Widzę, jak Nathalie spogląda na Simona. Widzę w jej oczach rozczarowanie. Zaufała mu, a on ją bezczelnie wykorzystał. Nienawidzę takich ludzi. Zawsze myślą, że są najlepsi, a tak wcale nie jest.
Szybko podbiegłam i uderzam go z tarczy. Zaskoczony spogląda na mnie. Całkowicie zapomniał o tym, że jestem tutaj. Miło, że zwrócił na mnie uwagę.
Odsunęłam się szybko i sięgnęłam po drugi kamień. Zrobiłam z niego miecz i zaczęłam walczyć. Simon nadal oszołomiony próbował się bronić. Dopiero po chwili przypomniał sobie o czymś takim jak magia. Widać, że początkujący i mało doświadczony. Jednak ja sama nie mogłam nazywać się zawodowcem. Czułam, że powoli magia opuszcza moje ciało. Nie nauczyłam się jeszcze nią zbyt dobrze posługiwać. Musze jednak dać sobie radę i pomóc Nathalie.
Spojrzałam w kierunku dziewczyny. Stała przed konsolą i robiła coś dziwnego. Nie wiedziałam co, jednak miałam święta nadzieję, że to pomoże mi w walce. Niestety moje siły nadal spadały, a wielki uśmiech na twarzy Simona poszerzał się z sekundy na sekundę. Jednak w końcu i on zaczął spoglądać na dziewczynę.
- Nie! Co się dzieje?! Dlaczego...? - wściekły Simon spojrzał na Nathalie. Wyglądał, jakby chciał ją obedrzeć ze skóry. Może nawet miał taki zamiar. Nie wiedziałam. Odkąd tylko go poznałam, nie wiedziałam, czy mogę mu ufać. Był on wielka nieznajoma dla mnie. Tym bardziej nie podobało mi się, gdy Nathalie pokazała, jak bardzo jest zapatrzona w niego. A raczej w osobę, jaka udawała. Bo on na pewno nie mógł być człowiekiem. Ta złość, która z niego wydzierała, kiedy w końcu uwolnił swoja prawdziwą postać, - Co ty zrobiłaś?! - dodał krzycząc Simon.
Spojrzałam na Nathalie. Upadała właśnie na kolana. Szybko wstałam i podbiegłam do niej.
- Nathalie...
zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dziewczyna zaczęła narzekać na ten świat. Nie dziwiłam się jej. To, co nam sue tutaj przydarzyło, nikt by sobie nawet nie wyobrażał. Przejście deo innego świata, spotkanie w ni rodziny, o której nawet nie wiedziałeś, a także uzyskanie mocy. To brzmi jak koszmar... albo normalna książka fantasy. Jednak nadal to jest przerażające.
Z każdą chwilą coraz bardziej opadałyśmy z sił. Nie mogłyśmy już nic zrobić, niż siedzieć i mieć nadzieje, że ktoś to powstrzyma. Aż w końcu zauważyłyśmy je. Wielkie, niesamowite stworzenia latające nad nami. Ich łuski połyskiwały w promieniach słońca, a rozpięte skrzydła ukazują, jak wielka jest ta istota. Rozdziawiłam z zaskoczenia i podziwu usta. Po raz pierwszy widziałam na własne oczy smoka. Nie takiego z ilustracji w książkach i marnych efektów specjalnych w filmach. Najprawdziwszy smok.
Patrzyłam, jak smok podlatuje gdzie indziej i atakuje coś.
- Niemożliwe... - powiedział Simon niedaleko nas. Spojrzałam na niego. Wstałam z trudem i podeszłam do niego.
- Co się dzieje, Simon? - ten jednak na mnie spojrzał. Sapiąc podeszłam do niego i szarpnęłam za kołnierz. Krzyknęłam wewnętrznie z bólu. - Chociaż ten jeden raz... jeden raz powiedz nam prawdę... - wydyszałam mu w twarz. W jego oczach zobaczyłam zmianę. Nadal był przerażony, jednak trochę mniej. Bardziej przejmował się nami. Widać u niego było... współczucie? Czego nam współczuł?
- Ten smok, co teraz przeleciał... to Acnologia... najsilniejszy smok ze wszystkich. Kiedyś był smoczym zabójca tak jak wasi przyjaciele... dzisiaj jest smokiem, który sieje zniszczenie i śmierć. - powiedział spoglądając za smokiem. Przerażona spojrzałam tam. Zobaczyłam, jak Acnologia atakuje coś... a raczej kogoś. To nie był nikt zwyczajny.... to był drugi smok! Oba zaciekle prowadziły pomiędzy sobą walkę. Wstałam i wtedy ogarnęło mnie zaskoczenie.
Nie czułam się już zmęczona Zaskoczyna spojrzałam na swoje ręce. Nie mogłam uwierzyć w to co się tutaj dzieje. Dlaczego tak nagle odzyskałam siły? Co się dzieje? Spojrzałam nad siebie, a smok przelatujący nade mną rozwiał moje włosy. Uśmiechnięta spoglądałam na przelatujące smoki. Czułam się dziwnie,. kiedy siły wracały mi z niewiarygodna prędkością. Wiedziałam, że naszym wrogom też wracają, jednak w tej chwili nie przejmowałam się tym. Bardziej interesowała mnie powracająca siła i niesamowite stworzenia co chwile przelatujące nade mną. Chciałam je zobaczyć z bliska i bez ruchu. Pragnęłam tego.
Uśmiechnięta i radosna jak nigdy dotąd podbiegłam do Nathalie i pomogłam jej wstać. Dziewczyna spoglądała zaskoczona na cała ta sytuacje. Nie dziwiłam jej się ani trochę. W końcu ona jest ścisłowcem i wierzy we wszystko, co zobaczy. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek zobaczy smoka. Poklepałam ja po plecach.
- Teraz, Nathalie, będzie już tylko lepiej. - powiedziałam ściszonym głosem spoglądając w niebo.
Walka pomiędzy smokami długo nie potrwała. Demony z Tartarusa zostały pokonani. W tej chwili smoki stały przed nami i spoglądały na swoich wychowanków. Jednak jedna osoba nie byłaś szczęśliwa.
Natsu siedział na krawędzi i spoglądał na ciało poległego smoka. Słyszałam, ze to wielki Igneel, o którym opowiadał mi Laxus streszczając historie Earthland. Nawet on nie dał sobie rady z Acnologią. Został pokonany. Prawdopodobnie teraz nie ma nikogo, kto mógłby go pokonać. Spojrzałam na resztę smoków. Tłumaczyły, co się stało tego dnia, kiedy zniknęły. Robiło mi się smutno, gdy widziałam Rogue'a i jego smoka. Tak dawno się nie widzieli, a teraz znów nie mogą z nimi zostać. Chciało mi się z tego powodu płakać.
Kiedy tylko smoki wzniosły się w niebo, podeszłam do Rogue'a i położyłam mu ręke na ramieniu. Ten odwrócił się zaskoczony i spojrzał na mnie. Po chwili uśmiechnął się i przykrył moja dłoń swoją. Uśmiechnęłam się do niego.
- Jeszcze jedno. - powiedział biały smok. Prawdopodobnie Grandine. - Osoby, które zostały sprowadzone z Ziemi, mogą odpalić własny teleporter. Nie jest to jednak takie proste. - dodała. Spojrzałam na Nathalie. Stała obok Stinga i spoglądała na smoki. Widziałam ta małą iskierkę nadziei. Uśmiechnęłam się. A więc jednak wracamy. jednak uda nam się wrócić do naszego świata.
Spojrzałam na smoki. Przyjaciele bliźniaków spoglądały na mnie i Nathalie. Na ich twarzach widać uśmiechy. Odwzajemniłyśmy je. Cieszą się, ze możemy wrócić do domu. Pomachałam im. Po chwili smoki zniknęły.
- Dala nam nadzieje, jednak nie powiedziała, jak mamy wrócić... - powiedziała zawiedziona Nathalie. Uśmiechnęłam się do niej.
- Nie martw się. Na pewno kiedyś uda nam się wrócić na Ziemię. Po prostu nie teraz. - powiedziałam. Dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jak blisko jestem Rogue'a. Poczułam się lekko zawstydzona, jednak... podobało mi się to. Czy wracałyśmy na Ziemie czy nie, nie mogłam zaprzeczyć, że polubiłam tego czarnowłosego chłopaka. Uśmiechnęłam się. - Trzeba powoli wracać... - dodałam. Wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem. Ruszyliśmy.
- Ej,.. zaraz! Wasza gildia jest w rozsypce!- powiedziała Nathalie. Odwróciłam się i uśmiechnęłam.
- Zostanie odbudowana, zanim się zorientujesz. A teraz chodź! Ciesz się, że żyjesz! - powiedziałam śmiejąc się z radości. Ja i reszta członków Fairy Tail poszliśmy w swoim kierunku. Nawet nie zauważyłam, kiedy ta wielka kostka rubika spadła na ziemie.
Kiedy dotarliśmy do Magnolii, zobaczyłam okropne zniszczenia. Liczni mieszkańcy zbierali to, co nie zostało zniszczone. Posmutniałam. Trzeba by im pomóc.
Dzisiaj zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu. Nadzieja nadal jest, jednak chęci coraz mniej. Czułam, że niedługo będę musiała podjąć bardzo ważna decyzję. Mam jednak nadziej, że podejmę dobrą.
----------------------------------------------------------------------
Meh...tym razem niestety zostawimy was bez pogadanki ale i tak możecie się podzielić swoimi przypuszczeniami co do dalszych losów naszych bohaterów...no bo...co teraz?
Ogłaszamy oficjalnie, że mamy w tym momencie "urlop" więc to jest jak na razie ostatni rozdział ( na stronie będzie pisać do którego ten urlop )
W tym czasie rozdziały nie będą się pojawiać.
Miłych i gorących wakacji :D
środa, 27 lipca 2016
piątek, 22 lipca 2016
Rozdział 26
Nie byłam dumna z tego, że zostawiam Sofie samą ale jednocześnie wiem, że nie mam wyboru. Simon ciągnął mnie pewny siebie przez te kręte korytarze, aż stanęliśmy przed jednym z pokoi.
- To tutaj - odparł. Nie wyglądał nawet na ociupinkę zmęczonego podczas gdy ja musiałam oprzeć się o kolana, by jakoś złapać oddech.
- Skąd wiedziałeś tak dokładnie gdzie to?
- Intuicja - wszedł pewnie do pokoju. Nie do końca pewna swego bezpieczeństwa, podążyłam za nim. Pomieszczenie było dosyć duży i prowadziło do niego aż cztery wejścia. Z każdej strony. Na środku znajdował się panel jaki ja potrafię stworzyć tylko, że o wiele, wiele większy.
- Wow... - jedynie tyle byłam teraz wstanie z siebie wykrzesać. - To jest... niesamowite.
- Prawda? Powinnaś już się domyślać jakie wielkie rzeczy można dzięki temu dokonać - uśmiechał się. - No chodź. Zróbmy to, szybko - podszedł bliżej panelu i przywoływał mnie gestem dłoni. Niepewnie do niego podeszłam. Ponaglał mnie spojrzeniem więc się skoncentrowałam na tym cudzie przede mną. Już zaczął zmieniać kolor na niebieski jednak szybko opuściłam ręce i pulpit znów stał się pomarańczowy. Simon westchnął zirytowany.
- Jesteś pewny, że właśnie to powinniśmy zrobić? - nie byłam przekonana. Może jednak nie należało się do tego mieszać?
- Tak, jestem pewny. Nathalie, skarbie - złapał mnie za ręce. Był zdecydowanie za blisko mnie. - Myślisz, że bym cię oszukał? - przyłożył mi dłoń do policzka niejako zmuszając abym na niego spojrzała. Nie dokońca podoba mi się to co właśnie się dzieje. - Ufasz mi prawda? Ja chce tylko twojego dobra. Dobra dla nas wszystkich... - mam dziwne wrażenie, że jest jeszcze bliżej mnie niż wcześniej. Uśmiechnął się do mnie uroczo i zaczął nachylać. Nie ruszyłam się. Nie byłam wstanie. Mój umysł krzyczał "nie" ale serce "tak". Myślałam, że podczas tego pocałunku poczuje coś szczególnego jednak... nie czułam nic. Kompletnie nic. Nie wiem co o tym myśleć. - Pokaż wszystkim, że potrafisz być silna. Zrób to - szeptał mi do ucha. Wciąż lekko oszołomiona odwróciłam się w stronę wciąż pomarańczowego panelu. Po chwili zmienił on kolor na niebieski.
- To będzie dla dobra wszystkich. Dzięki temu kodowi sprawisz, że Face zniszczą wszystkie demony. - powiedział Simon. W tym czasie zdążyłam wejść w program aktywacyjny. Mogę im udowodnić na czym polega archiwum. Mogę im pokazać na czym polega technologia. Wcale nie muszę walczyć w sposób fizyczny aby móc wygrać. Aby być groźna.
- Jesteś pewny, że to jest odpowiedni kod? - niby był w porządku jednak nie wyglądało to na formułę, która miałaby unicestwić demony. Jednak z drugiej strony, zdążyłam się przekonać, że ten świat rządzi się swoimi prawami i logiczne myślenie nie zawsze działa.
- Tak, to jest odpowiedni kod. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział rozglądając się. Wyglądał jakby wyczekiwał zagrożenia.
- Nathalie, nie rób tego! - zaskoczona patrzyłam jak przyjaciółka biegnie w moją stronę jakby znikąd i jednocześnie broni się tarczą.
- Sofia? - co ona tutaj w ogóle robi? Jak nas znalazła?
- Jesteś naprawdę upierdliwa - Simon wyciągnął przed siebie lewą rękę. Pojawiła się w niej jakaś czerwona poświata. Biorąc pod uwagę moją wiedzę z filmów fantasy, wygląda to tak jakby dysponował jakimś pociskiem czy kulą energii.
- Simon? Co ty wyrabiasz, to moja przyjaciółka! - dlaczego mam wrażenie, że o czymś nie wiem?
- No pochwal się demonie jaki to miałeś wspaniały plan - zakpiła, a ja stałam tam taka bezradna i zdezorientowana tą całą sytuacją.
- O co chodzi? - złapałam się sfrustrowana za głowę.
- On cie oszukał! Wykorzystał! Przejrzyj wreszcie na oczy! - nie wierzyłam w to co słyszę. Spojrzałam na chłopaka szukając jakiegoś pocieszenia, zaprzeczenia, oparcia... cokolwiek. Zamiast tego zastałam śmiech.
- Wiesz co Nathalie. Bardzo miło mi się z tobą pracowało ale nie jesteś mi już potrzebna. Zrobiłaś swoje - spojrzał na mnie z taką pogardą. Jakbym była karaluchem. Nie poczułam kiedy moje policzki zrobiły się mokre od łez. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Dlaczego? Okłamywał mnie przez ten cały czas? To wszystko co mówił było kłamstwem? Nie wierzę. Nie mogę, nie chcę w to uwierzyć.
- Nat! Otrząśnij się i pomóż mi! - wiem, że była blisko ale jej głos był taki odległy. Ledwo rejestrowałam to co się dzieje obok mnie. Sofia zaczęła walczyć z Simon'em. A ja tutaj stoję jak ta sierotka Marysia i nie mam pojęcia co robić dalej. Wiedziałam, że coś mi nie gra z tym kodem. Dotyczył on unieszkodliwienia ale nie demonów tylko magów. Moich przyjaciół. I nie potrafię teraz tego cofnąć! Przyjrzałam się ciągu cyfr i liter na ekranie. Nie mogę tego cofnąć ale może nadal mogę coś zmienić. Podeszłam bliżej tego przeklętego panelu i zaczęłam zmieniać sekwencje kodu. Te całe Face już zostały aktywowane i nie jestem wstanie ich wyłączyć. Ale mogę zmienić ich działanie. Odbiorą magię magom, owszem ale demony również stracą swą moc. Kończyłam już kiedy nagle poczułam się jakoś słabo. Czyli mam rozumieć, że to zaczyna nas dopadać? Że w tym momencie tracę magię, którą zresztą niedawno zyskałam? Szybko dokończyłam kod zanim kompletnie padłam na ziemię zmęczona. Nie potrafię już nawet rozróżnić czy to z powodu działania tych Face czy może to moje bolące serce tak na mnie działa.
- Nie! Co się dzieje? Dlaczego...? - zerknęłam w tamtą stronę. Sofia wyglądała na wycieńczoną z kolei ten człowiek...ten stwór wyglądał jakby zaczęła uchodzić z niego dusza. Dusza której pewnie tak naprawdę nigdy nie miał. - Co ty zrobiłaś? - wysłał mi wściekłe spojrzenie. Nie odpowiedziałam. Nie zasługiwał już na żadną uwagę z mojej strony. Siedziałam tylko na tej podłodze, załamana tym wszystkim.
- Nathalie! - poczułam jak Sofia mocno mnie przytula - Tak mi przykro ale ostrzegałam cię. Sama przyznaj, że zbyt szybko mu zaufałaś. Mogłaś być bardziej rozsądna - mówiła, a ja tylko po prostu... rozryczałam się już na dobre.
- Ten świat mnie wykańcza! - próbowałam jakoś otrzeć policzki z łez ale to syzyfowa praca. - Jest okropny. Od samego początku mamy same problemy - łkałam - Nie chce tu być ani chwili dłużej. Chce wracać. Tak bardzo chce stąd wreszcie zniknąć - czułam jak głos mi się załamuje. Dlaczego akurat my? Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Co takiego zrobiłam?
---------------------------------------------------------------------------------
No trochę krótszy ale na swoją obronę powiem, że przestałam anime oglądać gdzieś na filerach po igrzyskach i nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób miałam opisać coś czego nie widziałam ;-;
I jej, Simon okazał się zły. Co za niespodzianka :D
Jak widać Nathalie złapała lekkie załamanie...czy wpłynie ono jakoś znacząco na dalszą historię?
- To tutaj - odparł. Nie wyglądał nawet na ociupinkę zmęczonego podczas gdy ja musiałam oprzeć się o kolana, by jakoś złapać oddech.
- Skąd wiedziałeś tak dokładnie gdzie to?
- Intuicja - wszedł pewnie do pokoju. Nie do końca pewna swego bezpieczeństwa, podążyłam za nim. Pomieszczenie było dosyć duży i prowadziło do niego aż cztery wejścia. Z każdej strony. Na środku znajdował się panel jaki ja potrafię stworzyć tylko, że o wiele, wiele większy.
- Wow... - jedynie tyle byłam teraz wstanie z siebie wykrzesać. - To jest... niesamowite.
- Prawda? Powinnaś już się domyślać jakie wielkie rzeczy można dzięki temu dokonać - uśmiechał się. - No chodź. Zróbmy to, szybko - podszedł bliżej panelu i przywoływał mnie gestem dłoni. Niepewnie do niego podeszłam. Ponaglał mnie spojrzeniem więc się skoncentrowałam na tym cudzie przede mną. Już zaczął zmieniać kolor na niebieski jednak szybko opuściłam ręce i pulpit znów stał się pomarańczowy. Simon westchnął zirytowany.
- Jesteś pewny, że właśnie to powinniśmy zrobić? - nie byłam przekonana. Może jednak nie należało się do tego mieszać?
- Tak, jestem pewny. Nathalie, skarbie - złapał mnie za ręce. Był zdecydowanie za blisko mnie. - Myślisz, że bym cię oszukał? - przyłożył mi dłoń do policzka niejako zmuszając abym na niego spojrzała. Nie dokońca podoba mi się to co właśnie się dzieje. - Ufasz mi prawda? Ja chce tylko twojego dobra. Dobra dla nas wszystkich... - mam dziwne wrażenie, że jest jeszcze bliżej mnie niż wcześniej. Uśmiechnął się do mnie uroczo i zaczął nachylać. Nie ruszyłam się. Nie byłam wstanie. Mój umysł krzyczał "nie" ale serce "tak". Myślałam, że podczas tego pocałunku poczuje coś szczególnego jednak... nie czułam nic. Kompletnie nic. Nie wiem co o tym myśleć. - Pokaż wszystkim, że potrafisz być silna. Zrób to - szeptał mi do ucha. Wciąż lekko oszołomiona odwróciłam się w stronę wciąż pomarańczowego panelu. Po chwili zmienił on kolor na niebieski.
- To będzie dla dobra wszystkich. Dzięki temu kodowi sprawisz, że Face zniszczą wszystkie demony. - powiedział Simon. W tym czasie zdążyłam wejść w program aktywacyjny. Mogę im udowodnić na czym polega archiwum. Mogę im pokazać na czym polega technologia. Wcale nie muszę walczyć w sposób fizyczny aby móc wygrać. Aby być groźna.
- Jesteś pewny, że to jest odpowiedni kod? - niby był w porządku jednak nie wyglądało to na formułę, która miałaby unicestwić demony. Jednak z drugiej strony, zdążyłam się przekonać, że ten świat rządzi się swoimi prawami i logiczne myślenie nie zawsze działa.
- Tak, to jest odpowiedni kod. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział rozglądając się. Wyglądał jakby wyczekiwał zagrożenia.
- Nathalie, nie rób tego! - zaskoczona patrzyłam jak przyjaciółka biegnie w moją stronę jakby znikąd i jednocześnie broni się tarczą.
- Sofia? - co ona tutaj w ogóle robi? Jak nas znalazła?
- Jesteś naprawdę upierdliwa - Simon wyciągnął przed siebie lewą rękę. Pojawiła się w niej jakaś czerwona poświata. Biorąc pod uwagę moją wiedzę z filmów fantasy, wygląda to tak jakby dysponował jakimś pociskiem czy kulą energii.
- Simon? Co ty wyrabiasz, to moja przyjaciółka! - dlaczego mam wrażenie, że o czymś nie wiem?
- No pochwal się demonie jaki to miałeś wspaniały plan - zakpiła, a ja stałam tam taka bezradna i zdezorientowana tą całą sytuacją.
- O co chodzi? - złapałam się sfrustrowana za głowę.
- On cie oszukał! Wykorzystał! Przejrzyj wreszcie na oczy! - nie wierzyłam w to co słyszę. Spojrzałam na chłopaka szukając jakiegoś pocieszenia, zaprzeczenia, oparcia... cokolwiek. Zamiast tego zastałam śmiech.
- Wiesz co Nathalie. Bardzo miło mi się z tobą pracowało ale nie jesteś mi już potrzebna. Zrobiłaś swoje - spojrzał na mnie z taką pogardą. Jakbym była karaluchem. Nie poczułam kiedy moje policzki zrobiły się mokre od łez. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Dlaczego? Okłamywał mnie przez ten cały czas? To wszystko co mówił było kłamstwem? Nie wierzę. Nie mogę, nie chcę w to uwierzyć.
- Nat! Otrząśnij się i pomóż mi! - wiem, że była blisko ale jej głos był taki odległy. Ledwo rejestrowałam to co się dzieje obok mnie. Sofia zaczęła walczyć z Simon'em. A ja tutaj stoję jak ta sierotka Marysia i nie mam pojęcia co robić dalej. Wiedziałam, że coś mi nie gra z tym kodem. Dotyczył on unieszkodliwienia ale nie demonów tylko magów. Moich przyjaciół. I nie potrafię teraz tego cofnąć! Przyjrzałam się ciągu cyfr i liter na ekranie. Nie mogę tego cofnąć ale może nadal mogę coś zmienić. Podeszłam bliżej tego przeklętego panelu i zaczęłam zmieniać sekwencje kodu. Te całe Face już zostały aktywowane i nie jestem wstanie ich wyłączyć. Ale mogę zmienić ich działanie. Odbiorą magię magom, owszem ale demony również stracą swą moc. Kończyłam już kiedy nagle poczułam się jakoś słabo. Czyli mam rozumieć, że to zaczyna nas dopadać? Że w tym momencie tracę magię, którą zresztą niedawno zyskałam? Szybko dokończyłam kod zanim kompletnie padłam na ziemię zmęczona. Nie potrafię już nawet rozróżnić czy to z powodu działania tych Face czy może to moje bolące serce tak na mnie działa.
- Nie! Co się dzieje? Dlaczego...? - zerknęłam w tamtą stronę. Sofia wyglądała na wycieńczoną z kolei ten człowiek...ten stwór wyglądał jakby zaczęła uchodzić z niego dusza. Dusza której pewnie tak naprawdę nigdy nie miał. - Co ty zrobiłaś? - wysłał mi wściekłe spojrzenie. Nie odpowiedziałam. Nie zasługiwał już na żadną uwagę z mojej strony. Siedziałam tylko na tej podłodze, załamana tym wszystkim.
- Nathalie! - poczułam jak Sofia mocno mnie przytula - Tak mi przykro ale ostrzegałam cię. Sama przyznaj, że zbyt szybko mu zaufałaś. Mogłaś być bardziej rozsądna - mówiła, a ja tylko po prostu... rozryczałam się już na dobre.
- Ten świat mnie wykańcza! - próbowałam jakoś otrzeć policzki z łez ale to syzyfowa praca. - Jest okropny. Od samego początku mamy same problemy - łkałam - Nie chce tu być ani chwili dłużej. Chce wracać. Tak bardzo chce stąd wreszcie zniknąć - czułam jak głos mi się załamuje. Dlaczego akurat my? Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Co takiego zrobiłam?
---------------------------------------------------------------------------------
No trochę krótszy ale na swoją obronę powiem, że przestałam anime oglądać gdzieś na filerach po igrzyskach i nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób miałam opisać coś czego nie widziałam ;-;
I jej, Simon okazał się zły. Co za niespodzianka :D
Jak widać Nathalie złapała lekkie załamanie...czy wpłynie ono jakoś znacząco na dalszą historię?
środa, 20 lipca 2016
Rozdział 25
Stałam i spoglądałam na oddalającą się Nathalie razem z Simonem. Czułam, że coś jest nie tak z tym gostkiem. Nie mogłam się jednak zorientować, co dokładnie. Każdy mój nerw krzyczał, bym od niego uciekała, gdy tylko zobaczyłam go na tej dziwnej... kostce? Sześcianie? Nie wiem, co to dokładnie jest, jednak musiałam uważać.
Pozostawiona sobie samej postanowiłam wrócić się do Lucy. Miałam szczera nadzieję, że blondynce nic nie jest. Gdy ja widziałam jeszcze kilka minut temu, nie była w najlepszej sytuacji. Demony stojące naprzeciwko niej i jeden pokonany. Była jeszcze jakoś dziwnie... smutna? Jakby kogoś przed chwilą straciła. Była w niebezpieczeństwie i w każdej chwili mogła zostać zabita przez tych dwóch demonów, ale Simon z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał jej pomóc. Jakby nie chciał przeszkadzać demonom. Zanim Simonowi udało się nas odseparować od blondynki, ostrzegała nas przed nim. Mówiła niezrozumiałe rzeczy na jego temat. Może powie mi coś na jego temat. O ile nic jej nie jest...
Nie musiałam się za bardzo martwić. Dziewczyna była otoczona przez dwóch smoczych zabójców i Juvię. Naprzeciw nich stało trzech demonów. Było widać, że zaraz zacznie się walka. Cichaczem podeszłam do Lucy. Puknęłam ją w ramię, a ta zaskoczona i przestraszona szybko odwróciła się do mnie trzymając złoty klucz. Chyba Lwa, jeśli dobrze rozróżniłam. Lekko odskoczyłam od niej wznosząc ręce do góry na znak poddania. Ta rozpoznawszy mnie, odetchnęła z ulgą. Widać było, że jest zmęczona wszystkim, co się tutaj dzieje. Całe ciało miała zadrapane i we krwi. Twarz natomiast ukazywała wielkie zmęczenie. Nie mogłam na nią patrzeć w tej sytuacji. Widok, jaki sobą ukazywała, przerażał mnie. Jesteśmy na tej wysepce od kilku minut, a Lucy już opadła z sił.
Zbliżyłam się do magini.
- Jak sobie radzicie? - spytałam się jej spoglądając na znajomych stojących przed demonami. Ich zdecydowane miny i zaciętość w oczach przyprawiała mnie czasami o ból głowy. Jednak w tej chwili czułam lekki podziw. Wiedziałam, że ja nie zdobyłabym się na takie coś w ich sytuacji. Nie wiem, jak bardzo potężny jest przeciwnik, ani jakie zdolności posiada. Na zawodach w naszym świecie jest o tyle łatwo, że są przedziały wiekowe oraz umiejętności. Wiadomo było także, że nikt nie umrze. Tutaj walcząc stawiasz wszystko na jedna kartę. Nie możesz być niczego pewnym.
A oni?
Stoją sobie wyprostowani i pewni siebie. Wierzą w swoje umiejętności. W tej chwili ich podziwiam. Ale jednocześnie im zazdroszczę. I nie pozbędę się tak łatwo tego uczucia.
- Jak na razie dobrze. Nie wiem jednak, jak długo to potrwa. - powiedziała blondynka. Spojrzała na nią. Na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. - Nie znamy zakresu umiejętności wroga. W każdej chwili oni mogą przegrać. A wtedy... - nie musiała kończyć. Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę, co mogło się z nimi stać.
- Rozumiem...
- A gdzie Nathalie? - spytała. Opuściłam głowę. Jak mogłam jej powiedzieć, że ona jest z tym obcy, gostkiem. Że wolała zaufać mu, niż jej przyjaciółce. To bolało z każdą chwilą, jednak nie mogła nic zrobić. To była decyzja Nat, nie jej.
- Poszła z Simonem...
- Nie... musisz po nią iść i to jak najszybciej... - powiedziała blondynka łapiąc mnie za rękę.
- Jak to, Lucy? O co chodzi? Kim on jest, że się go tak boisz? - spytałam. Nie miałam bladego pojęcia, co się dzieje. Wiedziałam jednak jedno. Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- Ten Simon... czy jak go tam nazywacie. On jest demonem. Słabszym od członków Dziewięciu Demonicznych Bram, jednak dosyć potężnym, by móc pomagać w wypełnieniu misji dla Zerefa. Musisz na niego uważać, Sofia. Może i nauczyłaś się posługiwać swoją magią, jednak nadal nie umiesz długo tego przetrzymać. Jeśli cię zaatakuje, możesz skończyć marnie...
- Nathalie... ten dupek jakimś cudem przekonał ją, by z nim szła! Ale.. ale dlaczego? Przecież Nathalie...
- A przypadkiem nie posługuje się magią Archiwum? - spytała.
- Tak, ale co do ma do rzeczy...
- Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie. Ten demon chce ją wykorzystać, do aktywowania Face. Jeśli to zrobi, będziemy w poważnych tarapatach. - wyszeptała Lucy. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się, że może do tego dojść. Ten kretyn, który podawał się za osobę z ziemi okazał się demonem, który chce nas zabić. To, co teraz się stało, pokazuje, jak wiele musimy z Nathalie się jeszcze nauczyć.
- Sofia, musisz do niej iść. Natsu i inni mają swoich wrogów, a ja nie dam rady. Zużyłam wszystko i nie dam rady się ruszyć. Musisz iść do niej i przekonać ją do tego, by nie robiła nic, co każe jej Simon. Tylko proszę cię, nie walcz z nim. - powiedziała Lucy łapiąc mnie za rękę. Kiwnęłam potakująco głową i ruszyłam biegiem do miejsca, gdzie podążyli Nat i Simon. Mam nadzieje, że Lucy uwierzyła mi. Nie mam zamiaru darować temu gnojkowi, że nas okłamywał. Będzie cierpiał, oj będzie.
Biegłam właśnie korytarzem, gdy nagle wpadłam na wielką, pustą przestrzeń. Rozejrzałam się. Na środku wolnej przestrzeni stał Sting i Rogue i jeszcze ktoś. Kojarzyłam go skądś, jednak nie miałam pojęcia, skąd. Podeszłam trochę bliżej. Nie wiedziałam, z kim chłopacy mają do czynienia, dopóki nie usłyszałam jego głosu.
- Staliście się słabi przez ten czas. Ta przyjaźń, osłabiła was. Jesteście beznadziejni. - powiedział Jiemma odwracając się do mnie.
Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się.
- Pomogę wam moi chłopcy. Zniszczę to, co spowodowało, że staliście się tacy słabi. - powiedział podchodząc do mnie. Zaczęłam się od niego oddalać. Przerażona nie wiedziałam co mam zrobić. To, co się teraz działo było niemożliwe. Słyszałam od członków Sabertooth, że ich mistrz nie żyje. Jakim więc cudem stoi teraz przede mną dwa razy większy i potężniejszy, niż wcześniej?
Jiemma podniósł rękę. Przestraszona podniosłam ręce w geście obrony i zamknęłam oczy. Nie poczułam jednak uderzenia. Zamiast tego czułam, że ktoś mnie obejmuje i mocno trzyma. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Rogue i spoglądał na mnie zmartwiony.
Nic ci nie jest? - spytał się mnie. Pokiwałam głową. Ten po chwili mnie puścił. - Uciekaj stąd jak najszybciej. - dodał odwracając się do mnie tyłem. Spoglądałam na niego przez chwile oszołomiona. Potem jednak przypomniałam sobie o Nathalie i popędziłam pierwszym lepszym korytarzem. Przez dłuższy czas słyszałam odgłosy walki bliźniaczych smoczych zabójców. Nie chciałam tam być i walczyć z nimi. Wiedziałam, ze Jiemma był dla mnie za silny już w czasach. gdy był mistrzem. Jednak teraz... wolałam uciec i nie przeszkadzać. Jednak w głębi duszy się martwiłam. Martwiłam się o Lucy, Natsu i resztę gildii Fairy Tail, a także o bliźniaczych smoczych zabójców. Ni znałam ich zbyt dobrze. Stinga ledwo co kojarzyłam, a z Rogue'em miałam liczne... niekomfortowe sytuacje i parę sekretów. Jednak przez ten krótki czas zdążyłam ich polubić. Nie chciałam, by coś im się stało.
Przystanęłam. Nawet nie wiedziałam, czy dobrze biegnę. Równie dobrze mogli pójść zupełnie inną odnogą i teraz są daleko ode mnie. Może właśnie w tej chwili Simon przekonuje Nathalie, by aktywowała Face. Zacisnęłam pięści. Czułam się w tej chwili taka bezsilna. Nie mogłam nic poradzić na to, co się stało. I to wszystko moja wina. Bo pozwoliłam jej odejść. Pozwoliłam jej pójść z obcym człowiekiem.
Upadłam na kolana i zaczęłam uderzać w ziemie. To wszystko moja wina do jasnej cholery. Gdy bym nie zaprowadziła nas do tego pierdolonego lasu, nie wpadłybyśmy do teleportu. Gdybym do niej nie przyszła, nie utrudniłabym jej życia. To wszystko moja wina.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To wszystko, co się działo zbyt mnie przytłoczyło. Miałam powoli dość. Chciałam jedynie wrócić do swojego normalnego życia. Jednak... nie chciałam ich tez opuszczać. Polubiłam ich wszystkich razem, wziętych, nawet jeśli mnie dosyć często denerwowali. W tej chwili zorientowałam się, że nie wiedziałam, czy chce wracać na ziemię. Nie wiedziałam, czy to będzie dobre rozwiązanie, czy postąpię dobrze. Czy mnie to nie zrani. Byłam zagubiona o wiele bardziej, niż sądziłam.
Moje rozmyślania przerwał znany głos.
- To będzie dla dobra wszystkich. Dzięki temu kodowi sprawisz, że Face zniszczą wszystkie demony. - powiedział Simon. Skierowałam się w stronę głosu. Wyjrzałam zza rogu. Simon i Nathalie stali pośrodku okrągłej areny. Przed nimi wyświetlał się pomarańczowy pulpit który dosyć szybko zamienił się w ciemnoniebieski. Niebieskowłosa stała przed nim i zaczęła coś klikać.
- Jesteś pewny, że to jest odpowiedni kod? - spytała zdziwiona dziewczyna. Coś jej nie pasowało. Widziałam to. Jednak zauważyłam coś jeszcze. Jest zafascynowana Simonem i uwierzy mu we wszystko, co tylko powie. Przełknęłam ślinę.
- Tak, to jest odpowiedni kod. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział rozglądając się. Był lekko poddenerwowany. Jak by spodziewał się ataku. Uśmiechnęłam się. Wyszłam szybko zza rogu.
- Nathalie, nie rób tego! - krzyknęłam biegnąc do niej. Po drodze sięgnęłam po metalowy kawałek wbity w ziemie i szybko zamieniłam go w tarcze. Po chwili poczułam uderzenie czegoś. Mało brakowało.
- Sofia? - usłyszałam zdezorientowany głos Nathalie.
-------------------------------------------------------------------------------
Tralalalala...Simon okazał się zły! No kto by się spodziewał? :D
Jak to się potoczy? Będzie Happy End czy może jednak nasze dziewczynki postanowią zniszczyć wszystko?
A tak swoją drogą...Rogue już nie długo popełni straszny błąd :)
-^^-
Pozostawiona sobie samej postanowiłam wrócić się do Lucy. Miałam szczera nadzieję, że blondynce nic nie jest. Gdy ja widziałam jeszcze kilka minut temu, nie była w najlepszej sytuacji. Demony stojące naprzeciwko niej i jeden pokonany. Była jeszcze jakoś dziwnie... smutna? Jakby kogoś przed chwilą straciła. Była w niebezpieczeństwie i w każdej chwili mogła zostać zabita przez tych dwóch demonów, ale Simon z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał jej pomóc. Jakby nie chciał przeszkadzać demonom. Zanim Simonowi udało się nas odseparować od blondynki, ostrzegała nas przed nim. Mówiła niezrozumiałe rzeczy na jego temat. Może powie mi coś na jego temat. O ile nic jej nie jest...
Nie musiałam się za bardzo martwić. Dziewczyna była otoczona przez dwóch smoczych zabójców i Juvię. Naprzeciw nich stało trzech demonów. Było widać, że zaraz zacznie się walka. Cichaczem podeszłam do Lucy. Puknęłam ją w ramię, a ta zaskoczona i przestraszona szybko odwróciła się do mnie trzymając złoty klucz. Chyba Lwa, jeśli dobrze rozróżniłam. Lekko odskoczyłam od niej wznosząc ręce do góry na znak poddania. Ta rozpoznawszy mnie, odetchnęła z ulgą. Widać było, że jest zmęczona wszystkim, co się tutaj dzieje. Całe ciało miała zadrapane i we krwi. Twarz natomiast ukazywała wielkie zmęczenie. Nie mogłam na nią patrzeć w tej sytuacji. Widok, jaki sobą ukazywała, przerażał mnie. Jesteśmy na tej wysepce od kilku minut, a Lucy już opadła z sił.
Zbliżyłam się do magini.
- Jak sobie radzicie? - spytałam się jej spoglądając na znajomych stojących przed demonami. Ich zdecydowane miny i zaciętość w oczach przyprawiała mnie czasami o ból głowy. Jednak w tej chwili czułam lekki podziw. Wiedziałam, że ja nie zdobyłabym się na takie coś w ich sytuacji. Nie wiem, jak bardzo potężny jest przeciwnik, ani jakie zdolności posiada. Na zawodach w naszym świecie jest o tyle łatwo, że są przedziały wiekowe oraz umiejętności. Wiadomo było także, że nikt nie umrze. Tutaj walcząc stawiasz wszystko na jedna kartę. Nie możesz być niczego pewnym.
A oni?
Stoją sobie wyprostowani i pewni siebie. Wierzą w swoje umiejętności. W tej chwili ich podziwiam. Ale jednocześnie im zazdroszczę. I nie pozbędę się tak łatwo tego uczucia.
- Jak na razie dobrze. Nie wiem jednak, jak długo to potrwa. - powiedziała blondynka. Spojrzała na nią. Na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. - Nie znamy zakresu umiejętności wroga. W każdej chwili oni mogą przegrać. A wtedy... - nie musiała kończyć. Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę, co mogło się z nimi stać.
- Rozumiem...
- A gdzie Nathalie? - spytała. Opuściłam głowę. Jak mogłam jej powiedzieć, że ona jest z tym obcy, gostkiem. Że wolała zaufać mu, niż jej przyjaciółce. To bolało z każdą chwilą, jednak nie mogła nic zrobić. To była decyzja Nat, nie jej.
- Poszła z Simonem...
- Nie... musisz po nią iść i to jak najszybciej... - powiedziała blondynka łapiąc mnie za rękę.
- Jak to, Lucy? O co chodzi? Kim on jest, że się go tak boisz? - spytałam. Nie miałam bladego pojęcia, co się dzieje. Wiedziałam jednak jedno. Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- Ten Simon... czy jak go tam nazywacie. On jest demonem. Słabszym od członków Dziewięciu Demonicznych Bram, jednak dosyć potężnym, by móc pomagać w wypełnieniu misji dla Zerefa. Musisz na niego uważać, Sofia. Może i nauczyłaś się posługiwać swoją magią, jednak nadal nie umiesz długo tego przetrzymać. Jeśli cię zaatakuje, możesz skończyć marnie...
- Nathalie... ten dupek jakimś cudem przekonał ją, by z nim szła! Ale.. ale dlaczego? Przecież Nathalie...
- A przypadkiem nie posługuje się magią Archiwum? - spytała.
- Tak, ale co do ma do rzeczy...
- Nathalie jest w poważnym niebezpieczeństwie. Ten demon chce ją wykorzystać, do aktywowania Face. Jeśli to zrobi, będziemy w poważnych tarapatach. - wyszeptała Lucy. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się, że może do tego dojść. Ten kretyn, który podawał się za osobę z ziemi okazał się demonem, który chce nas zabić. To, co teraz się stało, pokazuje, jak wiele musimy z Nathalie się jeszcze nauczyć.
- Sofia, musisz do niej iść. Natsu i inni mają swoich wrogów, a ja nie dam rady. Zużyłam wszystko i nie dam rady się ruszyć. Musisz iść do niej i przekonać ją do tego, by nie robiła nic, co każe jej Simon. Tylko proszę cię, nie walcz z nim. - powiedziała Lucy łapiąc mnie za rękę. Kiwnęłam potakująco głową i ruszyłam biegiem do miejsca, gdzie podążyli Nat i Simon. Mam nadzieje, że Lucy uwierzyła mi. Nie mam zamiaru darować temu gnojkowi, że nas okłamywał. Będzie cierpiał, oj będzie.
Biegłam właśnie korytarzem, gdy nagle wpadłam na wielką, pustą przestrzeń. Rozejrzałam się. Na środku wolnej przestrzeni stał Sting i Rogue i jeszcze ktoś. Kojarzyłam go skądś, jednak nie miałam pojęcia, skąd. Podeszłam trochę bliżej. Nie wiedziałam, z kim chłopacy mają do czynienia, dopóki nie usłyszałam jego głosu.
- Staliście się słabi przez ten czas. Ta przyjaźń, osłabiła was. Jesteście beznadziejni. - powiedział Jiemma odwracając się do mnie.
Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się.
- Pomogę wam moi chłopcy. Zniszczę to, co spowodowało, że staliście się tacy słabi. - powiedział podchodząc do mnie. Zaczęłam się od niego oddalać. Przerażona nie wiedziałam co mam zrobić. To, co się teraz działo było niemożliwe. Słyszałam od członków Sabertooth, że ich mistrz nie żyje. Jakim więc cudem stoi teraz przede mną dwa razy większy i potężniejszy, niż wcześniej?
Jiemma podniósł rękę. Przestraszona podniosłam ręce w geście obrony i zamknęłam oczy. Nie poczułam jednak uderzenia. Zamiast tego czułam, że ktoś mnie obejmuje i mocno trzyma. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Rogue i spoglądał na mnie zmartwiony.
Nic ci nie jest? - spytał się mnie. Pokiwałam głową. Ten po chwili mnie puścił. - Uciekaj stąd jak najszybciej. - dodał odwracając się do mnie tyłem. Spoglądałam na niego przez chwile oszołomiona. Potem jednak przypomniałam sobie o Nathalie i popędziłam pierwszym lepszym korytarzem. Przez dłuższy czas słyszałam odgłosy walki bliźniaczych smoczych zabójców. Nie chciałam tam być i walczyć z nimi. Wiedziałam, ze Jiemma był dla mnie za silny już w czasach. gdy był mistrzem. Jednak teraz... wolałam uciec i nie przeszkadzać. Jednak w głębi duszy się martwiłam. Martwiłam się o Lucy, Natsu i resztę gildii Fairy Tail, a także o bliźniaczych smoczych zabójców. Ni znałam ich zbyt dobrze. Stinga ledwo co kojarzyłam, a z Rogue'em miałam liczne... niekomfortowe sytuacje i parę sekretów. Jednak przez ten krótki czas zdążyłam ich polubić. Nie chciałam, by coś im się stało.
Przystanęłam. Nawet nie wiedziałam, czy dobrze biegnę. Równie dobrze mogli pójść zupełnie inną odnogą i teraz są daleko ode mnie. Może właśnie w tej chwili Simon przekonuje Nathalie, by aktywowała Face. Zacisnęłam pięści. Czułam się w tej chwili taka bezsilna. Nie mogłam nic poradzić na to, co się stało. I to wszystko moja wina. Bo pozwoliłam jej odejść. Pozwoliłam jej pójść z obcym człowiekiem.
Upadłam na kolana i zaczęłam uderzać w ziemie. To wszystko moja wina do jasnej cholery. Gdy bym nie zaprowadziła nas do tego pierdolonego lasu, nie wpadłybyśmy do teleportu. Gdybym do niej nie przyszła, nie utrudniłabym jej życia. To wszystko moja wina.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To wszystko, co się działo zbyt mnie przytłoczyło. Miałam powoli dość. Chciałam jedynie wrócić do swojego normalnego życia. Jednak... nie chciałam ich tez opuszczać. Polubiłam ich wszystkich razem, wziętych, nawet jeśli mnie dosyć często denerwowali. W tej chwili zorientowałam się, że nie wiedziałam, czy chce wracać na ziemię. Nie wiedziałam, czy to będzie dobre rozwiązanie, czy postąpię dobrze. Czy mnie to nie zrani. Byłam zagubiona o wiele bardziej, niż sądziłam.
Moje rozmyślania przerwał znany głos.
- To będzie dla dobra wszystkich. Dzięki temu kodowi sprawisz, że Face zniszczą wszystkie demony. - powiedział Simon. Skierowałam się w stronę głosu. Wyjrzałam zza rogu. Simon i Nathalie stali pośrodku okrągłej areny. Przed nimi wyświetlał się pomarańczowy pulpit który dosyć szybko zamienił się w ciemnoniebieski. Niebieskowłosa stała przed nim i zaczęła coś klikać.
- Jesteś pewny, że to jest odpowiedni kod? - spytała zdziwiona dziewczyna. Coś jej nie pasowało. Widziałam to. Jednak zauważyłam coś jeszcze. Jest zafascynowana Simonem i uwierzy mu we wszystko, co tylko powie. Przełknęłam ślinę.
- Tak, to jest odpowiedni kod. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział rozglądając się. Był lekko poddenerwowany. Jak by spodziewał się ataku. Uśmiechnęłam się. Wyszłam szybko zza rogu.
- Nathalie, nie rób tego! - krzyknęłam biegnąc do niej. Po drodze sięgnęłam po metalowy kawałek wbity w ziemie i szybko zamieniłam go w tarcze. Po chwili poczułam uderzenie czegoś. Mało brakowało.
- Sofia? - usłyszałam zdezorientowany głos Nathalie.
-------------------------------------------------------------------------------
Tralalalala...Simon okazał się zły! No kto by się spodziewał? :D
Jak to się potoczy? Będzie Happy End czy może jednak nasze dziewczynki postanowią zniszczyć wszystko?
A tak swoją drogą...Rogue już nie długo popełni straszny błąd :)
-^^-
sobota, 16 lipca 2016
Rozdział 24
- Simon! - przytuliłam go ciesząc się, że spotkałam tu jakąś znajmą twarz. No i jednocześnie zeszłyśmy z Sophią z tego niebezpiecznego dla mnie tematu. - Chwila... co tu robisz?
- No właśnie. Co ty tu robisz? - Sophia patrzyła na niego tym swoim podejrzliwym wzrokiem i postawą godną naburmuszonej dziewczynki.
- Chyba nie macie pojęcia co tu się dzieje, co? Wszystko wam wyjaśnie - wziął mnie pod ramię. To samo chciał zrobić z brązowowłosą ale ta sugestywnie się odsunęła. - Wciąż mnie nie lubisz, co? Jak sobie chcesz - uśmiechnął się i zaczął nas prowadzić jakimś korytarzem. Wydawał się pewny siebie. Jakby doskonale wiedział gdzie zmierza. Jednak nie przywiązałam do tego faktu zbyt wiele uwagi. Byłam bardziej zajęta jego opowieściami.
- A więc chcesz mi powiedzieć, że siedzimy w jakieś mrocznej gildii o nawie żywcem z mitologii gdzie pomieszkują demony? - dziewczyna patrzyła na niego sceptycznie.
- Nic mi nie powiedzieli - mruknęłam zdając sobie sprawę, że tak naprawdę członkowie Sabertooth nigdy nie dzielili się ze mną swoimi jakimiś sprawami. Jak się pytałam chociażby o treść misji mówili, że "mnie to nie dotyczy".
- Nie musisz mi wierzyć Sophio ale jednak widzisz gdzie się znajdujemy. - wciąż się uśmiechał, choć ja nie miałam powodów do radości. - Nic ci nie powiedzieli? No cóż. Nie ma co się dziwić - zagwizdał.
- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. Powiedział to w taki sposób jakby był doskonale obyty w sytuacji.
- No przecież jeszcze do niedawna szbalozębni byli najsilniejsi w kraju. Ich członkowie nie mieli prawa przegrać. Wtedy zjawiasz się ty. Bez magii czyli dla nich bezużyteczna. Później pojawia się iskierka nadziei ale ty ją niszczysz. Archiwum. Myślisz, że oni używają cię za użyteczną? - przeszył mnie spojrzeniem.
- No...eh...Sting powiedział, że każda magia jest ważna. Że archiwum jest użyteczne - wybroniłam się przypominając sobie tamtą rozmowe.
- Oh, czyżby? Ale powiedz mi. Czy byłaś kiedyś na misji? Ale tak sama? Albo czy możesz sama chodzić po mieście? Skoro ci mówi, że jesteś bezbronna to tak samo jakby mówił, że twoja magia jest bezbronna. Inaczej mówiąc bezużyteczna.
- Ja...
- Zaraz, zaraz...a ty to skąd wiesz, że nie może sama chodzić po miesteczku? I co jej Sting mówi? - Sophia wciąż mu nie ufała, za to ja zaczęłam się głęboko zastanawiać nad moją relacją z szablozębnymi.
- Nie wiedziałem. Zgadywałem tylko i jak widać trafnie - wzruszył ramionami - Przykro mi że niszcze ci teraz twoje poniekąd nowe życie - objał mnie ramieniem - ale lepiej chyba znać prawdę, co nie? Oni nas niedocenają. Jedynie my wiemy jaka potęga drzemie w technologii - zaczął mi szeptać do ucha.
- Odsuń się od niej. Co ty planujesz, co? - Sophia wyrwała mnie z jego objęć. Coś czuje, że już go nie polubi.
- Ja tylko jej pomagam.
- Sophia...jest okey. Myślę, że ma racje.
- Co? - odwróciła się zaskoczona w moją stronę. - Przecierz... widziałam, że raczej dobrze się z nimi dogadujesz.
- Owszem, to prawda... ale jak o tym myślę to rzeczywiście nigdy nie angażowali mnie w życie gildii....
- A ty się w nie angażujesz? - zmrużyła oczy.
- Dziewczyny...lepiej przedostańmy się w jakieś bezpieczne miejsce - wszedł między nas, aby dalej iść przed siebie. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim, by za chwilę zrównać się się z nim. Szliśmy w ciszy. Dla mnie to nawet lepiej. Byłam teraz w rozterce. Czuje się źle. Do tej pory miałam z gildią w miarę dobre relacje ale przez Simona czuje, że mnie oszukiwali... bawili się. Nie wiem co myśleć.
- Hej - poczułam dłoń na ramieniu. Oczywiście wiem do kogo należy. - Domyślam się o czym myślisz i powiem ci, że nie warto się tym zadręczać. Nie są tego warci - miałam coś powiedzieć ale odnoszę nie odparte wrażenie, że coś się rozgrywa niedaleko nas. Nie wiele myśląc pobiegłam za swoim przeczuciem. Słyszałam jak jeszcze oboje mnie wołają ale nie obchodziło mnie to. Biegłam korytarzami zamku, które wydawały się nie mieć końca. Po kilku skrętach i jednej wywrotce po drodze wybiegłam na swego rodzaju podwórze. Wszystko wokół było rozwalone. Sam zamek również ma za sobą czasy swojej świetności. Niedaleko stali dwaj magowie jak mniemam...dobrze myślę, że jeden z nich jest demonem, o których wspominał Simon?
- Odbiło ci? Co ci strzeliło, żeby tak ucie...ooo - Sophia stanęła obok mnie zdyszana. Simon doszedł chwilę po niej. - Gray? - szepnęła zszokowana.
- Chodźmy stąd lepiej - chłopak złapał mnie za ramię ale ja się wyrwałam i podeszłam do najbliższej skały i schowałam się za nią. Obserwowałam to całe zdarzenie. Czułam się...przerażona ale jednocześnie zafascynowana rozgrywająca się przede mną sceną. Dwaj magowie lodu. Walczą na śmierć i życie, a jeden z nich jest najprawdziwszym demonem. To wszystko musi mi się śnić. Niestety to nie sen i niestety ale wyżej wspomniany Gray obrywał.
- Te demony są silne...są tutaj inni? Dadzą sobie z nimi radę?... zginiemy? - mamrotałam.
- Nie, nie zginiemy - usłyszałam za sobą.
- Skąd ta pewność, Simon?
- Pamiętacie jak wspomniałem o "face'ach"? - pokiwałyśmy twierdząco głowami - Można je tak ustawić aby unicestwiły magię demonów.
- I co nam daje ta informacja? - Sophia spoglądała na niego z irytacją.
- Istnieje w tym zamku sala... główna baza "mózgowa". Z tego miejsca można aktywować face'y. Jednak potrzebny jest do tego ktoś kto się na tym zna.
- Ty się znasz - wskazałam na niego.
- Ja nie jestem magiem archiwum, Nathalie. Ale ty jesteś. Możesz to zrobić. Pokażesz im wszystkim, że jesteś silna. Nie chcesz tego? Mag Archiwum pokonuje wszystkie demony i ratuje wszystkich. Wszyscy pożałują tego, że cię zlekceważyli - namawiał mnie.
- Nie wierzę, że to powiem ale on poniekąd ma rację. Jeśli jesteśmy wstanie w prosty sposób je pokonać to czemu nie? - skoro nawet moja przyjaciółka się z nim zgadza, to ja też.
- Okey, wchodzę w to - zostawiłam walczących tam mężczyzn i wróciłam do zamku nie czekając na resztę. Znów szliśmy w ciszy.
- Ciekawe co się dzieje z innymi - Sophia wyglądała na zmartwioną.
- Trzeba być dobrej myśli, nie? - uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco - Znajdźmy tą sale, zniszczmy demony i wszystko będzie grało.
- Nathalie. Nie wydaję mi się, żeby to było takie łatwe. Zastanów się...
- Ufam mu
- Może to jest twój błąd. Prawie go nie znasz! - wytknęła mi.
- A mamy inny wybór? - warknęłam naburmuszona i przyśpieszyłam kroku. Skręcaliśmy właśnie w kolejny korytarz kiedy usłyszałam hałas. Cała nasza trójka automatycznie odwróciła się w kierunku z którego dobiegał hałas.
- Pośpieszmy się
- Nie - pobiegłam znów ignorując Simona. Chce wiedzieć co się stało. Tym razem brązowowłosa mnie wyprzedziła. Wypadłyśmy na podwórze gdzie stała ta sama blondynka, którą zraniła Minerva podczas turnieju. A przednią leżał jakiś dziwny facet. Czyżby go przed chwilą pokonała?
- Lucy!? - krzyknęła zaskoczona i jednocześnie przerażona Sophia.
- Sophia? ... Nathalie? Co wy tu robicie? Nie powinnyście tutaj przebywać - blondyna odwróciła się w naszą stronę. - Zaraz powiadomię resztę, nie powinniście być same. - wyglądała na wyczerpaną.
- Nie jesteśmy same. Jest z nami Simon. - wskazałam na chłopaka, który z dziwnego powodu nie wychylał się za bardzo.
- Co? - spojrzała w jego kierunku. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Lucy wyglądała na mocno zdziwioną. Chłopak widząc to podszedł szybko do mnie i zaczął ciągnąć mnie z powrotem do środka.
- Dziewczyny! Czekajcie! Nie możecie z nim iść, to jest...! - nie usłyszałam do końca co mówi, bo już pędziliśmy całą trójką korytarzem.
- Poczekaj, nie tak szybko - zaparłam się nogami. - O co chodzi?
- Właśnie. Lucy nie wyglądała na zachwyconą gdy cie zobaczyła. Znacie się? - Sophia rozpoczęła swoje przesłuchanie.
- Może po prostu za sobą nie przepadamy? Tak jak ty za mną - wzruszył nerwowo ramionami.
- To dlaczego zacząłeś z nami uciekać? Myślę, że w naszej sytuacji było to głupie i dziwne... - zrobiła pauze - ty coś ukrywasz - wyglądała jakby doznała olśnienia.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do sali i zniszczyć demony, czyż nie? Po co marnować czas na jakieś pogaduszki?
- Mogła nas zaprowadzić do pozostałych! Nie musielibyśmy się ukrywać!
- Wcale się nie ukrywamy. Ja staram się nam wszystkim pomóc ale ty przejawiasz teraz postawę godną Sabertooth. Uważasz, że jesteście słabe? Że Nathalie sobie nie poradzi? - przeszył ją spojrzeniem.
- Wcale nie o to mi chodziło, ja...
- Twoja przyjaciółka w ciebie wątpi. Nie chce dać ci zaistnieć. Woli żebyś znów była zamknięta. Zależna od innych. Ale my jeszcze mamy szanse - Simon przerwał jej i zwrócił się do mnie. Przez całą ich wymianę zdań milczałam chcąc to wszystko jakoś przemyśleć. Wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Nathalie, znamy się od lat. Wiesz co o tobie myślę. Nie idź z nim, mam złe przeczucia - patrzyła na mnie błagalnie ale ja... czułam się taka bezradna w tym świecie. Na ziemi...w mej ukochanej Florencji czułam się szanowana. Na uniwersytecie liczą się z moim zdaniem. Wykonuje ważne projekty. Ludzie zwracali się do mnie po pomoc, a tu nagle zjawiam się w jakimś obcym świecie, który niweluje moją dawną postawę. Ale teraz... jeżeli rzeczywiście bym włączyła te "face'y"...pokonała demony. Zyskałabym to co na ziemi. Szacunek.
- Myślę... że tak będzie lepiej - złapałam go za rękę.
- Dobry wybór - przyciągnął mnie bliżej siebie - sprawię, że będziesz wielka. Już nikt ci nie podskoczy - szepnął mi do ucha.
- Nathalie!
- Myślę, że już za późno - zwrócił się do mojej przyjaciółki. Złapał mnie za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
----------------------------------------------------------------------------------------
Wow, Simon jaki z ciebie manipulator...albo to Nathalie jest wyjątkowo głupia :D
No ale czego to się nie robi, by się przypodobać facetowi, co nie?
Tylko trochę Stinga szkoda. On się napracuję,a tu przyjdzie jakiś żabojad, który niszczy jego pracę.
Ale może Simon miał racje? No bo jakby się zastanowić...
Piszcie :3
Miłego weekend'u -^^-
- No właśnie. Co ty tu robisz? - Sophia patrzyła na niego tym swoim podejrzliwym wzrokiem i postawą godną naburmuszonej dziewczynki.
- Chyba nie macie pojęcia co tu się dzieje, co? Wszystko wam wyjaśnie - wziął mnie pod ramię. To samo chciał zrobić z brązowowłosą ale ta sugestywnie się odsunęła. - Wciąż mnie nie lubisz, co? Jak sobie chcesz - uśmiechnął się i zaczął nas prowadzić jakimś korytarzem. Wydawał się pewny siebie. Jakby doskonale wiedział gdzie zmierza. Jednak nie przywiązałam do tego faktu zbyt wiele uwagi. Byłam bardziej zajęta jego opowieściami.
- A więc chcesz mi powiedzieć, że siedzimy w jakieś mrocznej gildii o nawie żywcem z mitologii gdzie pomieszkują demony? - dziewczyna patrzyła na niego sceptycznie.
- Nic mi nie powiedzieli - mruknęłam zdając sobie sprawę, że tak naprawdę członkowie Sabertooth nigdy nie dzielili się ze mną swoimi jakimiś sprawami. Jak się pytałam chociażby o treść misji mówili, że "mnie to nie dotyczy".
- Nie musisz mi wierzyć Sophio ale jednak widzisz gdzie się znajdujemy. - wciąż się uśmiechał, choć ja nie miałam powodów do radości. - Nic ci nie powiedzieli? No cóż. Nie ma co się dziwić - zagwizdał.
- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. Powiedział to w taki sposób jakby był doskonale obyty w sytuacji.
- No przecież jeszcze do niedawna szbalozębni byli najsilniejsi w kraju. Ich członkowie nie mieli prawa przegrać. Wtedy zjawiasz się ty. Bez magii czyli dla nich bezużyteczna. Później pojawia się iskierka nadziei ale ty ją niszczysz. Archiwum. Myślisz, że oni używają cię za użyteczną? - przeszył mnie spojrzeniem.
- No...eh...Sting powiedział, że każda magia jest ważna. Że archiwum jest użyteczne - wybroniłam się przypominając sobie tamtą rozmowe.
- Oh, czyżby? Ale powiedz mi. Czy byłaś kiedyś na misji? Ale tak sama? Albo czy możesz sama chodzić po mieście? Skoro ci mówi, że jesteś bezbronna to tak samo jakby mówił, że twoja magia jest bezbronna. Inaczej mówiąc bezużyteczna.
- Ja...
- Zaraz, zaraz...a ty to skąd wiesz, że nie może sama chodzić po miesteczku? I co jej Sting mówi? - Sophia wciąż mu nie ufała, za to ja zaczęłam się głęboko zastanawiać nad moją relacją z szablozębnymi.
- Nie wiedziałem. Zgadywałem tylko i jak widać trafnie - wzruszył ramionami - Przykro mi że niszcze ci teraz twoje poniekąd nowe życie - objał mnie ramieniem - ale lepiej chyba znać prawdę, co nie? Oni nas niedocenają. Jedynie my wiemy jaka potęga drzemie w technologii - zaczął mi szeptać do ucha.
- Odsuń się od niej. Co ty planujesz, co? - Sophia wyrwała mnie z jego objęć. Coś czuje, że już go nie polubi.
- Ja tylko jej pomagam.
- Sophia...jest okey. Myślę, że ma racje.
- Co? - odwróciła się zaskoczona w moją stronę. - Przecierz... widziałam, że raczej dobrze się z nimi dogadujesz.
- Owszem, to prawda... ale jak o tym myślę to rzeczywiście nigdy nie angażowali mnie w życie gildii....
- A ty się w nie angażujesz? - zmrużyła oczy.
- Dziewczyny...lepiej przedostańmy się w jakieś bezpieczne miejsce - wszedł między nas, aby dalej iść przed siebie. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim, by za chwilę zrównać się się z nim. Szliśmy w ciszy. Dla mnie to nawet lepiej. Byłam teraz w rozterce. Czuje się źle. Do tej pory miałam z gildią w miarę dobre relacje ale przez Simona czuje, że mnie oszukiwali... bawili się. Nie wiem co myśleć.
- Hej - poczułam dłoń na ramieniu. Oczywiście wiem do kogo należy. - Domyślam się o czym myślisz i powiem ci, że nie warto się tym zadręczać. Nie są tego warci - miałam coś powiedzieć ale odnoszę nie odparte wrażenie, że coś się rozgrywa niedaleko nas. Nie wiele myśląc pobiegłam za swoim przeczuciem. Słyszałam jak jeszcze oboje mnie wołają ale nie obchodziło mnie to. Biegłam korytarzami zamku, które wydawały się nie mieć końca. Po kilku skrętach i jednej wywrotce po drodze wybiegłam na swego rodzaju podwórze. Wszystko wokół było rozwalone. Sam zamek również ma za sobą czasy swojej świetności. Niedaleko stali dwaj magowie jak mniemam...dobrze myślę, że jeden z nich jest demonem, o których wspominał Simon?
- Odbiło ci? Co ci strzeliło, żeby tak ucie...ooo - Sophia stanęła obok mnie zdyszana. Simon doszedł chwilę po niej. - Gray? - szepnęła zszokowana.
- Chodźmy stąd lepiej - chłopak złapał mnie za ramię ale ja się wyrwałam i podeszłam do najbliższej skały i schowałam się za nią. Obserwowałam to całe zdarzenie. Czułam się...przerażona ale jednocześnie zafascynowana rozgrywająca się przede mną sceną. Dwaj magowie lodu. Walczą na śmierć i życie, a jeden z nich jest najprawdziwszym demonem. To wszystko musi mi się śnić. Niestety to nie sen i niestety ale wyżej wspomniany Gray obrywał.
- Te demony są silne...są tutaj inni? Dadzą sobie z nimi radę?... zginiemy? - mamrotałam.
- Nie, nie zginiemy - usłyszałam za sobą.
- Skąd ta pewność, Simon?
- Pamiętacie jak wspomniałem o "face'ach"? - pokiwałyśmy twierdząco głowami - Można je tak ustawić aby unicestwiły magię demonów.
- I co nam daje ta informacja? - Sophia spoglądała na niego z irytacją.
- Istnieje w tym zamku sala... główna baza "mózgowa". Z tego miejsca można aktywować face'y. Jednak potrzebny jest do tego ktoś kto się na tym zna.
- Ty się znasz - wskazałam na niego.
- Ja nie jestem magiem archiwum, Nathalie. Ale ty jesteś. Możesz to zrobić. Pokażesz im wszystkim, że jesteś silna. Nie chcesz tego? Mag Archiwum pokonuje wszystkie demony i ratuje wszystkich. Wszyscy pożałują tego, że cię zlekceważyli - namawiał mnie.
- Nie wierzę, że to powiem ale on poniekąd ma rację. Jeśli jesteśmy wstanie w prosty sposób je pokonać to czemu nie? - skoro nawet moja przyjaciółka się z nim zgadza, to ja też.
- Okey, wchodzę w to - zostawiłam walczących tam mężczyzn i wróciłam do zamku nie czekając na resztę. Znów szliśmy w ciszy.
- Ciekawe co się dzieje z innymi - Sophia wyglądała na zmartwioną.
- Trzeba być dobrej myśli, nie? - uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco - Znajdźmy tą sale, zniszczmy demony i wszystko będzie grało.
- Nathalie. Nie wydaję mi się, żeby to było takie łatwe. Zastanów się...
- Ufam mu
- Może to jest twój błąd. Prawie go nie znasz! - wytknęła mi.
- A mamy inny wybór? - warknęłam naburmuszona i przyśpieszyłam kroku. Skręcaliśmy właśnie w kolejny korytarz kiedy usłyszałam hałas. Cała nasza trójka automatycznie odwróciła się w kierunku z którego dobiegał hałas.
- Pośpieszmy się
- Nie - pobiegłam znów ignorując Simona. Chce wiedzieć co się stało. Tym razem brązowowłosa mnie wyprzedziła. Wypadłyśmy na podwórze gdzie stała ta sama blondynka, którą zraniła Minerva podczas turnieju. A przednią leżał jakiś dziwny facet. Czyżby go przed chwilą pokonała?
- Lucy!? - krzyknęła zaskoczona i jednocześnie przerażona Sophia.
- Sophia? ... Nathalie? Co wy tu robicie? Nie powinnyście tutaj przebywać - blondyna odwróciła się w naszą stronę. - Zaraz powiadomię resztę, nie powinniście być same. - wyglądała na wyczerpaną.
- Nie jesteśmy same. Jest z nami Simon. - wskazałam na chłopaka, który z dziwnego powodu nie wychylał się za bardzo.
- Co? - spojrzała w jego kierunku. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Lucy wyglądała na mocno zdziwioną. Chłopak widząc to podszedł szybko do mnie i zaczął ciągnąć mnie z powrotem do środka.
- Dziewczyny! Czekajcie! Nie możecie z nim iść, to jest...! - nie usłyszałam do końca co mówi, bo już pędziliśmy całą trójką korytarzem.
- Poczekaj, nie tak szybko - zaparłam się nogami. - O co chodzi?
- Właśnie. Lucy nie wyglądała na zachwyconą gdy cie zobaczyła. Znacie się? - Sophia rozpoczęła swoje przesłuchanie.
- Może po prostu za sobą nie przepadamy? Tak jak ty za mną - wzruszył nerwowo ramionami.
- To dlaczego zacząłeś z nami uciekać? Myślę, że w naszej sytuacji było to głupie i dziwne... - zrobiła pauze - ty coś ukrywasz - wyglądała jakby doznała olśnienia.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do sali i zniszczyć demony, czyż nie? Po co marnować czas na jakieś pogaduszki?
- Mogła nas zaprowadzić do pozostałych! Nie musielibyśmy się ukrywać!
- Wcale się nie ukrywamy. Ja staram się nam wszystkim pomóc ale ty przejawiasz teraz postawę godną Sabertooth. Uważasz, że jesteście słabe? Że Nathalie sobie nie poradzi? - przeszył ją spojrzeniem.
- Wcale nie o to mi chodziło, ja...
- Twoja przyjaciółka w ciebie wątpi. Nie chce dać ci zaistnieć. Woli żebyś znów była zamknięta. Zależna od innych. Ale my jeszcze mamy szanse - Simon przerwał jej i zwrócił się do mnie. Przez całą ich wymianę zdań milczałam chcąc to wszystko jakoś przemyśleć. Wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Nathalie, znamy się od lat. Wiesz co o tobie myślę. Nie idź z nim, mam złe przeczucia - patrzyła na mnie błagalnie ale ja... czułam się taka bezradna w tym świecie. Na ziemi...w mej ukochanej Florencji czułam się szanowana. Na uniwersytecie liczą się z moim zdaniem. Wykonuje ważne projekty. Ludzie zwracali się do mnie po pomoc, a tu nagle zjawiam się w jakimś obcym świecie, który niweluje moją dawną postawę. Ale teraz... jeżeli rzeczywiście bym włączyła te "face'y"...pokonała demony. Zyskałabym to co na ziemi. Szacunek.
- Myślę... że tak będzie lepiej - złapałam go za rękę.
- Dobry wybór - przyciągnął mnie bliżej siebie - sprawię, że będziesz wielka. Już nikt ci nie podskoczy - szepnął mi do ucha.
- Nathalie!
- Myślę, że już za późno - zwrócił się do mojej przyjaciółki. Złapał mnie za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
----------------------------------------------------------------------------------------
Wow, Simon jaki z ciebie manipulator...albo to Nathalie jest wyjątkowo głupia :D
No ale czego to się nie robi, by się przypodobać facetowi, co nie?
Tylko trochę Stinga szkoda. On się napracuję,a tu przyjdzie jakiś żabojad, który niszczy jego pracę.
Ale może Simon miał racje? No bo jakby się zastanowić...
Piszcie :3
Miłego weekend'u -^^-
środa, 13 lipca 2016
Rozdział 23
Kiedy tylko wróciłam do Fairy Tail, od razu skierowałam się do pokoju mistrza. Musiałam wiedzieć, co z Laxusem.
Kiedy dowiedziałam się, co stało się Laxusowi i jego drużynie, serce mi zamarło. Laxus ranny? Że ten wielkolud, który zawsze bronił mnie na wszystkich misjach. Mój brat... Nie obchodziło mnie, czy Nathalie chce, żebym została, czy nie. Ja musiałam wracać. Musiałam się upewnić, że to nie jest żart.
I teraz, jak stoję przed gabinetem dziadziusia, a w gildii jest ciszej i smutniej niż zazwyczaj już wiem, że to nie jest żart. Te wszystkie przekomarzania mogę stracić na zawsze.
Niby to jest tylko parę dni, najwyżej miesiąc przebywania tutaj, ale świadomość, że przez ten czas zdążyłam go chociaż chwile poznać, a nawet polubić i zacząć traktować jak własnego brata, dobijała mnie. Zapukałam do pokoju. Otworzył mi smutny Macarov. To mnie jeszcze bardziej dobiło. Oczy zaczęły mnie palić. Nie. Nie będę płakać. Musze być twarda. Weszłam do gabinetu i siadłam na krześle. Macarov usiadł przede mną. Spojrzałam na niego. W jego oczach była powaga.
- Laxus został ranny kilka minut temu podczas wypełniania misji. Do jego ciała dostały się cząsteczki anty magiczne. Powoli zabijają go od środka. - powiedział przygnębionym głosem Macarov. Zamknęłam oczy. Nie płacz, cholera. Bądź dzielna. Jak na pogrzebie babci. Jak przy zakopywaniu Pieszczocha. Bądź dzielna.
Kilka razy wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową. Macarov spoglądał na mnie.
- Reszta jego drużyny nie jest w takim ciężkim stanie, jak on, jednak nadal jest szansa, że to się dla niego źle skończy. - mówił dalej. Zacisnęłam pięści.
- Dlaczego... - mój głos zaczął drżeć. Przełknęłam ślinę. - Dlaczego Laxus jest w o wiele cięższym stanie? - spytałam ledwo dając radę.
- Żeby innym magom nie stała się krzywda, wchłonął cząsteczki anty magiczne. - prychnęłam. No jasne. Przecież Fairy Tail stawia bezpieczeństwo innych nad swoim. Podniosłam głowę..
- Co z nim? - spytałam. Moje ręce się strzęsą, a po ciele przechodzą dreszcze strachu. Mistrz wstał.
- Chodź ze mną, to zobaczysz. - mówiąc to skierował się do drzwi. Wstałam i poszłam za nim. Skierowaliśmy się do skrzydła szpitalnego.
Gdy tylko tam weszliśmy, zobaczyłam ich. Wszyscy leżeli z obolałymi minami. Jednak to Laxus przyciągnął mój wzrok. Blady, obolały, wręcz wyglądający na zmarłego. Ledwo co oddychał. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. Usiadłam na krześle i spojrzałam na jego twarz. Pot spływał z jego twarzy, a oddech był urywany. Świszczący. Przerażało mnie to. W jednej chwili był ze mną w pociągu, a w drugiej leżał na łóżku prawie martwy. W tej chwili żałuje, że tak się do niego odzywałam. Te wszystkie bezsensowne kłótnie, przekomarzanie, liczne fochy z mojej strony. To coraz bardziej mnie przytłaczało. Świadomość, że mogę go stracić coraz bardziej do mnie docierała.
Nie wytrzymałam. Łzy poleciały po mojej twarzy. Wypuściłam powietrze.
- Jeśli mnie słyszysz Laxus, to posłuchaj. Nie waż mi się umierać, jasne. - mówiłam drżącym głosem. Obok mnie stanął Macarov. - Jeśli umrzesz, to kto będzie mnie denerwował, przekomarzał się ze mną jak ty. Kto będzie mi wytykał błędy jak ty. Kto się będzie o mnie martwił jak ty. Nikt. Ponieważ nikt nie będzie potrafił ciebie zastąpić. Tej twojej pokaleczonej twarzy, grymasu złości, poirytowanego tonu głosu. Nikt nie potrafi zastąpić ciebie. Dlatego nie umieraj mi tu, jasne?- powiedziałam przecierając łzy. Spojrzałam na dziadziunia. On też płakał.
Kiedy dowiedziałam się, co stało się Laxusowi i jego drużynie, serce mi zamarło. Laxus ranny? Że ten wielkolud, który zawsze bronił mnie na wszystkich misjach. Mój brat... Nie obchodziło mnie, czy Nathalie chce, żebym została, czy nie. Ja musiałam wracać. Musiałam się upewnić, że to nie jest żart.
I teraz, jak stoję przed gabinetem dziadziusia, a w gildii jest ciszej i smutniej niż zazwyczaj już wiem, że to nie jest żart. Te wszystkie przekomarzania mogę stracić na zawsze.
Niby to jest tylko parę dni, najwyżej miesiąc przebywania tutaj, ale świadomość, że przez ten czas zdążyłam go chociaż chwile poznać, a nawet polubić i zacząć traktować jak własnego brata, dobijała mnie. Zapukałam do pokoju. Otworzył mi smutny Macarov. To mnie jeszcze bardziej dobiło. Oczy zaczęły mnie palić. Nie. Nie będę płakać. Musze być twarda. Weszłam do gabinetu i siadłam na krześle. Macarov usiadł przede mną. Spojrzałam na niego. W jego oczach była powaga.
- Laxus został ranny kilka minut temu podczas wypełniania misji. Do jego ciała dostały się cząsteczki anty magiczne. Powoli zabijają go od środka. - powiedział przygnębionym głosem Macarov. Zamknęłam oczy. Nie płacz, cholera. Bądź dzielna. Jak na pogrzebie babci. Jak przy zakopywaniu Pieszczocha. Bądź dzielna.
Kilka razy wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową. Macarov spoglądał na mnie.
- Reszta jego drużyny nie jest w takim ciężkim stanie, jak on, jednak nadal jest szansa, że to się dla niego źle skończy. - mówił dalej. Zacisnęłam pięści.
- Dlaczego... - mój głos zaczął drżeć. Przełknęłam ślinę. - Dlaczego Laxus jest w o wiele cięższym stanie? - spytałam ledwo dając radę.
- Żeby innym magom nie stała się krzywda, wchłonął cząsteczki anty magiczne. - prychnęłam. No jasne. Przecież Fairy Tail stawia bezpieczeństwo innych nad swoim. Podniosłam głowę..
- Co z nim? - spytałam. Moje ręce się strzęsą, a po ciele przechodzą dreszcze strachu. Mistrz wstał.
- Chodź ze mną, to zobaczysz. - mówiąc to skierował się do drzwi. Wstałam i poszłam za nim. Skierowaliśmy się do skrzydła szpitalnego.
Gdy tylko tam weszliśmy, zobaczyłam ich. Wszyscy leżeli z obolałymi minami. Jednak to Laxus przyciągnął mój wzrok. Blady, obolały, wręcz wyglądający na zmarłego. Ledwo co oddychał. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. Usiadłam na krześle i spojrzałam na jego twarz. Pot spływał z jego twarzy, a oddech był urywany. Świszczący. Przerażało mnie to. W jednej chwili był ze mną w pociągu, a w drugiej leżał na łóżku prawie martwy. W tej chwili żałuje, że tak się do niego odzywałam. Te wszystkie bezsensowne kłótnie, przekomarzanie, liczne fochy z mojej strony. To coraz bardziej mnie przytłaczało. Świadomość, że mogę go stracić coraz bardziej do mnie docierała.
Nie wytrzymałam. Łzy poleciały po mojej twarzy. Wypuściłam powietrze.
- Jeśli mnie słyszysz Laxus, to posłuchaj. Nie waż mi się umierać, jasne. - mówiłam drżącym głosem. Obok mnie stanął Macarov. - Jeśli umrzesz, to kto będzie mnie denerwował, przekomarzał się ze mną jak ty. Kto będzie mi wytykał błędy jak ty. Kto się będzie o mnie martwił jak ty. Nikt. Ponieważ nikt nie będzie potrafił ciebie zastąpić. Tej twojej pokaleczonej twarzy, grymasu złości, poirytowanego tonu głosu. Nikt nie potrafi zastąpić ciebie. Dlatego nie umieraj mi tu, jasne?- powiedziałam przecierając łzy. Spojrzałam na dziadziunia. On też płakał.
***
Zobaczyłam Nathalie zbliżającą się do gildii. Nie chciałam za bardzo z nikim gadać po tym, co stało się dwa dni temu, jednak jej przybycie trochę mnie uspokoiło. Widywała mnie w gorszych momentach. Wywołałam uśmiech na swojej twarzy i podeszłam do niej. Przywitałam się. Oczywiście zapytałam, jak tam randka. Widziałam na jej twarzy, że nie chciała o tym rozmawiać. Chciała przesunąć termin na kiedy indziej. Nie mogłam jej na to pozwolić. Jednak kiedy chciałam jej przerwać, kufel przeleciał jej przed nosem. Wewnętrznie zaśmiałam się z jej miny. Pogadałyśmy jeszcze trochę o mojej cierpliwości do tej gildii i wyszłyśmy. Zaciągnęłam ją do kawiarenki, którą pokazała mi Evergreen. Na chwile posmutniałam, ale szybko przywołałam się do porządku. Nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek to zobaczył. Nie chciałam pokazywać słabości. Jeszcze do tego, kiedy Tartaros ma zamiar zaatakować.
Wczoraj podsłuchałam rozmowę mistrza i Erzy. Rozmawiali o ataku członka Tartsros na Erę. Wszyscy zabici. Jedynie jakiś Doranbolt ocalał. Po ataku na restaurację byłego członka Ery, u którego Laxus tak ucierpiał, Macarov wysłał członków drużyn do byłych innych. Słyszałam, że jak na razie słabo idzie. Można było się spodziewać wszystkiego w tej chwili.
- Sofia... Sofia! - usłyszałam. Podskoczyłam i spojrzałam na Nathalie. Zauważyłam, że spogląda na mnie ze zmartwieniem. Uśmiechnęłam się.
- Na pewno wszystko w porządku z Laxusem? - spytała się. Kiwnęłam głową i zamówiłam koktajl bananowy. Ona natomiast zamówiła truskawkowy. Siedziałyśmy, gadałyśmy. Może z raz się zaśmiałam. Jednak nadal nie mogłam zapomnieć tego, co się stało.
***
Spojrzałam na Nathalie. Minęły dwa dni, odkąd tu jest. W tym czasie do Fairy Taiil wrócili wszyscy, którzy zostali wysłani na misje. Patrząc na ich smutne miny, widziałam, że się nie powiodło. W tej chwili wrócił Elfman. Przyjrzałam się mu.
Nie wyglądał tak, jak zawsze. Był bardziej... poddenerwowany? Nie wiedziałam za bardzo, jak to określić. Wydawał się... nieobecny duchem.
Siedziałam własnie przy barku pijąc sok pomarańczowy i gadając z Mirą, kiedy do pomieszczenia wpadła zdyszana Cana.
- Cana? - szepnęłam. Widać było, że jest czym zszokowana.
- Bez zbędnych pytań i protestów. Wszyscy do kart! - krzyknęła wyciągając ze swojej toeby talię kart.
- Co? Ale, o co?... - usłyszałam obok siebie. Chciałam spojrzeć na Nathalie jednak już byłam uwięziona w karcie. Stuknęłam w tą dziwną powłokę.
- H... hej! - zaczęłam walić. Widziałam wszystko,co dzieje się na zewnątrz. Happy złapał moja kartę i zaczął lecieć. Ze swojego położenia zobaczyłam, jak gildia wybucha. Gdyby nie Cana... Przełknęłam ślinę.
Nagle coś się stało i moja karta zaczęła spadać. Rozejrzałam się zszokowana. Spadała na jakiś dziwny teren. Zanim si,e zorientowałam, nie byłam już w karcie. Niedaleko mnie leżała Nathaie. Szybko podeszłam do niej. Spoglądała zszokowana w niebo.
- Co... co to do jasnej cholery było?! - krzyknęła. Westchnęłam.
- Ktoś wysadził Fairy Tail. - powiedziałam rozglądając się. To nie wyglądało na normalny teren przy Magnolii. Bardziej jak... świątynia? Budowla wybudowana w skale? Nie wiedziałam jak to określić. Wiedziałam jednak, że jesteśmy w kiepskiej pozycji. Dziewczyna używająca Archiwum oraz ledwo co posługująca się swoją mocą druga. Zostały rozdzielone ze swoją gidią. Znajdują sie teraz na nieznanym sobie terenie. To nie jest najlepszy sposób na spędzenie popołudnia z przyjaciółką.
- Musimy jakoś dołączyć do reszty gildii. - powiedziała Nathalie wstając.
- Masz rację. Tylko gdzie oni są? - wyszeptałam.
- Nie wiem. Może jak pójdziemy przed siebie, to coś znajdziemy? - zaproponowała Nathalie. Doobra... jest jakiś początek. Kiwnęłam głową. Zaczęłyśmy iść przed siebie. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Byle tylko nie zacząć panikować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to pomagało.
- A może w końcu opowiesz mi o swojej randce? W końcu jesteś już przy mnie drugi dzień, a jeszcze się nie pochwaliłaś. To jak tam z Hibikim? Wypali coś? Mam już się szykować na zaskoczenie? - spytałam poruszając zabawnie brwiami. Ta spojrzała na mnie speszona. Uśmiechnęła się.
- Taaa... jeśli o to chodzi...
- No dawaj. Wiesz, że ja chętnie posłucham o twoich miłosnych podbojach. - roześmiałam się. Wiedziałam, że jestem w tej chwili wobec niej nie fair, ale musiałam się odstresować. To, co działo się przez ostatnie dwa dni psychicznie wykończyło mnie. Nie chciałam się tym dalej zamęczać, dlatego zaczęłam skupiać się na Nathalie. A to, że ona ostatnio szaleje, to nie moja wina. Zaczęłam ja przekonywać, by wszystko mi wyśpiewała.
- Nie możesz się teraz wycofać!
- Mogę.
- Przykro mi, ale poinformowanie mnie, że idziesz na randkę z Hibikim było jednym z twoich najgorszych pomysłów.
- Nie powiem ci.
- A ja wiem, że powiesz.
- Nie powiem.
- Powiesz. W końcu się do wiem, jak poszło. Może Sting wie? - zapytałam się przykładając palca do brody.
- Nawet się nie waż!
- Wiesz co? Zapytam się go przy następnym spotkaniu. - powiedziałam uśmiechając się. Dziewczyna spaliła buraka.
- Nie waż się...
- Mogę się dołączyć? - usłyszałam dobrze znajomy głos. Spoważniałam i spojrzałam na Simona.
-------------------------------------------------------------------------
Widać wakacje mocno się wam udzielają bo aktywność spadła...czyli mam rozumieć, że tylko my leniuchujemy w domu?
Widzimy, że zaczyna się dziać coś więcej...teraz powinno być więcej emocji...powinno. Ja osobiście czytając dalsze rozdziały czuję tę rozpacz i złość ale my to w sumie poniekąd "musimy" czuć :D
Więc zgłaszać się, kto z nami został? Kto również marnuje życie przed kompem? Ewentualnie telefonem :3
Życzę wszystkim ciepłych wakacyjnych dni ( bo u nas to tak słabo trochę...:/ )
-------------------------------------------------------------------------
Widać wakacje mocno się wam udzielają bo aktywność spadła...czyli mam rozumieć, że tylko my leniuchujemy w domu?
Widzimy, że zaczyna się dziać coś więcej...teraz powinno być więcej emocji...powinno. Ja osobiście czytając dalsze rozdziały czuję tę rozpacz i złość ale my to w sumie poniekąd "musimy" czuć :D
Więc zgłaszać się, kto z nami został? Kto również marnuje życie przed kompem? Ewentualnie telefonem :3
Życzę wszystkim ciepłych wakacyjnych dni ( bo u nas to tak słabo trochę...:/ )
sobota, 9 lipca 2016
Rozdział 22
- Co? Ale że jak to? Nie zgadzam się! - zaprotestowałam. Jeszcze nic nie zdążyłyśmy zrobić, a ona ma wracać? Kpiny!
- Obawiam się, że nie masz prawa głosu w tej sprawie - blondyn spoglądał groźnie na jeszcze obcego mu przybysza. Za to ja jestem zafascynowana gościem. Ktoś z ziemi! Jak miło...
- Ale..ale...w takim razie jadę z nią - Sofia spojrzała na mnie zdziwiona, tak jak reszta.
- Wielki Mistrz chce żebyś została w gildii. Powinnaś się go słuchać - podszedł do mnie mały, czerwony kotek.
- Tyle, że ten "Wielki Mistrz" nie jest moim ojcem ani nie jestem członkinią żadnej gildii. Mogę robić co chcę - przykucnęłam przy zwierzaku. - Dojdę jutro, albo pojutrze...no wiesz... - dodałam przypominając sobie, że jednak nie powinnam tak wystawiać Hibikiego do wiatru.
- Wporzo...lepiej, pójdę się spowrotem spakować - mruknęła, a ja odwróciłam się w stronę naszego dotąd milczącego gościa.
- Simon mówisz? To imię brytyjskie ale chyba nie tylko, co? - uśmiechnęłam się.
- Jestem Francuzem - odparł z uśmiechem.
- Francja? Jak cudnie, zawsze chciałam pojechać do Paryża - rozmarzyłam się. Słyszałam, że to cudowne miasto, zwłaszcza nocą. - Może wrócimy razem? Co? Chętnie dowiem się więcej. - rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych. Sofia wyglądała na podejrzliwą. Pewnie dlatego, że jeszcze chwile wcześniej skakali do siebie z mieczami. Chłopcy też nie byli zachwyceni. Szłam z Simonem na czele wypytując o różnego rodzaju rzeczy. Dziewczyna szła prawie na równi z nami chyba wciąż niezbyt ufna. Chłopcy wraz z excedami byli na samym końcu milcząc.
- To naprawdę niesamowite spotkać tutaj kogoś z ziemi. Ktoś kto jednak wie czym jest telefon - zachichotałam.
- To uczucie kiedy szukasz porównania do czegoś ale oni i tak nic nie zrozumieją.
- Dokładnie. Powiedz. Mieszkasz we Francji od zawsze? Czy tylko stamtąd pochodzisz?
- Urodziłem się w tak małym mieście o którym nie warto wspominać. Ale teraz mieszkam w mieścinie niecałą godzinę drogi od Paryża.
- Wow, ale szczęściarz - zachwyciłam się. Rzadko kiedy spotykam obcokrajowców. A nawet jeśli to byli co najwyżej hiszpanie czy portugalczycy, a nasz język czy kultura wiele się nie różni.
- Nie rozumiem czym się tak podniecasz - wtrącił się wreszcie zirytowany Sting.
- Mówi się, że Francuski to język miłośći, a Paryż jest miastem zakochanych - wytłumaczyłam spoglądając na niego z szerokim uśmiechem.
- Możesz być pewny, że jeśli zabierzesz dziewczyne do Paryża i w nocy pójdziecie na szczyt wieży Efflia oświadczając jej się, to uznają to za szczyt romantyzmu. Prawie nic tego nie przebije - dodała Sofia.
- Jeżeli kiedyś będzie dane nam wrócić, to z wielką chęcią cię tam zabiorę - Simon obdarzył mnie jednym z piękniejszych uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam. Usłyszałam tylko prychnięcie za sobą.
- A ty Sofio? Chyba niezbyt mi teraz ufasz co? - zwrócił się do dziewczyny.
- Wybacz ale na ogół nie mam zaufania do ludzi z którymi w ten sposób rozpoczynam znajomość.
- Być może masz rację... ale chyba zauważyłaś jaki jest ten świat. Nie warto ryzykować prawda? To ty w końcu chciałaś pierwsza zaatakować - dziewczyna tylko patrzyła na niego zaskoczona.
- Tak... to prawda - ten wywód chyba dał jej odrobinę do myślenia.
- Może coś powiesz po francusku? - zaczepiłam chłopaka.
- Mon nom est Simon. Je viens de France.
- Wow, jaki boski akcent. Co to znaczy?
- Nazywam się Simon, pochodzę z Francji - uśmiechał się najwyraźniej zadowolony z mojego towarzystwa.
- Dobrze...Simon... może powiesz czym się zajmujesz? - Sting patrzył na niego kpiąco. Dlaczego mam wrażenie, że nie lubi każdego chłopaka który nie należy do Sabertooth? Do dziewczyn odnosi się normalnie.
- Ja? hmm, potrafię walczyć. Od dziecka uczęszczałem na boks co mi się przydało w tym świecie. Jednak coś co lubię nie mogę tu wykonywać bo tego nie ma - mówił niezadowolony.
- Oh? Co to takiego? - zmartwiłam się.
- Bawiłem się trochę informatyką
- Poważnie? Ja jestem na uniwersytecie technologicznym we Włoszech - znalazłam kogoś nie dość, że z ziemi, to jeszcze kogoś kto będzie rozumiał o czym czasem mówię!
- Nie wyglądasz - przejechał po mnie wzrokiem.
- Ponieważ przeskoczyłam dwie klasy - zaczęłam bawić się włosami.
- Dobrze, koniec tego spoufalania się. Pana już żegnam - mistrz gildii wygoniłam przybysza. Rogue przez cały ten czas się nie odzywał ale również wyglądał inaczej. Jakby też był zdenerwowany.
- No to my pójdziemy przygotować Sofie na podróż powrotną. - pognałyśmy na górę Z uśmiechem zasiadłam na brzegu mego łóżka.
- Co to było? - Sofia wyglądała na oburzoną ale jednocześnie zaskoczoną.
- Ale że o co ci chodzi?
- Ty z nim normalnie flirtowałaś. Cały czas się uśmiechałaś, chichotałaś...trzymałaś pod ramię. Od kiedy się tak zachowujesz?
- Wcale z nim nie flirtowałam! Wyolbrzymiasz tą całą sytuację. Poprostu byłam miła. No i rozśmieszał mnie, to się śmiałam. No i zna się na ifnormatyce! Rozumiesz to? - szczęście musiałam mieć wymalowane na twarzy.
- Jak na moje możesz robić co chcesz ale pamiętaj, że poznałyśmy go niecałą godzinę temu. Nie masz pojęcia jaki jest, zachowaj dystans, dobrze ci radzę. - zaczęła się na nowo pakować.
- Tak, tak - machnęłam tylko ręką myśląc o tym czy będę mogła z nim przedyskutować kwestie kodu binarnego w magii.
- Jest dobrze, naprawdę dobrze - szeptałam do swojego odbicia w lustrze.
- Gdzieś się wybierasz? - usłyszałam kiedy chciałam cichaczem się wymknąć z budynku.
- Być może, a co? To jakaś zbrodnia? - zwróciłam się w kierunku mistrza.
- Nie... idziesz na jakieś spotkanie?
- Skąd ten pomysł?
- Bo wyglądasz nieco inaczej niż zwykle - był taki...inny. Od wczoraj. Wcześniej był bardziej radosny, promienny. Teraz wydaje się taki przygaszony. Wygląda jakby miał problemy ale nawet jeśli to nadal nie usprawieldiwia tego, że chce mnie kontrolować, co jest złe.
- Wychodzę na spotkanie z Hibikim. - odparłam pewna siebie. Po chwili do pomieszczenia weszła Yukino.
- Och, to już dziś ta randka? - spytała zaskoczona spoglądając na mnie. Cholera. On nie musiał tego wiedzieć.
- Randka? - spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie.
- Tak owszem. A teraz wybacz, ale musze już iść - szybko wyszłam z gildii. Skierowała m się w stronę umówionego miejsca. Chłopak już na mnie czekał.
- Ślicznie wyglądasz - ucałował mi wierzch dłoni. Nadal mnie to peszy. I chyba nie przestanie.
- Dziękuje... może od razu pójdziemy? Nie marnujmy czasu - powiedziałam lekko poddenerwowana. Poszliśmy do kawiarenki w pobliżu. Siedzieliśmy przy stoliku jedząc ciasto i rozmawiając. Chociaż rozmawia mi się z nim dobrze i wydaje się naprawdę wporządku to nie wydaję mi się, żeby to było "to coś". Kiedy patrzę na niego, czasem widzę nowo poznanego Simona. Czy to możliwe abym już zdążyła się zauroczyć? Przecierz spędziliśmy ze sobą ledwo godzinę. To już wystarczyło?
- Nathalie? Coś nie tak? - głos Hibikiego wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie, nie. Czemu pytasz?
- Bo od dłużej chwili grzebiesz w tym cieście jakoś nieprzekonana. Nie smakuje ci? - zmartwił się.
- Nie, to nie tak...po prostu... może się przejdziemy? - wstałam od stołu przy okazji wycierając ręce o serwetkę.
- Dobrze, więc chodźmy. - szliśmy chwilę w ciszy. Mam wrażenie, że teraz zachowuje się nie fair w stosunku do niego. Powinnam mu powiedzieć, że zdecydowanie widzę w nim jedynie przyjaciela.
- Hibiki...bo wiesz...tak naprawdę nie wydaję mi się...
- Źle się bawisz? - przerwał mi. Spoglądał na mnie nieco smutnym wzrokiem.
- Co? Nie. Uważam że jest dobrze, wręcz wspaniale. Hibiki. Jesteś moim zdaniem cudownym mężczyzną tyle, że ja,..- mówiłam lekko czerwona, jednak nie dokończyłam bo rudowłosy zaczął się nademną pochylać. - C-co-o? Co ty robisz? - odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Wybacz. Pomyślałem, że...
- Nie, nie, nie. Posłuchaj mnie. Lubię cie, nawet bardzo. Jesteś super ale wydaję mi się, że to nic po zatym, rozumiesz? Nie czuję do ciebie..."tego". Wybacz - powoli zaczęłam się cofać do tyłu. - Liczę na to, że nie dobierzesz tego jakoś specjalnie źle. Lubię cię i nadal chce się z tobą zadawać ale... nie w ten sposób - uśmiechnęłam się nieśmiało. Trzeba jak najszybciej uciec z tej niezręcznej sytuacji. Szybko pognałam w stronę gildii.
- Jak ci poszło? - już posypały się pierwsze pytania, a ja ledwo co weszłam do gildii.
- Było... wpsaniale. Cudownie - zwróciłam się w stronę ciekawskiej Yukino. - Pozwolisz jednak, że teraz pójdę się spakować.
- W jakim celu? - tym razem o dziwo, Rogue zainteresował się moją osobą.
- Ponieważ jadę do Sofi i wasze zdanie na ten temat mało mnie obchodzi - pognałam na górę pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Czeka mnie w Fairy Tail naprawdę długa rozmowa. Mam nadzięje również, że w najbliższym czasie spotkam Simona.
- Miejmy nadzieję. Jak tam z bratem? - spojrzałam na nią zmartwiona.
- Ma się dobrze. Przeżyje - uśmiechnęła się. - Ty mi za to opowiesz jak tam ta twoja randka - spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
- Ta...co do tego...mamy chyba całą noc, więc... - nie zdążyłam bo przed moją twarzą przeleciał kufel z piwem. Później słyszałam dźwięki przewracanych stołów oraz nagłą zmianę temperatury. Raz było gorąco, raz zimno...
- Przyzwyczaisz się - przyjaciółka poklepała mnie po plecach.
- Naprawdę?
- Nie - pokręciła głową rozbawiona - Ale przynajmniej się nie nudzisz. To może się przejdziemy po Magnoli. Okey? - pokiwałam tylko głową na znak zgody. Przechadzałyśmy się po tym uroczym miasteczku, które jak się dowiedziałam, dzielnie znosi destrukcyjność Fairy Tail.
- Ty jesteś pewna, że jest tu bezpiecznie? W Sabertooth nie ma takich odpałów... - mruknęłam w zamyśleniu. Jak sięgam pamięcią to jakoś nie przypominam sobie czegoś podobnego co dzieje się u Macarova. Chociaż trudno żeby się działo, mają swoją opinię w końcu.
- W rzeczywistości nie jest tu tak źle, naprawdę. Oni są w porządku.
- A jak tam z twoją magią? Radzisz sobie?
- Robię postępy. To już jakiś sukces. No i ćwiczę ciało.
- W tej kwestii nic się u ciebie nie zmienia, co? - spoglądałam na nią z uśmiechem. Sofia jednak zaczęła czegoś wypatrywać - Czegoś szukasz? Albo kogoś?
- Niee...chodź - pociągnęła mnie w stronę jakieś kawiarenki. - Dają tutaj przepyszny koktajl owocowy, Zobaczysz- zaśmiała się i wepchnęła mnie do środka.
Minęły już dwa dni i jak dotąd jest całkiem dobrze. Byłoby nawet świetnie gdyby nie jakaś dziwna atmosfera w tej gildii. Coś się wydarzyło jednakże obje z Sofią nie wiemy o co chodzi, za to Fairy Tail trzyma wszystko przed nami w tajemnicy. Trzeba więc to przeboleć. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw.
Siedziałyśmy na dole przy barze rozmawiając sobie z barmanką - Mirą. Całkiem w porządku dziewczyna. W kącie tego całego pomieszczenia siedział jak się później dowiedziałam - Elfman. Brat barmanki.
- Wygląda ostatnio nie co dziwnie - odezwała się Sofia.
- Kolejny wielki facet. Sterydy, geny, magia czy ki diabeł? - zastanawiałam się.
- No Nathalie, jak tam twoja magia? - zagadnęła mnie Mira podając jednocześnie napój.
- Wciąż się rozwijam ale jestem na dobrej drodze. W sumie jestem zwolenniczką tego, że człowiek tak naprawdę uczy się całe życie.
- Tak, to prawda - przytaknęła mi. Już miałam coś powiedzieć kiedy do pomieszczenia wpadła jakaś brązowowłosa dziewczyna.
- Cana? - szepnęła Sofia.
- Bez zbędnych pytań i protestów. Wszyscy do kart - krzyknęła wyciągając ze swojej torby talię kart.
- Co? Ale, o co?... - rozejrzałam się zdezorientowana po wszystkich. Ale że co się dzieje? Co się stało?
----------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, szczerze to kompletnie zapomniałam, że dziś jest sobota ;-;
Ale przypomniałam sobie! Jest rozdział! Alleluja!
Czyli mamy francuza, oficjalne odrzucenie zalotów Hibikiego...no i Cane i jej karty. Ten kto oglądał anime pewnie już wie, co się zaraz zacznie :D
Jak myślicie, co się teraz stanie? Pewnie się orientujecie, że w anime teraz wszyscy wylądowali na tej latającej kostce - myślicie, że dziewczyny będą zmuszone walczyć? A może wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej?
Eh...wytrzymać do środy... ;/
- Obawiam się, że nie masz prawa głosu w tej sprawie - blondyn spoglądał groźnie na jeszcze obcego mu przybysza. Za to ja jestem zafascynowana gościem. Ktoś z ziemi! Jak miło...
- Ale..ale...w takim razie jadę z nią - Sofia spojrzała na mnie zdziwiona, tak jak reszta.
- Wielki Mistrz chce żebyś została w gildii. Powinnaś się go słuchać - podszedł do mnie mały, czerwony kotek.
- Tyle, że ten "Wielki Mistrz" nie jest moim ojcem ani nie jestem członkinią żadnej gildii. Mogę robić co chcę - przykucnęłam przy zwierzaku. - Dojdę jutro, albo pojutrze...no wiesz... - dodałam przypominając sobie, że jednak nie powinnam tak wystawiać Hibikiego do wiatru.
- Wporzo...lepiej, pójdę się spowrotem spakować - mruknęła, a ja odwróciłam się w stronę naszego dotąd milczącego gościa.
- Simon mówisz? To imię brytyjskie ale chyba nie tylko, co? - uśmiechnęłam się.
- Jestem Francuzem - odparł z uśmiechem.
- Francja? Jak cudnie, zawsze chciałam pojechać do Paryża - rozmarzyłam się. Słyszałam, że to cudowne miasto, zwłaszcza nocą. - Może wrócimy razem? Co? Chętnie dowiem się więcej. - rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych. Sofia wyglądała na podejrzliwą. Pewnie dlatego, że jeszcze chwile wcześniej skakali do siebie z mieczami. Chłopcy też nie byli zachwyceni. Szłam z Simonem na czele wypytując o różnego rodzaju rzeczy. Dziewczyna szła prawie na równi z nami chyba wciąż niezbyt ufna. Chłopcy wraz z excedami byli na samym końcu milcząc.
- To naprawdę niesamowite spotkać tutaj kogoś z ziemi. Ktoś kto jednak wie czym jest telefon - zachichotałam.
- To uczucie kiedy szukasz porównania do czegoś ale oni i tak nic nie zrozumieją.
- Dokładnie. Powiedz. Mieszkasz we Francji od zawsze? Czy tylko stamtąd pochodzisz?
- Urodziłem się w tak małym mieście o którym nie warto wspominać. Ale teraz mieszkam w mieścinie niecałą godzinę drogi od Paryża.
- Wow, ale szczęściarz - zachwyciłam się. Rzadko kiedy spotykam obcokrajowców. A nawet jeśli to byli co najwyżej hiszpanie czy portugalczycy, a nasz język czy kultura wiele się nie różni.
- Nie rozumiem czym się tak podniecasz - wtrącił się wreszcie zirytowany Sting.
- Mówi się, że Francuski to język miłośći, a Paryż jest miastem zakochanych - wytłumaczyłam spoglądając na niego z szerokim uśmiechem.
- Możesz być pewny, że jeśli zabierzesz dziewczyne do Paryża i w nocy pójdziecie na szczyt wieży Efflia oświadczając jej się, to uznają to za szczyt romantyzmu. Prawie nic tego nie przebije - dodała Sofia.
- Jeżeli kiedyś będzie dane nam wrócić, to z wielką chęcią cię tam zabiorę - Simon obdarzył mnie jednym z piękniejszych uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam. Usłyszałam tylko prychnięcie za sobą.
- A ty Sofio? Chyba niezbyt mi teraz ufasz co? - zwrócił się do dziewczyny.
- Wybacz ale na ogół nie mam zaufania do ludzi z którymi w ten sposób rozpoczynam znajomość.
- Być może masz rację... ale chyba zauważyłaś jaki jest ten świat. Nie warto ryzykować prawda? To ty w końcu chciałaś pierwsza zaatakować - dziewczyna tylko patrzyła na niego zaskoczona.
- Tak... to prawda - ten wywód chyba dał jej odrobinę do myślenia.
- Może coś powiesz po francusku? - zaczepiłam chłopaka.
- Mon nom est Simon. Je viens de France.
- Wow, jaki boski akcent. Co to znaczy?
- Nazywam się Simon, pochodzę z Francji - uśmiechał się najwyraźniej zadowolony z mojego towarzystwa.
- Dobrze...Simon... może powiesz czym się zajmujesz? - Sting patrzył na niego kpiąco. Dlaczego mam wrażenie, że nie lubi każdego chłopaka który nie należy do Sabertooth? Do dziewczyn odnosi się normalnie.
- Ja? hmm, potrafię walczyć. Od dziecka uczęszczałem na boks co mi się przydało w tym świecie. Jednak coś co lubię nie mogę tu wykonywać bo tego nie ma - mówił niezadowolony.
- Oh? Co to takiego? - zmartwiłam się.
- Bawiłem się trochę informatyką
- Poważnie? Ja jestem na uniwersytecie technologicznym we Włoszech - znalazłam kogoś nie dość, że z ziemi, to jeszcze kogoś kto będzie rozumiał o czym czasem mówię!
- Nie wyglądasz - przejechał po mnie wzrokiem.
- Ponieważ przeskoczyłam dwie klasy - zaczęłam bawić się włosami.
- Dobrze, koniec tego spoufalania się. Pana już żegnam - mistrz gildii wygoniłam przybysza. Rogue przez cały ten czas się nie odzywał ale również wyglądał inaczej. Jakby też był zdenerwowany.
- No to my pójdziemy przygotować Sofie na podróż powrotną. - pognałyśmy na górę Z uśmiechem zasiadłam na brzegu mego łóżka.
- Co to było? - Sofia wyglądała na oburzoną ale jednocześnie zaskoczoną.
- Ale że o co ci chodzi?
- Ty z nim normalnie flirtowałaś. Cały czas się uśmiechałaś, chichotałaś...trzymałaś pod ramię. Od kiedy się tak zachowujesz?
- Wcale z nim nie flirtowałam! Wyolbrzymiasz tą całą sytuację. Poprostu byłam miła. No i rozśmieszał mnie, to się śmiałam. No i zna się na ifnormatyce! Rozumiesz to? - szczęście musiałam mieć wymalowane na twarzy.
- Jak na moje możesz robić co chcesz ale pamiętaj, że poznałyśmy go niecałą godzinę temu. Nie masz pojęcia jaki jest, zachowaj dystans, dobrze ci radzę. - zaczęła się na nowo pakować.
- Tak, tak - machnęłam tylko ręką myśląc o tym czy będę mogła z nim przedyskutować kwestie kodu binarnego w magii.
***
Właśnie szykuję się na spotkanie z Hibikim. Nie jest do końca pewna jak powinnam się ubrać więc ubieram po prostu spódniczkę i jakiś uroczą koszulkę do tego. Nie jest szczególnie elegancko ale specjalnie prosto i zwyczajnie też nie.- Jest dobrze, naprawdę dobrze - szeptałam do swojego odbicia w lustrze.
- Gdzieś się wybierasz? - usłyszałam kiedy chciałam cichaczem się wymknąć z budynku.
- Być może, a co? To jakaś zbrodnia? - zwróciłam się w kierunku mistrza.
- Nie... idziesz na jakieś spotkanie?
- Skąd ten pomysł?
- Bo wyglądasz nieco inaczej niż zwykle - był taki...inny. Od wczoraj. Wcześniej był bardziej radosny, promienny. Teraz wydaje się taki przygaszony. Wygląda jakby miał problemy ale nawet jeśli to nadal nie usprawieldiwia tego, że chce mnie kontrolować, co jest złe.
- Wychodzę na spotkanie z Hibikim. - odparłam pewna siebie. Po chwili do pomieszczenia weszła Yukino.
- Och, to już dziś ta randka? - spytała zaskoczona spoglądając na mnie. Cholera. On nie musiał tego wiedzieć.
- Randka? - spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie.
- Tak owszem. A teraz wybacz, ale musze już iść - szybko wyszłam z gildii. Skierowała m się w stronę umówionego miejsca. Chłopak już na mnie czekał.
- Ślicznie wyglądasz - ucałował mi wierzch dłoni. Nadal mnie to peszy. I chyba nie przestanie.
- Dziękuje... może od razu pójdziemy? Nie marnujmy czasu - powiedziałam lekko poddenerwowana. Poszliśmy do kawiarenki w pobliżu. Siedzieliśmy przy stoliku jedząc ciasto i rozmawiając. Chociaż rozmawia mi się z nim dobrze i wydaje się naprawdę wporządku to nie wydaję mi się, żeby to było "to coś". Kiedy patrzę na niego, czasem widzę nowo poznanego Simona. Czy to możliwe abym już zdążyła się zauroczyć? Przecierz spędziliśmy ze sobą ledwo godzinę. To już wystarczyło?
- Nathalie? Coś nie tak? - głos Hibikiego wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie, nie. Czemu pytasz?
- Bo od dłużej chwili grzebiesz w tym cieście jakoś nieprzekonana. Nie smakuje ci? - zmartwił się.
- Nie, to nie tak...po prostu... może się przejdziemy? - wstałam od stołu przy okazji wycierając ręce o serwetkę.
- Dobrze, więc chodźmy. - szliśmy chwilę w ciszy. Mam wrażenie, że teraz zachowuje się nie fair w stosunku do niego. Powinnam mu powiedzieć, że zdecydowanie widzę w nim jedynie przyjaciela.
- Hibiki...bo wiesz...tak naprawdę nie wydaję mi się...
- Źle się bawisz? - przerwał mi. Spoglądał na mnie nieco smutnym wzrokiem.
- Co? Nie. Uważam że jest dobrze, wręcz wspaniale. Hibiki. Jesteś moim zdaniem cudownym mężczyzną tyle, że ja,..- mówiłam lekko czerwona, jednak nie dokończyłam bo rudowłosy zaczął się nademną pochylać. - C-co-o? Co ty robisz? - odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Wybacz. Pomyślałem, że...
- Nie, nie, nie. Posłuchaj mnie. Lubię cie, nawet bardzo. Jesteś super ale wydaję mi się, że to nic po zatym, rozumiesz? Nie czuję do ciebie..."tego". Wybacz - powoli zaczęłam się cofać do tyłu. - Liczę na to, że nie dobierzesz tego jakoś specjalnie źle. Lubię cię i nadal chce się z tobą zadawać ale... nie w ten sposób - uśmiechnęłam się nieśmiało. Trzeba jak najszybciej uciec z tej niezręcznej sytuacji. Szybko pognałam w stronę gildii.
- Jak ci poszło? - już posypały się pierwsze pytania, a ja ledwo co weszłam do gildii.
- Było... wpsaniale. Cudownie - zwróciłam się w stronę ciekawskiej Yukino. - Pozwolisz jednak, że teraz pójdę się spakować.
- W jakim celu? - tym razem o dziwo, Rogue zainteresował się moją osobą.
- Ponieważ jadę do Sofi i wasze zdanie na ten temat mało mnie obchodzi - pognałam na górę pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Czeka mnie w Fairy Tail naprawdę długa rozmowa. Mam nadzięje również, że w najbliższym czasie spotkam Simona.
***
- No, miejmy nadzięje, że tym razem damy radę dokończyć rozmowę - Sofia mnie ściskała.- Miejmy nadzieję. Jak tam z bratem? - spojrzałam na nią zmartwiona.
- Ma się dobrze. Przeżyje - uśmiechnęła się. - Ty mi za to opowiesz jak tam ta twoja randka - spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
- Ta...co do tego...mamy chyba całą noc, więc... - nie zdążyłam bo przed moją twarzą przeleciał kufel z piwem. Później słyszałam dźwięki przewracanych stołów oraz nagłą zmianę temperatury. Raz było gorąco, raz zimno...
- Przyzwyczaisz się - przyjaciółka poklepała mnie po plecach.
- Naprawdę?
- Nie - pokręciła głową rozbawiona - Ale przynajmniej się nie nudzisz. To może się przejdziemy po Magnoli. Okey? - pokiwałam tylko głową na znak zgody. Przechadzałyśmy się po tym uroczym miasteczku, które jak się dowiedziałam, dzielnie znosi destrukcyjność Fairy Tail.
- Ty jesteś pewna, że jest tu bezpiecznie? W Sabertooth nie ma takich odpałów... - mruknęłam w zamyśleniu. Jak sięgam pamięcią to jakoś nie przypominam sobie czegoś podobnego co dzieje się u Macarova. Chociaż trudno żeby się działo, mają swoją opinię w końcu.
- W rzeczywistości nie jest tu tak źle, naprawdę. Oni są w porządku.
- A jak tam z twoją magią? Radzisz sobie?
- Robię postępy. To już jakiś sukces. No i ćwiczę ciało.
- W tej kwestii nic się u ciebie nie zmienia, co? - spoglądałam na nią z uśmiechem. Sofia jednak zaczęła czegoś wypatrywać - Czegoś szukasz? Albo kogoś?
- Niee...chodź - pociągnęła mnie w stronę jakieś kawiarenki. - Dają tutaj przepyszny koktajl owocowy, Zobaczysz- zaśmiała się i wepchnęła mnie do środka.
***
Minęły już dwa dni i jak dotąd jest całkiem dobrze. Byłoby nawet świetnie gdyby nie jakaś dziwna atmosfera w tej gildii. Coś się wydarzyło jednakże obje z Sofią nie wiemy o co chodzi, za to Fairy Tail trzyma wszystko przed nami w tajemnicy. Trzeba więc to przeboleć. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw.
Siedziałyśmy na dole przy barze rozmawiając sobie z barmanką - Mirą. Całkiem w porządku dziewczyna. W kącie tego całego pomieszczenia siedział jak się później dowiedziałam - Elfman. Brat barmanki.
- Wygląda ostatnio nie co dziwnie - odezwała się Sofia.
- Kolejny wielki facet. Sterydy, geny, magia czy ki diabeł? - zastanawiałam się.
- No Nathalie, jak tam twoja magia? - zagadnęła mnie Mira podając jednocześnie napój.
- Wciąż się rozwijam ale jestem na dobrej drodze. W sumie jestem zwolenniczką tego, że człowiek tak naprawdę uczy się całe życie.
- Tak, to prawda - przytaknęła mi. Już miałam coś powiedzieć kiedy do pomieszczenia wpadła jakaś brązowowłosa dziewczyna.
- Cana? - szepnęła Sofia.
- Bez zbędnych pytań i protestów. Wszyscy do kart - krzyknęła wyciągając ze swojej torby talię kart.
- Co? Ale, o co?... - rozejrzałam się zdezorientowana po wszystkich. Ale że co się dzieje? Co się stało?
----------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, szczerze to kompletnie zapomniałam, że dziś jest sobota ;-;
Ale przypomniałam sobie! Jest rozdział! Alleluja!
Czyli mamy francuza, oficjalne odrzucenie zalotów Hibikiego...no i Cane i jej karty. Ten kto oglądał anime pewnie już wie, co się zaraz zacznie :D
Jak myślicie, co się teraz stanie? Pewnie się orientujecie, że w anime teraz wszyscy wylądowali na tej latającej kostce - myślicie, że dziewczyny będą zmuszone walczyć? A może wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej?
Eh...wytrzymać do środy... ;/
środa, 6 lipca 2016
Rozdział 21
Pakowałam się, kiedy do pokoju wszedł Laxus. Spoglądał na mnie przez chwilę, po czym westchnął.
- Przez połowę drogi będziesz jechać sama. Mam misję po drodze. - powiedział spoglądając na mnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego.
-Nie traktuj mnie jak małe dziecko. Niedługo, a dokładnie za niecały miesiąc mam osiemnaste urodziny. Będę dorosła i nie będziesz musiał się o mnie martwić.
- Oj będę... - powiedział uśmiechają się.
- A to niby dlaczego?
- Ponieważ to nowe dla ciebie miejsce. Nowy świat, którego nie znasz zasad mikrusie. To, że będziesz niedługo miała te swoje osiemnaście lat nic nie znaczy. - powiedział. Wstałam i spojrzałam na niego. Lekko wkurzona złapałam się pod boki i z przechyloną lekko głową prychnęłam.
- To, że to nowy świat nie znaczy, że nie jestem jakoś obeznana w te klocki. W tej chwili prawdę mówiąc uznajesz mnie za głupią...
- Czy możemy zakończyć te dziecinne kłótnie? - spytał wzdychając. Spojrzałam na niego nadąsana. Po chwili złapałam się za głowę, pokręciłam nią i wróciłam do pakowania. On natomiast stał i spoglądał na mnie.
Poczułam czyjąś rękę obejmująca mnie w pasie. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, już byłam w powietrzu. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam Laxusa. Uśmiechał się spoglądając przed siebie. Zaczęłam się wiercić.
- Wypuść mnie! - powiedziałam. Ten tylko się roześmiał i zaniósł mnie na krzesło. Posadził mnie na nim i kucnął przede mną. Miał poważny wyraz twarzy. Naburmuszona założyłam ręce na pierś i spojrzałam na swoja walizkę. Jeszcze się do końca nie spakowałam, a niedługo musimy wychodzić. jeśli przez niego czegoś zapomnę, to zabije.
- Sofia, posłuchaj. Może to i dla ciebie trudne zrozumieć, że masz rodzeństwo, i to do tego w innym świecie, jednak musisz też zrozumieć sytuację, w jakiej ja się znajduje. Ledwo co pamiętam twoją matkę, a jeszcze gorzej z tobą. Miałem zaledwie... dwanaście lat? Nie wiem, jak to było, kiedy spałem przez siedem lat...
- Czekaj, co? - spojrzałam na niego zaskoczona. Po chwili się lekko oddaliłam. - rozumiem, że człowiek może być zmęczony. Nie przespane noce, stres i takie tam, ale że siedem lat. - dodałam. To było zaskakujące... czekaj, czekaj...
- Ile ty teraz w takim razie masz lat?
- 23? - powiedział marszcząc brwi.
- A liczyłeś razem z tymi "przespanymi"?
- W takim razie 30... czekaj... - powiedział spoglądając na mnie.
- Boże... jakiego starego mam brata... i ty jeszcze nie masz kobiety?! - krzyknęłam na niego. Spojrzał na mnie zszokowany. No wiecie wy co! A już miałam nadzieje na coś więcej.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym...
- I jeszcze ci się żadna nie podoba!
- Nie powiedziałem, że mi się nie podo...
- Przyznaj się, jesteś gejem? - spytałam przybliżając się do niego. Ten odskoczył jak oparzony. Wstał i wyszedł z pokoju.
- Pakuj się, za dwadzieścia minut wyruszamy! - usłyszałam z przedpokoju. Zszokowana uśmiechnęłam się.
- Na stówę jest gejem. - powiedziałam do siebie.
- Słyszałem! - podskoczyłam na dźwięk jego głosu. Szybko się spakowałam i wyszliśmy na peron.
Gdy pociąg przyjechał, wsiedliśmy i zajęliśmy jeden cały przedział. Laxus położył się i prosił, bym go obudziła, jak będziemy przy morzu. Nie pamiętam za bardzo, jaka to była miejscowość, jednak morze to morze. Łatwo rozpoznać. Dotarłszy obudziłam brata... tak, brata i dalej jechałam sama.
Na miejscu czekała na mnie jakże uradowana dziewczyna. Zaskoczyła mnie swoim wyznaniem, że idzie na randkę. Nie spodziewałam się, że aż tak się zmieni podczas pobytu tutaj. Widocznie dobry wpływ ma na nią to miejsce.
Kiedy byliśmy w gildii, za wszelką cenę unikałam Rogue'a. Nie chciałam, by wyszło na jaw to, co się stało ostatnio, a moje policzki zaczerwieniały się, gdy tylko się do mnie zbliżał. To już było dziwne zachowanie jak na mnie, a co dopiero się będzie działo, gdy tylko się zbliży. Nawet nie reagowałam na jego przywitania. To było takie frustrujące ale i jednocześnie żenujące. Czyżbym znowu przechodziła ten okropny czas zauroczenia, zakochania czy jak to się zwie? Miałam szczerą nadzieje, że nie. Nie chciałam znowu przechodzić tego, jeśli odkryjemy drogę powrotną. Jeśli...? Już przestałam wierzyć, że nam się uda.
Tak się przyzwyczaiłam do nich, że przestałam myśleć o powrocie. Jednak czy ja chce wracać?
Gdy tylko skończyły się przywitania i mogłam w końcu odłożyć torbę w jak dobrze znanym mi pokoju gościnnym, szybko poszłam do Nathalie. Chciała z jakiegoś powodu zaciągnąć mnie do lasu. Tylko po cholerę? Chce powąchać kwiatki? Popatrzeć na drzewka? Posłuchać ptaszków? To miejsce naprawdę źle wpływa na nią.
Kiedy weszłyśmy do lasu, szybko znalazłam przewalony konar i usiadłam na nim.
- Too... o czym chciałaś pogadać? - spytałam się. Spojrzała na mnie siadając pod drzewem naprzeciwko mnie. Nie było ono tak daleko, więc było dobrze.
- Miałam do ciebie parę pytań co do imprezy, ale twoje zachowanie przy Rogue'u mnie trochę nakierowało. Co się stało, kiedy Sting mnie odprowadził? - spytała się uśmiechając się wrednie. Odwróciłam wzrok. Cholera. Wiedziałam, że coś zauważyła. Nie mogłam się powstrzymać od roześmiania się. A więc bitwa.
- Dobrze się bawiliśmy przy wszystkich. Natomiast ty i Sting tak szybko zniknęliście. Co takiego się stało, he? - odpowiedziałam pytaniem. Ta także lekko się zaczerwieniła. Nie mogłam powiedzieć, że nie ciekawiło mnie to. Paliło mnie od środka, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. Ktoś stał za konarem drzewa Nathalie.
- No wiesz... nic takiego się nie... - zanim dokończyła, przyłożyłam jej rękę do ust. Pokazałam, by była cicho i sięgnęłam po najbliższy kamień. Szybko przemieniłam go na miecz i zaczęłam skradać się do przybysza.
Szybko wyskoczyłam do niego. Jednak za konarem nikogo nie było. Sama natomiast poczułam metal na szyi.
- Rusz się, a sama skończysz jako szaszłyk. - usłyszałam męski głos. Odwróciłam lekko głowę. Zobaczyłam chłopaka o ciemnobrązowych włosach i szarych oczach. Miał na sobie starte jeansy, sportowe buty i koszulkę z Metalicą... czekaj... W Fiore słuchają Metalici?
Nagle chłopak złapał się za głowę. Zobaczyłam za nim Nathalie z wielkim kamieniem w rękach. Spoglądała na obcego sobie chłopaka. Odwrócił się, a ja w tym czasie przyłożyłam mu do szyi swój miecz.
- No, teraz o wiele lepiej. Powiedz nam, co ty chciałeś zrobić? - spytałam się go. Nathali stojąca przede mną spojrzała na chłopaka i opuściła kamień. Na jej twarzy było widać zdziwienie.
- Czy w Fiore słuchają Metalici? - spytała się patrząc na mnie to na chłopaka. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Znacie ten zespół? - spytał się zszokowany. Spojrzałam na niego. Widać było, że coś tu jest nie tak. Rozluźniłam trochę ramiona. Przyjęłam swoja minę numer 4 "skupienie level hard". Chłopak w tym czasie się uwolnił.
- Sofii rodzice słuchają tego na okrągło... - powiedziała wskazując na mnie. Przewróciłam oczyma. Kiedyś sami chcieli mnie w to wciągnąć, ale ja wole co innego. Ten tylko spojrzał jeszcze bardziej zszokowany na nas.
- Czekajcie... jesteście z Ziemi? - spytał.
- Nie, z Venus. - powiedziałam sarkastycznie. Ten tylko spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No wiesz... w naszym przypadku wszytko jest możliwe. - powiedział spoglądając na nas. Widać było, że coraz bardziej jest podekscytowany tym, co się tutaj działo. - Nie mogę uwierzyć, że nie jestem jedynym, który tu trafił. Siedzę już tutaj z rok. Było dobrze, dopóki nie zobaczyłem kolejnych portali. Głupi myślałem, że to tylko moje przywidzenia, a tu na serio ktoś przybył. - powiedział. Spojrzałam na niego, a po chwili na Nathalie. Byłą wniebowzięta. Westchnęłam.
- W każdym razie ja jestem Sofia, a to Nathalie. - powiedziałam ignorując całkowicie jego wcześniejsze słowa. On natomiast się tym nie przejął.
- Jestem Simon. - powiedział. Dopiero teraz ogarnęłam, że dziwnie wymawia ostatnie sylaby. Miałam się go o to spytać, gdy nagle coś zaczęło się skraść za nami. Po chwili wyszli z niego Sting i Rogue razem z Exceedami. Spojrzeli na nas zszokowani.
- O, jak miło. - powiedziałam cicho wewnętrznie strzelając sobie facepalma. Widziałam, że chłopcy zastanawiają się, kim jest nasz towarzysz. No Nathalie, tłumacz! Ja już nie mam siły na kolejne nowości. Spojrzałam na nią znacząco.
- Hej chłopaki, to jest Sim... - zaczęła Nathalie, jednak Sting jej przeszkodził.
- Później się przywitamy. Teraz są ważniejsze rzeczy do roboty. - powiedział i spojrzał na mnie. - Musisz wrócić do Fairy Tail. - dodał. Na jego twarzy było widać powagę. Zaczęłam do nich podchodzić.
- Jak to? Dopiero, co przyjechałam. - powiedziałam. Tym razem odezwał się Rogue.
- Laxus został poważnie ranny razem ze swoimi towarzyszami podczas misji. Są podejrzenia, że to coś poważnego. Musisz wracać dla własnego bezpieczeństwa.
----------------------------------------------------------------------------------------
Łooo... no to wreszcie pojawiła się nowa postać. Nowy chłopak z Ziemi.
Możecie teraz obstawiać czy będzie tym dobrym czy może raczej tym złym? -^^-
Saga Tartarosa rozpoczęta! :D
- Przez połowę drogi będziesz jechać sama. Mam misję po drodze. - powiedział spoglądając na mnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego.
-Nie traktuj mnie jak małe dziecko. Niedługo, a dokładnie za niecały miesiąc mam osiemnaste urodziny. Będę dorosła i nie będziesz musiał się o mnie martwić.
- Oj będę... - powiedział uśmiechają się.
- A to niby dlaczego?
- Ponieważ to nowe dla ciebie miejsce. Nowy świat, którego nie znasz zasad mikrusie. To, że będziesz niedługo miała te swoje osiemnaście lat nic nie znaczy. - powiedział. Wstałam i spojrzałam na niego. Lekko wkurzona złapałam się pod boki i z przechyloną lekko głową prychnęłam.
- To, że to nowy świat nie znaczy, że nie jestem jakoś obeznana w te klocki. W tej chwili prawdę mówiąc uznajesz mnie za głupią...
- Czy możemy zakończyć te dziecinne kłótnie? - spytał wzdychając. Spojrzałam na niego nadąsana. Po chwili złapałam się za głowę, pokręciłam nią i wróciłam do pakowania. On natomiast stał i spoglądał na mnie.
Poczułam czyjąś rękę obejmująca mnie w pasie. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, już byłam w powietrzu. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam Laxusa. Uśmiechał się spoglądając przed siebie. Zaczęłam się wiercić.
- Wypuść mnie! - powiedziałam. Ten tylko się roześmiał i zaniósł mnie na krzesło. Posadził mnie na nim i kucnął przede mną. Miał poważny wyraz twarzy. Naburmuszona założyłam ręce na pierś i spojrzałam na swoja walizkę. Jeszcze się do końca nie spakowałam, a niedługo musimy wychodzić. jeśli przez niego czegoś zapomnę, to zabije.
- Sofia, posłuchaj. Może to i dla ciebie trudne zrozumieć, że masz rodzeństwo, i to do tego w innym świecie, jednak musisz też zrozumieć sytuację, w jakiej ja się znajduje. Ledwo co pamiętam twoją matkę, a jeszcze gorzej z tobą. Miałem zaledwie... dwanaście lat? Nie wiem, jak to było, kiedy spałem przez siedem lat...
- Czekaj, co? - spojrzałam na niego zaskoczona. Po chwili się lekko oddaliłam. - rozumiem, że człowiek może być zmęczony. Nie przespane noce, stres i takie tam, ale że siedem lat. - dodałam. To było zaskakujące... czekaj, czekaj...
- Ile ty teraz w takim razie masz lat?
- 23? - powiedział marszcząc brwi.
- A liczyłeś razem z tymi "przespanymi"?
- W takim razie 30... czekaj... - powiedział spoglądając na mnie.
- Boże... jakiego starego mam brata... i ty jeszcze nie masz kobiety?! - krzyknęłam na niego. Spojrzał na mnie zszokowany. No wiecie wy co! A już miałam nadzieje na coś więcej.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym...
- I jeszcze ci się żadna nie podoba!
- Nie powiedziałem, że mi się nie podo...
- Przyznaj się, jesteś gejem? - spytałam przybliżając się do niego. Ten odskoczył jak oparzony. Wstał i wyszedł z pokoju.
- Pakuj się, za dwadzieścia minut wyruszamy! - usłyszałam z przedpokoju. Zszokowana uśmiechnęłam się.
- Na stówę jest gejem. - powiedziałam do siebie.
- Słyszałem! - podskoczyłam na dźwięk jego głosu. Szybko się spakowałam i wyszliśmy na peron.
Gdy pociąg przyjechał, wsiedliśmy i zajęliśmy jeden cały przedział. Laxus położył się i prosił, bym go obudziła, jak będziemy przy morzu. Nie pamiętam za bardzo, jaka to była miejscowość, jednak morze to morze. Łatwo rozpoznać. Dotarłszy obudziłam brata... tak, brata i dalej jechałam sama.
Na miejscu czekała na mnie jakże uradowana dziewczyna. Zaskoczyła mnie swoim wyznaniem, że idzie na randkę. Nie spodziewałam się, że aż tak się zmieni podczas pobytu tutaj. Widocznie dobry wpływ ma na nią to miejsce.
Kiedy byliśmy w gildii, za wszelką cenę unikałam Rogue'a. Nie chciałam, by wyszło na jaw to, co się stało ostatnio, a moje policzki zaczerwieniały się, gdy tylko się do mnie zbliżał. To już było dziwne zachowanie jak na mnie, a co dopiero się będzie działo, gdy tylko się zbliży. Nawet nie reagowałam na jego przywitania. To było takie frustrujące ale i jednocześnie żenujące. Czyżbym znowu przechodziła ten okropny czas zauroczenia, zakochania czy jak to się zwie? Miałam szczerą nadzieje, że nie. Nie chciałam znowu przechodzić tego, jeśli odkryjemy drogę powrotną. Jeśli...? Już przestałam wierzyć, że nam się uda.
Tak się przyzwyczaiłam do nich, że przestałam myśleć o powrocie. Jednak czy ja chce wracać?
Gdy tylko skończyły się przywitania i mogłam w końcu odłożyć torbę w jak dobrze znanym mi pokoju gościnnym, szybko poszłam do Nathalie. Chciała z jakiegoś powodu zaciągnąć mnie do lasu. Tylko po cholerę? Chce powąchać kwiatki? Popatrzeć na drzewka? Posłuchać ptaszków? To miejsce naprawdę źle wpływa na nią.
Kiedy weszłyśmy do lasu, szybko znalazłam przewalony konar i usiadłam na nim.
- Too... o czym chciałaś pogadać? - spytałam się. Spojrzała na mnie siadając pod drzewem naprzeciwko mnie. Nie było ono tak daleko, więc było dobrze.
- Miałam do ciebie parę pytań co do imprezy, ale twoje zachowanie przy Rogue'u mnie trochę nakierowało. Co się stało, kiedy Sting mnie odprowadził? - spytała się uśmiechając się wrednie. Odwróciłam wzrok. Cholera. Wiedziałam, że coś zauważyła. Nie mogłam się powstrzymać od roześmiania się. A więc bitwa.
- Dobrze się bawiliśmy przy wszystkich. Natomiast ty i Sting tak szybko zniknęliście. Co takiego się stało, he? - odpowiedziałam pytaniem. Ta także lekko się zaczerwieniła. Nie mogłam powiedzieć, że nie ciekawiło mnie to. Paliło mnie od środka, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. Ktoś stał za konarem drzewa Nathalie.
- No wiesz... nic takiego się nie... - zanim dokończyła, przyłożyłam jej rękę do ust. Pokazałam, by była cicho i sięgnęłam po najbliższy kamień. Szybko przemieniłam go na miecz i zaczęłam skradać się do przybysza.
Szybko wyskoczyłam do niego. Jednak za konarem nikogo nie było. Sama natomiast poczułam metal na szyi.
- Rusz się, a sama skończysz jako szaszłyk. - usłyszałam męski głos. Odwróciłam lekko głowę. Zobaczyłam chłopaka o ciemnobrązowych włosach i szarych oczach. Miał na sobie starte jeansy, sportowe buty i koszulkę z Metalicą... czekaj... W Fiore słuchają Metalici?
Nagle chłopak złapał się za głowę. Zobaczyłam za nim Nathalie z wielkim kamieniem w rękach. Spoglądała na obcego sobie chłopaka. Odwrócił się, a ja w tym czasie przyłożyłam mu do szyi swój miecz.
- No, teraz o wiele lepiej. Powiedz nam, co ty chciałeś zrobić? - spytałam się go. Nathali stojąca przede mną spojrzała na chłopaka i opuściła kamień. Na jej twarzy było widać zdziwienie.
- Czy w Fiore słuchają Metalici? - spytała się patrząc na mnie to na chłopaka. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Znacie ten zespół? - spytał się zszokowany. Spojrzałam na niego. Widać było, że coś tu jest nie tak. Rozluźniłam trochę ramiona. Przyjęłam swoja minę numer 4 "skupienie level hard". Chłopak w tym czasie się uwolnił.
- Sofii rodzice słuchają tego na okrągło... - powiedziała wskazując na mnie. Przewróciłam oczyma. Kiedyś sami chcieli mnie w to wciągnąć, ale ja wole co innego. Ten tylko spojrzał jeszcze bardziej zszokowany na nas.
- Czekajcie... jesteście z Ziemi? - spytał.
- Nie, z Venus. - powiedziałam sarkastycznie. Ten tylko spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No wiesz... w naszym przypadku wszytko jest możliwe. - powiedział spoglądając na nas. Widać było, że coraz bardziej jest podekscytowany tym, co się tutaj działo. - Nie mogę uwierzyć, że nie jestem jedynym, który tu trafił. Siedzę już tutaj z rok. Było dobrze, dopóki nie zobaczyłem kolejnych portali. Głupi myślałem, że to tylko moje przywidzenia, a tu na serio ktoś przybył. - powiedział. Spojrzałam na niego, a po chwili na Nathalie. Byłą wniebowzięta. Westchnęłam.
- W każdym razie ja jestem Sofia, a to Nathalie. - powiedziałam ignorując całkowicie jego wcześniejsze słowa. On natomiast się tym nie przejął.
- Jestem Simon. - powiedział. Dopiero teraz ogarnęłam, że dziwnie wymawia ostatnie sylaby. Miałam się go o to spytać, gdy nagle coś zaczęło się skraść za nami. Po chwili wyszli z niego Sting i Rogue razem z Exceedami. Spojrzeli na nas zszokowani.
- O, jak miło. - powiedziałam cicho wewnętrznie strzelając sobie facepalma. Widziałam, że chłopcy zastanawiają się, kim jest nasz towarzysz. No Nathalie, tłumacz! Ja już nie mam siły na kolejne nowości. Spojrzałam na nią znacząco.
- Hej chłopaki, to jest Sim... - zaczęła Nathalie, jednak Sting jej przeszkodził.
- Później się przywitamy. Teraz są ważniejsze rzeczy do roboty. - powiedział i spojrzał na mnie. - Musisz wrócić do Fairy Tail. - dodał. Na jego twarzy było widać powagę. Zaczęłam do nich podchodzić.
- Jak to? Dopiero, co przyjechałam. - powiedziałam. Tym razem odezwał się Rogue.
- Laxus został poważnie ranny razem ze swoimi towarzyszami podczas misji. Są podejrzenia, że to coś poważnego. Musisz wracać dla własnego bezpieczeństwa.
----------------------------------------------------------------------------------------
Łooo... no to wreszcie pojawiła się nowa postać. Nowy chłopak z Ziemi.
Możecie teraz obstawiać czy będzie tym dobrym czy może raczej tym złym? -^^-
Saga Tartarosa rozpoczęta! :D
sobota, 2 lipca 2016
Rozdział 20
Wróciłam do gildii ignorując wszystkich wokół. Rzuciłam się po prostu z głośnym jękiem na łóżko. Dlaczego się zgodziłam? Nawet nie wiem czy go lubię!
- Nathalie? - Yukino weszła nieśmiało do pokoju. - Jest jakiś problem? Cały dzień cię nie widzieliśmy. - podeszła do mnie, podczas gdy się leniwie podnosiłam do pozycji siedzącej.
- Yukino...dlaczego umówiłabyś się z chłopakiem? - przytuliłam swoją białą poduszkę.
- Dla-dlaczego pytasz? - spojrzała na mnie zaskoczona.
- No...wyobraź sobie, że ktoś zaprasza cię na randkę. Zgodziłabyś się?
- To zależy... gdyby mi się podobał to pewnie tak... - zauważyłam, że się zarumieniła.
- Hmm? Czyżbyś była w kimś zauroczona? - uśmiechnęłam się.
- Ja...to...to nie ważne! Lepiej powiedz czemu zadajesz mi takie dziwne pytania! - spanikowała, a mnie mina zrzedła.
- Zostałam zaproszona na randkę. Zgodziłam się nawet nie myśląc nad tym. - patrzyłam w podłogę. Interesujący odcień...czyżby hebanowa czerń?
- To wspaniale, nie? Kto to taki?
- Hibiki z Blue Pegasus - szepnęłam i położyłam się na łóżko - Ale ja nawet nie wiem czy go lubię! Znaczy... lubię go na pewno. Jestem całkiem spoko ale ja raczej... nie myślałam o nim wcześniej jak o mężczyźnie - gapiłam się w śnieżnobiały sufit.
- A teraz jak o nim myślisz?
- Ugh... nie wiem, no. Jest całkiem przystojny, przyznaję ale...hmm
- Wiesz... wychodzę z założenia, że na randki chodzi się po to by właśnie sprawdzić jak dwie osoby do siebie pasują. Pójdziesz i nie będziesz mieć tego dylematu co teraz.
- Taak... - z powrotem usiadłam - Możesz mieć racje... myślę, że dam radę się przemęczyć ten jeden wieczór. Dzięki Yukino - patrzyłam na nią nawet zadowolona z tej rozmowy.
- Nie ma sprawy. To ja już cię zostawię - wyszła z pokoju. Ja w takim razie powinnam już się położyć.
- Okey...tak całkowicie hipotetycznie.... przywołany ekran to mój komputer. Skoro mogę połączyć się z taką latarnią czy światłem to znaczy, że istnieje w tym świecie swego rodzaju łącze internetowe. Ale nie ma tu internetu ani żadnych łączy. Za to jest magia. Nie ma prądu, gazu... jest magia, kryształy..."lacrima"? . Co by mogło oznaczać, że ta cała magia to swego rodzaju łącze. Słyszałam również, że cała ta planeta jest "naszpikowana magią". To jest...to jest... świetne! - nawet nie wiem kiedy zaczęłam krążyć po pokoju. - To by oznaczało, że w tym świecie internet zastępuje magia. Skoro z archiwum korzysta mało osób...wszyscy pewnie uważają, że nie można tym walczyć. Ale w technologii drzemie potęga. Jeżeli tylko moje myślenie jest prawidłowe...jeżeli naprawdę mogę dowolnie i całkowicie kontrolować swoją magię...mówił, że to mój umysł...to znaczy, że... - skoncentrowałam się chwilę na ekranie. Podeszłam do niego. Skupiłam się chwilę i tak jak jeszcze nigdy w życiu. Czułam, że przez chwilę nic się nie działo ale po nie długim czasie zaczęłam czuć lekkie zawroty głowy i ciężar na ręce. Otworzyłam oczy. Na moich dłoniach spoczywał niebieski laptop. Wyglądał tak lekko...jakby był z lateksu. Jakby lekko prześwitywał. Usiadłam na brzegu łóżka i otworzyłam klapę tego cuda. Wszystko wyglądało tak jak na ziemi. Ekran był po prostu niebieski. Ale to nie oznaczało, że nic nie mogę zrobić. Wystarczyło coś wpisać, dobrze dobraną sekwencje słów i mogłam znaleźć co tylko chciałam, niestety... w ograniczonej ilości. Ale to dobrze. Tak samo jest na ziemi. Jak powstał internet to też od razu nie było wszystkiego. Każdy sam musiał dawać coś od siebie. Pewnie inni magowie dodawali to co wiedzieli...pewnie nie każdy o tym wie...chyba, że Hibiki mi jeszcze nie wspomniał. Na ziemi mogłam robić tyle różnych rzeczy. Tworzyłam strony, programowałam, zmieniałam wiele rzeczy w cyfrowym świecie jak i tym rzeczywistym. Włamywałam się do różnych miejsc...tutaj mogę robić niemal to samo. Przez łącze-magię.
- Odnosiłam wrażenie, że ten świat mocno różni się od naszego... ale jesteśmy tacy podobni. Występuje wszystko w innej formie. Może niektórych rzeczy nie ma...ale wygląda to tak jakby zostały wyparte przez rzeczy lepsze... - szeptałam do siebie kiedy zauważyłam, że w drzwiach stoi mistrz tej nieszczęsnej gildii. Mimowolnie się zaczerwieniłam. Nie jestem tylko pewna czy to wciąż z powodu moich urodzin czy dlatego, że nie wiem ile tak tu stał. - Długo tu jesteś?
- Trochę - uśmiechnął się - Nie jestem do końca pewny co tutaj robiłaś ale wyglądałaś na mocno...zafascynowaną.
- Powiedzmy, że znalazłam tu zajęcie mocno podobne do tego, które robiłam na ziemi - mruknęłam sprawiając jednocześnie, że laptop zniknął. Znów mnie lekko zabolała głowa. To pewnie przez fakt zmienienia tej formy. - Ale chyba nie przyszłeś tu po to, żeby mi mówić takie rzeczy.
- Nie. Chciałem się spytać dlaczego mnie unikasz - wszedł pewnym siebie krokiem w głąb pokoju.
- Wcale cię nie unikam! - za bardzo podniosłam głos na co tylko uniósł brew - Ja... po prostu byłam ostatnio zajęta. Ty też jesteś zajęty. Mijaliśmy się - powiedziałam już spokojnym głosem.
- Jasne. Powiedzmy, że ci wierzę - nie patrzył na mnie. Jedynie podziwiał widok za oknem. - Sofia ma zamiar tutaj przyjechać na tydzień. Nie masz nic przeciwko?
- Ja? Hmm... to ja powinnam się ciebie o to pytać. To twoja gildia.
- To twoja przyjaciółka. Jedyna z tej waszej...Ziemi. Nie chce byś była nieszczęśliwa - znów się rumienię. Czuję, że staję się wrażliwsza ale to nie moja wina. Czy on musi zwracać się do mnie w taki sposób? Niby wiem, że troszczy się o mnie jak o przyjaciółkę ale wyczuwam w tym drugie dno. Albo to ja zaczynam świrować po tym jak dostałam to zaproszenie od Hibikiego.
- Coś jeszcze?
- Nie...to wszystko - zaczął kierować się ku wyjściu. Znów nawet na mnie nie zerknął. Jednak zamiast wyjść i w końcu mnie zostawić, stanął w przejściu.
- Dobrze wyglądasz w tym koku. Dodaje ci uroku - wyszedł zostawiając mnie znów czerwoną. Dlaczego nie przestaniesz!? Aż rzuciłam poduszką w zamknięte drzwi. Nic mi to nie dało. Nawet nie jest mi lżej na duszy.
- Tak, tak. Też się stęskniłam - poklepała mnie po plecach.
- Mamy mnóstwo rzeczy do obgadania. Mnóstwo.
- O tak zdecydowanie, ale teraz możemy iść do gildii? - wzięłyśmy jej torby i ruszyłyśmy ku wzgórzu. O dziwo mogłam wyjść sama. Nie żebym wcześniej nie wychodziła ale tym razem oni o tym wiedzieli! Sukces!
- Rozumiem, że szykuje się babska noc? - zagadnęła mnie.
- Powiedzmy...możemy iść do lasu pogadać. Nie chce ryzykować, że ktoś nas usłyszy. Ludzie u mnie chyba nie słyszeli nigdy o pukaniu - mruknęłam przypominając sobie te wszystkie sytuacje.
- Znam ten ból - spojrzała na mnie ze zrozumieniem w oczach.
- No ale powiedz mi...jak się dogadujesz tam w Fairy Tail?
- Laxus ma okropny charakter. I ogólnie oni wszyscy są ciężcy ale tak ogólnie to są nawet w porządku. Nigdy nie jest nudno. Teraz tylko zrobiło się jakoś dziwnie więc postanowiłam przyjechać i odreagować. A ty? - spojrzała na mnie radosna. Taka cała uśmiechnięta.
- Ja? Nie no... źle nie jest. Trochę jak na uniwerku. Tylko to tylko ja jestem tą mądrą - obie się zaśmiałyśmy.
- Oj oni nie są...
- Tak wiem przecież - przerwałam jej - ale wiesz o co chodzi.
- Tak wiem...a Sting?
- Co z nim? - spojrzałam na nią pytająco.
- Coś tam co nie co pamiętam z tej twojej imprezy...zwłaszcza to jak go przekonywałaś do drugiej partii w ping ponga - zachichotała na moje rumieńce. Naczyńka krwionośne w moim ciele! Nie buntujcie się przeciwko mnie! Żyjemy w jednym ciele, żyjmy w zgodzie!
- Oj wiesz przecież jak mam słabą głowę.
- Nadal pamiętam twój flirt na Leonie...
- Taak, po pierwsze więc: Ze Stingiem wszystko w porzo, po drugie: To nie był flirt!
- Jasne
- No tak!
- Oczywiście, przecież wszyscy to doskonale wiemy - odparła tylko tym swoim ironicznym głosikiem. Nie wygram tej wojny.
Gdy już dotarłyśmy do gildii, Sofia przywitała się ze wszystkimi. A bardziej ze wszystkimi, których jako tako znała. Do Rogue nie chciała zbytnio podchodzić. Jak ten się do niej uśmiechnął w geście przywitania, ona spaliła buraka. Będę musiała ją później wypytać o co chodzi.
- To idziemy do tego lasu?
- Taak....od razu cię informuję, że jutro jakąś większość dnia spędzisz.... na pewno nie ze mną - uprzedziłam brązowowłosą jednocześnie pomagając jej się wypakować.
- Dlaczego? - spojrzała na mnie tak jakoś dziwnie.
- No bo...idę...idę na randkę, okey - rzuciłam na łóżko jej bokserkę już zirytowana. - No nie patrz tak na mnie! Znam już tę twoją minę, to nic takiego!
- Tak. Na pewno...jeszcze mi wszystko wyśpiewasz - uśmiechnęła się złowieszczo. Czyżby zemsta?
-------------------------------------------------------------------------------------------
A więc mamy oficjalny koniec drugiej sagi i od następnego rozdziału z szerokimi ramionami witamy Tartarosa :D
Nie do końca wiem jakie bym mogła wam teraz zadać pytania więc po prostu opiszcie co czuliście w trakcie czytania. Jakie emocje, myśli, wyobrażenia. Może macie jakieś swoje pomysły na to co mogłoby być dalej? No bo co... jaki udział mogły by mieć w tej kolejnej sadze...?
No i już niedługo Nat będzie miała intymne spotkanie z Hibikim. Sądzicie, że coś z tego będzie czy jednak chłopak nie będzie stwarzał zagrożenia dla Sting'a?
Pozdrowienia i upalnych dni dla wszystkich -^^-
- Nathalie? - Yukino weszła nieśmiało do pokoju. - Jest jakiś problem? Cały dzień cię nie widzieliśmy. - podeszła do mnie, podczas gdy się leniwie podnosiłam do pozycji siedzącej.
- Yukino...dlaczego umówiłabyś się z chłopakiem? - przytuliłam swoją białą poduszkę.
- Dla-dlaczego pytasz? - spojrzała na mnie zaskoczona.
- No...wyobraź sobie, że ktoś zaprasza cię na randkę. Zgodziłabyś się?
- To zależy... gdyby mi się podobał to pewnie tak... - zauważyłam, że się zarumieniła.
- Hmm? Czyżbyś była w kimś zauroczona? - uśmiechnęłam się.
- Ja...to...to nie ważne! Lepiej powiedz czemu zadajesz mi takie dziwne pytania! - spanikowała, a mnie mina zrzedła.
- Zostałam zaproszona na randkę. Zgodziłam się nawet nie myśląc nad tym. - patrzyłam w podłogę. Interesujący odcień...czyżby hebanowa czerń?
- To wspaniale, nie? Kto to taki?
- Hibiki z Blue Pegasus - szepnęłam i położyłam się na łóżko - Ale ja nawet nie wiem czy go lubię! Znaczy... lubię go na pewno. Jestem całkiem spoko ale ja raczej... nie myślałam o nim wcześniej jak o mężczyźnie - gapiłam się w śnieżnobiały sufit.
- A teraz jak o nim myślisz?
- Ugh... nie wiem, no. Jest całkiem przystojny, przyznaję ale...hmm
- Wiesz... wychodzę z założenia, że na randki chodzi się po to by właśnie sprawdzić jak dwie osoby do siebie pasują. Pójdziesz i nie będziesz mieć tego dylematu co teraz.
- Taak... - z powrotem usiadłam - Możesz mieć racje... myślę, że dam radę się przemęczyć ten jeden wieczór. Dzięki Yukino - patrzyłam na nią nawet zadowolona z tej rozmowy.
- Nie ma sprawy. To ja już cię zostawię - wyszła z pokoju. Ja w takim razie powinnam już się położyć.
***
Tak więc dzisiejszy dzień przeznaczę na trening. Wolę nadal unikać Sting'a najdłużej jak się tylko da. Wciąż czuję takie lekkie skrępowanie..."lekkie". Dlatego nie wyjdę dziś z pokoju. Dziś znów było gorąco więc niestety nie ubiorę mojej ulubionej bluzy w której to tutaj przybyłam ale za to przewiąże ją sobie w pasie. Może się przyda. Włosy związałam w luźnego koka i do dzieła. Jeden z minusów tej magi jest taki, że muszę stać. A przynajmniej na razie. Przywołałam ekran i połączyłam się ze światłem w moim pokoju. Zgasiłam, zapaliłam. zgasiłam. Zmarszczyłam brwi zamyślona.- Okey...tak całkowicie hipotetycznie.... przywołany ekran to mój komputer. Skoro mogę połączyć się z taką latarnią czy światłem to znaczy, że istnieje w tym świecie swego rodzaju łącze internetowe. Ale nie ma tu internetu ani żadnych łączy. Za to jest magia. Nie ma prądu, gazu... jest magia, kryształy..."lacrima"? . Co by mogło oznaczać, że ta cała magia to swego rodzaju łącze. Słyszałam również, że cała ta planeta jest "naszpikowana magią". To jest...to jest... świetne! - nawet nie wiem kiedy zaczęłam krążyć po pokoju. - To by oznaczało, że w tym świecie internet zastępuje magia. Skoro z archiwum korzysta mało osób...wszyscy pewnie uważają, że nie można tym walczyć. Ale w technologii drzemie potęga. Jeżeli tylko moje myślenie jest prawidłowe...jeżeli naprawdę mogę dowolnie i całkowicie kontrolować swoją magię...mówił, że to mój umysł...to znaczy, że... - skoncentrowałam się chwilę na ekranie. Podeszłam do niego. Skupiłam się chwilę i tak jak jeszcze nigdy w życiu. Czułam, że przez chwilę nic się nie działo ale po nie długim czasie zaczęłam czuć lekkie zawroty głowy i ciężar na ręce. Otworzyłam oczy. Na moich dłoniach spoczywał niebieski laptop. Wyglądał tak lekko...jakby był z lateksu. Jakby lekko prześwitywał. Usiadłam na brzegu łóżka i otworzyłam klapę tego cuda. Wszystko wyglądało tak jak na ziemi. Ekran był po prostu niebieski. Ale to nie oznaczało, że nic nie mogę zrobić. Wystarczyło coś wpisać, dobrze dobraną sekwencje słów i mogłam znaleźć co tylko chciałam, niestety... w ograniczonej ilości. Ale to dobrze. Tak samo jest na ziemi. Jak powstał internet to też od razu nie było wszystkiego. Każdy sam musiał dawać coś od siebie. Pewnie inni magowie dodawali to co wiedzieli...pewnie nie każdy o tym wie...chyba, że Hibiki mi jeszcze nie wspomniał. Na ziemi mogłam robić tyle różnych rzeczy. Tworzyłam strony, programowałam, zmieniałam wiele rzeczy w cyfrowym świecie jak i tym rzeczywistym. Włamywałam się do różnych miejsc...tutaj mogę robić niemal to samo. Przez łącze-magię.
- Odnosiłam wrażenie, że ten świat mocno różni się od naszego... ale jesteśmy tacy podobni. Występuje wszystko w innej formie. Może niektórych rzeczy nie ma...ale wygląda to tak jakby zostały wyparte przez rzeczy lepsze... - szeptałam do siebie kiedy zauważyłam, że w drzwiach stoi mistrz tej nieszczęsnej gildii. Mimowolnie się zaczerwieniłam. Nie jestem tylko pewna czy to wciąż z powodu moich urodzin czy dlatego, że nie wiem ile tak tu stał. - Długo tu jesteś?
- Trochę - uśmiechnął się - Nie jestem do końca pewny co tutaj robiłaś ale wyglądałaś na mocno...zafascynowaną.
- Powiedzmy, że znalazłam tu zajęcie mocno podobne do tego, które robiłam na ziemi - mruknęłam sprawiając jednocześnie, że laptop zniknął. Znów mnie lekko zabolała głowa. To pewnie przez fakt zmienienia tej formy. - Ale chyba nie przyszłeś tu po to, żeby mi mówić takie rzeczy.
- Nie. Chciałem się spytać dlaczego mnie unikasz - wszedł pewnym siebie krokiem w głąb pokoju.
- Wcale cię nie unikam! - za bardzo podniosłam głos na co tylko uniósł brew - Ja... po prostu byłam ostatnio zajęta. Ty też jesteś zajęty. Mijaliśmy się - powiedziałam już spokojnym głosem.
- Jasne. Powiedzmy, że ci wierzę - nie patrzył na mnie. Jedynie podziwiał widok za oknem. - Sofia ma zamiar tutaj przyjechać na tydzień. Nie masz nic przeciwko?
- Ja? Hmm... to ja powinnam się ciebie o to pytać. To twoja gildia.
- To twoja przyjaciółka. Jedyna z tej waszej...Ziemi. Nie chce byś była nieszczęśliwa - znów się rumienię. Czuję, że staję się wrażliwsza ale to nie moja wina. Czy on musi zwracać się do mnie w taki sposób? Niby wiem, że troszczy się o mnie jak o przyjaciółkę ale wyczuwam w tym drugie dno. Albo to ja zaczynam świrować po tym jak dostałam to zaproszenie od Hibikiego.
- Coś jeszcze?
- Nie...to wszystko - zaczął kierować się ku wyjściu. Znów nawet na mnie nie zerknął. Jednak zamiast wyjść i w końcu mnie zostawić, stanął w przejściu.
- Dobrze wyglądasz w tym koku. Dodaje ci uroku - wyszedł zostawiając mnie znów czerwoną. Dlaczego nie przestaniesz!? Aż rzuciłam poduszką w zamknięte drzwi. Nic mi to nie dało. Nawet nie jest mi lżej na duszy.
***
- Sofia! - rzuciłam się by uściskać przyjaciółkę. W którym momencie życia stałam się taka dotykalska? Co ten świat ze mną robi?- Tak, tak. Też się stęskniłam - poklepała mnie po plecach.
- Mamy mnóstwo rzeczy do obgadania. Mnóstwo.
- O tak zdecydowanie, ale teraz możemy iść do gildii? - wzięłyśmy jej torby i ruszyłyśmy ku wzgórzu. O dziwo mogłam wyjść sama. Nie żebym wcześniej nie wychodziła ale tym razem oni o tym wiedzieli! Sukces!
- Rozumiem, że szykuje się babska noc? - zagadnęła mnie.
- Powiedzmy...możemy iść do lasu pogadać. Nie chce ryzykować, że ktoś nas usłyszy. Ludzie u mnie chyba nie słyszeli nigdy o pukaniu - mruknęłam przypominając sobie te wszystkie sytuacje.
- Znam ten ból - spojrzała na mnie ze zrozumieniem w oczach.
- No ale powiedz mi...jak się dogadujesz tam w Fairy Tail?
- Laxus ma okropny charakter. I ogólnie oni wszyscy są ciężcy ale tak ogólnie to są nawet w porządku. Nigdy nie jest nudno. Teraz tylko zrobiło się jakoś dziwnie więc postanowiłam przyjechać i odreagować. A ty? - spojrzała na mnie radosna. Taka cała uśmiechnięta.
- Ja? Nie no... źle nie jest. Trochę jak na uniwerku. Tylko to tylko ja jestem tą mądrą - obie się zaśmiałyśmy.
- Oj oni nie są...
- Tak wiem przecież - przerwałam jej - ale wiesz o co chodzi.
- Tak wiem...a Sting?
- Co z nim? - spojrzałam na nią pytająco.
- Coś tam co nie co pamiętam z tej twojej imprezy...zwłaszcza to jak go przekonywałaś do drugiej partii w ping ponga - zachichotała na moje rumieńce. Naczyńka krwionośne w moim ciele! Nie buntujcie się przeciwko mnie! Żyjemy w jednym ciele, żyjmy w zgodzie!
- Oj wiesz przecież jak mam słabą głowę.
- Nadal pamiętam twój flirt na Leonie...
- Taak, po pierwsze więc: Ze Stingiem wszystko w porzo, po drugie: To nie był flirt!
- Jasne
- No tak!
- Oczywiście, przecież wszyscy to doskonale wiemy - odparła tylko tym swoim ironicznym głosikiem. Nie wygram tej wojny.
Gdy już dotarłyśmy do gildii, Sofia przywitała się ze wszystkimi. A bardziej ze wszystkimi, których jako tako znała. Do Rogue nie chciała zbytnio podchodzić. Jak ten się do niej uśmiechnął w geście przywitania, ona spaliła buraka. Będę musiała ją później wypytać o co chodzi.
- To idziemy do tego lasu?
- Taak....od razu cię informuję, że jutro jakąś większość dnia spędzisz.... na pewno nie ze mną - uprzedziłam brązowowłosą jednocześnie pomagając jej się wypakować.
- Dlaczego? - spojrzała na mnie tak jakoś dziwnie.
- No bo...idę...idę na randkę, okey - rzuciłam na łóżko jej bokserkę już zirytowana. - No nie patrz tak na mnie! Znam już tę twoją minę, to nic takiego!
- Tak. Na pewno...jeszcze mi wszystko wyśpiewasz - uśmiechnęła się złowieszczo. Czyżby zemsta?
-------------------------------------------------------------------------------------------
A więc mamy oficjalny koniec drugiej sagi i od następnego rozdziału z szerokimi ramionami witamy Tartarosa :D
Nie do końca wiem jakie bym mogła wam teraz zadać pytania więc po prostu opiszcie co czuliście w trakcie czytania. Jakie emocje, myśli, wyobrażenia. Może macie jakieś swoje pomysły na to co mogłoby być dalej? No bo co... jaki udział mogły by mieć w tej kolejnej sadze...?
No i już niedługo Nat będzie miała intymne spotkanie z Hibikim. Sądzicie, że coś z tego będzie czy jednak chłopak nie będzie stwarzał zagrożenia dla Sting'a?
Pozdrowienia i upalnych dni dla wszystkich -^^-
Subskrybuj:
Posty (Atom)