Stałam i spoglądałam na oddalającą się Nathalie razem z Simonem. Czułam, że coś jest nie tak z tym gostkiem. Nie mogłam się jednak zorientować, co dokładnie. Każdy mój nerw krzyczał, bym od niego uciekała, gdy tylko zobaczyłam go na tej dziwnej... kostce? Sześcianie? Nie wiem, co to dokładnie jest, jednak musiałam uważać.
Pozostawiona sobie samej postanowiłam wrócić się do Lucy. Miałam szczera nadzieję, że blondynce nic nie jest. Gdy ja widziałam jeszcze kilka minut temu, nie była w najlepszej sytuacji. Demony stojące naprzeciwko niej i jeden pokonany. Była jeszcze jakoś dziwnie... smutna? Jakby kogoś przed chwilą straciła. Była w niebezpieczeństwie i w każdej chwili mogła zostać zabita przez tych dwóch demonów, ale Simon z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał jej pomóc. Jakby nie chciał przeszkadzać demonom. Zanim Simonowi udało się nas odseparować od blondynki, ostrzegała nas przed nim. Mówiła niezrozumiałe rzeczy na jego temat. Może powie mi coś na jego temat. O ile nic jej nie jest...
Nie musiałam się za bardzo martwić. Dziewczyna była otoczona przez dwóch smoczych zabójców i Juvię. Naprzeciw nich stało trzech demonów. Było widać, że zaraz zacznie się walka. Cichaczem podeszłam do Lucy. Puknęłam ją w ramię, a ta zaskoczona i przestraszona szybko odwróciła się do mnie trzymając złoty klucz. Chyba Lwa, jeśli dobrze rozróżniłam. Lekko odskoczyłam od niej wznosząc ręce do góry na znak poddania. Ta rozpoznawszy mnie, odetchnęła z ulgą. Widać było, że jest zmęczona wszystkim, co się tutaj dzieje. Całe ciało miała zadrapane i we krwi. Twarz natomiast ukazywała wielkie zmęczenie. Nie mogłam na nią patrzeć w tej sytuacji. Widok, jaki sobą ukazywała, przerażał mnie. Jesteśmy na tej wysepce od kilku minut, a Lucy już opadła z sił.
Zbliżyłam się do magini.
- Jak sobie radzicie? - spytałam się jej spoglądając na znajomych stojących przed demonami. Ich zdecydowane miny i zaciętość w oczach przyprawiała mnie czasami o ból głowy. Jednak w tej chwili czułam lekki podziw. Wiedziałam, że ja nie zdobyłabym się na takie coś w ich sytuacji. Nie wiem, jak bardzo potężny jest przeciwnik, ani jakie zdolności posiada. Na zawodach w naszym świecie jest o tyle łatwo, że są przedziały wiekowe oraz umiejętności. Wiadomo było także, że nikt nie umrze. Tutaj walcząc stawiasz wszystko na jedna kartę. Nie możesz być niczego pewnym.
A oni?
Stoją sobie wyprostowani i pewni siebie. Wierzą w swoje umiejętności. W tej chwili ich podziwiam. Ale jednocześnie im zazdroszczę. I nie pozbędę się tak łatwo tego uczucia.
- Jak na razie dobrze. Nie wiem jednak, jak długo to potrwa. - powiedziała blondynka. Spojrzała na nią. Na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. - Nie znamy zakresu umiejętności wroga. W każdej chwili oni mogą przegrać. A wtedy... - nie musiała kończyć. Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę, co mogło się z nimi stać.
- Rozumiem...
- A gdzie Nathalie? - spytała. Opuściłam głowę. Jak mogłam jej powiedzieć, że ona jest z tym obcy, gostkiem. Że wolała zaufać mu, niż jej przyjaciółce. To bolało z każdą chwilą, jednak nie mogła nic zrobić. To była decyzja Nat, nie jej.
- Poszła z Simonem...
- Nie... musisz po nią iść i to jak najszybciej... - powiedziała blondynka łapiąc mnie za rękę.
- Jak to, Lucy? O co chodzi? Kim on jest, że się go tak boisz? - spytałam. Nie miałam bladego pojęcia, co się dzieje. Wiedziałam jednak jedno. Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- Ten Simon... czy jak go tam nazywacie. On jest demonem. Słabszym od członków Dziewięciu Demonicznych Bram, jednak dosyć potężnym, by móc pomagać w wypełnieniu misji dla Zerefa. Musisz na niego uważać, Sofia. Może i nauczyłaś się posługiwać swoją magią, jednak nadal nie umiesz długo tego przetrzymać. Jeśli cię zaatakuje, możesz skończyć marnie...
- Nathalie... ten dupek jakimś cudem przekonał ją, by z nim szła! Ale.. ale dlaczego? Przecież Nathalie...
- A przypadkiem nie posługuje się magią Archiwum? - spytała.
- Tak, ale co do ma do rzeczy...
- Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie. Ten demon chce ją wykorzystać, do aktywowania Face. Jeśli to zrobi, będziemy w poważnych tarapatach. - wyszeptała Lucy. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się, że może do tego dojść. Ten kretyn, który podawał się za osobę z ziemi okazał się demonem, który chce nas zabić. To, co teraz się stało, pokazuje, jak wiele musimy z Nathalie się jeszcze nauczyć.
- Sofia, musisz do niej iść. Natsu i inni mają swoich wrogów, a ja nie dam rady. Zużyłam wszystko i nie dam rady się ruszyć. Musisz iść do niej i przekonać ją do tego, by nie robiła nic, co każe jej Simon. Tylko proszę cię, nie walcz z nim. - powiedziała Lucy łapiąc mnie za rękę. Kiwnęłam potakująco głową i ruszyłam biegiem do miejsca, gdzie podążyli Nat i Simon. Mam nadzieje, że Lucy uwierzyła mi. Nie mam zamiaru darować temu gnojkowi, że nas okłamywał. Będzie cierpiał, oj będzie.
Biegłam właśnie korytarzem, gdy nagle wpadłam na wielką, pustą przestrzeń. Rozejrzałam się. Na środku wolnej przestrzeni stał Sting i Rogue i jeszcze ktoś. Kojarzyłam go skądś, jednak nie miałam pojęcia, skąd. Podeszłam trochę bliżej. Nie wiedziałam, z kim chłopacy mają do czynienia, dopóki nie usłyszałam jego głosu.
- Staliście się słabi przez ten czas. Ta przyjaźń, osłabiła was. Jesteście beznadziejni. - powiedział Jiemma odwracając się do mnie.
Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się.
- Pomogę wam moi chłopcy. Zniszczę to, co spowodowało, że staliście się tacy słabi. - powiedział podchodząc do mnie. Zaczęłam się od niego oddalać. Przerażona nie wiedziałam co mam zrobić. To, co się teraz działo było niemożliwe. Słyszałam od członków Sabertooth, że ich mistrz nie żyje. Jakim więc cudem stoi teraz przede mną dwa razy większy i potężniejszy, niż wcześniej?
Jiemma podniósł rękę. Przestraszona podniosłam ręce w geście obrony i zamknęłam oczy. Nie poczułam jednak uderzenia. Zamiast tego czułam, że ktoś mnie obejmuje i mocno trzyma. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Rogue i spoglądał na mnie zmartwiony.
Nic ci nie jest? - spytał się mnie. Pokiwałam głową. Ten po chwili mnie puścił. - Uciekaj stąd jak najszybciej. - dodał odwracając się do mnie tyłem. Spoglądałam na niego przez chwile oszołomiona. Potem jednak przypomniałam sobie o Nathalie i popędziłam pierwszym lepszym korytarzem. Przez dłuższy czas słyszałam odgłosy walki bliźniaczych smoczych zabójców. Nie chciałam tam być i walczyć z nimi. Wiedziałam, ze Jiemma był dla mnie za silny już w czasach. gdy był mistrzem. Jednak teraz... wolałam uciec i nie przeszkadzać. Jednak w głębi duszy się martwiłam. Martwiłam się o Lucy, Natsu i resztę gildii Fairy Tail, a także o bliźniaczych smoczych zabójców. Ni znałam ich zbyt dobrze. Stinga ledwo co kojarzyłam, a z Rogue'em miałam liczne... niekomfortowe sytuacje i parę sekretów. Jednak przez ten krótki czas zdążyłam ich polubić. Nie chciałam, by coś im się stało.
Przystanęłam. Nawet nie wiedziałam, czy dobrze biegnę. Równie dobrze mogli pójść zupełnie inną odnogą i teraz są daleko ode mnie. Może właśnie w tej chwili Simon przekonuje Nathalie, by aktywowała Face. Zacisnęłam pięści. Czułam się w tej chwili taka bezsilna. Nie mogłam nic poradzić na to, co się stało. I to wszystko moja wina. Bo pozwoliłam jej odejść. Pozwoliłam jej pójść z obcym człowiekiem.
Upadłam na kolana i zaczęłam uderzać w ziemie. To wszystko moja wina do jasnej cholery. Gdy bym nie zaprowadziła nas do tego pierdolonego lasu, nie wpadłybyśmy do teleportu. Gdybym do niej nie przyszła, nie utrudniłabym jej życia. To wszystko moja wina.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To wszystko, co się działo zbyt mnie przytłoczyło. Miałam powoli dość. Chciałam jedynie wrócić do swojego normalnego życia. Jednak... nie chciałam ich tez opuszczać. Polubiłam ich wszystkich razem, wziętych, nawet jeśli mnie dosyć często denerwowali. W tej chwili zorientowałam się, że nie wiedziałam, czy chce wracać na ziemię. Nie wiedziałam, czy to będzie dobre rozwiązanie, czy postąpię dobrze. Czy mnie to nie zrani. Byłam zagubiona o wiele bardziej, niż sądziłam.
Moje rozmyślania przerwał znany głos.
- To będzie dla dobra wszystkich. Dzięki temu kodowi sprawisz, że Face zniszczą wszystkie demony. - powiedział Simon. Skierowałam się w stronę głosu. Wyjrzałam zza rogu. Simon i Nathalie stali pośrodku okrągłej areny. Przed nimi wyświetlał się pomarańczowy pulpit który dosyć szybko zamienił się w ciemnoniebieski. Niebieskowłosa stała przed nim i zaczęła coś klikać.
- Jesteś pewny, że to jest odpowiedni kod? - spytała zdziwiona dziewczyna. Coś jej nie pasowało. Widziałam to. Jednak zauważyłam coś jeszcze. Jest zafascynowana Simonem i uwierzy mu we wszystko, co tylko powie. Przełknęłam ślinę.
- Tak, to jest odpowiedni kod. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział rozglądając się. Był lekko poddenerwowany. Jak by spodziewał się ataku. Uśmiechnęłam się. Wyszłam szybko zza rogu.
- Nathalie, nie rób tego! - krzyknęłam biegnąc do niej. Po drodze sięgnęłam po metalowy kawałek wbity w ziemie i szybko zamieniłam go w tarcze. Po chwili poczułam uderzenie czegoś. Mało brakowało.
- Sofia? - usłyszałam zdezorientowany głos Nathalie.
-------------------------------------------------------------------------------
Tralalalala...Simon okazał się zły! No kto by się spodziewał? :D
Jak to się potoczy? Będzie Happy End czy może jednak nasze dziewczynki postanowią zniszczyć wszystko?
A tak swoją drogą...Rogue już nie długo popełni straszny błąd :)
-^^-
Usunęło mi komentarz ;u;
OdpowiedzUsuńA miałam taki piękny wykład o Rofii ;u;
Zły blogspot ;u;
Ale w skrócie:
-Są piękną parą *w*
-Oczekuję ich bardzo *w*
-Czuję to w mojej Jashinistycznej Krwi, iż Rogue zdradzi Sof z Yukino. I to już nie jest *w* :c
No i czekam bardzo na jakieś kawaii uczucia Sting-kuna i Nath *w*
Pozdrawiam :*
Hejka ^^ sorki, że mnie nie było, ale nie miałam czasu. Z resztą mało go mam, ale teraz nadrabiam wszystkie zaległości
OdpowiedzUsuńRozdział cudo *.* Sofia powinna go porządnie skopać
Weny :*