedyś to zrozumieć.
- Nathalie?
- Hmm? - właśnie zamawiała dla nas jedzenie.
- Znasz może sposób, jak dowiedzieć się, czy chłopak cię zdradza? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie przez chwilę, a potem z wielkim uśmiechem na twarzy odpowiedziała mi.
- Przeszukajmy jego mieszkanie.
--------------------------------------------------------------------------------
Em... No to maamy nowy rok! Taa >.>
Niestety ale podczas tej przerwy za wiele nie napisałam. To nie tylko szkoła, ale także moje lenistwo i lekka niechęć do pisania. Ale mamy zamiar to skończyć, tak czy siak. Więc nie martwcie się :D
Życzę wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, dużo postanowień (ale nie za dużo! >.<) i żeby nie był tak pechowy i beznadziejny jak 2016.
Samara
No tak to mniej więcej...no....Nowego Roku Szczęśliwego :D
Angel
sobota, 31 grudnia 2016
sobota, 3 grudnia 2016
SaberLove - Rozdział 12
- Do dzieła - Shiro i Hiro przytrzymywali mnie przy wejściu do portalu. Wszyscy z nadzieją czekali na ten moment. Jeden z nich uniósł mi rękę, wsadził do portalu i...
Nic.
- Co jest? O co chodzi? - rozległy się szepty zdziwienia, rozczarowania, złości. Uśmiechnęłam się pod (bolącym) nosem.
- Muszę tego chcieć - powiedziałam na tyle głośno by każdy mnie słyszał choć to nie było łatwe. Te złamane żebra, trochę przeszkadzają mi w oddychaniu. - Nawet jeśli jakimś cudem, ten portal się zamknie, wciąż jestem wstanie otworzyć kolejne - cofnęłam się do tyłu jednocześnie oswabadzając się z rąk bliźniąt. Słyszałam szepty ludzi dookoła "Jesteśmy skończeni" ; "Co teraz zrobimy" ; "Co teraz będzie" ; "Co się teraz z nami stanie" . To całkiem dobre pytania. Wszyscy mnie otoczyli. Rozejrzałam się. Smoczy zabójcy jak i moja "rodzinka" . Patrzyli na mnie z zaciętością w oczach jak i bólem.
- Poddaj się Alex. Dla dobra nas wszystkich - powtarzali to jak i podobne słowa w kółko. Mają mnie za wariatkę. Świruskę. Nic nie wiedzą. Kompletnie nic. Wytarłam sobie krew z twarzy.
- Flamel! - w sekundę zjawiła się w moich rękach. Jestem wykończona. Mogę walczyć, ale moje ciało tego nie wytrzyma.
- Widzę, że szkieletory okazały się dla was zbyt błahym przeciwnikiem. Spokojnie naprawię to - w mig doskoczyłam do portalu. Przywołałam jedną z tych stworzeń co były dla nas kiedyś wyzwaniem.
- Zapoznajcie się proszę z moją starą znajomą : z Mantykorą! - stworzenie wyskoczyło z portalu rycząc przeraźliwie. Zwierzę stanęło obok mnie czekając na rozkazy. Podoba mi się rola takiego przywódcy. - Wyglądacie na takich przerażonych! Czyżby jedna to za mało? Zawsze mogę przyzwać więcej. - zaśmiałam się.
- Alexandro, co ty... Wyprawiasz!? - czy ja dobrze słyszę? Czy to...?
- Witam cię ojcze. Czym to zawdzięczam ci tę wizytę? - kilka metrów przede mną stoi człowiek po którym odziedziczyłam urodę, inteligencję, spryt... w sumie wszystko. Nie wiem po co mi matka. Obok niego stał poturbowany Akira. A to ci szczur, jednak żyje. Facet trudniejszy do pozbycia od karalucha.
- Widzę, że świetnie się bawisz - miał surowy wyraz twarzy. Rzadko w ten sposób się do mnie zwracał. Z taką miną...
- O tak jest cudnie, a co? Chcesz się może przyłączyć? - zaśmiałam się na swoją sugestie. Ciekawe czy szkieletory przekroczyły już granice kraju.
- Jeśli dobrze pamiętam to jeszcze miesiąc temu stwierdziłaś, że jeśli tylko byś mogła to wyrzekłabyś się tronu - zrobił krok w przód.
- Owszem - potwierdziłam. Nikt inny się nie odzywał. Przyglądali się temu przedstawieniu. Jedynie mantykora robiła się trochę niecierpliwa.
- Więc dlaczego nagle zapragnęłaś władać całym światem? - wciąż się do mnie zbliżał.
- Wcale nie całym. Tylko częścią. Iceberg na ten przykład jest zbyt zimne jak dla mnie - przeszywał mnie wzrokiem. Znów czułam się jak mała dziewczynka, którą musi karcić za złe decyzje.
- Mówiłaś, że nie nadajesz się na władcę bo nie potrafisz dobrze zarządzać gospodarką państwa. Infrastruktura jest dla ciebie za nudna i potrzebujesz do tego kogoś wyszkolonego, jednak wszystkich planujesz zabić. Nie bierzesz żadnych więźniów. Nie zbierasz informacji. Czy właśnie tego cię uczyłem? - przy ostatnim zdaniu zgarnął mi włosy z twarzy i włożył za ucho. Nie zauważyłam kiedy zdążył podejść tak blisko. Był zły. Rzadko był na mnie zły. A i tak szybko mu przechodziło. - Dobry przywódca zawsze...
-... zachowuje zimną krew - dokończyłam. Prócz złości i nienawiści do wszystkich pojawiły się we mnie inne emocje. Zwątpienie. Czy on ma racje? Podeszłam do tego zbyt pochopnie? Nawet nie wiem ilu jest żołnierzy. Nie wiem gdzie oni są, a powinnam wiedzieć. Nie wiem gdzie jest mój generał. Nie wiem czy zostały już zaatakowane inne kraje. Nie wiem co zrobię gdy je podbije. Nie wiem czy chce je podbijać.
Nie wiem. Już nic nie wiem.
Przełknęłam ślinę. Wciąż byłam zła. Wciąż wkurzona. Jednocześnie mało rozważna. Chciałam się mścić tylko na grupce ludzi, nie nad całym światem. Popełniłam błędy. Nigdy nie popełniam błędów. Nigdy aż tyle jednego dnia.
- To ty masz moc, więc nikt nie ma prawa ci rozkazywać - odsunął się ode mnie. Mówił i patrzył na mnie jak na rycerzy z naszych gwardii, a nie swoją córkę. - Jednak zastanów się. Czy jesteś na to teraz gotowa? - szarpią mną wątpliwości. Jestem wkurwiona ale wiem, że nie chce brać odpowiedzialności za podbite kraje. Nigdy nie widziałam siebie w roli świetnego władcy. Przywódcy, pamiętnej księżniczki może ale nie jako królową. Czuję, że liczba obowiązków by mnie przytłoczyła. - Możesz dalej kontynuować to szaleństwo i wziąć na siebie konsekwencje, które na pewno teraz widzisz albo zamknąć portal, posprzątać po sobie i wszystko na spokojnie przemyśleć. Z dala od tego wszystkiego - sugerował mi. Moja duma zranionej kobiety mówi mi, żeby nie zamykać portalu i zniszczyć ich wszystkich. Jednak moja duma księżniczki mówi, że to co robię jest irracjonalne.
- Niczego nie żałuję - uniosłam dumnie głowę mierząc się z ojcem na spojrzenia. Myślę, że już wiedział. Przyłożyłam rękę do portalu. Powoli zaczął się robić coraz mniejszy i mniejszy, aż znikł kompletnie. Następnie, użyłam całej swojej siły aby wbić ostrze flamel w ziemię. Użyłam zaklęcia. Wszędzie tam gdzie stały potwory i szkieletory, wszędzie tam pojawiły się pioruny niszcząc je. Wstałam z klęczek i spojrzałam w stronę ojca, który jak zwykle miał obojętną minę.
- W każdym momencie mogę otworzyć kolejny - nie chciałam dawać im tej satysfakcji - Jadę do Bosco. Natychmiast - nienawidzę tamtejszego księcia, ze wzajemnością. Czuję jednak, że w tej sytuacji on może mi najlepiej pomóc. Wciąż czuję w sobie niewyobrażalny gniew i niedosyt sprawiedliwości ale jednocześnie czuje swoją głupotę. Ten ból... jak mogłam tak dać ponieść się emocjom? To, że zamknęłam tu portal, nie oznacza, że odpuściłam. Nadal uważam, że to nie ja zawiniłam. Wszyscy chyba zapomnieli, że to mnie zlekceważyli. Nie wierzyli. Muszą za to zapłacić.
- Tak, tak, bardzo śmieszne Ron - dałam mu kuksańca w bok. Oboje się zaśmialiśmy.
- No i co? Emocje opadły? Minęły dwa tygodnie, a ty zdążyłaś wybić mi chyba całą zwierzynę w lesie - jęczał.
- Uważam, że mój "plan podbicia świata" był troszeczkę przesadzony...
- Troszeczkę - nabijał się ze mnie.
- ... Jednak całej reszty nie żałuję. Myślę, że dobrze się stało i na następny raz będą dwa razy myśleć.
- Znając ciebie i twój charakter to następnym razem nawet słowem nie piśniesz, że coś czujesz. Pamiętaj, pomogłem ci tylko dlatego, bo muszę mieć komu uprzykrzać życie. Jak tylko przekroczysz granice mojego kraju, znów się nienawidzimy - na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.
- Nadal jestem na nich zła, jestem też trochę zła na siebie, bo dałam się ponieść emocjom co nigdy nie powinno się stać ale przede wszystkim jestem smutna. Nie sądziłam, że moja własna rodzina może mnie tak potraktować. - przytuliłam się do niego. Tak bardzo brakuje mi takich czułości ale będę zbyt dumna by od razu po powrocie wybaczyć Shiro. Będą się musieli ostro tłumaczyć.
- Chcesz może dalej wyzbywać się złości poprzez polowanie na ptaki? - spytał gładząc mi jednocześnie włosy. Tylko lekko pokręciłam głową w geście na "tak". Za dwa dni wracam do Terry. Czeka mnie długa pogawędka z rodziną.
- Siostruś! - podbiegł do mnie i porwał mnie w ramiona. Objęłam go mocno za szyję. Tak bardzo się za nim stęskniłam. O ile nie lubiłam się z Akirą, tak Nagisa był świetnym bratem.
- Jak tam mały - zaśmiałam się. Wciąż go tak nazywam, choć jest co najmniej o głowę wyższy.
- Alexandro, Nagisa, na swoje miejsca. - zarządziła matka. Nigdy nie miałam z nią zbyt dobrych relacji. W kobiecych sprawach prędzej zwierzałam się pokojówkom niż jej.
- Jak się czujesz, córko? - zwrócił się do mnie ojciec. Nasza trójka stała na czerwonym dywanie przed nimi.
- Jeśli pytasz się o to, czy wciąż mam chęć zniszczenia całego świata, to myślę, że mogę cię uspokoić. - odpowiedziałam grzecznie. - Wciąż jestem zła i smutna zaistniałą sytuacją. Zdecydowanie zawiedziona postawą ich wszystkich, zwłaszcza Akiry - dodałam pod siłą jego spojrzenia.
- Pod jakim względem jesteś mną zawiedziona? Ojcze, to ona mnie omal nie zabiła - przeklęty lizus.
- Wszystkiego zdążyłem się dowiedzieć. To co się działo w Fiore jest niewybaczalne dla was obojga. Przynosicie złe imię naszemu królestwu. - skuliłam się lekko na jego słowa. Można powiedzieć, że dałam radę odzyskać spokój ducha ale poskutkowało to tym, że znów jestem zbyt wrażliwa. Jeszcze trochę i się rozpłacze. - Ze względu na ostatnie wydarzenia jakimi były portal do świata duchów i twój ślub. Ogłaszam, że oficjalnie zostajesz zdegradowany - zagrzmiał. Oboje spojrzeliśmy na niego z niedowierzeniem. Z tym, że ja dodatkowo poczułam radość. Chyba pierwszą w przeciągu dłuższego czasu.
- Zde-zde-zdegradowany? A-ale jak to? Ojcze! - Akira nie za bardzo może się z tym pogodzić, za to ja chyba po raz pierwszy uśmiechnęłam się tak naprawdę szczerze, prawdziwie.
- Nie masz prawa wydawać rozkazów naszym strażnikom. Od tego momentu jesteś księciem Fiore, prawda? Wciąż jesteś tu mile widziany synu, ale nie masz tu żadnej władzy.
- Ależ, mój królu... -zaczęła matka.
- Nie broń go Rose. Rozmawialiśmy o tym - przerwał jej ojciec. Mam wielką ochotę rzucić się na niego i wyprzytulać ale nie mogę. Spojrzałam na Nagisę. Też się uśmiechał zadowolony.
- Droga córko - tym razem władca zwrócił się do mnie. - Liczę, że "następny raz" nigdy nie nastąpi - uśmiechnął się - Możesz odejść - ukłoniłam się i wyszłam z sali zostawiając za sobą zszokowanego Akirę. Jestem tak zadowolona!
- Alex! - poczułam jak ktoś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie.
- Nagisa, mówiłam ci, żebyś tak nie robił - jęknęłam przytulając się do niego. Zaśmiał się tylko na moje słowa.
- Musimy iść do klasztoru - zadrżałam na jego słowa. Nie wiem czy chce. - Wiem co sobie myślisz ale dasz im ta satysfakcje? Wejdziesz tam z podniesioną głową, jasne? - poczochrał mnie po włosach - Musimy im przekazać to o Akirze - wziął mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. I to niby ja jestem starsza.
Nic.
- Co jest? O co chodzi? - rozległy się szepty zdziwienia, rozczarowania, złości. Uśmiechnęłam się pod (bolącym) nosem.
- Muszę tego chcieć - powiedziałam na tyle głośno by każdy mnie słyszał choć to nie było łatwe. Te złamane żebra, trochę przeszkadzają mi w oddychaniu. - Nawet jeśli jakimś cudem, ten portal się zamknie, wciąż jestem wstanie otworzyć kolejne - cofnęłam się do tyłu jednocześnie oswabadzając się z rąk bliźniąt. Słyszałam szepty ludzi dookoła "Jesteśmy skończeni" ; "Co teraz zrobimy" ; "Co teraz będzie" ; "Co się teraz z nami stanie" . To całkiem dobre pytania. Wszyscy mnie otoczyli. Rozejrzałam się. Smoczy zabójcy jak i moja "rodzinka" . Patrzyli na mnie z zaciętością w oczach jak i bólem.
- Poddaj się Alex. Dla dobra nas wszystkich - powtarzali to jak i podobne słowa w kółko. Mają mnie za wariatkę. Świruskę. Nic nie wiedzą. Kompletnie nic. Wytarłam sobie krew z twarzy.
- Flamel! - w sekundę zjawiła się w moich rękach. Jestem wykończona. Mogę walczyć, ale moje ciało tego nie wytrzyma.
- Widzę, że szkieletory okazały się dla was zbyt błahym przeciwnikiem. Spokojnie naprawię to - w mig doskoczyłam do portalu. Przywołałam jedną z tych stworzeń co były dla nas kiedyś wyzwaniem.
- Zapoznajcie się proszę z moją starą znajomą : z Mantykorą! - stworzenie wyskoczyło z portalu rycząc przeraźliwie. Zwierzę stanęło obok mnie czekając na rozkazy. Podoba mi się rola takiego przywódcy. - Wyglądacie na takich przerażonych! Czyżby jedna to za mało? Zawsze mogę przyzwać więcej. - zaśmiałam się.
- Alexandro, co ty... Wyprawiasz!? - czy ja dobrze słyszę? Czy to...?
- Witam cię ojcze. Czym to zawdzięczam ci tę wizytę? - kilka metrów przede mną stoi człowiek po którym odziedziczyłam urodę, inteligencję, spryt... w sumie wszystko. Nie wiem po co mi matka. Obok niego stał poturbowany Akira. A to ci szczur, jednak żyje. Facet trudniejszy do pozbycia od karalucha.
- Widzę, że świetnie się bawisz - miał surowy wyraz twarzy. Rzadko w ten sposób się do mnie zwracał. Z taką miną...
- O tak jest cudnie, a co? Chcesz się może przyłączyć? - zaśmiałam się na swoją sugestie. Ciekawe czy szkieletory przekroczyły już granice kraju.
- Jeśli dobrze pamiętam to jeszcze miesiąc temu stwierdziłaś, że jeśli tylko byś mogła to wyrzekłabyś się tronu - zrobił krok w przód.
- Owszem - potwierdziłam. Nikt inny się nie odzywał. Przyglądali się temu przedstawieniu. Jedynie mantykora robiła się trochę niecierpliwa.
- Więc dlaczego nagle zapragnęłaś władać całym światem? - wciąż się do mnie zbliżał.
- Wcale nie całym. Tylko częścią. Iceberg na ten przykład jest zbyt zimne jak dla mnie - przeszywał mnie wzrokiem. Znów czułam się jak mała dziewczynka, którą musi karcić za złe decyzje.
- Mówiłaś, że nie nadajesz się na władcę bo nie potrafisz dobrze zarządzać gospodarką państwa. Infrastruktura jest dla ciebie za nudna i potrzebujesz do tego kogoś wyszkolonego, jednak wszystkich planujesz zabić. Nie bierzesz żadnych więźniów. Nie zbierasz informacji. Czy właśnie tego cię uczyłem? - przy ostatnim zdaniu zgarnął mi włosy z twarzy i włożył za ucho. Nie zauważyłam kiedy zdążył podejść tak blisko. Był zły. Rzadko był na mnie zły. A i tak szybko mu przechodziło. - Dobry przywódca zawsze...
-... zachowuje zimną krew - dokończyłam. Prócz złości i nienawiści do wszystkich pojawiły się we mnie inne emocje. Zwątpienie. Czy on ma racje? Podeszłam do tego zbyt pochopnie? Nawet nie wiem ilu jest żołnierzy. Nie wiem gdzie oni są, a powinnam wiedzieć. Nie wiem gdzie jest mój generał. Nie wiem czy zostały już zaatakowane inne kraje. Nie wiem co zrobię gdy je podbije. Nie wiem czy chce je podbijać.
Nie wiem. Już nic nie wiem.
Przełknęłam ślinę. Wciąż byłam zła. Wciąż wkurzona. Jednocześnie mało rozważna. Chciałam się mścić tylko na grupce ludzi, nie nad całym światem. Popełniłam błędy. Nigdy nie popełniam błędów. Nigdy aż tyle jednego dnia.
- To ty masz moc, więc nikt nie ma prawa ci rozkazywać - odsunął się ode mnie. Mówił i patrzył na mnie jak na rycerzy z naszych gwardii, a nie swoją córkę. - Jednak zastanów się. Czy jesteś na to teraz gotowa? - szarpią mną wątpliwości. Jestem wkurwiona ale wiem, że nie chce brać odpowiedzialności za podbite kraje. Nigdy nie widziałam siebie w roli świetnego władcy. Przywódcy, pamiętnej księżniczki może ale nie jako królową. Czuję, że liczba obowiązków by mnie przytłoczyła. - Możesz dalej kontynuować to szaleństwo i wziąć na siebie konsekwencje, które na pewno teraz widzisz albo zamknąć portal, posprzątać po sobie i wszystko na spokojnie przemyśleć. Z dala od tego wszystkiego - sugerował mi. Moja duma zranionej kobiety mówi mi, żeby nie zamykać portalu i zniszczyć ich wszystkich. Jednak moja duma księżniczki mówi, że to co robię jest irracjonalne.
- Niczego nie żałuję - uniosłam dumnie głowę mierząc się z ojcem na spojrzenia. Myślę, że już wiedział. Przyłożyłam rękę do portalu. Powoli zaczął się robić coraz mniejszy i mniejszy, aż znikł kompletnie. Następnie, użyłam całej swojej siły aby wbić ostrze flamel w ziemię. Użyłam zaklęcia. Wszędzie tam gdzie stały potwory i szkieletory, wszędzie tam pojawiły się pioruny niszcząc je. Wstałam z klęczek i spojrzałam w stronę ojca, który jak zwykle miał obojętną minę.
- W każdym momencie mogę otworzyć kolejny - nie chciałam dawać im tej satysfakcji - Jadę do Bosco. Natychmiast - nienawidzę tamtejszego księcia, ze wzajemnością. Czuję jednak, że w tej sytuacji on może mi najlepiej pomóc. Wciąż czuję w sobie niewyobrażalny gniew i niedosyt sprawiedliwości ale jednocześnie czuje swoją głupotę. Ten ból... jak mogłam tak dać ponieść się emocjom? To, że zamknęłam tu portal, nie oznacza, że odpuściłam. Nadal uważam, że to nie ja zawiniłam. Wszyscy chyba zapomnieli, że to mnie zlekceważyli. Nie wierzyli. Muszą za to zapłacić.
***
- Krwawa Alexandra idzie, ludzie chować się póki możecie! - krzyczał ten denerwujący wielkolud.- Tak, tak, bardzo śmieszne Ron - dałam mu kuksańca w bok. Oboje się zaśmialiśmy.
- No i co? Emocje opadły? Minęły dwa tygodnie, a ty zdążyłaś wybić mi chyba całą zwierzynę w lesie - jęczał.
- Uważam, że mój "plan podbicia świata" był troszeczkę przesadzony...
- Troszeczkę - nabijał się ze mnie.
- ... Jednak całej reszty nie żałuję. Myślę, że dobrze się stało i na następny raz będą dwa razy myśleć.
- Znając ciebie i twój charakter to następnym razem nawet słowem nie piśniesz, że coś czujesz. Pamiętaj, pomogłem ci tylko dlatego, bo muszę mieć komu uprzykrzać życie. Jak tylko przekroczysz granice mojego kraju, znów się nienawidzimy - na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.
- Nadal jestem na nich zła, jestem też trochę zła na siebie, bo dałam się ponieść emocjom co nigdy nie powinno się stać ale przede wszystkim jestem smutna. Nie sądziłam, że moja własna rodzina może mnie tak potraktować. - przytuliłam się do niego. Tak bardzo brakuje mi takich czułości ale będę zbyt dumna by od razu po powrocie wybaczyć Shiro. Będą się musieli ostro tłumaczyć.
- Chcesz może dalej wyzbywać się złości poprzez polowanie na ptaki? - spytał gładząc mi jednocześnie włosy. Tylko lekko pokręciłam głową w geście na "tak". Za dwa dni wracam do Terry. Czeka mnie długa pogawędka z rodziną.
***
Wczoraj przyjechałam do kraju. Nie spotkałam się z resztą szamanów. Nawet dobrze. Opuściłam swój pokój i ruszyłam w kierunku głównej sali. Już wszystkie pożądane osoby były. Moi rodzice na swoich tronach, Akira i... Nagisa!- Siostruś! - podbiegł do mnie i porwał mnie w ramiona. Objęłam go mocno za szyję. Tak bardzo się za nim stęskniłam. O ile nie lubiłam się z Akirą, tak Nagisa był świetnym bratem.
- Jak tam mały - zaśmiałam się. Wciąż go tak nazywam, choć jest co najmniej o głowę wyższy.
- Alexandro, Nagisa, na swoje miejsca. - zarządziła matka. Nigdy nie miałam z nią zbyt dobrych relacji. W kobiecych sprawach prędzej zwierzałam się pokojówkom niż jej.
- Jak się czujesz, córko? - zwrócił się do mnie ojciec. Nasza trójka stała na czerwonym dywanie przed nimi.
- Jeśli pytasz się o to, czy wciąż mam chęć zniszczenia całego świata, to myślę, że mogę cię uspokoić. - odpowiedziałam grzecznie. - Wciąż jestem zła i smutna zaistniałą sytuacją. Zdecydowanie zawiedziona postawą ich wszystkich, zwłaszcza Akiry - dodałam pod siłą jego spojrzenia.
- Pod jakim względem jesteś mną zawiedziona? Ojcze, to ona mnie omal nie zabiła - przeklęty lizus.
- Wszystkiego zdążyłem się dowiedzieć. To co się działo w Fiore jest niewybaczalne dla was obojga. Przynosicie złe imię naszemu królestwu. - skuliłam się lekko na jego słowa. Można powiedzieć, że dałam radę odzyskać spokój ducha ale poskutkowało to tym, że znów jestem zbyt wrażliwa. Jeszcze trochę i się rozpłacze. - Ze względu na ostatnie wydarzenia jakimi były portal do świata duchów i twój ślub. Ogłaszam, że oficjalnie zostajesz zdegradowany - zagrzmiał. Oboje spojrzeliśmy na niego z niedowierzeniem. Z tym, że ja dodatkowo poczułam radość. Chyba pierwszą w przeciągu dłuższego czasu.
- Zde-zde-zdegradowany? A-ale jak to? Ojcze! - Akira nie za bardzo może się z tym pogodzić, za to ja chyba po raz pierwszy uśmiechnęłam się tak naprawdę szczerze, prawdziwie.
- Nie masz prawa wydawać rozkazów naszym strażnikom. Od tego momentu jesteś księciem Fiore, prawda? Wciąż jesteś tu mile widziany synu, ale nie masz tu żadnej władzy.
- Ależ, mój królu... -zaczęła matka.
- Nie broń go Rose. Rozmawialiśmy o tym - przerwał jej ojciec. Mam wielką ochotę rzucić się na niego i wyprzytulać ale nie mogę. Spojrzałam na Nagisę. Też się uśmiechał zadowolony.
- Droga córko - tym razem władca zwrócił się do mnie. - Liczę, że "następny raz" nigdy nie nastąpi - uśmiechnął się - Możesz odejść - ukłoniłam się i wyszłam z sali zostawiając za sobą zszokowanego Akirę. Jestem tak zadowolona!
- Alex! - poczułam jak ktoś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie.
- Nagisa, mówiłam ci, żebyś tak nie robił - jęknęłam przytulając się do niego. Zaśmiał się tylko na moje słowa.
- Musimy iść do klasztoru - zadrżałam na jego słowa. Nie wiem czy chce. - Wiem co sobie myślisz ale dasz im ta satysfakcje? Wejdziesz tam z podniesioną głową, jasne? - poczochrał mnie po włosach - Musimy im przekazać to o Akirze - wziął mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. I to niby ja jestem starsza.
sobota, 19 listopada 2016
SaberLove - Rozdział 11
Spoglądałam na zbliżająca się armię. To,co się zdarzyło przez ostatnie kilka godzin, mocno odbiło się na mojej psychice. Nie wiedziałam już, kto jest dobry, a kto zdradził. Ba, nawet nie zamierzałam dochodzić, kto kim jest. Wyłączyłam wszystkie emocje, jakie ogarnęły moje ciało po rozmowie z Alex i wyciągnęłam swoje miecze.
- Kat, jesteś niestabilna emocjonalnie, odpocznij, a ja i... - mówił Shiro, kładąc rękę na moim ramieniu. Strąciłam ją.
- Nie martw się, wszystko ze mną w porządku. - obojętnie spojrzałam w jego stronę. Zobaczyłam szok w jego oczach. Dzisiejszego dnia nie widziałam go jeszcze z jego wyluzowaną postawą. Tyle się stało...
- Katie, to nie jest dobry sposób na radzenie sobie z problemami. Właśnie w taki sposób wkraczasz na tą samą drogę, co Alex. - zaczął mnie przekonywać, bym znów ukazała ból, zaskoczenie i inne negatywne emocje, które z każdą chwilą były coraz cięższe do utrzymania.
- Nie wstąpię na tą samą drogę, co ona. Nie jestem aż tak rozpieszczonym bachorem. - powiedziałam. Rozejrzałam się. Szkielety dotarły do magów. Wielu z nich zaczęło ginąć. - Powiedz smoczym zabójcom, co muszą robić. Musimy ochronić tych ludzi. Mam plan, który może się powieść. - dodałam.
- Nie możemy walczyć wiecznie...
- Dlatego mówię, że mam plan. Czyżbyś i we mnie przestawał wierzyć? - spytałam się go.
- Nie w ciebie, tylko twój zdrowy rozsądek. Ja i Hiro wiemy, że Alex jest twoim słabym punktem. - powiedział. Spojrzałam na niego. Złagodniałam.
- Alex jest moja siostrą, a wy braćmi. Razem z mistrzem jesteście moją jedyną rodziną. Nie pozwolę, by coś wam się stało. - wyszeptałam. Po chwili odwróciłam się i zaczęłam analizować nasze siły. Trzech szamanów i siedmiu smoczych zabójców przeciwko armii szkieletorów. Nie za dobrze to wyglądało. Spojrzałam w kierunku areny turnieju magicznego. Jeśli chciałam wypełnić mój plan, musiałam odjąć tez siebie od nich. Będzie trudno, jednak musimy dać sobie radę.
Zebrałam wszystkich wokół siebie i objaśniłam im plan. Nie wszystkim podobała się moja rola w nim, lecz ktoś musiał to zrobić. Przygotowałam się na to psychicznie. Nie było odwrotu. Spojrzałam na nich wszystkich po raz ostatni. Zaczęła się walka.
Wyciągnęłam swoje ostrza i natarłam na szkieletów. Moje miecze przecinały ich kości z podejrzaną wręcz łatwością. Każdy Pokonany kościotrup upadał na ziemie i nie wstawał. Znów poczułam, jakbym cofnęła się o cztery lata wstecz. Broniłam zacięcie Pergrande. Robiłam wszystko, by już nikt nie cierpiał. By nikt nie zaznał takiej rozpaczy, jak mojej. Każdy ruch miecza przypominał mi tamtą walkę. Moją bezsilność, kiedy martwi otaczali mnie coraz gęściej i oddzielali od reszty. Moją bezsilność, gdy widziałam opadające na ziemie bez życia znane mi osoby. Nie mogłam pozwolić, by tym razem to się powtórzyło. Dlatego walczyłam jeszcze bardziej, niż dotąd. Zapaliłam miecze i zaczęłam i jeszcze bardziej je wybijać. Lecz ich nie ubywało. Z każdym jednym zabitym, pojawiały się kolejne dwa. Otaczały mnie i rozdzielały, tak jak wtedy. Słyszałam krzyki umierających magów, płacz po stracie towarzysza, euforyczne wrzaski szkieletów. To wszystko łączyło się z przeszłością.
Krzyknęłam i przebiłam się z coraz ciaśniejszego kręgu. Zobaczyłam zmęczonych smoczych zabójców i szamanów. Wiedziałam, że dłużej nie dadzą rady. Wyswobodziłam się z tej bitwy i zostawiając moich przyjaciół i rodzinę w tyle pobiegłam. Spieszyłam się z moją ostatnią szansą w kieszeni. Ostatni raz będę próbowała odzyskać członka rodziny. Za następnym, nie będę miała litości.
Wbiegłam na górkę z areną i zobaczyłam niecodzienny widok. Alex walczyła z Akirą. Widziałam, że chłopak przegrywa. Zanim się zorientowałam, zaczął spadać. Nic nie mogłam zrobić, niż tylko przyglądać się, jak jego ciało upada na ziemie. Przestaje się ruszać. Nawet do niego nie podeszłam, by sprawdzić czy żyje. Zasłużył sobie. Jednak czy teraz jego śmierć będzie plamic moje sumienie? Czy będę mogła żyć ze świadomością, że mogłam mu pomóc? Gdy tak sobie przypomniałam, ile razy Alex przychodziła do mnie roztrzęsiona, zła, załamana, to wiedziałam już, że dam radę z tym żyć.
Przechodząc obok jego ciała, zaczęłam wspinać się na murek. Alex stała do mnie tyłem na posągu i przyglądała się wydarzeniom dziejącym się w miasteczku. Spojrzałam tam. Chorda szkieletów przyciskała szamanów i smoczych zabójców do skalistej ściany. Walczyli zaciekle, by tylko wybić ich wszystkich. Jednak ja widziałam jeszcze coś. Moim oczom ukazała się jeszcze większa armia, niż poprzednia. Moi przyjaciele byli już u kresu sił, a na nich była już przygotowana kolejna armia. Zacisnęłam pięści.
Nie zważając na wysokość podbiegłam do Alex i skoczyłam na nią. Zaczęłyśmy spadać na arenę. Podczas lotu oddzieliłyśmy się od siebie. Wylądowałyśmy po przeciwnych stronach areny. Alex spoglądała na mnie z zaskoczeniem. Potem na jej ustach pojawił się okropny uśmiech.
- No proszę. Jeszcze ci mało rozrywki? - spytała. Milczałam. Nie daj jej się sprowokować, Kat! - A może masz już dość? Przyszłaś do mnie, bym zakończyła twój marny żywot? A może przyszłaś na ploteczki, tak jak za dawnych czasów? Jak dobrze zauważyłam, Shiro coś ciągnie do tych smoczych zabójców i szkieletów, ale to moje zdanie. Może na serio jest homo?
Przez chwile, gdy tak się zastanawiała, widziałam w niej dawna Alex. Uśmiechniętą, beztroską szamankę i księżniczkę Terry. Jednak tak szybko, jak się pojawiła, tak znikła. Zastąpiła ja wściekła, łaknąca zemsty kobieta. Wyciągnęłam miecze i odrzuciłam je w bok. Alex spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Ty chyba na serio chcesz umrzeć. No cóż, spełnię twoją prośbę. - mówiąc to zaczęła do mnie biec z włócznią wycelowaną we mnie. Kiedy była wystarczająco blisko, chwyciłam za włócznię, wykręciłam ją, a potem kopniakiem odsunęłam Alex od broni. Niepotrzebną rzecz wyrzuciłam daleko od siebie. Broń wbiła się w krzesła widowni.
- Walka wręcz. Ty i ja. Ostatni raz. - powiedziałam. Dziewczyna splunęła nadmiarem śliny. Spojrzała na mnie wrogo. Nie zareagowałam na to.
- A więc na serio jesteś głupsza, niż myślałam. Przecież wiesz, że mamy te same umiejętności bojowe. Uczył nas w końcu ten sam mistrz. - zakpiła. Nie odpowiedziałam jej. Nie chciałam, by dowiedziała się, że mistrzu dawał mi dodatkowe lekcje, gdzie uczył mnie bardziej zaawansowanych technik. Wiele razy byłam na pograniczu życia i śmierci przez nie, jednak w miarę udało mi się to wszystko opanować. Miałam Miałam szczerą nadzieję, że to wystarczy, by ją pokonać.
Rozstawiłam szeroko nogi ustawiając się bokiem do przeciwniczki, zgięłam łokcie i wyprostowałam palce. Uniosłam wysoko głowę i czekałam. Nie mogłam zaatakować pierwsza. To zawsze prowadziło mnie do zguby.
Czas zacząć zabawę. - wyszeptała, zanim ruszyła na mnie. Zaczęła uderzać pięściami we wszystkie strony. Lewa, prawa, prawy bok, uniesione kolano, uderzenie z łokcia. Unikałam tego wszystkiego. Byle tylko nie zostać wytrącona z równowagi. Szukałam jej słabego punktu, miejsca, gdzie mogłabym uderzyć. Nic jednak takiego nie mogłam się dopatrzeć. Nogami broniła dolnej części ciała, a górną przysłaniała brzuch i okolice klatki piersiowej. Została mi tylko twarz, jednak uderzenie jej jest dosyć ryzykowne. Musiałam wykonać zmyłkę.
Zacisnęłam pięść i skierowałam ja na twarz. Dziewczyna mimowolnie podniosła ręcę do głowy odsłaniając brzuch. Moja druga pięść skierowała się do brzucha. Uderzenie było słabe jak na mnie, jednak Alex się lekko zgięła. Nie czekając na żadną inną reakcję, kopnęłam ją w bok. Odleciała kilka metrów dalej.
Powróciłam do początkowej pozycji, podczas gdy szarowłosa wstawała. Wytarła krew spod nosa.
- Jesteś zbyt rozchwiana emocjonalnie. Nie możesz prowadzić tą armią. Zabije cię prędzej, czy później. - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z nienawiścią.
- A więc o to chodzi. Umówiliście się z moim bratem, że za wszelką cenę będziecie mnie przekonywać do poddania się. Przykro mi, ale nie uda wam się. Mam cała armię w garści i nic już mi nie przeszkodzi od opanowania Fiore.
- Tak, tylko co ci to da. Będziesz miała wszystkich u władzy, jedynie dlatego, że się ciebie boją. Władca powinien wywoływać u poddanych podziw, a nie strach.
- Ale właśnie strachem uda ci się to zrobić wystarczająco szybko. Pradziadek Kazuma nie był zbyt brutalny. Nie dorównuje mi do pięt. Po tym, jak skończę, to ja będę nosić miano Krwawej.
- Nie wiem, czy to będzie zaszczyt. - mruknęłam pod nosem. Przystąpiła do kolejnego ataku. Tym razem była o wiele brutalniejsza. Stosowała techniki, których nie wolno nam było powtarzać. Liczne kopniaki i wyrzuty pięściami ukazywały mi dawno zapomniane przeze mnie techniki. Już nawet te, które nauczyłam się od mistrza kilka miesięcy temu, ie mogły poskutkować. Jednak spróbowałam.
Kiedy noga była wystarczająco blisko, złapałam ją i przyciągnęłam do siebie. Alex poleciała na mnie, a jej klatka piersiowa była wystarczająco odsłonięta, by ja kopnąć. Wykonałam mocny zamach i uderzyłam ją ponownie w brzuch. Tym razem mocniej. Poczułam pod pięścią, jak parę żeber pęka, a z ust dziewczyny wydobył się jęk. Nie puszczając jej, posłałam ją na ziemię. Usiadłam na niej i zaczęłam ją jeszcze bardziej uderzać. Próbowała się bronić rękami, jednak jej nie wychodziło.
- Byłaś zbyt rozemocjonowana, by przemyśleć cokolwiek. Gniew cie oślepił i nie zauważyłaś, że twoi bliscy cierpią. Nawet byś nie zauważyła, kiedy wszystkich, na których ci zależy nie byłoby już z tobą. Żałowałabyś wszystkiego, co zrobiłaś, lecz wyrzuty sumienia nie dawały by ci spokoju. - powiedziałam, kiedy przestała się bronić.
- Co ty pieprzysz? - spytała, lecz ja jej nie słuchałam.
- W końcu chodziłabyś po mieście sama, a nikt z ludzi obok nie chciał by cię znać. Można by uznać, że własny kraj cię wyklął. Nie dawałabyś sobie rady z poczuciem winy i samotnością.
- Dałabym sobie radę, bo nie skończyłabym tak. Jestem silniejsza emocjonalnie, niż ty. - wyszeptała z obrzydzeniem. Spoglądałam na nią przez chwilę. Ni było widać w jej oczach nic, oprócz wściekłości i chorobliwej pewności siebie.
- Każdy człowiek tak się zachowuje. Każdy ma wyrzuty sumienia i chęć bycia przez kogoś kochanym. - wyszeptałam. Patrzyłam na nią z nadzieją. Chciałabym, żeby chociaż jedna rzecz w tym dniu poszła dobrze. Przeliczyłam się.
- Nie każdy. Ja nie. Jakoś nie będzie mi szkoda tych osób. Nawet ciebie. - w jej oczach była satysfakcja z tego, że sprawiła mi ból. Zacisnęłam zęby.
- W takim razie ty nie jesteś człowiekiem. - powiedziałam i przyłożyłam jej jeszcze parę razy. Potem chwyciłam ją za rękę i przełożyłam sobie przez ramię. Przez ten czas była przytomna, jednak za słaba, by cokolwiek zdziałać. Nasze bronie zostały na arenie, a ja z dziewczyną powoli kierowałam się na dół.
Dotarłszy zobaczyłam smoczych zabójców i szamanów podbiegających do mnie. Niektórzy byli zdziwieni tym, że mam zdrajczynie przewieszoną przez ramię, a reszta szybko przybliżyła się do mnie i zabrała mi ja z ramion. Ułożyliśmy ją pod ścianą zapadłego budynku blisko teleportu. Za cicho tu było.
- Gdzie szkielety? - spytałam podchodzącego do mnie Shiro. Ten przyjrzał się twarzy dziewczyny.
- Gdzieś w mieście. Łażą i próbują znaleźć niedobitków. Ale siniaki będą. Złamałaś jej nos? - spytał, dotykając lekko napuchniętego miejsca. Dziewczyna cicho jęknęła.
- Nie wiem... chyba tak, jednak na taki nie wygląda. Będzie dobrze. - powiedziałam cicho.
- Nie musiałaś jej tak ostro traktować.
- Albo pokojowo, albo siłą. Nie dała mi wyboru. - tłumaczyłam się, a on tylko westchnął. Jeszcze parę razy przyjrzał się dziewczynie, po czym wziął ją pod ręce.
- Do dzieła. - mówiąc to skierował się do portalu.
----------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich :D
Ostatnio się w ogóle nie odzywałyśmy - nasz błąd. Ale wciąż o was myślimy. Ostatnio parę razy zapomniało mi się o wstawianiu rozdziałów za co was bardzo przepraszam ( tak się złożyło, że to ja jestem za to odpowiedzialna, samara nawet nie wchodzi na bloggera ;/ )
Musicie wiedzieć, że wciąż pamiętamy o pierwotnej historii czyli "Earthland" i rozdziały się piszą. Tak jak jest napisane - przerwa do końca roku kalendarzowego i od stycznia kończymy historię Sofii i Nathalie.
A w między czasie dajemy wam zapychacz o nazwie "SaberLove", więc... może wy czytelnicy widma napiszecie nam jakie są wasze wrażenia odnośnie tej historii?
- Kat, jesteś niestabilna emocjonalnie, odpocznij, a ja i... - mówił Shiro, kładąc rękę na moim ramieniu. Strąciłam ją.
- Nie martw się, wszystko ze mną w porządku. - obojętnie spojrzałam w jego stronę. Zobaczyłam szok w jego oczach. Dzisiejszego dnia nie widziałam go jeszcze z jego wyluzowaną postawą. Tyle się stało...
- Katie, to nie jest dobry sposób na radzenie sobie z problemami. Właśnie w taki sposób wkraczasz na tą samą drogę, co Alex. - zaczął mnie przekonywać, bym znów ukazała ból, zaskoczenie i inne negatywne emocje, które z każdą chwilą były coraz cięższe do utrzymania.
- Nie wstąpię na tą samą drogę, co ona. Nie jestem aż tak rozpieszczonym bachorem. - powiedziałam. Rozejrzałam się. Szkielety dotarły do magów. Wielu z nich zaczęło ginąć. - Powiedz smoczym zabójcom, co muszą robić. Musimy ochronić tych ludzi. Mam plan, który może się powieść. - dodałam.
- Nie możemy walczyć wiecznie...
- Dlatego mówię, że mam plan. Czyżbyś i we mnie przestawał wierzyć? - spytałam się go.
- Nie w ciebie, tylko twój zdrowy rozsądek. Ja i Hiro wiemy, że Alex jest twoim słabym punktem. - powiedział. Spojrzałam na niego. Złagodniałam.
- Alex jest moja siostrą, a wy braćmi. Razem z mistrzem jesteście moją jedyną rodziną. Nie pozwolę, by coś wam się stało. - wyszeptałam. Po chwili odwróciłam się i zaczęłam analizować nasze siły. Trzech szamanów i siedmiu smoczych zabójców przeciwko armii szkieletorów. Nie za dobrze to wyglądało. Spojrzałam w kierunku areny turnieju magicznego. Jeśli chciałam wypełnić mój plan, musiałam odjąć tez siebie od nich. Będzie trudno, jednak musimy dać sobie radę.
Zebrałam wszystkich wokół siebie i objaśniłam im plan. Nie wszystkim podobała się moja rola w nim, lecz ktoś musiał to zrobić. Przygotowałam się na to psychicznie. Nie było odwrotu. Spojrzałam na nich wszystkich po raz ostatni. Zaczęła się walka.
Wyciągnęłam swoje ostrza i natarłam na szkieletów. Moje miecze przecinały ich kości z podejrzaną wręcz łatwością. Każdy Pokonany kościotrup upadał na ziemie i nie wstawał. Znów poczułam, jakbym cofnęła się o cztery lata wstecz. Broniłam zacięcie Pergrande. Robiłam wszystko, by już nikt nie cierpiał. By nikt nie zaznał takiej rozpaczy, jak mojej. Każdy ruch miecza przypominał mi tamtą walkę. Moją bezsilność, kiedy martwi otaczali mnie coraz gęściej i oddzielali od reszty. Moją bezsilność, gdy widziałam opadające na ziemie bez życia znane mi osoby. Nie mogłam pozwolić, by tym razem to się powtórzyło. Dlatego walczyłam jeszcze bardziej, niż dotąd. Zapaliłam miecze i zaczęłam i jeszcze bardziej je wybijać. Lecz ich nie ubywało. Z każdym jednym zabitym, pojawiały się kolejne dwa. Otaczały mnie i rozdzielały, tak jak wtedy. Słyszałam krzyki umierających magów, płacz po stracie towarzysza, euforyczne wrzaski szkieletów. To wszystko łączyło się z przeszłością.
Krzyknęłam i przebiłam się z coraz ciaśniejszego kręgu. Zobaczyłam zmęczonych smoczych zabójców i szamanów. Wiedziałam, że dłużej nie dadzą rady. Wyswobodziłam się z tej bitwy i zostawiając moich przyjaciół i rodzinę w tyle pobiegłam. Spieszyłam się z moją ostatnią szansą w kieszeni. Ostatni raz będę próbowała odzyskać członka rodziny. Za następnym, nie będę miała litości.
Wbiegłam na górkę z areną i zobaczyłam niecodzienny widok. Alex walczyła z Akirą. Widziałam, że chłopak przegrywa. Zanim się zorientowałam, zaczął spadać. Nic nie mogłam zrobić, niż tylko przyglądać się, jak jego ciało upada na ziemie. Przestaje się ruszać. Nawet do niego nie podeszłam, by sprawdzić czy żyje. Zasłużył sobie. Jednak czy teraz jego śmierć będzie plamic moje sumienie? Czy będę mogła żyć ze świadomością, że mogłam mu pomóc? Gdy tak sobie przypomniałam, ile razy Alex przychodziła do mnie roztrzęsiona, zła, załamana, to wiedziałam już, że dam radę z tym żyć.
Przechodząc obok jego ciała, zaczęłam wspinać się na murek. Alex stała do mnie tyłem na posągu i przyglądała się wydarzeniom dziejącym się w miasteczku. Spojrzałam tam. Chorda szkieletów przyciskała szamanów i smoczych zabójców do skalistej ściany. Walczyli zaciekle, by tylko wybić ich wszystkich. Jednak ja widziałam jeszcze coś. Moim oczom ukazała się jeszcze większa armia, niż poprzednia. Moi przyjaciele byli już u kresu sił, a na nich była już przygotowana kolejna armia. Zacisnęłam pięści.
Nie zważając na wysokość podbiegłam do Alex i skoczyłam na nią. Zaczęłyśmy spadać na arenę. Podczas lotu oddzieliłyśmy się od siebie. Wylądowałyśmy po przeciwnych stronach areny. Alex spoglądała na mnie z zaskoczeniem. Potem na jej ustach pojawił się okropny uśmiech.
- No proszę. Jeszcze ci mało rozrywki? - spytała. Milczałam. Nie daj jej się sprowokować, Kat! - A może masz już dość? Przyszłaś do mnie, bym zakończyła twój marny żywot? A może przyszłaś na ploteczki, tak jak za dawnych czasów? Jak dobrze zauważyłam, Shiro coś ciągnie do tych smoczych zabójców i szkieletów, ale to moje zdanie. Może na serio jest homo?
Przez chwile, gdy tak się zastanawiała, widziałam w niej dawna Alex. Uśmiechniętą, beztroską szamankę i księżniczkę Terry. Jednak tak szybko, jak się pojawiła, tak znikła. Zastąpiła ja wściekła, łaknąca zemsty kobieta. Wyciągnęłam miecze i odrzuciłam je w bok. Alex spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- Ty chyba na serio chcesz umrzeć. No cóż, spełnię twoją prośbę. - mówiąc to zaczęła do mnie biec z włócznią wycelowaną we mnie. Kiedy była wystarczająco blisko, chwyciłam za włócznię, wykręciłam ją, a potem kopniakiem odsunęłam Alex od broni. Niepotrzebną rzecz wyrzuciłam daleko od siebie. Broń wbiła się w krzesła widowni.
- Walka wręcz. Ty i ja. Ostatni raz. - powiedziałam. Dziewczyna splunęła nadmiarem śliny. Spojrzała na mnie wrogo. Nie zareagowałam na to.
- A więc na serio jesteś głupsza, niż myślałam. Przecież wiesz, że mamy te same umiejętności bojowe. Uczył nas w końcu ten sam mistrz. - zakpiła. Nie odpowiedziałam jej. Nie chciałam, by dowiedziała się, że mistrzu dawał mi dodatkowe lekcje, gdzie uczył mnie bardziej zaawansowanych technik. Wiele razy byłam na pograniczu życia i śmierci przez nie, jednak w miarę udało mi się to wszystko opanować. Miałam Miałam szczerą nadzieję, że to wystarczy, by ją pokonać.
Rozstawiłam szeroko nogi ustawiając się bokiem do przeciwniczki, zgięłam łokcie i wyprostowałam palce. Uniosłam wysoko głowę i czekałam. Nie mogłam zaatakować pierwsza. To zawsze prowadziło mnie do zguby.
Czas zacząć zabawę. - wyszeptała, zanim ruszyła na mnie. Zaczęła uderzać pięściami we wszystkie strony. Lewa, prawa, prawy bok, uniesione kolano, uderzenie z łokcia. Unikałam tego wszystkiego. Byle tylko nie zostać wytrącona z równowagi. Szukałam jej słabego punktu, miejsca, gdzie mogłabym uderzyć. Nic jednak takiego nie mogłam się dopatrzeć. Nogami broniła dolnej części ciała, a górną przysłaniała brzuch i okolice klatki piersiowej. Została mi tylko twarz, jednak uderzenie jej jest dosyć ryzykowne. Musiałam wykonać zmyłkę.
Zacisnęłam pięść i skierowałam ja na twarz. Dziewczyna mimowolnie podniosła ręcę do głowy odsłaniając brzuch. Moja druga pięść skierowała się do brzucha. Uderzenie było słabe jak na mnie, jednak Alex się lekko zgięła. Nie czekając na żadną inną reakcję, kopnęłam ją w bok. Odleciała kilka metrów dalej.
Powróciłam do początkowej pozycji, podczas gdy szarowłosa wstawała. Wytarła krew spod nosa.
- Jesteś zbyt rozchwiana emocjonalnie. Nie możesz prowadzić tą armią. Zabije cię prędzej, czy później. - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z nienawiścią.
- A więc o to chodzi. Umówiliście się z moim bratem, że za wszelką cenę będziecie mnie przekonywać do poddania się. Przykro mi, ale nie uda wam się. Mam cała armię w garści i nic już mi nie przeszkodzi od opanowania Fiore.
- Tak, tylko co ci to da. Będziesz miała wszystkich u władzy, jedynie dlatego, że się ciebie boją. Władca powinien wywoływać u poddanych podziw, a nie strach.
- Ale właśnie strachem uda ci się to zrobić wystarczająco szybko. Pradziadek Kazuma nie był zbyt brutalny. Nie dorównuje mi do pięt. Po tym, jak skończę, to ja będę nosić miano Krwawej.
- Nie wiem, czy to będzie zaszczyt. - mruknęłam pod nosem. Przystąpiła do kolejnego ataku. Tym razem była o wiele brutalniejsza. Stosowała techniki, których nie wolno nam było powtarzać. Liczne kopniaki i wyrzuty pięściami ukazywały mi dawno zapomniane przeze mnie techniki. Już nawet te, które nauczyłam się od mistrza kilka miesięcy temu, ie mogły poskutkować. Jednak spróbowałam.
Kiedy noga była wystarczająco blisko, złapałam ją i przyciągnęłam do siebie. Alex poleciała na mnie, a jej klatka piersiowa była wystarczająco odsłonięta, by ja kopnąć. Wykonałam mocny zamach i uderzyłam ją ponownie w brzuch. Tym razem mocniej. Poczułam pod pięścią, jak parę żeber pęka, a z ust dziewczyny wydobył się jęk. Nie puszczając jej, posłałam ją na ziemię. Usiadłam na niej i zaczęłam ją jeszcze bardziej uderzać. Próbowała się bronić rękami, jednak jej nie wychodziło.
- Byłaś zbyt rozemocjonowana, by przemyśleć cokolwiek. Gniew cie oślepił i nie zauważyłaś, że twoi bliscy cierpią. Nawet byś nie zauważyła, kiedy wszystkich, na których ci zależy nie byłoby już z tobą. Żałowałabyś wszystkiego, co zrobiłaś, lecz wyrzuty sumienia nie dawały by ci spokoju. - powiedziałam, kiedy przestała się bronić.
- Co ty pieprzysz? - spytała, lecz ja jej nie słuchałam.
- W końcu chodziłabyś po mieście sama, a nikt z ludzi obok nie chciał by cię znać. Można by uznać, że własny kraj cię wyklął. Nie dawałabyś sobie rady z poczuciem winy i samotnością.
- Dałabym sobie radę, bo nie skończyłabym tak. Jestem silniejsza emocjonalnie, niż ty. - wyszeptała z obrzydzeniem. Spoglądałam na nią przez chwilę. Ni było widać w jej oczach nic, oprócz wściekłości i chorobliwej pewności siebie.
- Każdy człowiek tak się zachowuje. Każdy ma wyrzuty sumienia i chęć bycia przez kogoś kochanym. - wyszeptałam. Patrzyłam na nią z nadzieją. Chciałabym, żeby chociaż jedna rzecz w tym dniu poszła dobrze. Przeliczyłam się.
- Nie każdy. Ja nie. Jakoś nie będzie mi szkoda tych osób. Nawet ciebie. - w jej oczach była satysfakcja z tego, że sprawiła mi ból. Zacisnęłam zęby.
- W takim razie ty nie jesteś człowiekiem. - powiedziałam i przyłożyłam jej jeszcze parę razy. Potem chwyciłam ją za rękę i przełożyłam sobie przez ramię. Przez ten czas była przytomna, jednak za słaba, by cokolwiek zdziałać. Nasze bronie zostały na arenie, a ja z dziewczyną powoli kierowałam się na dół.
Dotarłszy zobaczyłam smoczych zabójców i szamanów podbiegających do mnie. Niektórzy byli zdziwieni tym, że mam zdrajczynie przewieszoną przez ramię, a reszta szybko przybliżyła się do mnie i zabrała mi ja z ramion. Ułożyliśmy ją pod ścianą zapadłego budynku blisko teleportu. Za cicho tu było.
- Gdzie szkielety? - spytałam podchodzącego do mnie Shiro. Ten przyjrzał się twarzy dziewczyny.
- Gdzieś w mieście. Łażą i próbują znaleźć niedobitków. Ale siniaki będą. Złamałaś jej nos? - spytał, dotykając lekko napuchniętego miejsca. Dziewczyna cicho jęknęła.
- Nie wiem... chyba tak, jednak na taki nie wygląda. Będzie dobrze. - powiedziałam cicho.
- Nie musiałaś jej tak ostro traktować.
- Albo pokojowo, albo siłą. Nie dała mi wyboru. - tłumaczyłam się, a on tylko westchnął. Jeszcze parę razy przyjrzał się dziewczynie, po czym wziął ją pod ręce.
- Do dzieła. - mówiąc to skierował się do portalu.
----------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich :D
Ostatnio się w ogóle nie odzywałyśmy - nasz błąd. Ale wciąż o was myślimy. Ostatnio parę razy zapomniało mi się o wstawianiu rozdziałów za co was bardzo przepraszam ( tak się złożyło, że to ja jestem za to odpowiedzialna, samara nawet nie wchodzi na bloggera ;/ )
Musicie wiedzieć, że wciąż pamiętamy o pierwotnej historii czyli "Earthland" i rozdziały się piszą. Tak jak jest napisane - przerwa do końca roku kalendarzowego i od stycznia kończymy historię Sofii i Nathalie.
A w między czasie dajemy wam zapychacz o nazwie "SaberLove", więc... może wy czytelnicy widma napiszecie nam jakie są wasze wrażenia odnośnie tej historii?
sobota, 12 listopada 2016
SaberLove - Rozdział 10
- Ojej... - uśmiechnęłam się szeroko - Tak bardzo mnie to nie obchodzi.
- Alex... - szepnęła zdziwiona.
- Każda wojna wymaga ofiar - wysyczałam. - To nie moja wina, że ty jesteś na tyle słaba by rozpamiętywać takie błahostki. Generale - zwróciłam się do szkieletora niedaleko mnie. Uniosłam prawą rękę i pokazałam mu dwa palce, następnie jeden, który po chwili skierowałam w dół. Doskonale wiedział co te gesty znaczą. Następnie zwróciłam się ku dawnej przyjaciółce.
- No popatrzcie jaka magia! - krzyknęłam tak by każdy zwrócił na mnie uwagę - Jednak miałam rację. Zaskakujące co nie? Każdy z was jest zdziwiony, bo przecież w ogóle, nigdy o tym nie wspominałam. - Znowu spojrzałam na dziewczynę przed sobą. Oj chyba niczego się nie nauczyła. Podchodzi tak blisko nie uzbrojona?
- Alex, pamiętaj, że jestem twoją przyjaciółką...Alex, odłóż tą włócznie...Alex? - patrzyła na mnie zaniepokojona cofając się do tyłu.
- Niczego się nie nauczyłaś, co? Dziewczynko? - zaśmiałam się. Patrzyła na mnie zszokowana, jakby teraz dotarło do niej co się dzieje. Chciałam się zamachnąć ale ostrze przecięło jedynie powietrze. Ten cały Sting odciągnął dziewczynę na bok.
- Nie pozwolimy ci nikogo skrzywdzić! - wykrzyknęła przerażona blondyna, która była torturowana przez - już martwą - Minervę. Mimo tego, widziałam na jej twarzy determinacje.
- Obawiam się, że nie uda wam się to. - uśmiechnęłam się na widok ich zaskoczonych min, gdy szkieletory zaczęły ich otaczać. Jeden chłopak z gildii Fairy Tail rzucił się na jednego z moich duchów. Z radością patrzyłam jak przez niego przenika. Szkieletor, wyjął swój miecz i cisnął go w chłopaka. Usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk, a potem po chłopaku został tylko zielony dym, który zaraz się rozpłynął. Efekt bycia zabitym przez ducha. Jeszcze nigdy nie czułam się taka spełniona. Ta radość, gdy widzisz strach w tych, którzy cie lekceważyli. Popamiętają mnie do końca swojego życia. I tak nie będzie ono zbyt długie.
- Alex, czekaj! - co też mój kochany braciszek zaplanował? Wojownicy zaprzestali ataku. Zobaczymy, co też takiego wymyślił. - Zanim zrobisz jeszcze cokolwiek, to chociaż mnie wysłuchaj - wyszedł odważnie przed szereg. Zwróciłam się twarzą ku niemu. Dzieliło nas kilka metrów. Obracając flamel w lewej ręce, stuknęłam nią o ziemie przez co rozległ się donośny huk. Właśnie za to kocham tę broń. Brakuje mi tylko peleryny.
- Przepraszam, okey? Naprawdę przepraszam. Najwyraźniej się pomyliłem. Przyznaję, miałaś rację... tym razem. Możesz proszę, zakończyć to szaleństwo? Wrócimy do pałacu, porozmawiamy na spokojnie - nie był najlepszy w te klocki. Jest przekonany o swojej niewinności.
- Przepraszasz mnie, akurat za to, o co nie jestem zła.
- To znaczy?
- Kiedy mam urodziny ?
- A co to ma do rzeczy?
- Kiedy mam urodziny!? - powtórzyłam, tym razem głośniej.
- 6 sierpnia oczywiście - uśmiechnęłam się na jego słowa. Zauważyłam jak Hisui, Katie i bliźniacy walnęli się w czoło.
- Ach tak... no cóż. Teraz wszystko jasne - zaśmiałam się - Generale. Niech historia zatoczy koło - wizja świata całkowicie zjednoczonego podobała mi się. Pradziadek Kazuma miał potencjał. - Hisui! - zwróciłam się do zielonowłosej, która chyba właśnie ochrzaniała mojego brata. - Pamiętasz może co się stało dokładnie 157 lat temu? Nie widzisz może tego podobieństwa? Między mną, a... dawnym władcą? Jeśli nie, to cóż... było bardziej uważać na lekcji historii. Wojownicy! - krzyknęłam. - Zabić każdego, bez wyjątku. Bez litości! Niech się dowiedzą, jaka potęga była skrywana pod ziemią! - duchy z hałasem zaczęły się przemieszczać po mieście. Zaczęły wreszcie porządnie atakować. Przyglądałam się chwile jak kolejni magowie umierają od jednego pchnięcia mieczem i ruszyłam. Muszę dostać się na szczyt areny. Gdzie był turniej magiczny. Posągi tam wybudowane są najwyższym punktem w całym Crocus. Muszę się przyjrzeć tej ruinie i obmyślić, co dalej. Może w Seven otworzę kolejny portal? Albo otworzę go tutaj, na posągu i wypuszczę potwory! Te same co były w pergrande. Mantykory, chimery. Nawet, ja miałam problemy z pokonaniem meduzy. Pamiętam jak się oburzyłam, gdy na wojnie niektórzy nazywali mnie psychopatką. Teraz nawet zaczyna mi się podobać to określenie. To nie jest zła cecha. Nie na wojnie. Wśród tej całej krwi i brutalności. Nawet pożądana.
- Co się stało? - zapytał zdezorientowany Rogue.
- To się stało, że ten palant potrafi zapamiętać daty urodzin i śmierci setek generałów i władców ale nie pamięta daty urodzin własnej siostry - jak można nie wiedzieć takich rzeczy? Przecież co roku jest urządzane przyjęcie. Nie jest huczne ale wszyscy wiedzą, co to za dzień.
- 6 sierpnia jest datą naszego ślubu - sama Hisui była zdenerwowana.
- Sięgnąłeś dna - podsumowała Katie.
- Co robimy? - zwrócił naszą uwagę Sting. No właśnie. Co robimy? Ja chce z powrotem naszą radosną Alex. Podobało mi się gdy była taka bezwzględna. Ale tylko wtedy gdy była po naszej stronie. Chyba wiemy jak czuły się jej ofiary.
- Hisui! - szarowłosa krzyknęła. Co tym razem? Wszyscy spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. - Pamiętasz może co się stało dokładnie 157 lat temu? Nie widzisz może tego podobieństwa? Między mną, a... dawnym władcą? Jeśli nie, to cóż... było bardziej uważać na lekcji historii. Wojownicy! - krzyknęła - Zabić każdego, bez wyjątku. Bez litości! Niech się dowiedzą, jaka potęga była skrywana pod ziemią! - zaniemówiłem. Czy ona właśnie próbuje się utożsamiać z Krwawym Kazumą?
- O co chodzi? O czym ona mówi? - magowie zasypywali nas pytaniami.
- Krwawy Kazuma. Był władcą Terry i jednocześnie miał najsilniejsze połączenie duchowe, był mostem między światami tak jak Alex teraz - zacząłem. Czy ja drże? Czy ona naprawdę planuje to co ja myślę, że planuje?
- Nikt mu nie wierzył gdy uważał, że ktoś narusza barierę, więc sam bez zgody innych królestw naruszał ich tereny i bezwzględnie wszystko sprawdzał. Nieraz zrównując wszystko z ziemią. Państwa się na to nie zgadzały więc wypowiadał im wojnę - kontynuował Hiro. Zawsze był taki opanowany. Teraz wygląda na bardziej roztrzęsionego odemnie. Właśnie nasza przyjaciółka nas zdradziła! Jednak zdając sobie sprawę z pewnych rzeczy myślę, że to my zdradziliśmy ją...
- Podbił połowę państw, to były krwawe czasy. Kiedy największe z nich, Pergrande stanęło z nim do walki. Dołączyły się też pomniejsze państwa. Został przyparty do muru. Kazano mu podpisać traktat pokojowy. - mówiła dalej Katie. Wszyscy się nas słuchali zaciekawieni.
- Terra od tamtego momentu miała działać tylko pod względem politycznym. Przeciętny mieszkaniec wioski miał je zapamiętać co najwyżej jako legendę...ma zamiar dokończyć dzieło Kazumy? Chce podbić inne kraje? - dokończyła Hisui jednocześnie mówiąc to, co myślałem.
- No cóż. Armię to ma całkiem niezłą, trzeba przyznać - próbowałem nie co zażartować ale chyba niezbyt mi wyszło. Szkieletory zaczęły do nas podlatywać. Magowie zaczęli ginąć. Przywołałem swoją kosę i walczyłem. My mogliśmy ich pokonać ale portal... póki jest otwarty, jesteśmy na przegranej pozycji.
- Co ona chce zrobić!? - Sting patrzył się gdzieś w niebo. Podążyliśmy za jego wzrokiem. Stała na jednym z posągów z Turnieju magicznego. Wygląda jakby się nad czymś mocno zastanawiała. Ma zamiar otworzyć kolejny portal? Przywołać potwory?
- Musimy coś zdziałać! Szybko! - krzyknął mój bliźniak. Wszyscy na pewno się zgadzamy. Ale co zdziałać?
- Alex... - szepnęła zdziwiona.
- Każda wojna wymaga ofiar - wysyczałam. - To nie moja wina, że ty jesteś na tyle słaba by rozpamiętywać takie błahostki. Generale - zwróciłam się do szkieletora niedaleko mnie. Uniosłam prawą rękę i pokazałam mu dwa palce, następnie jeden, który po chwili skierowałam w dół. Doskonale wiedział co te gesty znaczą. Następnie zwróciłam się ku dawnej przyjaciółce.
- No popatrzcie jaka magia! - krzyknęłam tak by każdy zwrócił na mnie uwagę - Jednak miałam rację. Zaskakujące co nie? Każdy z was jest zdziwiony, bo przecież w ogóle, nigdy o tym nie wspominałam. - Znowu spojrzałam na dziewczynę przed sobą. Oj chyba niczego się nie nauczyła. Podchodzi tak blisko nie uzbrojona?
- Alex, pamiętaj, że jestem twoją przyjaciółką...Alex, odłóż tą włócznie...Alex? - patrzyła na mnie zaniepokojona cofając się do tyłu.
- Niczego się nie nauczyłaś, co? Dziewczynko? - zaśmiałam się. Patrzyła na mnie zszokowana, jakby teraz dotarło do niej co się dzieje. Chciałam się zamachnąć ale ostrze przecięło jedynie powietrze. Ten cały Sting odciągnął dziewczynę na bok.
- Nie pozwolimy ci nikogo skrzywdzić! - wykrzyknęła przerażona blondyna, która była torturowana przez - już martwą - Minervę. Mimo tego, widziałam na jej twarzy determinacje.
- Obawiam się, że nie uda wam się to. - uśmiechnęłam się na widok ich zaskoczonych min, gdy szkieletory zaczęły ich otaczać. Jeden chłopak z gildii Fairy Tail rzucił się na jednego z moich duchów. Z radością patrzyłam jak przez niego przenika. Szkieletor, wyjął swój miecz i cisnął go w chłopaka. Usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk, a potem po chłopaku został tylko zielony dym, który zaraz się rozpłynął. Efekt bycia zabitym przez ducha. Jeszcze nigdy nie czułam się taka spełniona. Ta radość, gdy widzisz strach w tych, którzy cie lekceważyli. Popamiętają mnie do końca swojego życia. I tak nie będzie ono zbyt długie.
- Alex, czekaj! - co też mój kochany braciszek zaplanował? Wojownicy zaprzestali ataku. Zobaczymy, co też takiego wymyślił. - Zanim zrobisz jeszcze cokolwiek, to chociaż mnie wysłuchaj - wyszedł odważnie przed szereg. Zwróciłam się twarzą ku niemu. Dzieliło nas kilka metrów. Obracając flamel w lewej ręce, stuknęłam nią o ziemie przez co rozległ się donośny huk. Właśnie za to kocham tę broń. Brakuje mi tylko peleryny.
- Przepraszam, okey? Naprawdę przepraszam. Najwyraźniej się pomyliłem. Przyznaję, miałaś rację... tym razem. Możesz proszę, zakończyć to szaleństwo? Wrócimy do pałacu, porozmawiamy na spokojnie - nie był najlepszy w te klocki. Jest przekonany o swojej niewinności.
- Przepraszasz mnie, akurat za to, o co nie jestem zła.
- To znaczy?
- Kiedy mam urodziny ?
- A co to ma do rzeczy?
- Kiedy mam urodziny!? - powtórzyłam, tym razem głośniej.
- 6 sierpnia oczywiście - uśmiechnęłam się na jego słowa. Zauważyłam jak Hisui, Katie i bliźniacy walnęli się w czoło.
- Ach tak... no cóż. Teraz wszystko jasne - zaśmiałam się - Generale. Niech historia zatoczy koło - wizja świata całkowicie zjednoczonego podobała mi się. Pradziadek Kazuma miał potencjał. - Hisui! - zwróciłam się do zielonowłosej, która chyba właśnie ochrzaniała mojego brata. - Pamiętasz może co się stało dokładnie 157 lat temu? Nie widzisz może tego podobieństwa? Między mną, a... dawnym władcą? Jeśli nie, to cóż... było bardziej uważać na lekcji historii. Wojownicy! - krzyknęłam. - Zabić każdego, bez wyjątku. Bez litości! Niech się dowiedzą, jaka potęga była skrywana pod ziemią! - duchy z hałasem zaczęły się przemieszczać po mieście. Zaczęły wreszcie porządnie atakować. Przyglądałam się chwile jak kolejni magowie umierają od jednego pchnięcia mieczem i ruszyłam. Muszę dostać się na szczyt areny. Gdzie był turniej magiczny. Posągi tam wybudowane są najwyższym punktem w całym Crocus. Muszę się przyjrzeć tej ruinie i obmyślić, co dalej. Może w Seven otworzę kolejny portal? Albo otworzę go tutaj, na posągu i wypuszczę potwory! Te same co były w pergrande. Mantykory, chimery. Nawet, ja miałam problemy z pokonaniem meduzy. Pamiętam jak się oburzyłam, gdy na wojnie niektórzy nazywali mnie psychopatką. Teraz nawet zaczyna mi się podobać to określenie. To nie jest zła cecha. Nie na wojnie. Wśród tej całej krwi i brutalności. Nawet pożądana.
***
Shiro POV- Co się stało? - zapytał zdezorientowany Rogue.
- To się stało, że ten palant potrafi zapamiętać daty urodzin i śmierci setek generałów i władców ale nie pamięta daty urodzin własnej siostry - jak można nie wiedzieć takich rzeczy? Przecież co roku jest urządzane przyjęcie. Nie jest huczne ale wszyscy wiedzą, co to za dzień.
- 6 sierpnia jest datą naszego ślubu - sama Hisui była zdenerwowana.
- Sięgnąłeś dna - podsumowała Katie.
- Co robimy? - zwrócił naszą uwagę Sting. No właśnie. Co robimy? Ja chce z powrotem naszą radosną Alex. Podobało mi się gdy była taka bezwzględna. Ale tylko wtedy gdy była po naszej stronie. Chyba wiemy jak czuły się jej ofiary.
- Hisui! - szarowłosa krzyknęła. Co tym razem? Wszyscy spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. - Pamiętasz może co się stało dokładnie 157 lat temu? Nie widzisz może tego podobieństwa? Między mną, a... dawnym władcą? Jeśli nie, to cóż... było bardziej uważać na lekcji historii. Wojownicy! - krzyknęła - Zabić każdego, bez wyjątku. Bez litości! Niech się dowiedzą, jaka potęga była skrywana pod ziemią! - zaniemówiłem. Czy ona właśnie próbuje się utożsamiać z Krwawym Kazumą?
- O co chodzi? O czym ona mówi? - magowie zasypywali nas pytaniami.
- Krwawy Kazuma. Był władcą Terry i jednocześnie miał najsilniejsze połączenie duchowe, był mostem między światami tak jak Alex teraz - zacząłem. Czy ja drże? Czy ona naprawdę planuje to co ja myślę, że planuje?
- Nikt mu nie wierzył gdy uważał, że ktoś narusza barierę, więc sam bez zgody innych królestw naruszał ich tereny i bezwzględnie wszystko sprawdzał. Nieraz zrównując wszystko z ziemią. Państwa się na to nie zgadzały więc wypowiadał im wojnę - kontynuował Hiro. Zawsze był taki opanowany. Teraz wygląda na bardziej roztrzęsionego odemnie. Właśnie nasza przyjaciółka nas zdradziła! Jednak zdając sobie sprawę z pewnych rzeczy myślę, że to my zdradziliśmy ją...
- Podbił połowę państw, to były krwawe czasy. Kiedy największe z nich, Pergrande stanęło z nim do walki. Dołączyły się też pomniejsze państwa. Został przyparty do muru. Kazano mu podpisać traktat pokojowy. - mówiła dalej Katie. Wszyscy się nas słuchali zaciekawieni.
- Terra od tamtego momentu miała działać tylko pod względem politycznym. Przeciętny mieszkaniec wioski miał je zapamiętać co najwyżej jako legendę...ma zamiar dokończyć dzieło Kazumy? Chce podbić inne kraje? - dokończyła Hisui jednocześnie mówiąc to, co myślałem.
- No cóż. Armię to ma całkiem niezłą, trzeba przyznać - próbowałem nie co zażartować ale chyba niezbyt mi wyszło. Szkieletory zaczęły do nas podlatywać. Magowie zaczęli ginąć. Przywołałem swoją kosę i walczyłem. My mogliśmy ich pokonać ale portal... póki jest otwarty, jesteśmy na przegranej pozycji.
- Co ona chce zrobić!? - Sting patrzył się gdzieś w niebo. Podążyliśmy za jego wzrokiem. Stała na jednym z posągów z Turnieju magicznego. Wygląda jakby się nad czymś mocno zastanawiała. Ma zamiar otworzyć kolejny portal? Przywołać potwory?
- Musimy coś zdziałać! Szybko! - krzyknął mój bliźniak. Wszyscy na pewno się zgadzamy. Ale co zdziałać?
***
Alex POV
A może jednak poczekać? Nie, nigdy nie wolno czekać. Rozejrzałam się po mieście. Znów czuje ten odór śmierci. Nie sądziłam, że mogę zatęsknić za tym zapachem. Uniosłam swoją włócznie kiedy została wytrącona mi z ręki. Gwałtownie się odwróciłam rozglądając się dookoła.
- Co ty sobie wyobrażasz!? - spojrzałam wściekła na Akirę. - Flamel! - włócznia znów znalazła się w moich rękach.
- Nie pozwolę ci zniszczyć Fiore. Ani żadnego innego państwa - zaatakował mnie. Jako rodzeństwo, mieliśmy tę samą broń.
- Jesteś naprawdę skończonym idiotą - warknęłam blokując jego ataki - To ja mam tutaj największą moc. Nie mogę przegrać - cisnęłam w niego włócznią, uniknął. - To niemożliwe - dodałam gdy ponownie go zaatakowałam.
- Jesteś rozchwiana emocjonalnie. Dobry przywódca panuje nad swoimi emocjami - blokował mnie by po chwili się zrewanżować atakami. Mało nie zleciałam z posągu, jednak odbiłam się od krawędzi i wylądowałam na prawej ręce rzeźby.
- Co ci da pouczanie mnie w takiej chwili? - rzuciłam w niego flamel, trafiłam. Po chwili, broń znowu znalazła się w moich rękach.
- Gdybyś była opanowana. Nie pozwoliłabyś się tak podejść - szeroko się uśmiechnął. Poczułam ręce na swoich biodrach. Spanikowana. Chciałam uciec ale było za późno. Czyjeś silne ręce uniosły mnie do góry, a drugi osobnik zabrał mi włócznie. Zabijałam spojrzeniem mojego brata.
- Znów wygrałem siostrzyczko - zaczął się chełpić. Tak bardzo go nienawidzę. Tak bardzo nic o mnie nie wie.
- Jesteś pewien? - wysyczałam - Chyba o czymś zapomniałeś. Flamel! - włócznia zniknęła z rąk czarnowłosego i pojawiła się w moich. Całym impetem cisnęłam nią w stopę mojego oprawcy. Zaskoczony od razu mnie puścił. Nie marnując czasu, skoczyłam z krawędzi dłoni na głowę posągu. Wściekła zaczęłam miotać włócznią w Akirę. Jednak blokował moje ciosy cofając się cały czas do tyłu. W pewnym momencie stanęliśmy zblokowani. Napierałam na niego flamel, jednak on trzymał swoją Gardiel i próbował nią mnie odsunąć.
- Nie dasz rady - warknął w moją stronę.
- Znów za bardzo skupiasz się na broni, zapominając o ciele - wysyczałam i kopnęłam go w brzuch. Zachwiał się na krawędzi i spadł. Mam szczerą nadzieję, że więcej go nie zobaczę.
czwartek, 10 listopada 2016
SaberLove - Rozdział 9
Stałam przed zamkiem i patrzyłam na wydarzenia rozgrywające się przede mną. Zniszczenie bramy. Radość ze zwycięstwa. Otwarcie portalu. Obojętność Alex na daną sytuację. Wezwanie najbrutalniejszego żołnierza w Terri. Zdrada Alex. Zdrada. Krzyczałam każdą cząstką siebie, jednak moje usta milczały. Spoglądałam na szarowłosą z bólem i zaskoczeniem. Czego nie zauważyłam podczas pobytu w Crocusie? W czym jej nie pomogłam? Czemu w nią nie wierzyłam? Wszystko spadło na mnie w jednej chwili. Te wszystkie osoby, które dowiadywały się o jej wieściach. Ten brak wiary widoczny w oczach. Nikt jej nie wierzył. Ja jej nie wierzyłam. Ja, która uważała się za jej siostrę. Za jedyna osobę, której może ufać. Nie wierzyłam jej.
Rozgoryczona
Szybkim krokiem podeszłam do Akiry. Stała obok niego Hisui razem z bliźniaczymi smoczymi zabójcami, mistrzem Ichigo i resztą szamanów. Spoglądali na mnie. Szukali jakiegokolwiek sygnału, który mógłby sugerować, jak zareagowałam na postępowanie Alex. Wiedziałam jednak, że widzą tylko obojętny wyraz twarzy i pusty wzrok.
- Musimy coś zrobić. Poinformowałem magów, którzy wyprowadzali obywateli, by nie wpuszczali nikogo do miasta. - powiedział Sting.
- Jak zareagowali na portal? - spytał mistrz.
- Pytali o co chodzi, jednak milczałem.
- To dobrze. Lepiej, żeby jak najmniej ludzi wiedziało. - wyszeptał mistrz. Rozejrzałam się. Wszyscy magowie zaczęli uciekać, gdy tylko zobaczyli nieznane sobie stworzenia. No, prawie wszyscy. Magowie gildii Fairy Tail i Sabertooth stali przed armią i czekali na jej atak. Zdurnieli do reszty.
- Mistrzu, trzeba ich powiadomić, że nie dadzą rady. - powiedziałam odwracając się do niego. Ten spojrzał w tym samym kierunku. Shiro, mógłbyś? - spytał się dziadek. Czarnowłosy chłopak szybkim krokiem podążył do gildii.
- Czekaj, jak to nie damy rady? Przecież w walce ze smokami daliśmy radę. - powiedział Sting. Spojrzałam na nich. Blondyn był cały, natomiast jego przyjaciel cały w bandażach. Co się stało, kiedy nas nie było.
- Jeśli zwykli magowie będą chcieli uderzyć jednego z tych duchów, przejdą przez niego. Jednak jeśli one będą chciały was zaatakować, wtedy jest zupełnie inaczej. Czujecie ból, jakiego nigdy nie poczuliście. - odpowiedział mistrz. Poczułam, jak po plecach przechodzą mi dreszcze. Spojrzałam na prawo. Akira nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Dlaczego nie zareagowałaś? - spytał się mnie. Wszyscy wokół zamilkli. Spoglądali na naszą dwójkę.
- O co ci chodzi? - odpowiedziałam udając zdziwienie.
- Dobrze wiesz. Alex nagle stała się łaknącą zemsty szamanką, a ty jako jej najlepsza przyjaciółka jak gdyby nigdy nic ustala strategie. Żadnego płaczu, zaskoczenia, poczucia zdrady. Zero.
- Co sugerujesz?
- Że wiedziałaś, że chce to zrobić. Doskonale zdawałaś sobie sprawę z jej zamiarów i po prostu to wszystko ukartowałyście. - powiedział, jakby był święcie przekonany do tego, co mówi. Najgorsze było to, że wszyscy dookoła spoglądali na niego ze zrozumieniem. Czy oni mieli zamiar mu uwierzyć?
- Czyli co? Miałam się rozpłakać przed wszystkimi jak dziecko? Miałam zachowywać się jak rozemocjonowana idiotka i latać dookoła wykrzykując, jaka to mi się stała krzywda, bo przyjaciółka zamieniła się we wściekłe monstrum? Za dużo książek się naczytałeś i tyle. - podsumowałam jego pomysł. Nikt mi jednak nie uwierzył
Zdradzona
- W takim razie powiedz mi, dlaczego jej nie powstrzymałaś? Na pewno zauważyłaś coś w jej zachowaniu, co musiało wywołać w tobie jakieś podejrzenia. - powiedział. Przegryzłam wargę. Wiedziałam, że Alex wyczuwa coraz więcej tej złej energii, jednak ja zostawałam zawsze przy swoim. Poczucie winy zżerało mnie kawałek po kawałku.
- Kat, to prawda? Zauważyłaś coś? - spytał Shiro. A ten kiedy się tu pojawił.
- Kat? - zapytał Hiro.
Osaczona
- Nic nie zauważyłam, jasne?! Przyznaje się, że powinnam, jednak nic mi się takiego nie rzuciło w oczy. A ty. - mówiąc to wskazałam na brata mojej przyjaciółki. - Może zamiast szukać winnego, sam przemyśl zachowanie wobec niej. Bo według mnie, to przez ciebie zaczęła się ta burza.
Uspokoiłam się trochę i kontynuowałam:
- Są dwa sposoby na zamknięcie portalu. Pierwszy to pójście do świątyni, która znajduje się w Bellum, Drugi to zmuszenie Alex, by zamknęła portal. Jedna z tych opcji jest niemożliwa wręcz do wykonania, więc chłopaki zostaje nam tylko jedno.
- Więc mamy do wyboru zmuszenie Alex lub długa podróż do świątyni? - spytał się Shiro. Przytaknęłam. - A więc zostaje nam tylko jedno.
- Dobra, przygotujcie się. Przed nami długa droga. - powiedziałam. Wszyscy, którzy się nam przysłuchiwali, stali zaskoczeni.
- Co wy wyprawiacie! - wykrzyczał mistrz. Po raz pierwszy widziałam go tak wkurzonego.
- Mistrzu, nie ważne, co zrobimy, nigdy nie uda nam sie przekonać Alex do zmiany planów. Wkurzyła się na nas wszystkich. Kiedy ją wkurzysz, to nie licz na przebaczenie.
- Jednak to nie jest sposób, by zaryzykować kilkudniową podróż narażając przy tym niewinnych ludzi. Dodatkowo nie jest pewne, czy wam się to uda. Szanse są bardzo małe. Wysyłanie was tam nie ma większego sensu. - powiedział. Spojrzałam na niego.
- Ale mówiłam ci przecież, że...
- To nie podlega dyskusji. Jeśli masz zamiar ryzykować tak dużo, to od dziś nie masz prawa decydowania ani omawiania planów ataku. - powiedział poważnie mistrz. Stałam zszokowana.
Odtrącona
Odeszłam od tego koła wzajemnej adoracji i spojrzałam na portal. Coraz większa liczba duchów zbierała się pod bramą. Wszyscy byli podekscytowani nadchodzącą walką. Nikt jednak nie atakował wcześniej. Czekali na znak. Wszyscy coś planowali, głosowali, ustalali najdrobniejszy szczegół. Ja natomiast stałam tutaj i czekałam. Na walkę? Na przegraną? Na śmierć? Byłam wściekła. Na Akirę, na mistrza, na wszystkich, którzy nie chcieli mi zaufać w sprawie Alex. Ta wściekłość rosła we mnie i nie przestawała. Z każdą mijającą chwilą coraz bardziej wiedziałam, jak czuła się Alex. Wiedziałam, dlaczego podjęła taka decyzję.
Poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się. Stał tam Rogue.
- Mamy plan. - powiedział. - Jest tak. Ja i Sting mamy atakować szkieletów. Ty, mistrz i bliźniacy, macie odciągnąć resztę od Alex. Wtedy Akira podejdzie do Alex i zacznie ją przepraszać i błagać o zamknięcie portalu. - powiedział. Przez chwilę stałam zaskoczona. Potem przyszedł śmiech. Zdesperowany, rozpaczliwy śmiech.
- Kto to wymyślił? - spytałam, kiedy w miarę się uspokoiłam. Podeszłam do chłopaka i przybliżyłam się do jego ucha.
- Coś ci powiem, Rogue. Akira to największy skurwysyn, jaki chodzi po ziemi. Już dawno miał swoja szanse, by przepraszać Alex, jednak z niej nie skorzystał. Zamiast tego podlizywał się dalej ojczulkowi, by tylko dostać tron. Jeśli on ma iść do niej i ją przeprosić, to wiedz jedno. Właśnie Akira skazał nas na śmierć. - wyszeptałam ostatnie słowa, po czym się od niego oddaliłam. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy było widać szok. Uśmiechnęłam się.
- Powiem jeszcze jedno. Nie mam zamiaru brać w tym czymś udziału. Kiedy wy będziecie biec na złamanie karku, by ten pajac się lekko zbliżył, to ja sobie będę patrzeć z boku na waszą śmierć. Mam nadzieję, że dobrze wam się żyło. - powiedziałam i odeszłam od niego. Wtedy usłyszałam znany mi dźwięk. Klekot kości, błagalny krzyk, obłąkany śmiech umarłych. Odwróciłam się. Trzy szkielety ciągnęły Minervę po ziemi. Ta próbowała uciekać, jednak ci trzymali ją w stalowym uścisku. Miała łzy w oczach. Podeszłam bliżej zahipnotyzowana widokiem. Przypominało mi to najgorszy czas w moim życiu. Czułam się, jakbym cofnęła się o cztery lata wstecz. Zamiast Minervy jest moja matka, a zamiast przybliżającej się do swojej ofiary Alex jest jeden z najgorszych szkieletów, jakie wtedy zostały wypuszczone. Widziałam, jak niewidzialny miecz szybko opada na moją matkę. Jej krzyk, a potem przeraźliwa cisza. Słyszałam głos ojca. "Kat, co ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś w... widziałaś coś?... Nie martw się, Katie. Wszystko będzie dobrze.".
- Jak to jest być na uwięzi, co? Być ofiarą? Nieprzyjemne, prawda? Lubisz zadawać cierpienie, prawda? A sama kiedyś cierpiałaś? Chętnie ci zademonstruje, jak to wygląda. - usłyszałam Alex. Spojrzałam na nią. Zobaczyłam jedynie zarys jakiegoś sztyletu. Potem zobaczyłam odpadająca rękę i krew tryskającą dookoła. Zrobiło mi się niedobrze. Czarnowłosa bez zastanowienia wbiła jej włócznię w nogę, przyciągając do siebie. Widziałam kawałek kości wystającej ponad mięśniami. Szarowłosa bez zastanowienia wbiła swoją broń w brzuch dziewczyny i podniosła ja jak zwykłą lalkę. Ta zsunęła się zostawiając ślad krwi.
- Jakieś ostatnie życzenie? - spytała uśmiechają się. Minerva jedynie splunęła na nią krwią. Alex zrzuciła ja na ziemie i kopnęła ją. Dziewczyna już się nie poruszyła. Spoglądałam na moja przyjaciółkę ze strachem, bólem i rozpaczą. Bez zastanowienia zaczęłam do niej podchodzić.
- Alex...- wyszeptałam, łapiąc się za brzuch, by nie zwymiotować. Dziewczyna miała na twarzy krew Minervy.
- Czego chcesz. - powiedziała nie spoglądając na mnie. Przyglądała się miastu. Wyglądała, jak planująca swoje nowe mieszkanie kobieta. Przełknęłam niewidzialna gulę w gardle. Skądś kojarzyłam tą scenę.
- Proszę cię, opamiętaj się. Nie widzisz, co ten portal z tobą robi?
- Co niby takiego. - powiedziała wreszcie kierując na mnie wzrok. Widziałam lekkie zaskoczenie w jej oczach. Ciekawe co zobaczyła. Swoją dawna przyjaciółkę? Wraka człowieka?
- Zaczęłaś zabijać niewinnych ludzi z zimna krwią.
- Uważasz, że ta kobieta była niewinna? Nie widziałaś, co zrobiła tej blondynce z Fairy Tail? Pewnie w przeszłości miała jeszcze więcej ofiar. Może nawet i śmiertelnych.
- Ale to nie jest powód, by...
- A więc co jest według ciebie powodem do zabijania? Pewnie nic, bo ty zawsze jesteś taka święta. Nigdy nic nie przeskrobałaś. Zawsze chciałaś, by na ustach rodziców gościł uśmiech i byli z ciebie dumni. Niewinna Katherina.
- Alex...
- Uwierz mi. Nic nie przekonuje cie do morderstwa. Nawet śmierć twoich rodziców.
- Alex... czy ty wiesz właśnie co zrobiłaś? - spytałam się jej jeszcze bardziej ściskając za brzuch. Spojrzała na mnie przekrzywiając głowę.
- Nie za bardzo.
- To przypomnij sobie, jak opowiadałam ci o śmierci mamy. - wysyczałam przez zęby. Próbowałam się nie popłakać. Spojrzałam na dziewczynę. Przez chwilę spoglądała na mnie zdziwiona, po czym przystawiła sobie włócznie do podbródka.
- Ojej...
- Alex...
- Uwierz mi. Nic nie przekonuje cie do morderstwa. Nawet śmierć twoich rodziców.
- Alex... czy ty wiesz właśnie co zrobiłaś? - spytałam się jej jeszcze bardziej ściskając za brzuch. Spojrzała na mnie przekrzywiając głowę.
- Nie za bardzo.
- To przypomnij sobie, jak opowiadałam ci o śmierci mamy. - wysyczałam przez zęby. Próbowałam się nie popłakać. Spojrzałam na dziewczynę. Przez chwilę spoglądała na mnie zdziwiona, po czym przystawiła sobie włócznie do podbródka.
- Ojej...
sobota, 5 listopada 2016
SaberLove - Rozdział 8
- Nie możesz się tak zachowywać, wiesz co się mogło stać? - Hiro jęczał mi nad uchem.
- Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby wzywać gwardie Fiore, wiedziałaś, że cie nie posłuchają. Skąd ten pomysł? - najwidoczniej Shiro postanowił pobawić się w brata i oboje teraz mają do mnie pretensje. Jestem pewna, że gdyby byli na moim miejscu zrobili by to co ja. Gdyby mi zaufali, pozwolili by mi działać. Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści. Siedziałam na łóżku ze spuszczoną głową. Dlaczego? Dlaczego pozwolili mi się tak ośmieszyć? Nie dość, że ci szablo zębni ze mną wygrali, to być może widział to cały kraj. Nikt nie zna prawdy. Nie chcą jej poznać. Nawet nie słuchałam tego co do mnie mówią. Nie zdzierżę dłużej tej zniewagi.
że jeśli chcesz rozmawiać, to masz do niego przyjść.
- Zrozumiałam - głos miałam wyprany z emocji. Czy ja się trzęsę? Muszę się opanować. Bez słowa wyszłam z pokoju. To zadziwiające jak szybko potrafię się przemieszczać. Już za chwilę znajdę się w sali obrad zamku Crocus. Tej samej, gdzie kłóciłam się z Hisui... ona jest taka ślepa. Wszyscy są ślepi. Wpadłam jak burza do pomieszczenia. Najwyraźniej w czymś przeszkodziłam bo ona, jak i mój braciszek od razu od siebie odskoczyli.
- Więc przyszłaś - strzepał z siebie niewidzialny kurz, aby po chwili przybrać tą swoją godną postawę. Patrzył na mnie z obojętnym wyrazem twarzy.
- Chcę, abyście dali mi władzę nad gwardią Fiore - mój głos drży. To niepodobne do mnie. Zawsze jest pewny siebie. Zwłaszcza gdy załatwiam takie sprawy.
- Ty chyba nie wiesz czego żądasz, to...
- Nie będę o tym rozmawiać - przerwałam jej. - Chce, Abyście. Oddali mi władzę. Nad. Gwardią. Fiore - mówiłam powoli. Nie ruszyłam się z miejsca. Spojrzeli po sobie. Przeszyłam ich spojrzeniem.
- Księżniczko - zielonowłosa spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nigdy jeszcze nie użyłam tego zwrotu do niej. Zawsze mówiłam jej po imieniu. - Jestem szamanką. Tą wybraną. Odziedziczyłam to. Dobrze to wiesz, więc czemu się wahasz?
- Moja decyzja się nie zmieniła - odparła pewnie.
- Alex, odpuść sobie. Gdyby coś miało się stać, to już by się stało. Najwyraźniej się mylisz. Nie pozwolimy ci zniszczyć niewinnych gildii - mój braciszek powoli się do mnie zbliżał.
- Nie - zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu.
To nie pomaga.
- O czym ty mówisz? - spojrzał na mnie nie pewnie. Hisui również wydawała się zdezorientowana.
- Nienawidzę cię - szepnęłam - Mogę szczerze i oficjalnie powiedzieć : Nienawidzę cię - chyba jeszcze nigdy nie czułam w sobie tyle sprzecznych emocji. Rzuciłam im ostatnie, lodowate spojrzenie i wyszłam z pałacu. Usiadłam na jakimś nie wysokim murku. Schowałam głowę między kolana.
Moim zadaniem jest utrzymanie równowagi na świecie. Jestem mostem między światem materialnym, a nie materialnym. Czuję, że ktoś narusza barierę oddzielającą te dwa światy. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Albo... może... rzeczywiście, to ja wyolbrzymiam? Zawsze mi mówiono, że to właśnie ja mam największe połączenie duchowe. Powinnam zaufać swojej intuicji. Mam dbać o to, aby równowaga na świecie nie została zachwiana. Ale czy już nie została? Wszyscy są przeciwko mnie. Tak nigdy nie było. Tak nigdy nie powinno być. Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści.
- Alex! Tu jesteś!
Jesteśmy wilkami, a to ja jestem alfą tego stada. Zawsze byłam. Zawsze będę.
- Alex, słuchasz mnie? - słyszałam nad sobą głos Katie. Uniosłam głowę.
- Wszystko gra - powiedziałam bez żadnych emocji.
- Dostałaś zgodę? - zapytali mnie bliźniacy.
- Oczywiście, że tak. Przyparłam ich do muru - nawet przez sekundę się nie zawahałam. Kłamstwo jeszcze nigdy nie przeszło mi tak gładko.
- No to na co jeszcze czekamy? Lepiej już chodźmy. Wolałabym uniknąć konfrontacji z ich członkami - czarnowłosa zaczęła kierować się w stronę wejścia do podziemi.
- A co z ostatnim dniem igrzysk? Czy przypadkiem Akira nie miał się oświadczać Hisu...
- Nie mamy czasu do stracenia - przerwałam Hiro jednocześnie zeskakując z murka.- Wyruszamy jak najszybciej. - wyszeptałam.
Prawie doszliśmy do wioski. Cały czas byłam pogrążona w swoich myślach.
- Czemuż to, nasza księżna zrobiła się taka markotna? - Shiro objął mnie ramieniem. Po raz pierwszy w życiu mnie to zirytowało. Pomimo złości, delikatnie zabrałam jego rękę.
- To przez rozmowę z Akirą. Wszystko gra. Naprawdę. - uśmiechnęłam się słabo. Wydaje mi się jednak, że wszyscy uznali to za wymuszony uśmiech. Mieliśmy już wchodzić na górę gdy rozległ się głośny ryk. Czy to jest to co widzę? Czy to...
- Smok!? - wszyscy dokończyli to co myślałam. Spojrzeli po sobie.
- Musimy się wrócić - odparła Katie, wszyscy spojrzeli na mnie. Jednak ja patrzyłam w niebo.
Czuję się przytłoczona. Słuchać Intuicji? Cały świat przeciwko mnie. Znam podobną sytuację. Czyżbym była jak... Pradziadek Kazuma?
- Alex! - Katie mną potrząsnęła. Spojrzałam na nią nieprzytomna - Wszystko okey? - przyglądała mi się zmartwiona.
- Wszystko okey. Lepiej się wróćmy - ominęłam moich towarzyszy i obrałam drogę, byle jak najdłuższą do Crocus.
w kierunku pałacu. Ruszyłam wolnym krokiem za nimi. Najwidoczniej jest coś co braciszek przede mną ukrywał. Ogromne wrota. Wydaję się, że wszyscy magowie z różnych gildii tu są. Jest Hisui, strażnicy, Akira, Król Fiore. Właśnie rozwalają wcześniej wspomniane wrota. Czyżby miały jakiś związek z tymi smokami?
Wrota rozwalone.Wszyscy się cieszą. Ja się nie cieszę. Moi towarzysze podchodzą do rodziny królewskiej. Pewnie chcą się czegoś dowiedzieć. Ruszyłam wolno za nimi. W pobliżu zielonowłosej stała blondyna, uszkodzona przez Minervę. Również inni członkowie Fairy Tail. Oraz... bliźniacze smoki z Sabertooth. Czyżby na czas konfliktu połączyli siły? Wyglądają na wykończonych.
- Widzisz siostrzyczko? Mówiłem, że się myliłaś - wszyscy nagle zwrócili swoją uwagę na mnie.
Ja jednak patrzyłam się na brata beznamiętnie. - Najwidoczniej to co czułaś... to musiało być to. Jak zwykle. Miałem racje - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. Rozejrzałam się po twarzach tu zgromadzonych. Byli radośni, rozbawieni. Kpili ze mnie? Śmieszę ich? Bracie... to ty możesz wejść do świata duchów czy ja?
Stałam tam tak ze spuszczoną głową. Oni nic nie wiedzą. Nigdy nic nie widzieli. Zawsze byli ślepi. Nie wiedzą... to się dzieję...dzieje się... teraz
- Co do...!? - w miejscu wrót powstał ogromny, jasnoniebieski słup, lśniący aż do nieba. Nawet nie musiałam się odwracać. Wiadomo było, to był...
- P-portal? Otworzył się? - wyszeptali zszokowani. Za to, niewtajemniczeni magowie, patrzyli rozdziawieni na scenę przed nimi. Spojrzałam na brata z zaciętością w oczach. Wyglądał na mocno zszokowanego.
- Wiedziałam... - zaczęłam. Chciałam się upewnić, że wszyscy będą mnie słyszeć -... że tak będzie - dokończyłam. Normalnie byłabym z siebie dumna. W końcu udowodniłam wszystkim, że mam racje ale to mnie nie satysfakcjonuje. Potrzebuje... kary. Chciałam podejść do portalu ale w połowie drogi się zatrzymałam. Stałam plecami do wszystkich. Zacisnęłam pięści. Kolejny raz tego dnia. Jednak pierwszy raz tak zabolało. Patrzyłam się w ziemię.
- Co!? Jak to nie? Twoim obowiązkiem jest go zamknąć! - guzik wiesz o moich obowiązkach.
- Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby wzywać gwardie Fiore, wiedziałaś, że cie nie posłuchają. Skąd ten pomysł? - najwidoczniej Shiro postanowił pobawić się w brata i oboje teraz mają do mnie pretensje. Jestem pewna, że gdyby byli na moim miejscu zrobili by to co ja. Gdyby mi zaufali, pozwolili by mi działać. Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści. Siedziałam na łóżku ze spuszczoną głową. Dlaczego? Dlaczego pozwolili mi się tak ośmieszyć? Nie dość, że ci szablo zębni ze mną wygrali, to być może widział to cały kraj. Nikt nie zna prawdy. Nie chcą jej poznać. Nawet nie słuchałam tego co do mnie mówią. Nie zdzierżę dłużej tej zniewagi.
Zlekceważona
- Alex? - stłumiłam w sobie emocje i niemal automatycznie wstałam z łóżka. Katie. - Akira mówi,że jeśli chcesz rozmawiać, to masz do niego przyjść.
- Zrozumiałam - głos miałam wyprany z emocji. Czy ja się trzęsę? Muszę się opanować. Bez słowa wyszłam z pokoju. To zadziwiające jak szybko potrafię się przemieszczać. Już za chwilę znajdę się w sali obrad zamku Crocus. Tej samej, gdzie kłóciłam się z Hisui... ona jest taka ślepa. Wszyscy są ślepi. Wpadłam jak burza do pomieszczenia. Najwyraźniej w czymś przeszkodziłam bo ona, jak i mój braciszek od razu od siebie odskoczyli.
- Więc przyszłaś - strzepał z siebie niewidzialny kurz, aby po chwili przybrać tą swoją godną postawę. Patrzył na mnie z obojętnym wyrazem twarzy.
- Chcę, abyście dali mi władzę nad gwardią Fiore - mój głos drży. To niepodobne do mnie. Zawsze jest pewny siebie. Zwłaszcza gdy załatwiam takie sprawy.
- Ty chyba nie wiesz czego żądasz, to...
- Nie będę o tym rozmawiać - przerwałam jej. - Chce, Abyście. Oddali mi władzę. Nad. Gwardią. Fiore - mówiłam powoli. Nie ruszyłam się z miejsca. Spojrzeli po sobie. Przeszyłam ich spojrzeniem.
- Księżniczko - zielonowłosa spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nigdy jeszcze nie użyłam tego zwrotu do niej. Zawsze mówiłam jej po imieniu. - Jestem szamanką. Tą wybraną. Odziedziczyłam to. Dobrze to wiesz, więc czemu się wahasz?
- Moja decyzja się nie zmieniła - odparła pewnie.
- Alex, odpuść sobie. Gdyby coś miało się stać, to już by się stało. Najwyraźniej się mylisz. Nie pozwolimy ci zniszczyć niewinnych gildii - mój braciszek powoli się do mnie zbliżał.
- Nie - zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu.
To nie pomaga.
Ośmieszona
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak się stało. Czy może to jest jakiś błąd w wychowaniu naszych rodziców? 16 lat. Przez 16 lat starałam się do ciebie jakoś zbliżyć, choć ty najwyraźniej nie chciałeś. Potem sobie odpuściłam - mój głos jest opanowany. Aż zanadto.- O czym ty mówisz? - spojrzał na mnie nie pewnie. Hisui również wydawała się zdezorientowana.
- Nienawidzę cię - szepnęłam - Mogę szczerze i oficjalnie powiedzieć : Nienawidzę cię - chyba jeszcze nigdy nie czułam w sobie tyle sprzecznych emocji. Rzuciłam im ostatnie, lodowate spojrzenie i wyszłam z pałacu. Usiadłam na jakimś nie wysokim murku. Schowałam głowę między kolana.
Moim zadaniem jest utrzymanie równowagi na świecie. Jestem mostem między światem materialnym, a nie materialnym. Czuję, że ktoś narusza barierę oddzielającą te dwa światy. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Albo... może... rzeczywiście, to ja wyolbrzymiam? Zawsze mi mówiono, że to właśnie ja mam największe połączenie duchowe. Powinnam zaufać swojej intuicji. Mam dbać o to, aby równowaga na świecie nie została zachwiana. Ale czy już nie została? Wszyscy są przeciwko mnie. Tak nigdy nie było. Tak nigdy nie powinno być. Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści.
- Alex! Tu jesteś!
Jesteśmy wilkami, a to ja jestem alfą tego stada. Zawsze byłam. Zawsze będę.
- Alex, słuchasz mnie? - słyszałam nad sobą głos Katie. Uniosłam głowę.
- Wszystko gra - powiedziałam bez żadnych emocji.
Znieważona
- Mamy trzy dni aby dotrzeć do Sabertooth i wrócić - dodałam nawet na nią nie patrząc.- Dostałaś zgodę? - zapytali mnie bliźniacy.
- Oczywiście, że tak. Przyparłam ich do muru - nawet przez sekundę się nie zawahałam. Kłamstwo jeszcze nigdy nie przeszło mi tak gładko.
- No to na co jeszcze czekamy? Lepiej już chodźmy. Wolałabym uniknąć konfrontacji z ich członkami - czarnowłosa zaczęła kierować się w stronę wejścia do podziemi.
- A co z ostatnim dniem igrzysk? Czy przypadkiem Akira nie miał się oświadczać Hisu...
- Nie mamy czasu do stracenia - przerwałam Hiro jednocześnie zeskakując z murka.- Wyruszamy jak najszybciej. - wyszeptałam.
Prawie doszliśmy do wioski. Cały czas byłam pogrążona w swoich myślach.
- Czemuż to, nasza księżna zrobiła się taka markotna? - Shiro objął mnie ramieniem. Po raz pierwszy w życiu mnie to zirytowało. Pomimo złości, delikatnie zabrałam jego rękę.
- To przez rozmowę z Akirą. Wszystko gra. Naprawdę. - uśmiechnęłam się słabo. Wydaje mi się jednak, że wszyscy uznali to za wymuszony uśmiech. Mieliśmy już wchodzić na górę gdy rozległ się głośny ryk. Czy to jest to co widzę? Czy to...
- Smok!? - wszyscy dokończyli to co myślałam. Spojrzeli po sobie.
- Musimy się wrócić - odparła Katie, wszyscy spojrzeli na mnie. Jednak ja patrzyłam w niebo.
Czuję się przytłoczona. Słuchać Intuicji? Cały świat przeciwko mnie. Znam podobną sytuację. Czyżbym była jak... Pradziadek Kazuma?
- Alex! - Katie mną potrząsnęła. Spojrzałam na nią nieprzytomna - Wszystko okey? - przyglądała mi się zmartwiona.
- Wszystko okey. Lepiej się wróćmy - ominęłam moich towarzyszy i obrałam drogę, byle jak najdłuższą do Crocus.
Osaczona
Z miasta pozostała tylko sterta gruzu. Kilka potężnych smoków, pewnie odbyło się tu starcie życia. Życia i śmierci. Tam gdzie powinien stać zamek... stał. Był poobijany ale jednak, stał. Dlaczego mam nadzieję, że Akira nie żyje? Dlaczego, liczę na to, że Hisui coś się stało? Grupa kompanów ruszyław kierunku pałacu. Ruszyłam wolnym krokiem za nimi. Najwidoczniej jest coś co braciszek przede mną ukrywał. Ogromne wrota. Wydaję się, że wszyscy magowie z różnych gildii tu są. Jest Hisui, strażnicy, Akira, Król Fiore. Właśnie rozwalają wcześniej wspomniane wrota. Czyżby miały jakiś związek z tymi smokami?
Wrota rozwalone.Wszyscy się cieszą. Ja się nie cieszę. Moi towarzysze podchodzą do rodziny królewskiej. Pewnie chcą się czegoś dowiedzieć. Ruszyłam wolno za nimi. W pobliżu zielonowłosej stała blondyna, uszkodzona przez Minervę. Również inni członkowie Fairy Tail. Oraz... bliźniacze smoki z Sabertooth. Czyżby na czas konfliktu połączyli siły? Wyglądają na wykończonych.
- Widzisz siostrzyczko? Mówiłem, że się myliłaś - wszyscy nagle zwrócili swoją uwagę na mnie.
Ja jednak patrzyłam się na brata beznamiętnie. - Najwidoczniej to co czułaś... to musiało być to. Jak zwykle. Miałem racje - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. Rozejrzałam się po twarzach tu zgromadzonych. Byli radośni, rozbawieni. Kpili ze mnie? Śmieszę ich? Bracie... to ty możesz wejść do świata duchów czy ja?
Stałam tam tak ze spuszczoną głową. Oni nic nie wiedzą. Nigdy nic nie widzieli. Zawsze byli ślepi. Nie wiedzą... to się dzieję...dzieje się... teraz
- Co do...!? - w miejscu wrót powstał ogromny, jasnoniebieski słup, lśniący aż do nieba. Nawet nie musiałam się odwracać. Wiadomo było, to był...
- P-portal? Otworzył się? - wyszeptali zszokowani. Za to, niewtajemniczeni magowie, patrzyli rozdziawieni na scenę przed nimi. Spojrzałam na brata z zaciętością w oczach. Wyglądał na mocno zszokowanego.
- Wiedziałam... - zaczęłam. Chciałam się upewnić, że wszyscy będą mnie słyszeć -... że tak będzie - dokończyłam. Normalnie byłabym z siebie dumna. W końcu udowodniłam wszystkim, że mam racje ale to mnie nie satysfakcjonuje. Potrzebuje... kary. Chciałam podejść do portalu ale w połowie drogi się zatrzymałam. Stałam plecami do wszystkich. Zacisnęłam pięści. Kolejny raz tego dnia. Jednak pierwszy raz tak zabolało. Patrzyłam się w ziemię.
Zlekceważona. Ośmieszona. Znieważona. Osaczona.
- Na co jeszcze czekasz? - krzyknął Akira - Zamknij ten portal! - jakim prawem on wydaje mi rozkazy?
Zlekceważona. Ośmieszona. Znieważona. Osaczona.
- Nie - szepnęłam.- Co!? Jak to nie? Twoim obowiązkiem jest go zamknąć! - guzik wiesz o moich obowiązkach.
Zlekceważona. Ośmieszona. Znieważona. Osaczona.
- Nie!- podniosłam głowę i odwróciłam się twarzą do wszystkich. Niektórzy gwałtownie wciągnęli powietrze. Jeszcze nigdy nie czułam tylu negatywnych emocji w sobie.
Należy się sprawiedliwość. Należy się kara.
- Wręcz przeciwnie. Flamel - w moich rękach pojawiła się długa, czarna włócznia ze zdobieniami. Zwróciłam się w stronę portalu. Wyciągnęłam Flamel przed siebie, tak by jej czubek dotykał ścianki portalu.
- Generał rodu Tokugawa Ieyasu! - w tym momencie jestem wdzięczna rodzicom za lekcje historii. Dzięki nim, wiem jak nazywa się największy generał w historii. Bezlitosny. Po chwili z portalu wyszedł. Zielonkawy, prześwitujący, lewitujący kościotrup w hełmie z przed setek lat. Miał miecz. Nawet dwa.
- Jestem Alex. Szamanka. Jestem mostem między światem materialnym, a niematerialnym. To dzięki mnie, możecie zaznać spokoju. Teraz odwdzięcz mi się za tę opiekę i użycz mi swej armii by zniszczyć tych co na to zasługują. By pozbyć się tych, co próbują zakłócić was spokój. Spokój wasz i całego świata! - szkielet patrzył na mnie dumnie, jakby mnie oceniał. Nie może mi się sprzeciwić.
- Jestem na twoje rozkazy, o pani - ukłonił się.
- Alex! - odwróciłam się. Wszyscy byli przerażeni - Nie wiem co chcesz zrobić ale na pewno to przemyślałaś? Dobrze ci radzę, zamknij portal. To twoje zadanie - Shiro próbował mnie w jakiś nieudolny sposób przekonać
- Moje zadanie!? - wyśmiałam go. - Co ty możesz o nim wiedzieć? Jeżeli poczuję, że równowaga świata zostaje zachwiana, mam to naprawić. Skąd wiesz czy teraz tego nie czuje? Czy właśnie tego nie powinna teraz zrobić? - przekrzywiłam głowę w bok - Zobacz, portal do świata duchów się otworzył. Miałam rację, niezła niespodzianka, co? - zakpiłam. - Generale? - zwróciłam się do szkieletora - Wezwij swą armię i znajdź tego kto zakłócał wasz spokój. Macie również zniszczyć ich wszystkich - wskazałam flamel na ludzi przede mną. Są wykończeni po smokach. To będzie prościzna. A pozostali szamanowie? Tylko ja mogę zamknąć portal. Prędzej czy później padną.
Zlekceważona. Ośmieszona. Znieważona. Osaczona.
Nigdy.
Nigdy więcej.
środa, 2 listopada 2016
SaberLove - Rozdział 7
Czekaliśmy na zewnątrz na Alex. To, co dzisiaj odwaliła na turnieju, było całkiem zabawne. Ciekawe, czy widziała miny smoczych zabójców, gdy o tym mówiła? Jeśli nie, to niech żałuję. Jeszcze nigdy nie widziałam kogoś tak wkurzonego, zażenowanego i zaskoczonego jednocześnie. Aż miło bylo popatrzeć. Oczywiście, dzień przebiegł bez żadnych problemów ze strony chłopaków. Byli potulni jak owieczki. Aż miło było popatrzeć.
Alex właśnie wychodziła z budynku. Szło za nią kilku ochroniarzy królewskich. O matko, co ona znowu zrobiła?
- Nic nie zrobiłam, nie martw się. To tylko tak dla ochrony. - powiedziała widząc moją karcącą minę. Uspokoiłam się trochę. Dzisiejszy dzień był już drugim Wielkich Igrzysk Magicznych. Tylu tu ludzi. Za dużo. Moja natura nie akceptuje takiej masy otaczających cię osób. Musiałam jednak przeżyć. Poszliśmy szybkim krokiem do hotelu. Każde z nas chciało szybko wrócić, by odpocząć po dzisiejszym dniu.
- Kat? - wyszeptała Alex, gdy dotarłyśmy do naszego pokoju. Wyglądała na poważną.
- Co jest?
- Mamy problem. Nie tylko z Sabertooth są problemy.
- Jak to? - zapytałam zdziwiona. Która gildia znów zaszkodziła sobie?
- Kiedy była konkurencja "Rydwan", poczułam od członka gildii Raven Tail zła energię. - odpowiedziała. Spojrzałam na nią przerażona. Dwie gildie chcące otworzyć portal do świata umarłych. A może Alex już nie odróżnia. W końcu tylko ona ma tak silne połączenie ze światem pozagrobowym. Nikt inny z żyjących nie wie, jak to jest poczuć "to coś". I to jest najgorsze. Nigdy nie wiemy, czy Alex robi sobie z nas żarty, czy naprawdę coś czuje.
- Dwa źródła?
- Zapewne tak. Musimy sprawdzić, o co z tym chodzi.
- Teraz? Trwają igrzyska. Nie możemy tak po prostu iść sobie i zignorować wszystkich przeszukując i burząc gildie.
- Więc co mamy według ciebie zrobić? - spytała się mnie. Spojrzałam na nią przepraszająco. Nie było innego wyjścia. Jeśli chciała to zrobić, musi jeszcze raz spróbować.
- Wiesz, co musisz zrobić.
- Nie.
- To jest jedyne wyjś...
- Nie pójdę znowu do Hisui! Dała mi jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru mi pomagać, a ja nie zamierzam się im pchać drugi raz.
- Im?
- Zapomniałaś o moim pożal się boże bracie. Przecież ma zamiar wyjść za tą wywłokę. - najwidoczniej mocno się na nią wkurzyła, skoro zaczęła rzucać w nią wyzwiskami. Jest coraz gorzej. Westchnęłam.
- Chociaż... chociaż spróbuj. Powiedz, że to się coraz bardziej nasila i rozrasta. Jeśli nie chcą katastrofy, to powinni się z tobą zgodzić. - powiedziałam pocierając skronie. Miałam już powoli dosyć. To trwało za długo. Usłyszałam kroki. To Alex podeszła do drzwi balkonowych.
- Niczego nie obiecuje. - powiedziała wychodząc. Zmęczona padłam na łóżko. Reszta dnia minęła bez takich rewelacji.
Alex właśnie wychodziła z budynku. Szło za nią kilku ochroniarzy królewskich. O matko, co ona znowu zrobiła?
- Nic nie zrobiłam, nie martw się. To tylko tak dla ochrony. - powiedziała widząc moją karcącą minę. Uspokoiłam się trochę. Dzisiejszy dzień był już drugim Wielkich Igrzysk Magicznych. Tylu tu ludzi. Za dużo. Moja natura nie akceptuje takiej masy otaczających cię osób. Musiałam jednak przeżyć. Poszliśmy szybkim krokiem do hotelu. Każde z nas chciało szybko wrócić, by odpocząć po dzisiejszym dniu.
- Kat? - wyszeptała Alex, gdy dotarłyśmy do naszego pokoju. Wyglądała na poważną.
- Co jest?
- Mamy problem. Nie tylko z Sabertooth są problemy.
- Jak to? - zapytałam zdziwiona. Która gildia znów zaszkodziła sobie?
- Kiedy była konkurencja "Rydwan", poczułam od członka gildii Raven Tail zła energię. - odpowiedziała. Spojrzałam na nią przerażona. Dwie gildie chcące otworzyć portal do świata umarłych. A może Alex już nie odróżnia. W końcu tylko ona ma tak silne połączenie ze światem pozagrobowym. Nikt inny z żyjących nie wie, jak to jest poczuć "to coś". I to jest najgorsze. Nigdy nie wiemy, czy Alex robi sobie z nas żarty, czy naprawdę coś czuje.
- Dwa źródła?
- Zapewne tak. Musimy sprawdzić, o co z tym chodzi.
- Teraz? Trwają igrzyska. Nie możemy tak po prostu iść sobie i zignorować wszystkich przeszukując i burząc gildie.
- Więc co mamy według ciebie zrobić? - spytała się mnie. Spojrzałam na nią przepraszająco. Nie było innego wyjścia. Jeśli chciała to zrobić, musi jeszcze raz spróbować.
- Wiesz, co musisz zrobić.
- Nie.
- To jest jedyne wyjś...
- Nie pójdę znowu do Hisui! Dała mi jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru mi pomagać, a ja nie zamierzam się im pchać drugi raz.
- Im?
- Zapomniałaś o moim pożal się boże bracie. Przecież ma zamiar wyjść za tą wywłokę. - najwidoczniej mocno się na nią wkurzyła, skoro zaczęła rzucać w nią wyzwiskami. Jest coraz gorzej. Westchnęłam.
- Chociaż... chociaż spróbuj. Powiedz, że to się coraz bardziej nasila i rozrasta. Jeśli nie chcą katastrofy, to powinni się z tobą zgodzić. - powiedziałam pocierając skronie. Miałam już powoli dosyć. To trwało za długo. Usłyszałam kroki. To Alex podeszła do drzwi balkonowych.
- Niczego nie obiecuje. - powiedziała wychodząc. Zmęczona padłam na łóżko. Reszta dnia minęła bez takich rewelacji.
***
Był trzecie dzień Wielkiego Turnieju Magicznego. Tym razem udało nam się zająć całkiem pokaźne miejsca. Pierwszy rząd przy drużynie Sabertooth. Alex nie była za bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy, jednak musiała to wytrzymać. Drużyny weszły do swoich oddziałów. Widziałam, jak członkowie Szablo zębnych wybierają kogoś do kolejnej konkurencji. Ten dziwny dyniogłowy facet nazwał to "Pandemonium". Nie wiedziałam, o co w tym chodzi. Ta nazwa mówiła mi tyle, co nic. No może trochę ze światem umarłym mi się kojarzyła, ale to nie było dla mnie zdziwieniem. Z gildii Fairy Tail została wybrana Erza Scarlet i brązowowłosa dziewczyna. Nie kojarzyłam jej za bardzo. Rzadko kiedy pojawiała się w magazynach. Od Sabertooth wyszedł niebieskowłosy chłopak z imieniem, którego nie mogłam zapamiętać. Był jeszcze jeden z 10 świętych magów, Jura. Reszta była mi mniej znana. Dyniogłowy wyjaśnił zasady uczestnikom.
- Czy rozumiecie? - zapytani skinęli głowami. - W takim razie zaczynamy konkurencje Pandemonium! - krzyknął, a za mną wybuchła fala dźwięku. Zatkałam uszy, by móc jeszcze ochronić swój słuch. Alex siedząca obok mnie jedynie się zaśmiała.
Konkurencja zaczęła się od Erzy. Zdecydowała, że zabije wszystkie demony znajdujące się w świątyni. Wszyscy się zdziwili. Teraz bardziej obchodzili nas członkowie Sabertooth i Raven Tail. Nie mogliśmy jednak zobaczyć, czy przypuszczenia Alex są prawdziwe. Erza, tak jak się zadeklarowała, pokonała wszystkie stwory, co oznaczało jedynie, że konkurencja dobiegła końca.
Organizatorzy nie mogli sobie jednak pozwolić na taki zwrot akcji, więc zorganizowali dogrywkę. Za pomocą Wskaźnika Mocy Magicznej mogli sprawdzić, jak wysoka jest moc osoby i przeliczyć to na punkty. Wszystko szło dobrze. Dopóki przy członku Raven Tail Alex nie podskoczyła. Chciała wstać i wejść na arenę. Zatrzymałam ją wyciągając przed nią rękę. \
- Alex uspokój się. Nie możesz zwracać na siebie uwagi. - wyszeptałam. Spojrzała na mnie wściekła.
- To staje się silniejsze z każdym dniem! Nie możemy pozwolić, by otworzył się portal. Musimy ich powstrzymać.
- A co z Sabertooth?
- Nie poczułam nic, odkąd wyjechaliśmy z ich gildii. Możliwe, że już przestali. Jednak Raven Tail nie ma zamiaru. Muszę ich powstrzymać. - wyszeptała wściekle. I wtedy się odwróciłam. Zauważyłam, że ktoś przygląda się naszej dwójce. Byli to bliźniaczy smoczy zabójcy. Spoglądali na nas z zaciekawieniem. Po chwili odwrócili się. Ciekawe ile widzieli. Czyżby wszystko? To było całkiem możliwe.
Potem przyszedł czas na walki. Wszystko było spokojne. Dopóki nie nadeszła trzecia walka. Laxus Dreyar i Alexei. Spodziewałam się kolejnej dennej walki z trochę silniejszymi wrogami, lecz przeliczyłam się. Walka ukazała prawdę na temat gildii Raven Tail. Zostają oni aresztowani. Westchnęłam z ulgą. W więzieniu raczej nie będą mieli jak wzywać portalu. Uśmiechnęłam się. Do końca dnia nie było żadnej interesującej mnie walki.
Czwarty dzień rozpoczął się dosyć ciekawie. Zajęliśmy te same miejsca, co poprzedniego dnia. Nie musieliśmy już za bardzo przyglądać się gildiom, jednak spodobały się nam te miejsca. Usiadłam obok Alex, kiedy poczułam na sobie czyiś wzrok. Rozejrzałam się. Spoglądał na mnie czarnowłosy smoczy zabójca. To chyba Rogue, jak się nie mylę. Wskazał na korytarz i poszedł. Czego ode mnie chciał? Spodziewałam się dzisiaj wszystkiego, lecz i tak to było dziwne.
Przeprosiłam innych i poszłam za smoczym zabójcą. Stał on na korytarzu ukryty za filarem. Podeszłam do niego.
- Słucham cię. - wyszeptałam zbliżając się do niego. Przechodziło obok nas parę osób, lecz nikt nie zwracał na nas za bardzo uwagi.
- O co wam chodzi? Dlaczego tak bardzo chcecie się pozbyć naszej gildii? Czy to wina mistrza? - spytał się mnie. Stałam przez kilka chwil zaskoczona, lecz po chwili zaśmiałam się.
- Nie, to nic takiego. Po prostu... dzieje się coś, w co wasza gildia została wmieszana i nic na to nie możemy poradzić. Jak na razie nic wam się nie stanie.
- Jak na razie?
- To, co sprawia, że się niepokoimy, stale się powiększa, a my nie dostaliśmy pozwolenia na interwencję. Po prostu nie wiemy, ile to za sobą pociągnie ofiar i kto nią będzie.
- czekaj... o czym ty mówisz.
- To się ciebie nie dotyczy, więc nie będę ci tego tłumaczyć.
- Chcieliście zniszczyć budynek mojej gildii. To chyba jest wystarczający powód, by mi wszystko wyjaśnić.
- Uwierz mi, że nie. Gdyby to wszystko działo się w waszej gildii, to zostałoby wam to wszystko wytłumaczone. Jednak na igrzyskach zauważyliśmy, że to prawdopodobnie wędruje.
- Wędruje?
- Tak, przechodzi z jednego na drugiego. Jest też opcja, że jest w to zamieszanych więcej gildii, jednak ona coraz bardziej traci na wiarygodności.
- Czyli co? Już nie atakujecie mojej gildii? - spytał z nadzieją. Spojrzałam mu w oczy.
- Taa... jednak nadal was obserwujemy... Alex nadal nie jest przekonana, że jesteście niewinni. - powiedziałam. Chciałam już odejść.
- Dlaczego mi to wszystko powiedziałaś? Coś za łatwo poszło. - odwróciłam do niego głowę.
- Uważam, że chociaż w małej części powinniście cokolwiek wiedzieć. Jednak możesz powiedzieć to jedynie swojemu bratu. Jeśli ktokolwiek inny się dowie, ludzie zaczną węszyć, a wtedy się dopiero porobi. - wyszeptałam i wróciłam do znajomych. Obserwowali konkurencję. Widziałam, jak kilka osób walczy w wielkiej kuli wodnej. Dziewczyny miały okazję założyć bikini, a chłopcy popatrzeć. Nie podobała mi się za bardzo tą konkurencja, więc nie interesowałam się nią. A przynajmniej próbowałam. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Tym bardziej, kiedy Alex zaczęła się wiercić. Patrzyła się jedynie na Minervę i z zaciętym wyrazem twarzy próbowała usiedzieć na miejscu. Spojrzałam na członkinię Sabertooth. Walczyła, a raczej bawiła się członkinią Fairy Tail. Widać było, że to co robi, sprawia jej chorobliwą przyjemność. Nagle wzięła blondynkę za szyję i przerzuciła przez pole stworzone z wody i trzymała tak przez chwilę. Po chwili wypuściła ją z rąk. Przed upadkiem blondynki ochroniło ją dwóch chłopków.
- Alex, wiem, że zapewne jesteś zła, ale... - powiedziałam odwracając się do znajomej, jednak jej już tam nie było. Gorączkowo rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam ją na arenie. Boże, co ona ma zamiar zrobić?! - Szybko przeskoczyłam przez barierkę i i ruszyłam do szarowłosej. Kłóciła się właśnie z Minervą.
- ... , zaś waga moich słów jest dziesięć razy większa niż twoich. - usłyszałam jej krzyk. Stała przed dziewczyną i kipiała wściekłością. I zaczyna się. Stanęli obok mnie smoczy zabójcy.
- To się źle skończy. - mruknęłam. Oni jedynie mi przytaknęli. Minerva w tym czasie podle się uśmiechnęła i wyszeptała coś. Usłyszałam, jak Alex krzyczy. Potem wszystko stało się strasznie szybko. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę i wyszeptała jedno słowo. Flamel. Zaczęłam do niej podbiegać, lecz było już za późno po chwili stała przede mną Alex z długą włócznią w ręcę. Miała na sobie różnorakie zdobienia, które miały na sobie znaczenia. Nie wiedziałam jednak jakie. Każda broń ma inne.
- Nie pozwolę siebie tak traktować. - wysyczała. Szybko podbiegłam do niej. Zanim wykonała jakikolwiek ruch, chwyciłam ją za ręce. Po chwili po moich bokach pojawili się Shiro i Hiro. Zabrali ją stamtąd jak najprędzej ignorując jej krzyki i ciosy. Odetchnęłam parę razy. Przeprosiłam wszystkich za zamieszanie i skierowałam się do wyjścia. Po drodze minęłam smoczych zabójców, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem i jakby... rozbawieniem? Wkurzyłam się. Ciekawe, czy będzie im do śmiechu, jak ta ich przyjaciółeczka zniszczy cały świat swoimi wygłupami.
Po wyjściu z areny, cała nasza grupa skierowała się do hotelu. Alex nie dawał za wygraną.
Kiedy dotarliśmy do hotelu, zauważyłam, że mamy gościa. Alex posyłała mu jadowite spojrzenie.Nie trwało to jednak długo. Bliźniacy razem z dziewczyną weszli do ich pokoju i zamknęli się. Zaczęli swoją reprymendę dla księżniczki. Odwróciłam się do gościa.
- Czego chcesz? - spytałam się, nawet nie witając go. Starszy brat Alex nigdy nie darzył mnie zbyt dużą uprzejmością. Z nawiązką.
- Muszę pogadać z Alex. Nie może tak zachowywać się podczas imprezy takiej wielkości. - powiedział. Roześmiałam się na jego słowa.
- Nie zachowywałaby się tak, gdybyś jej uwierzył.
- Katherino...
- Gdybyś ją znał, wiedziałbyś, że traktuje swoje zadanie poważnie. - wyszeptałam. Zatkało go. Nie dziwiłam się. Zadałam cios poniżej pasa, lecz wiedziałam, że taka jest prawda. Nikt nie znał prawdziwej Alex oprócz mnie, bliźniaków, mistrza i jej ojca.
- Jak możesz tak mówić! Przecież jestem jej...
- bratem? Przez całe życie interesowałeś się tylko tym, czy ojciec przekaże ci władze. Nigdy nie reagowałeś na zaczepki Alex, na jej chęć poznania nowego. Interesowało cię to tylko wtedy, kiedy wiedziałeś, że możesz uszczęśliwić tak ojca.
- Ty nawet nie wiesz co...
- Co mówię? Oczywiście wiem, co mówię.Jak myślisz, do kogo przychodziła, kiedy miała smutne dni? Komu się zwierzała przez ostatnie dziesięć lat? Uwierz mi. Nie wiesz o niej nawet połowy tyle, co ja. - powiedziałam hardo spoglądając na niego z chęcią mordu. Gardziłam nim od kilku lat, lecz dopiero teraz powiedziałam mu wszystko, co miałam mu do wygarnięcia. Ten jednak stał tam i znów przybierał już dawno przypisaną do niego twarz obojętności.
- Kiedy Alex będzie chciała o tym wszystkim pogadać, to niech przyjdzie. - powiedział i wyszedł. Zdenerwowana i zszokowana swoim zachowaniem siadłam. Ostatnio podejmuje to coraz dziwniejsze decyzje. Zaczynałam się tego bać.
niedziela, 30 października 2016
SaberLove - Rozdział 6
Drugi dzień wielkiego turnieju magicznego, tak bardzo się cieszę [sarcasm]. Główni komentatorzy Chapati i Yajima codziennie zapraszają do siebie jakiegoś gościa. Wczoraj jedną z nich była Jenny Realight, członkini Blue Pegasus. Nic dziwnego. Ale dlaczego dzisiaj zaprosili akurat mnie? Myślałam, że sławna mogę być jedynie na tle politycznym, skoro Terra nie udziela się... kulturowo. A tutaj zaproszenie... pewnie ma to związek z moim bratem. Jak zwykle. Nadal jestem zła ale postaram się być mniej naburmuszona.
- Hej malutka, wszystko gra? Jesteś pewna, że nie chcesz iść na te lody? - Shiro objął mnie ramieniem cały radosny.
- Nie chce - odparłam chłodno odsuwając się od niego. Spojrzał na mnie zmartwiony. Trochę mi przykro, że go tak traktuje. On nie jest tak w stu procentach winny. Jednak moja złość jest zbyt duża, by być jakkolwiek miła. Nie wiem jak dzisiaj przeżyje.
- Wydaję mi się, że nie każdy cię zna, panno Alex - powiedział sędziwym głosem staruszek siedzący obok mnie.
- Sama byłam zaskoczona - starałam się mówić wyraźnie. Ta cisza... nikt się chyba nawet oddychać nie odważy - Myślałam, że ze względu na... sytuacje mającą miejsce te niecałe 200 lat temu, to mogę być bardziej znana na tle politycznym niż kulturowym. Jestem miło zaskoczona, że zostałam zaproszona - uśmiechaj się i bądź miła, a wszystko będzie dobrze.
- No cóż. Pewnie tylko ci ludzie w moim wieku - zachichotał lekko na swoje słowa - będą wiedzieć, że Terra to podziemne państwo i rozciąga się nad całym naszym kontynentem, gdzie dokładnie znajduje się twój zamek?
- Mówimy o tym moim głównym rodzimym? Kiedyś znajdował się pod Pergrande ale teraz... jest pod Iceberg
- Skoro już zeszliśmy na temat Pergrande, to pewnie tylko obecni jak i ci słuchający z lakrym magowie udzielający się wojennie będą cię chociażby kojarzyć. Każdy kto się orientuje w temacie wie, że wojna w której brałaś udział była największą i jedyną w ciągu ostatnich 20 lat! - tym razem to Yajima się odezwał. Mogłam się spodziewać, że skoro wczoraj tak Jenny odpytywali to mnie też to czeka ale wolałabym o takich rzeczach nie wspominać.
- Tak. To co się zdarzyło cztery lata temu na pewno wywarło ślad na wszystkich, którzy brali w tym udział - muszę zważać na słowa. Turniej Magiczny to największe wydarzenie w kraju. Pewnie całe państwo mnie słucha i ogląda w tej chwili - Nauczyłam się wielu rzeczy podczas tego wydarzenia, jak tego, że nie wolno bagatelizować małych rzeczy, bo potem rosną na olbrzymów i nie można ich powstrzymać... - ugryzłam się w język zanim się na dobre rozgadam i znowu obrażę Hisui. Jeszcze wszyscy mnie popamiętają.
- Czyżbyś chciała nam coś przekazać, panno Alex? - zwrócił się do mnie Chapati.
- Ja... - zawahałam się - Powiem tylko, że od tego momentu z wielką radością czekam na moment, w którym będę mogła powiedzieć: "Wiedziałam, że tak będzie" - uśmiechnęłam się, pierwszy raz szczerze od kilku dniu. Jednak wypadałoby zmienić temat. Za długo trwa to odpytywanie. - Ale możemy wrócimy do głównej atrakcji tego dnia? Jestem ciekawa, co to za kolejne zadania zdołaliście wymyślić - rozluźniłam się i położyłam ręcę na stole. Mogłam ubrać dziś jakąś sukienkę albo coś ale uznałam, że lepiej będzie jak będę miała narodowe barwy Terry. Pewnie nikt by nie zgadł ale to czarno-czerwony. Z hipogryfem na herbie. Według historii kraju, czarny był pierwszy, bo magiczne bronie najczęściej były tego koloru. Czerwony doszedł prawie dwieście lat temu, po tym jak zmuszono nas do podpisania traktatu pokojowego i uznano Krwawym Krajem. Ach, ci bojaźliwi ludzie. Bali się, że zaatakujemy ich od dołu, z zaskoczenia? W przenośni i dosłownie?
Tak więc, siedziałam w czerwonej spódniczce, czarnym swetrze, gdzie na plecach mam wyszytego hipogryfa oraz kozakach do kolan. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego strój elegancki dla kobiet na takie uroczystości musi wyglądał właśnie tak. Jakbym nie mogła ubrać się normalnie tylko w te kolory. Te tradycje...
Spojrzałam w dół. Zbytnio się zamyśliłam. Ale wiele nie straciłam. Poszczególne drużyny wybierały, kto to dzisiaj będzie brał udział w dzisiejszym zadaniu. Zawodnicy wybrani. Tylko jedna dziewczyna na osiem osób. Jedynych, których kojarzę to Sting z Sabertooth, dwóch gości z Fairy Tail ale to tylko po znaczkach i ich sławie... resztę pierwszy raz widzę ale jeden z nich wygląda jakby był na ostrym kacu i pijaku jednocześnie.
- Konkurencją na dzisiaj jeeeessst....Rydwan! - krzyknęła dyniowa głowa. - Zawodnicy muszą przejść po ruszających się platformach do linii mety. Wszystkie chwyty dozwolone. Ale uwaga! Nie wolno spaść! Kto spada, ten odpada! - i zniknął. Niektórzy chłopcy nie wyglądali na szczęśliwych... dokładnie trójka. Nawet wiem dlaczego. Nawet się ruszyć nie mogą! Wszyscy wystartowali, a oni?
- Widać reprezentanci Fairy Tail i Sabertooth się ścieli! Jak się zaraz niepozbieraną to na pewno tego nie wygrają - zaczął komentować Yajima.
- Ich organizm ich oszukał, a sami nie są wstanie tego pokonać. To tylko świadczy o ich słabości - oświadczyłam pewna siebie. Na trybunach rozległy się dźwięki aprobaty jaki i przytaknięcia mi.
- Co masz na myśli? - zwrócił się do mnie Chapati. - Jeden z nich jest z najsilniejszej gildii w Fiore. Wygrywali przed ostatnie siedem lat. Fairy Tail też było mocne, przed tymi latami.
- Choroba lokomocyjna ma być wymówką na to by nie móc działać? To tak jak powiedzieć, że kobieta ma prawo psioczyć na wszystko dookoła tylko dlatego, że dostała okresu. Jedno i drugie jest dla mnie bzdurą. Jak wisi nade mną groźba śmierci, to można wykrzesać z siebie dwieście procent i więcej... - za bardzo się unoszę. Muszę się opanować.
- Być może masz rację ale to tylko turniej. Żadna śmierć nam tutaj nie grozi - dyskutował ze mną, podczas gdy na arenie wciąż trwało zadanie. Publiczność pewnie już nie wiedziała gdzie podziać oczy. Na czym się skupić.
- Kiedy trenujesz to też możesz się nie przykładać i mówić, że "to tylko trening" i "nic się nie stanie". Jednak trenujesz po to by, móc w stanie pokonać wroga, który będzie cię traktować bardziej niż serio. A nawet nie będzie grać fair. W tym momencie ta trójka udowadnia, że nie radzi sobie na ruszającym się obiekcie. To tyle by było z ich siły - skończyłam. Więcej chyba nie powinnam się odzywać. Nadal jestem zła. Niby powiedziałam prawdę, to co myślę ale wiem, że trochę pojechałam. Zasugerowałam, że podważam siłę Sabertooth. Muszę lepiej dobierać słowa. Uważać na ich wagę. Rozejrzałam się po trybunach. Część mi kibicowała. Ale to była bardzo mała część. Reszta najwyraźniej dalej ślepo wierzyło w tą gildię. Stanowczo, coś jest z nią nie tak. Jednak mój wzrok skoncentrował się na drużynie z gildii Raven Tail. Już wczoraj zwrócili na siebie moją uwagę. Wczoraj gdy jedna z ich dziewcząt walczyła, stało się coś dziwnego. Nagły przypływ tej złej energii. Czułam, że jest bardzo blisko mnie. Po skończonej walce, uczucie zniknęło. Zlokalizowałam jednak źródło... przynajmniej tak myślę. Liczę, że dzisiaj również coś się wydarzy. Jeśli znów, źródło będzie od tego ich "mistrza" to znaczy, że coś jest na rzeczy. Wtedy oznacza to, że myliłam się co do Sabertooth...albo, że coś lub ktoś działa w dwóch miejscach. Osobiście skłaniam się ku drugiej opcji.
- No i mamy zwycięzców! Na pierwszym miejscu Bacchus z drużyny Quatro Cerberus! 10 punktów! Drugie miejsce...Kurohebi z drużyny Raven Tail! 8 punktów! Trzecie miejsce...Risley z drużyny Mermaid Heel! 6 punktów! Potem kolejno...Yuka Suzuki 4 punkty, Ichiya Vandalay Kotobuki 3 punkty. Natsu Dragneel 2 punkty, Gajeel Redfox 1 punkt oraz na ostatniej pozycji Sting Eucliffe otrzymuje 0 punktów - wymienił Chapati.
- Wow, Sabertooth chyba jeszcze nigdy w historii turnieju nie upadło tak nisko. Ale to i tak pewnie nie przeszkodzi im w tym by jednak wygrać. Teraz walki! - skomentował Yajima. Wolałam na razie się nie odzywać.
- Panno Alex, może ty wywołasz przeciwników na ring? - zwrócił się do mnie Chapati. Wybacz gościu ale zdaje się, że publiczność mnie nie cierpi bo pojechałam po Sabertooth.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się promiennie i spojrzałam w stronę tablicy gdzie są wyświetlani nasi magowie - W pierwszej walce zmierzą się ze sobą...Toby Horhota z - niecierpliwie jak chyba wszyscy, czekaliśmy na drugiego zawodnika - z Kurohebi - podniosłam głos, żeby to jakoś brzmiało. Na ogół raczej nie wywołuje ludzi do walk. Nawet nie wiem kogo bym mogła obstawiać. Myślę, że Kurohebiego ale to chyba tylko dlatego, że wygląda przerażająco no i jest w Raven Tail. Może znów pojawi się ta dziwna, zła energia.
Jak przewidziałam, to Kurohebi wygrał. 10 punktów dla Raven Tail. Jednak nic się nie pojawiło. Czy to dlatego, że ten człowopies był za słaby? Sami słabeusze. Jeszcze trochę i sama tam zejdę.
- Druga walka - odparłam radośnie. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak sztuczna. A nie chwila... podobnie było gdy rozmawiałam z księciem Bosco. - Bacchus kontra Elfman Strauss - bardziej entuzjastycznie to chyba nie mogłam tego powiedzieć. Biorąc pod uwagę, jak gościu się zatacza, to bym powiedziała, że wygra Elfman. Z drugiej strony, wiem, że nikt o zdrowych zmysłach by się nie upił na drugi dzień ale w takim razie, o co chodzi?
Jak się okazało, istnieje najwidoczniej magia związana z pijaństwem. Po prostu nie wierzę w to co widzę, naprawdę? Chociaż tyle, że przegrał. 10 punktów dla drużyny Fairy Tail A.
- Trzecia walka. Jenny Realight kontra Mirajanne Strauss - ogłosiłam i już miałam obstawiać kto wygra kiedy stało się coś, co bym nigdy nie przewidziała. Była to walka. Ale na kobiece wdzięki. Może bym nawet się przyłączyła do tego szaleństwa jakie dzieje się tam na dole ale jestem zbyt wkurzona.
- Panno Alex, nie dołączysz? Myślę, że będzie pannie szczególnie dobrze wyglądać w białej sukni ślubnej - zagadnął mnie Chapati, a nasze twarze znów pojawiły się na wielkim ekranie. Nawet śmiechy ucichły w tym momencie. Naprawdę tak obchodzi ich moja reakcja?
- Raczej sobie odpuszczę, Chapati. Do mnie zdecydowanie nie przemawiają takie zabawy - uśmiechnęłam się przepraszająco - Wręcz jestem zażenowana. Celem tej części dnia, jest walka na magię, ewentualnie pięści. Nie na to, która dziewczyna jest seksowniejsza czy ładniejsza. Lepiej by było gdyby wszyscy się uspokoili. Łamiecie zasady turnieju - podkreśliłam ostatnie zdanie, by dać do zrozumienia organizatorom, że jednak to co tam się dzieje, nie jest dobre. Nawet jeśli ich jako mężczyzn to cieszy. Na szczęście, wszyscy na to przystali, choć niezadowoleni, że zepsułam zabawę. Odbyła się prawdziwa walka którą wygrała Mirajane. 10 punktów dla drużyny Fairy Tail B.
- Walka czwarta. Kagura Mikazuchi kontra Yukino Aguria - tą walką byłam chyba najbardziej zainteresowana. Pewnie tylko dlatego, że ta cała Yukino była z Sabertooth. Nie wiem na co dokładnie liczę. Że nagle wyjdzie na środek i przyzna się, że chce przyzwać na ziemię armię umarłych najlepszych wojowników jacy kiedykolwiek żyli?
Przyznam, że to było ciekawe. Jednak od samej Yukino nic nie wyczułam. Widzę jednak, że jest potężnym magiem duchów. Jednak nie na tyle, skoro przegrała. 10 punktów dla Mermaid Heel Są momenty w których żałuje, że nie mam dostępu do świata gwiezdnych duchów, jednak zdecydowanie przez większość swojego życia, cieszę się, że mam dostęp do świata gdzie spoczywają najwięksi wojownicy w dziejach.
- No cóż. Czyli to by było na tyle z dzisiejszego dnia. W tym momencie prowadzi drużyna Raven Tail ale pamiętajcie. Wszystko może się zmienić! - dyniowa głowa się żegnała. Czy to naprawdę koniec? Mogę już stąd iść? Zanim do reszty obrońcy Sabertooth mnie znienawidzą?
- Hej malutka, wszystko gra? Jesteś pewna, że nie chcesz iść na te lody? - Shiro objął mnie ramieniem cały radosny.
- Nie chce - odparłam chłodno odsuwając się od niego. Spojrzał na mnie zmartwiony. Trochę mi przykro, że go tak traktuje. On nie jest tak w stu procentach winny. Jednak moja złość jest zbyt duża, by być jakkolwiek miła. Nie wiem jak dzisiaj przeżyje.
***
- Witam, witam! To już drugi dzień naszych igrzysk magicznych! - przywitał się ze wszystkimi facet dynia. Widownia zrobiła oczywiście ogromny hałas - W naszej loży znajdują się ;jak dnia poprzedniego; Chapati i Yajima oraz gość dnia dzisiejszego : Księżniczka Państwa podziemnego Terry, Alex - znowu wiwaty. I tak nikt mnie nie zna. Jednak, ponieważ nasza loża jest pokazywana na lakrymie, muszę się uśmiechać, co też zrobiłam.- Wydaję mi się, że nie każdy cię zna, panno Alex - powiedział sędziwym głosem staruszek siedzący obok mnie.
- Sama byłam zaskoczona - starałam się mówić wyraźnie. Ta cisza... nikt się chyba nawet oddychać nie odważy - Myślałam, że ze względu na... sytuacje mającą miejsce te niecałe 200 lat temu, to mogę być bardziej znana na tle politycznym niż kulturowym. Jestem miło zaskoczona, że zostałam zaproszona - uśmiechaj się i bądź miła, a wszystko będzie dobrze.
- No cóż. Pewnie tylko ci ludzie w moim wieku - zachichotał lekko na swoje słowa - będą wiedzieć, że Terra to podziemne państwo i rozciąga się nad całym naszym kontynentem, gdzie dokładnie znajduje się twój zamek?
- Mówimy o tym moim głównym rodzimym? Kiedyś znajdował się pod Pergrande ale teraz... jest pod Iceberg
- Skoro już zeszliśmy na temat Pergrande, to pewnie tylko obecni jak i ci słuchający z lakrym magowie udzielający się wojennie będą cię chociażby kojarzyć. Każdy kto się orientuje w temacie wie, że wojna w której brałaś udział była największą i jedyną w ciągu ostatnich 20 lat! - tym razem to Yajima się odezwał. Mogłam się spodziewać, że skoro wczoraj tak Jenny odpytywali to mnie też to czeka ale wolałabym o takich rzeczach nie wspominać.
- Tak. To co się zdarzyło cztery lata temu na pewno wywarło ślad na wszystkich, którzy brali w tym udział - muszę zważać na słowa. Turniej Magiczny to największe wydarzenie w kraju. Pewnie całe państwo mnie słucha i ogląda w tej chwili - Nauczyłam się wielu rzeczy podczas tego wydarzenia, jak tego, że nie wolno bagatelizować małych rzeczy, bo potem rosną na olbrzymów i nie można ich powstrzymać... - ugryzłam się w język zanim się na dobre rozgadam i znowu obrażę Hisui. Jeszcze wszyscy mnie popamiętają.
- Czyżbyś chciała nam coś przekazać, panno Alex? - zwrócił się do mnie Chapati.
- Ja... - zawahałam się - Powiem tylko, że od tego momentu z wielką radością czekam na moment, w którym będę mogła powiedzieć: "Wiedziałam, że tak będzie" - uśmiechnęłam się, pierwszy raz szczerze od kilku dniu. Jednak wypadałoby zmienić temat. Za długo trwa to odpytywanie. - Ale możemy wrócimy do głównej atrakcji tego dnia? Jestem ciekawa, co to za kolejne zadania zdołaliście wymyślić - rozluźniłam się i położyłam ręcę na stole. Mogłam ubrać dziś jakąś sukienkę albo coś ale uznałam, że lepiej będzie jak będę miała narodowe barwy Terry. Pewnie nikt by nie zgadł ale to czarno-czerwony. Z hipogryfem na herbie. Według historii kraju, czarny był pierwszy, bo magiczne bronie najczęściej były tego koloru. Czerwony doszedł prawie dwieście lat temu, po tym jak zmuszono nas do podpisania traktatu pokojowego i uznano Krwawym Krajem. Ach, ci bojaźliwi ludzie. Bali się, że zaatakujemy ich od dołu, z zaskoczenia? W przenośni i dosłownie?
Tak więc, siedziałam w czerwonej spódniczce, czarnym swetrze, gdzie na plecach mam wyszytego hipogryfa oraz kozakach do kolan. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego strój elegancki dla kobiet na takie uroczystości musi wyglądał właśnie tak. Jakbym nie mogła ubrać się normalnie tylko w te kolory. Te tradycje...
Spojrzałam w dół. Zbytnio się zamyśliłam. Ale wiele nie straciłam. Poszczególne drużyny wybierały, kto to dzisiaj będzie brał udział w dzisiejszym zadaniu. Zawodnicy wybrani. Tylko jedna dziewczyna na osiem osób. Jedynych, których kojarzę to Sting z Sabertooth, dwóch gości z Fairy Tail ale to tylko po znaczkach i ich sławie... resztę pierwszy raz widzę ale jeden z nich wygląda jakby był na ostrym kacu i pijaku jednocześnie.
- Konkurencją na dzisiaj jeeeessst....Rydwan! - krzyknęła dyniowa głowa. - Zawodnicy muszą przejść po ruszających się platformach do linii mety. Wszystkie chwyty dozwolone. Ale uwaga! Nie wolno spaść! Kto spada, ten odpada! - i zniknął. Niektórzy chłopcy nie wyglądali na szczęśliwych... dokładnie trójka. Nawet wiem dlaczego. Nawet się ruszyć nie mogą! Wszyscy wystartowali, a oni?
- Widać reprezentanci Fairy Tail i Sabertooth się ścieli! Jak się zaraz niepozbieraną to na pewno tego nie wygrają - zaczął komentować Yajima.
- Ich organizm ich oszukał, a sami nie są wstanie tego pokonać. To tylko świadczy o ich słabości - oświadczyłam pewna siebie. Na trybunach rozległy się dźwięki aprobaty jaki i przytaknięcia mi.
- Co masz na myśli? - zwrócił się do mnie Chapati. - Jeden z nich jest z najsilniejszej gildii w Fiore. Wygrywali przed ostatnie siedem lat. Fairy Tail też było mocne, przed tymi latami.
- Choroba lokomocyjna ma być wymówką na to by nie móc działać? To tak jak powiedzieć, że kobieta ma prawo psioczyć na wszystko dookoła tylko dlatego, że dostała okresu. Jedno i drugie jest dla mnie bzdurą. Jak wisi nade mną groźba śmierci, to można wykrzesać z siebie dwieście procent i więcej... - za bardzo się unoszę. Muszę się opanować.
- Być może masz rację ale to tylko turniej. Żadna śmierć nam tutaj nie grozi - dyskutował ze mną, podczas gdy na arenie wciąż trwało zadanie. Publiczność pewnie już nie wiedziała gdzie podziać oczy. Na czym się skupić.
- Kiedy trenujesz to też możesz się nie przykładać i mówić, że "to tylko trening" i "nic się nie stanie". Jednak trenujesz po to by, móc w stanie pokonać wroga, który będzie cię traktować bardziej niż serio. A nawet nie będzie grać fair. W tym momencie ta trójka udowadnia, że nie radzi sobie na ruszającym się obiekcie. To tyle by było z ich siły - skończyłam. Więcej chyba nie powinnam się odzywać. Nadal jestem zła. Niby powiedziałam prawdę, to co myślę ale wiem, że trochę pojechałam. Zasugerowałam, że podważam siłę Sabertooth. Muszę lepiej dobierać słowa. Uważać na ich wagę. Rozejrzałam się po trybunach. Część mi kibicowała. Ale to była bardzo mała część. Reszta najwyraźniej dalej ślepo wierzyło w tą gildię. Stanowczo, coś jest z nią nie tak. Jednak mój wzrok skoncentrował się na drużynie z gildii Raven Tail. Już wczoraj zwrócili na siebie moją uwagę. Wczoraj gdy jedna z ich dziewcząt walczyła, stało się coś dziwnego. Nagły przypływ tej złej energii. Czułam, że jest bardzo blisko mnie. Po skończonej walce, uczucie zniknęło. Zlokalizowałam jednak źródło... przynajmniej tak myślę. Liczę, że dzisiaj również coś się wydarzy. Jeśli znów, źródło będzie od tego ich "mistrza" to znaczy, że coś jest na rzeczy. Wtedy oznacza to, że myliłam się co do Sabertooth...albo, że coś lub ktoś działa w dwóch miejscach. Osobiście skłaniam się ku drugiej opcji.
- No i mamy zwycięzców! Na pierwszym miejscu Bacchus z drużyny Quatro Cerberus! 10 punktów! Drugie miejsce...Kurohebi z drużyny Raven Tail! 8 punktów! Trzecie miejsce...Risley z drużyny Mermaid Heel! 6 punktów! Potem kolejno...Yuka Suzuki 4 punkty, Ichiya Vandalay Kotobuki 3 punkty. Natsu Dragneel 2 punkty, Gajeel Redfox 1 punkt oraz na ostatniej pozycji Sting Eucliffe otrzymuje 0 punktów - wymienił Chapati.
- Wow, Sabertooth chyba jeszcze nigdy w historii turnieju nie upadło tak nisko. Ale to i tak pewnie nie przeszkodzi im w tym by jednak wygrać. Teraz walki! - skomentował Yajima. Wolałam na razie się nie odzywać.
- Panno Alex, może ty wywołasz przeciwników na ring? - zwrócił się do mnie Chapati. Wybacz gościu ale zdaje się, że publiczność mnie nie cierpi bo pojechałam po Sabertooth.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się promiennie i spojrzałam w stronę tablicy gdzie są wyświetlani nasi magowie - W pierwszej walce zmierzą się ze sobą...Toby Horhota z - niecierpliwie jak chyba wszyscy, czekaliśmy na drugiego zawodnika - z Kurohebi - podniosłam głos, żeby to jakoś brzmiało. Na ogół raczej nie wywołuje ludzi do walk. Nawet nie wiem kogo bym mogła obstawiać. Myślę, że Kurohebiego ale to chyba tylko dlatego, że wygląda przerażająco no i jest w Raven Tail. Może znów pojawi się ta dziwna, zła energia.
Jak przewidziałam, to Kurohebi wygrał. 10 punktów dla Raven Tail. Jednak nic się nie pojawiło. Czy to dlatego, że ten człowopies był za słaby? Sami słabeusze. Jeszcze trochę i sama tam zejdę.
- Druga walka - odparłam radośnie. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak sztuczna. A nie chwila... podobnie było gdy rozmawiałam z księciem Bosco. - Bacchus kontra Elfman Strauss - bardziej entuzjastycznie to chyba nie mogłam tego powiedzieć. Biorąc pod uwagę, jak gościu się zatacza, to bym powiedziała, że wygra Elfman. Z drugiej strony, wiem, że nikt o zdrowych zmysłach by się nie upił na drugi dzień ale w takim razie, o co chodzi?
Jak się okazało, istnieje najwidoczniej magia związana z pijaństwem. Po prostu nie wierzę w to co widzę, naprawdę? Chociaż tyle, że przegrał. 10 punktów dla drużyny Fairy Tail A.
- Trzecia walka. Jenny Realight kontra Mirajanne Strauss - ogłosiłam i już miałam obstawiać kto wygra kiedy stało się coś, co bym nigdy nie przewidziała. Była to walka. Ale na kobiece wdzięki. Może bym nawet się przyłączyła do tego szaleństwa jakie dzieje się tam na dole ale jestem zbyt wkurzona.
- Panno Alex, nie dołączysz? Myślę, że będzie pannie szczególnie dobrze wyglądać w białej sukni ślubnej - zagadnął mnie Chapati, a nasze twarze znów pojawiły się na wielkim ekranie. Nawet śmiechy ucichły w tym momencie. Naprawdę tak obchodzi ich moja reakcja?
- Raczej sobie odpuszczę, Chapati. Do mnie zdecydowanie nie przemawiają takie zabawy - uśmiechnęłam się przepraszająco - Wręcz jestem zażenowana. Celem tej części dnia, jest walka na magię, ewentualnie pięści. Nie na to, która dziewczyna jest seksowniejsza czy ładniejsza. Lepiej by było gdyby wszyscy się uspokoili. Łamiecie zasady turnieju - podkreśliłam ostatnie zdanie, by dać do zrozumienia organizatorom, że jednak to co tam się dzieje, nie jest dobre. Nawet jeśli ich jako mężczyzn to cieszy. Na szczęście, wszyscy na to przystali, choć niezadowoleni, że zepsułam zabawę. Odbyła się prawdziwa walka którą wygrała Mirajane. 10 punktów dla drużyny Fairy Tail B.
- Walka czwarta. Kagura Mikazuchi kontra Yukino Aguria - tą walką byłam chyba najbardziej zainteresowana. Pewnie tylko dlatego, że ta cała Yukino była z Sabertooth. Nie wiem na co dokładnie liczę. Że nagle wyjdzie na środek i przyzna się, że chce przyzwać na ziemię armię umarłych najlepszych wojowników jacy kiedykolwiek żyli?
Przyznam, że to było ciekawe. Jednak od samej Yukino nic nie wyczułam. Widzę jednak, że jest potężnym magiem duchów. Jednak nie na tyle, skoro przegrała. 10 punktów dla Mermaid Heel Są momenty w których żałuje, że nie mam dostępu do świata gwiezdnych duchów, jednak zdecydowanie przez większość swojego życia, cieszę się, że mam dostęp do świata gdzie spoczywają najwięksi wojownicy w dziejach.
- No cóż. Czyli to by było na tyle z dzisiejszego dnia. W tym momencie prowadzi drużyna Raven Tail ale pamiętajcie. Wszystko może się zmienić! - dyniowa głowa się żegnała. Czy to naprawdę koniec? Mogę już stąd iść? Zanim do reszty obrońcy Sabertooth mnie znienawidzą?
sobota, 15 października 2016
SaberLove - Rozdział 5
Wróciliśmy do klasztoru. Każdy z nas był zawiedziony odniesionymi rezultatami. Nigdy nie spodziewałabym się, że moce Alex zawiodą. Zawsze było jakieś potwierdzenie zbliżającej się zagłady, jednak teraz brak jakiegokolwiek sygnału ukazującemu nam postęp otwarcia portalu. Nikt nie wiedział, co zrobić. Byliśmy przerażeni. Alex najbardziej. Gdy tylko księżniczka Fiore się rozłączyła, następczyni tronu Terry szybkim krokiem opuściła budynek gildii i wyruszyła w natychmiastową podroż do Crocus. My natomiast wróciliśmy do podziemnego państwa.
Gdy tylko weszłam do budynku, od razu skierowałam się do swojego pokoju. Nie chciałam dzisiaj nikogo widzieć. Wspomnienie o Pergrande nie dawało mi spokoju. Każda znana mi osoba wiedziała, jak ta katastrofa wpłynęła na mnie. Przez kilka miesięcy nie mogłam się pozbierać. Popadałam w depresję.
Katastrofa, która nastąpi, miała być gorsza.
Padłam zmęczona na łózko zawijając się w kulkę. Nie chciałam, by ktokolwiek mi przeszkadzał. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie jasne światło. Zdezorientowana otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Wszystko leżało na swoim miejscu tak, jak mało być. Zaspana zerknęłam na zegarek. Było kilka minut po szóstej. Przeciągnęłam się i wstałam. Sięgnęłam po jakieś czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i szybkim krokiem podążyłam do sali treningowej. Tam zaczęłam się wyżywać na manekinach. Każde uderzenie pokazywało moją frustracje, brak możliwości jakiegokolwiek ruchu. Kopniecie ukazywało mój ból po wspomnieniach z Pergrande. Natomiast atak nożami odzwierciedlało moja chęć zemsty. Trenowałbym tak do usranej śmierci
- Odpocznij trochę. Będzie smutno, gdy ciebie zabraknie. - usłyszałam od strony drzwi. Zatrzymałam moje ruchy i spojrzałam na przybyłego. Shiro stal w przejściu opierając i spoglądając na mnie z uśmiechem. Wyglądał na wyluzowanego, chociaż wiedziałam, ze tak nie było. Nawet na nim zostały ślady wczorajszej porażki.
Odrzuciłam swoje miecze pod ścianę i podeszłam powoli do niego.
- Nie wydaje mi się, by ktoś tęsknił. - wyszeptałam zasapana.
- Ja bym tęsknił.
- Ty się nie liczysz! - krzyknęłam uderzając go żartobliwie w ramie. Ten jednak nie zaśmiał się.
- Gdzie ten twój brak zaufania do mnie? - spytał zamiast tego.
- Nadal jest gdzieś w środku. Po prostu lekko osłabł. Proste.
- Jakoś ci nie wierze.
- Jak sobie chcesz. - mówiąc wzruszyłam ramionami. Przecisnęłam się obok niego i ruszyłam w kierunku kuchni. Tam nalałam sobie szklankę wody. Kiedy wróciłam do sali, Shiro już tam nie było. Poszłam do pokoju i przebrałam się w coś, co nie śmierdziało potem. Zeszłam na śniadanie, a potem poszłam do mistrza. Siedział on w fotelu i czytał jakaś starą książkę. Miał na sobie szatę zawiązywana w pasie
Gdy usłyszał, że wchodzę, podniósł głowę. Spoglądał na mnie przez chwile po czym wrócił do lektury. Wiedziałam jednak, ze nie czyta.
- Jedziemy w tym roku na igrzyska? - spytałam się siadając przed num na podłodze. Nie zwracał jednak na mnie uwagi.
- Wypadałoby wpaść i je zobaczyć. To nie byłoby miłe gdybyśmy kolejny rok odmówili. - powiedział. Popatrzyłam się na niego. Wiedziałam, że mistrz nielubi takich przedstawień, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Już piąty rok zostajemy zaproszeni. Nie możemy odmówić. Westchnęłam.
- Może zobaczymy najpotężniejszą gildię w akcji. - powiedziałam uśmiechając się. Byłam ciekawa, jakim cudem udało im się wygrać igrzyska, skoro nawet nie potrafili z nami wygrać.
- Zacznij się przygotowywać jutro ruszamy. - dodał wstając od fotela i wychodząc z pokoju. Posiedziałam jeszcze trochę rozmyślając nad jutrzejszym dniem, po czym poszłam do siebie.
Następnego dnia z samego rana wszyscy czekaliśmy na mistrza. Musiał jeszcze coś załatwić, zanim wyjedziemy. Zaczęliśmy się już niecierpliwić, kiedy wyszedł z budynku. Wyruszyliśmy do Crocus. Zajęło nam to kilka godzin. Oczywiście nie obyło się bez ciągłego wkurzania i postojów. Jednak dotarliśmy wszyscy w jednym kawałku. Szkoda...
Kiedy znalazłam się w Crocus, miałam tylko jeden cel. Znaleźć Alex. Cała ta sytuacja ją przerastała, a teraz rozmowa z księżniczką Fiore. Od samego początku wiedziałam, że to nie zakończy się dobrze. Nie chciałam jednak powstrzymywać Alex od próbowania. Przepraszając towarzyszy, poszłam w pierwszą lepszą uliczkę. Zaczęła się moja mordęga z nowym miastem. Nigdy nie miałam dobrej orientacji w terenie. Za każdym razem, gdy myślałam już, że znalazłam dziewczynę, była to jakaś przypadkowa osoba, a wiedziałam, że nie wiele osób ma szare włosy.
Już po raz setny zaczepiłam obcą kobietę, kiedy usłyszałam ten charakterystyczny krzyk.
- Maksymalnie wkurzona. Jak możesz być tak głupi i ślepy? Naprawdę, nie wierzę, że mamy tę samą krew. Skoro twierdzę, że to prawda, to znaczy, że tak jest. Dlaczego mi nie wierzysz? Z jakiego powodu? - szybko odwróciłam się. Stała tam i krzyczała na swojego brata. Za nią stali zszokowani dwaj członkowie Sabertooth. Szybkim krokiem zaczęłam podchodzić do nich. Za wiele nie przeszłam. Dziewczyna zaczęła uciekać z tego miejsca. Pobiegłam za nią.
- Alex. Alex! - krzyknęłam, a dziewczyna się zatrzymała. Odwróciła się. Miała zacięty wyraz twarzy, a gdyby jej oczy mogły zabijać, już dawno byłabym martwa. Podeszłam do niej.
- Co tam się stało? - spytałam. Dziewczyna jednak milczała. Stała tak i przyglądała mi się. W jej oczach pojawiła się rozpacz. Już wiedziałam, że nie udało jej się przekonać księżniczki Fiore. Podeszłam do niej.
- Nie martw się jakoś damy radę. Musi być inny sposób dostania się do fundamentów budynku. - pocieszałam ją. Ta jednak odtrąciła mnie i poszła dalej sama. Westchnęłam. Tutaj był potrzebny Shiro, nie ja. Ruszyłam za dziewczyną.
Minęły dwa dni od przyjazdu. Większość gildii już przyjechała i zbierała się w pobliskich klubach. Były wszystkie sławne gildie. A przynajmniej sławne u nas. Spoglądałam właśnie na członków Blue Pegasus, kiedy poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się. Był o Hiro.
- Widzę, że obserwatorka w swoim żywiole. - powiedział podchodząc do barierki balkonu. Oparł się i w najlepsze spoglądał na podążających ludzi.
- Musze przecież znaleźć wrogów. Bez tego ten wyjazd byłby beznadziejny. - odpowiedziałam. Przyglądaliśmy się harmiderowi. Z dnia na dzień coraz więcej gildii przyjeżdżało, coraz więcej bijatyk, słownych potyczek i wszystkiego, co kojarzyło się ze spotkaniami przyjaznych lub wrogich sobie gildii.
- Będzie co opowiadać tam na dole, co? - spytał się mnie. Spojrzałam na niego. Był o wiele spokojniejszy i rozważniejszy od swojego brata. Dokładne jego przeciwieństwo.
- Oczywiście, że tak. Nie dadzą mi spokoju, dopóki nie opowiem im wszystkiego ze szczegółami. - żachnęłam się.
- Taa... Shiro zabiera Alex ją rozerwać. Dziwię się, że dotąd się nie uspokoiła. Zazwyczaj zajmowało mu z dwie godziny, nim nie usłyszeliśmy jej śmiechu.
- To krytyczny przypadek. Nie chce po prostu, by coś złego się stało. Lubi mieć wszystko pod kontrolą. - mówiąc to spojrzałam na nadchodzącą gildię. Byli strasznie hałaśliwi. Jedni rozmawiali, inni się bili. Nic, tylko chodzący chaos.
- Widzę, że w tym roku Fairy Tail też bierze udział. - powiedział zaciekawiony. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dlaczego nie mieliby brać udziału? Przecież to są igrzyska dla wszystkich gildii, a nie tylko zaproszonych.
- Tak, tylko że przez te wszystkie lata przegrywali. Przez ostatnie dwa lata chyba nawet nie dostali się do finałowej dziesiątki. A kiedyś to była taka potężna gildia.
- Co się stało?
- Najpotężniejsi członkowie ich gildii zniknęli podczas testu na maga klasy S. Mówią, że to Acnologia, jednak ja im za bardzo nie wierzę. - powiedział odpychając się od barierki. Zdziwiłam się. To był dosyć dziwne zjawisko. Niecodziennie Acnologia pojawia się na nieznanej wyspie i atakuje magów. Coś musiało się stać, kiedy tam byli. Westchnęłam. Musiałam przestać tworzyć jakieś teorie do każdego podejrzanego wydarzenia. Fairy Tail. Ich gildia przeżyła tyle złego. Musiałam coś więcej się o nich dowiedzieć. Ale to później. Najpierw zrelaksuje się podczas tego wolnego od treningów.
Dzień pierwszych igrzysk w końcu nadszedł. Stałam na balkonie i spoglądałam na wielki labirynt znajdujący się nad miastem. Widziałam w nim biegających członków gildii, walki, a czasami wypadających poza teren ludzi. Nie podobały mi się igrzyska, jednak musiałam tu być. W tej chwili musieliśmy obserwować członków gildii Sabertooth tak dokładnie, jak jeszcze nigdy. Mogliśmy spodziewać się wybuchu złej nocy w każdej chwili. A otworzenia portalu jeszcze szybciej. Podeszła do mnie Alex. Od kilku godzin zachowywała się całkiem grzecznie. Było to podejrzane, jednak Nie mogłam nic zrobić. Niech robi, co chce.
Wyłoniono zwycięzców labiryntu. Byli tam oczywiście Sabertooth. Jednak nie obyło się bez szoku. Dwie drużyny drużyny Fairy Tail zostały zgłoszone do zawodów. I obie się dostały! Uśmiechnęłam się. To będą ciekawsze igrzyska, niż się spodziewałam.
Gdy tylko weszłam do budynku, od razu skierowałam się do swojego pokoju. Nie chciałam dzisiaj nikogo widzieć. Wspomnienie o Pergrande nie dawało mi spokoju. Każda znana mi osoba wiedziała, jak ta katastrofa wpłynęła na mnie. Przez kilka miesięcy nie mogłam się pozbierać. Popadałam w depresję.
Katastrofa, która nastąpi, miała być gorsza.
Padłam zmęczona na łózko zawijając się w kulkę. Nie chciałam, by ktokolwiek mi przeszkadzał. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie jasne światło. Zdezorientowana otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Wszystko leżało na swoim miejscu tak, jak mało być. Zaspana zerknęłam na zegarek. Było kilka minut po szóstej. Przeciągnęłam się i wstałam. Sięgnęłam po jakieś czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i szybkim krokiem podążyłam do sali treningowej. Tam zaczęłam się wyżywać na manekinach. Każde uderzenie pokazywało moją frustracje, brak możliwości jakiegokolwiek ruchu. Kopniecie ukazywało mój ból po wspomnieniach z Pergrande. Natomiast atak nożami odzwierciedlało moja chęć zemsty. Trenowałbym tak do usranej śmierci
- Odpocznij trochę. Będzie smutno, gdy ciebie zabraknie. - usłyszałam od strony drzwi. Zatrzymałam moje ruchy i spojrzałam na przybyłego. Shiro stal w przejściu opierając i spoglądając na mnie z uśmiechem. Wyglądał na wyluzowanego, chociaż wiedziałam, ze tak nie było. Nawet na nim zostały ślady wczorajszej porażki.
Odrzuciłam swoje miecze pod ścianę i podeszłam powoli do niego.
- Nie wydaje mi się, by ktoś tęsknił. - wyszeptałam zasapana.
- Ja bym tęsknił.
- Ty się nie liczysz! - krzyknęłam uderzając go żartobliwie w ramie. Ten jednak nie zaśmiał się.
- Gdzie ten twój brak zaufania do mnie? - spytał zamiast tego.
- Nadal jest gdzieś w środku. Po prostu lekko osłabł. Proste.
- Jakoś ci nie wierze.
- Jak sobie chcesz. - mówiąc wzruszyłam ramionami. Przecisnęłam się obok niego i ruszyłam w kierunku kuchni. Tam nalałam sobie szklankę wody. Kiedy wróciłam do sali, Shiro już tam nie było. Poszłam do pokoju i przebrałam się w coś, co nie śmierdziało potem. Zeszłam na śniadanie, a potem poszłam do mistrza. Siedział on w fotelu i czytał jakaś starą książkę. Miał na sobie szatę zawiązywana w pasie
Gdy usłyszał, że wchodzę, podniósł głowę. Spoglądał na mnie przez chwile po czym wrócił do lektury. Wiedziałam jednak, ze nie czyta.
- Jedziemy w tym roku na igrzyska? - spytałam się siadając przed num na podłodze. Nie zwracał jednak na mnie uwagi.
- Wypadałoby wpaść i je zobaczyć. To nie byłoby miłe gdybyśmy kolejny rok odmówili. - powiedział. Popatrzyłam się na niego. Wiedziałam, że mistrz nielubi takich przedstawień, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Już piąty rok zostajemy zaproszeni. Nie możemy odmówić. Westchnęłam.
- Może zobaczymy najpotężniejszą gildię w akcji. - powiedziałam uśmiechając się. Byłam ciekawa, jakim cudem udało im się wygrać igrzyska, skoro nawet nie potrafili z nami wygrać.
- Zacznij się przygotowywać jutro ruszamy. - dodał wstając od fotela i wychodząc z pokoju. Posiedziałam jeszcze trochę rozmyślając nad jutrzejszym dniem, po czym poszłam do siebie.
Następnego dnia z samego rana wszyscy czekaliśmy na mistrza. Musiał jeszcze coś załatwić, zanim wyjedziemy. Zaczęliśmy się już niecierpliwić, kiedy wyszedł z budynku. Wyruszyliśmy do Crocus. Zajęło nam to kilka godzin. Oczywiście nie obyło się bez ciągłego wkurzania i postojów. Jednak dotarliśmy wszyscy w jednym kawałku. Szkoda...
Kiedy znalazłam się w Crocus, miałam tylko jeden cel. Znaleźć Alex. Cała ta sytuacja ją przerastała, a teraz rozmowa z księżniczką Fiore. Od samego początku wiedziałam, że to nie zakończy się dobrze. Nie chciałam jednak powstrzymywać Alex od próbowania. Przepraszając towarzyszy, poszłam w pierwszą lepszą uliczkę. Zaczęła się moja mordęga z nowym miastem. Nigdy nie miałam dobrej orientacji w terenie. Za każdym razem, gdy myślałam już, że znalazłam dziewczynę, była to jakaś przypadkowa osoba, a wiedziałam, że nie wiele osób ma szare włosy.
Już po raz setny zaczepiłam obcą kobietę, kiedy usłyszałam ten charakterystyczny krzyk.
- Maksymalnie wkurzona. Jak możesz być tak głupi i ślepy? Naprawdę, nie wierzę, że mamy tę samą krew. Skoro twierdzę, że to prawda, to znaczy, że tak jest. Dlaczego mi nie wierzysz? Z jakiego powodu? - szybko odwróciłam się. Stała tam i krzyczała na swojego brata. Za nią stali zszokowani dwaj członkowie Sabertooth. Szybkim krokiem zaczęłam podchodzić do nich. Za wiele nie przeszłam. Dziewczyna zaczęła uciekać z tego miejsca. Pobiegłam za nią.
- Alex. Alex! - krzyknęłam, a dziewczyna się zatrzymała. Odwróciła się. Miała zacięty wyraz twarzy, a gdyby jej oczy mogły zabijać, już dawno byłabym martwa. Podeszłam do niej.
- Co tam się stało? - spytałam. Dziewczyna jednak milczała. Stała tak i przyglądała mi się. W jej oczach pojawiła się rozpacz. Już wiedziałam, że nie udało jej się przekonać księżniczki Fiore. Podeszłam do niej.
- Nie martw się jakoś damy radę. Musi być inny sposób dostania się do fundamentów budynku. - pocieszałam ją. Ta jednak odtrąciła mnie i poszła dalej sama. Westchnęłam. Tutaj był potrzebny Shiro, nie ja. Ruszyłam za dziewczyną.
Minęły dwa dni od przyjazdu. Większość gildii już przyjechała i zbierała się w pobliskich klubach. Były wszystkie sławne gildie. A przynajmniej sławne u nas. Spoglądałam właśnie na członków Blue Pegasus, kiedy poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się. Był o Hiro.
- Widzę, że obserwatorka w swoim żywiole. - powiedział podchodząc do barierki balkonu. Oparł się i w najlepsze spoglądał na podążających ludzi.
- Musze przecież znaleźć wrogów. Bez tego ten wyjazd byłby beznadziejny. - odpowiedziałam. Przyglądaliśmy się harmiderowi. Z dnia na dzień coraz więcej gildii przyjeżdżało, coraz więcej bijatyk, słownych potyczek i wszystkiego, co kojarzyło się ze spotkaniami przyjaznych lub wrogich sobie gildii.
- Będzie co opowiadać tam na dole, co? - spytał się mnie. Spojrzałam na niego. Był o wiele spokojniejszy i rozważniejszy od swojego brata. Dokładne jego przeciwieństwo.
- Oczywiście, że tak. Nie dadzą mi spokoju, dopóki nie opowiem im wszystkiego ze szczegółami. - żachnęłam się.
- Taa... Shiro zabiera Alex ją rozerwać. Dziwię się, że dotąd się nie uspokoiła. Zazwyczaj zajmowało mu z dwie godziny, nim nie usłyszeliśmy jej śmiechu.
- To krytyczny przypadek. Nie chce po prostu, by coś złego się stało. Lubi mieć wszystko pod kontrolą. - mówiąc to spojrzałam na nadchodzącą gildię. Byli strasznie hałaśliwi. Jedni rozmawiali, inni się bili. Nic, tylko chodzący chaos.
- Widzę, że w tym roku Fairy Tail też bierze udział. - powiedział zaciekawiony. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dlaczego nie mieliby brać udziału? Przecież to są igrzyska dla wszystkich gildii, a nie tylko zaproszonych.
- Tak, tylko że przez te wszystkie lata przegrywali. Przez ostatnie dwa lata chyba nawet nie dostali się do finałowej dziesiątki. A kiedyś to była taka potężna gildia.
- Co się stało?
- Najpotężniejsi członkowie ich gildii zniknęli podczas testu na maga klasy S. Mówią, że to Acnologia, jednak ja im za bardzo nie wierzę. - powiedział odpychając się od barierki. Zdziwiłam się. To był dosyć dziwne zjawisko. Niecodziennie Acnologia pojawia się na nieznanej wyspie i atakuje magów. Coś musiało się stać, kiedy tam byli. Westchnęłam. Musiałam przestać tworzyć jakieś teorie do każdego podejrzanego wydarzenia. Fairy Tail. Ich gildia przeżyła tyle złego. Musiałam coś więcej się o nich dowiedzieć. Ale to później. Najpierw zrelaksuje się podczas tego wolnego od treningów.
Dzień pierwszych igrzysk w końcu nadszedł. Stałam na balkonie i spoglądałam na wielki labirynt znajdujący się nad miastem. Widziałam w nim biegających członków gildii, walki, a czasami wypadających poza teren ludzi. Nie podobały mi się igrzyska, jednak musiałam tu być. W tej chwili musieliśmy obserwować członków gildii Sabertooth tak dokładnie, jak jeszcze nigdy. Mogliśmy spodziewać się wybuchu złej nocy w każdej chwili. A otworzenia portalu jeszcze szybciej. Podeszła do mnie Alex. Od kilku godzin zachowywała się całkiem grzecznie. Było to podejrzane, jednak Nie mogłam nic zrobić. Niech robi, co chce.
Wyłoniono zwycięzców labiryntu. Byli tam oczywiście Sabertooth. Jednak nie obyło się bez szoku. Dwie drużyny drużyny Fairy Tail zostały zgłoszone do zawodów. I obie się dostały! Uśmiechnęłam się. To będą ciekawsze igrzyska, niż się spodziewałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)