środa, 13 lipca 2016

Rozdział 23

Kiedy tylko wróciłam do Fairy Tail, od razu skierowałam się do pokoju mistrza. Musiałam wiedzieć, co z Laxusem.
Kiedy dowiedziałam się, co stało się Laxusowi i jego drużynie, serce mi zamarło. Laxus ranny? Że ten wielkolud, który zawsze bronił mnie na wszystkich misjach. Mój brat... Nie obchodziło mnie, czy Nathalie chce, żebym została, czy nie. Ja musiałam wracać. Musiałam się upewnić, że to nie jest żart.
I teraz, jak stoję przed gabinetem dziadziusia, a w gildii jest ciszej i smutniej niż zazwyczaj już wiem, że to nie jest żart. Te wszystkie przekomarzania mogę stracić na zawsze.
Niby to jest tylko parę dni, najwyżej miesiąc przebywania tutaj, ale świadomość, że przez ten czas zdążyłam go chociaż chwile poznać, a nawet polubić i zacząć traktować jak własnego brata, dobijała mnie. Zapukałam do pokoju. Otworzył mi smutny Macarov. To mnie jeszcze bardziej dobiło. Oczy zaczęły mnie palić. Nie. Nie będę płakać. Musze być twarda. Weszłam do gabinetu i siadłam na krześle. Macarov usiadł przede mną. Spojrzałam na niego. W jego oczach była powaga.
- Laxus został ranny kilka minut temu podczas wypełniania misji. Do jego ciała dostały się cząsteczki anty magiczne. Powoli zabijają go od środka. - powiedział przygnębionym głosem Macarov. Zamknęłam oczy. Nie płacz, cholera. Bądź dzielna. Jak na pogrzebie babci. Jak przy zakopywaniu Pieszczocha. Bądź dzielna.
Kilka razy wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową. Macarov spoglądał na mnie.
- Reszta jego drużyny nie jest w takim ciężkim stanie, jak on, jednak nadal jest szansa, że to się dla niego źle skończy. - mówił dalej. Zacisnęłam pięści.
- Dlaczego... - mój głos zaczął drżeć. Przełknęłam ślinę. - Dlaczego Laxus jest w o wiele cięższym stanie? - spytałam ledwo dając radę.
- Żeby innym magom nie stała się krzywda, wchłonął cząsteczki anty magiczne. - prychnęłam. No jasne. Przecież Fairy Tail stawia bezpieczeństwo innych nad swoim. Podniosłam głowę..
- Co z nim? - spytałam. Moje ręce się strzęsą, a po ciele przechodzą dreszcze strachu. Mistrz wstał.
- Chodź ze mną, to zobaczysz. - mówiąc to skierował się do drzwi. Wstałam i poszłam za nim. Skierowaliśmy się do skrzydła szpitalnego.
Gdy tylko tam weszliśmy, zobaczyłam ich. Wszyscy leżeli z obolałymi minami. Jednak to Laxus przyciągnął mój wzrok. Blady, obolały, wręcz wyglądający na zmarłego. Ledwo co oddychał. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. Usiadłam na krześle i spojrzałam na jego twarz. Pot spływał z jego twarzy, a oddech był urywany. Świszczący. Przerażało mnie to. W jednej chwili był ze mną w pociągu, a w drugiej leżał na łóżku prawie martwy. W tej chwili żałuje, że tak się do niego odzywałam. Te wszystkie bezsensowne kłótnie, przekomarzanie, liczne fochy z mojej strony. To coraz bardziej mnie przytłaczało. Świadomość, że mogę go stracić coraz bardziej do mnie docierała.
Nie wytrzymałam. Łzy poleciały po mojej twarzy. Wypuściłam powietrze.
- Jeśli mnie słyszysz Laxus, to posłuchaj. Nie waż mi się umierać, jasne. - mówiłam drżącym głosem. Obok mnie stanął Macarov. - Jeśli umrzesz, to kto będzie mnie denerwował, przekomarzał się ze mną jak ty. Kto będzie mi wytykał błędy jak ty. Kto się będzie o mnie martwił jak ty. Nikt. Ponieważ nikt nie będzie potrafił ciebie zastąpić. Tej twojej pokaleczonej twarzy, grymasu złości, poirytowanego tonu głosu. Nikt nie potrafi zastąpić ciebie. Dlatego nie umieraj mi tu, jasne?- powiedziałam przecierając łzy. Spojrzałam na dziadziunia. On też płakał.
***
Zobaczyłam Nathalie zbliżającą się do gildii. Nie chciałam za bardzo z nikim gadać  po tym, co stało się dwa dni temu, jednak jej przybycie trochę mnie uspokoiło. Widywała mnie w gorszych momentach. Wywołałam uśmiech na swojej twarzy i podeszłam do niej. Przywitałam się. Oczywiście zapytałam, jak tam randka. Widziałam na jej twarzy, że nie chciała o tym rozmawiać. Chciała przesunąć termin na kiedy indziej. Nie mogłam jej na to pozwolić. Jednak kiedy chciałam jej przerwać, kufel przeleciał jej przed nosem. Wewnętrznie zaśmiałam się z jej miny. Pogadałyśmy jeszcze trochę o mojej cierpliwości do tej gildii i wyszłyśmy. Zaciągnęłam ją do kawiarenki, którą pokazała mi Evergreen. Na chwile posmutniałam, ale szybko przywołałam się do porządku. Nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek to zobaczył. Nie chciałam pokazywać słabości. Jeszcze do tego, kiedy Tartaros ma zamiar zaatakować. 
Wczoraj podsłuchałam rozmowę mistrza i Erzy. Rozmawiali o ataku członka Tartsros na Erę. Wszyscy zabici. Jedynie jakiś Doranbolt ocalał. Po ataku na restaurację byłego członka Ery, u którego Laxus tak ucierpiał, Macarov wysłał członków drużyn do byłych innych. Słyszałam, że jak na razie słabo idzie. Można było się spodziewać wszystkiego w tej chwili. 
- Sofia... Sofia! - usłyszałam. Podskoczyłam i spojrzałam na Nathalie. Zauważyłam, że spogląda na mnie ze zmartwieniem. Uśmiechnęłam się. 
- Na pewno wszystko w porządku z Laxusem? - spytała się. Kiwnęłam głową i zamówiłam koktajl bananowy. Ona natomiast zamówiła truskawkowy. Siedziałyśmy, gadałyśmy. Może z raz się zaśmiałam. Jednak nadal nie mogłam zapomnieć tego, co się stało. 
***
Spojrzałam na Nathalie. Minęły dwa dni, odkąd tu jest. W tym czasie do Fairy Taiil wrócili wszyscy, którzy zostali wysłani na misje. Patrząc na ich smutne miny, widziałam, że się nie powiodło. W tej chwili wrócił Elfman. Przyjrzałam się mu. 
Nie wyglądał tak, jak zawsze. Był bardziej... poddenerwowany? Nie wiedziałam za bardzo, jak to określić. Wydawał się... nieobecny duchem. 
Siedziałam własnie przy barku pijąc sok pomarańczowy i gadając z Mirą, kiedy do pomieszczenia wpadła zdyszana Cana. 
- Cana? - szepnęłam. Widać było, że jest czym zszokowana. 
- Bez zbędnych pytań i protestów. Wszyscy do kart! - krzyknęła wyciągając ze swojej toeby talię kart.
- Co? Ale, o co?... - usłyszałam obok siebie. Chciałam spojrzeć na Nathalie jednak już byłam uwięziona w karcie. Stuknęłam w tą dziwną powłokę. 
- H... hej! - zaczęłam walić. Widziałam wszystko,co dzieje się na zewnątrz. Happy złapał moja kartę i zaczął lecieć. Ze swojego położenia zobaczyłam, jak gildia wybucha. Gdyby nie Cana... Przełknęłam ślinę.
Nagle coś się stało i moja karta zaczęła spadać. Rozejrzałam się zszokowana. Spadała na jakiś dziwny teren. Zanim si,e zorientowałam, nie byłam już w karcie. Niedaleko mnie leżała Nathaie. Szybko podeszłam do niej. Spoglądała zszokowana w niebo. 
- Co... co to do jasnej cholery było?! - krzyknęła. Westchnęłam. 
- Ktoś wysadził Fairy Tail. - powiedziałam rozglądając się. To nie wyglądało na normalny teren przy Magnolii. Bardziej jak... świątynia? Budowla wybudowana w skale? Nie wiedziałam jak to określić. Wiedziałam jednak, że jesteśmy w kiepskiej pozycji. Dziewczyna używająca Archiwum oraz ledwo co posługująca się swoją mocą druga. Zostały rozdzielone ze swoją gidią. Znajdują sie teraz na nieznanym sobie terenie. To nie jest najlepszy sposób na spędzenie popołudnia z przyjaciółką. 
- Musimy jakoś dołączyć do reszty gildii. - powiedziała Nathalie wstając. 
- Masz rację. Tylko gdzie oni są? - wyszeptałam. 
- Nie wiem. Może jak pójdziemy przed siebie, to coś znajdziemy? - zaproponowała Nathalie. Doobra... jest jakiś początek. Kiwnęłam głową. Zaczęłyśmy iść przed siebie. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Byle tylko nie zacząć panikować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to pomagało. 
- A może w końcu opowiesz mi o swojej randce? W końcu jesteś już przy mnie drugi dzień, a jeszcze się nie pochwaliłaś. To jak tam z Hibikim? Wypali coś? Mam już się szykować na zaskoczenie? - spytałam poruszając zabawnie brwiami. Ta spojrzała na mnie speszona. Uśmiechnęła się. 
- Taaa... jeśli o to chodzi...
- No dawaj. Wiesz, że ja chętnie posłucham o twoich miłosnych podbojach.  - roześmiałam się. Wiedziałam, że jestem  w tej chwili wobec niej nie fair, ale musiałam się odstresować. To, co działo się przez ostatnie dwa dni psychicznie wykończyło mnie. Nie chciałam się tym dalej zamęczać, dlatego zaczęłam skupiać się na Nathalie. A to, że ona ostatnio szaleje, to nie moja wina. Zaczęłam ja przekonywać, by wszystko mi wyśpiewała. 
- Nie możesz się teraz wycofać! 
- Mogę. 
- Przykro mi, ale poinformowanie mnie, że idziesz na randkę z Hibikim było jednym z twoich najgorszych pomysłów. 
- Nie powiem ci. 
- A ja wiem, że powiesz.
- Nie powiem.
- Powiesz. W końcu się do wiem, jak poszło. Może Sting wie? - zapytałam się przykładając palca do brody. 
- Nawet się nie waż! 
- Wiesz co? Zapytam się go przy następnym spotkaniu. - powiedziałam uśmiechając się. Dziewczyna spaliła buraka.
- Nie waż się...
- Mogę się dołączyć? - usłyszałam dobrze znajomy głos. Spoważniałam i spojrzałam na Simona.
-------------------------------------------------------------------------

Widać wakacje mocno się wam udzielają bo aktywność spadła...czyli mam rozumieć, że tylko my leniuchujemy w domu?

Widzimy, że zaczyna się dziać coś więcej...teraz powinno być więcej emocji...powinno. Ja osobiście czytając dalsze rozdziały czuję tę rozpacz i złość ale my to w sumie poniekąd "musimy" czuć :D

Więc zgłaszać się, kto z nami został? Kto również marnuje życie przed kompem? Ewentualnie telefonem :3

Życzę wszystkim ciepłych wakacyjnych dni ( bo u nas to tak słabo trochę...:/ )

2 komentarze:

  1. Jej <3 pierwsza!! :D rozdział jest ekstra
    Co tam robi do jasnej anielki Simon!? No noś czuję, że będzie ciekawie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Simon jak nic jest z tartarosu burak jeden
    !! Ja czytam :P Tyle zauważyłam, że ostatnio ludzie z FT zrobili sobie wakacje :D!

    OdpowiedzUsuń