sobota, 1 października 2016

SaberLove - Rozdział 1

Dziś miał być wielki dzień! Wydarzenie, które będzie miało dzisiaj miejsce jest wyjątkowe. Ja i Alex od bardzo długiego czasu dostałyśmy wakacje! Ostatnim razem tak było, gdy miałam... osiem lat? Dziewięć? Nieważne. Tak czy inaczej w końcu je dostałyśmy! Wymarzone wakacje po Fiore. Nic tylko się pakować.
Kiedy podekscytowane szłyśmy do swoich pokoi, mijali nas tak samo szczęśliwa nasza rodzina. Shiro i Hiro kierowali się w przeciwną stronę, co my. Zawsze mnie śmieszyli. Ich imiona były przeciwieństwem ich wyglądu. Shiro miał czarne włosy i niebieskie oczy, a Hiro białe i tego samego koloru ślepia. Bliźniacy Handa spojrzeli na nas i zatrzymali się na chwilę.
- Cześć dziewczyny. - powiedział Hiro. Kiwnęłam mu głową. Chciałam już iść dalej, kiedy poczułam rękę zaciskającą się wokół mojego przedramienia. Odwróciłam się. Ten czarnowłosy przygłup postanowił znowu zabawić się w swoją gierkę "wkurz Kat tak bardzo jak to możliwe".
- Gdzie się tak spieszysz, Katie. Przecież dopiero co zaczęliśmy, - wyszeptał uśmiechając się do mnie przemiło. W jego oczach widziałam łobuzerskie iskierki, które jeszcze bardziej mnie wkurzyły. Wyrwałam się chłopakowi i odwróciłam się do towarzyszy.
- Tak, dopiero zaczęliśmy. Ja jednak wiem, że to potrwa wystarczająco długo, by zmarnować mój jakże cenny czas. A ja nie chce przegapić nic z moich wakacji. Zrozum, nie tylko ty jesteś ważny. - powiedziałam opierając rękę na biodrze.
- I kto to mówi. Leć, jeśli ci się tak spieszy. - mówi. Na jego ustach jednak nadal widnieje uśmiech.
- Na razie. Alex, pospiesz się, jeśli nie chcesz, bym bez ciebie wyruszyła. - mówiąc szłam do wielkich wrót. Po ich przekroczeniu znalazłam się w holu pełnym drzwi. Automatycznie skierowałam się do ostatniego pokoju po prawej. Otworzyłam drzwi i znalazłam się w moim zakamarku. Odetchnęłam. Rodzina, co? Odkąd pamiętam, rodzinom nazywałam wszystkich, którzy byli w tym budynku. Nie było to zbyt dużo osób. Tylko mistrz, ja, Alex i bracia Handa. Byłam wtedy bardziej nieufna, jednak polubiłam wszystkich. Prawie wszystkich. Odkąd zapoznali mnie z Shiro, wiedziałam, że nie będę potrafiła mu zaufać. Ciągłe przekomarzania, "niewinne" żarciki. To jeszcze wytrzymywałam. Jednak gdy zaczął się do mnie przystawiać, to było przegięcie. Był jeszcze bardziej nieznośny, przylepiający się do mnie na każdym kroku. To się zaczęło zmieniać, gdy pozwolili nam na więcej swobody. Z miłego chłopaka, który był straszną przylepą i irytującym gadułą zamienił się w flirciarza. Przestał już ze mnie sobie żartować z każdego mojego ruchu. Był wobec mnie bierny. I tak jest do dzisiaj. Próbuje naprawić relacje pomiędzy nami, jednak ja nie daje się na to złapać. Nigdy nie ufam takim osobom.
Westchnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Wrzuciłam je do kosza obok drzwi do łazienki i wyciągnęłam plecak. Wsadziłam do niego najpotrzebniejsze rzeczy i sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu, wyszłam. Na holu było pusto, a z pokoju na przeciwko dochodziły dziwne dźwięki. Bez zastanowienia weszłam i zobaczyłam istny horror. Bałagan jakich mało, a jeszcze wczoraj było tu czysto.
- Alex, kiedy ty to zrobiłaś?! - spytałam się przestrzeni. Nigdzie jednak nie było dziewczyny.
- Jakąś sekundę temu. - powiedział głos za mną. Odwróciłam się. Stała tam Alex ze swoim plecakiem. - Możemy już iść? - spytała spoglądając na mnie. Spojrzałam na nią zszokowana.
- A ten burdel?!
- Posprzątam, jak wrócimy. - powiedziała machając beztrosko ręką na górkę ciuchów. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, dziewczyna wyszła. Westchnęłam. Ta podróż zapowiada się beznadziejnie. Wyszłyśmy szybkim krokiem z budynku i zaczęła się nasza przygoda.
***
Od trzech tygodni jesteśmy w podróży. Zwiedziłyśmy wszystko, co chciałyśmy zobaczyć przez całe życie. Stolica Krokus, rynek w Magnolii, a nawet gorące źródła w Hosence. Tak się cieszyłam z tych wakacji i nie mogłam uwierzyć, że niedługo jest ich koniec. został nam jeszcze tydzień, który miałyśmy spędzić w miasteczku znajdującym się blisko gór. Nie wiedziałam, jak się nazywa, ale nie było to ważne. Cieszyłam się, że po raz pierwszy zobaczę góry. 
Szłyśmy przez las, kiedy Alex nagle się zatrzymała. Zdziwiona odwróciłam się do niej. Miała zamglony wzrok, a usta lekko otwarte. Po chwili rozejrzała się, jakby czegoś szukała i ze zdziwieniem wypisanym na twarzy podeszła do mnie. Nie podobało mi się to. 
- Co się stało? - spytałam kładąc jej rękę na ramieniu. 
- Nic... po prostu poczułam to dziwne uczucie. Wiesz, o co mi chodzi... - powiedziała. Kpicie sobie ze mnie, prawda. 
- Powiedz, że żartujesz. - wyszeptuje z błaganiem. Ta jedynie spogląda na mnie smutnym wzrokiem. 
- Kat, wiesz, że musimy to spraw...
- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę! Mamy wakacje, dobrze spędzamy ten czas, a ty nagle wyskakujesz mi z tekstem, że czujesz złą energię! Kpisz sobie ze mnie, prawda? - pytam się jej, wskazując na siebie. Możliwe, że zareagowałam zbyt ostro, jednak nie mogłam się pogodzić z tym, że w taki sposób mają się zakończyć nasze wakacje. 
- Kat, wiesz dobrze, że musimy to sprawdzić. 
- I teraz mamy pędzić do kompletnie obcego nam miejsca, którego nigdy nie widziałyśmy, bo ty poczułaś jakąś zła energię! Wolne żarty!
- Tak, musimy! Pamiętasz, co powiedział mistrz. Kiedy JA poczuję coś podobnego, do tego, to mamy rzucić wszystko i to sprawdzić! Wiesz bardzo dobrze, że jeśli tego nie zrobimy, światu może grozić poważne niebezpieczeństwo. A do tego dopuścić nie możemy! - powiedziała poważnym głosem. Wiedziałam już, że sprawa jest poważna. Westchnęłam załamana i podeszłam do dziewczyny. Miałam ochotę się rozpłakać. Może i byłam samolubna w tej chwili, jednak nie mogłam tego powstrzymać. Wzięłam kilka głębszych oddechów i spojrzałam na Alex. Przyglądała mi się ze smutkiem. 
- Wiem, że strasznie zależało ci na tych wakacjach, jednak nie możemy nic na to poradzić. To był bardzo silny przypływ złej energii. Nie czułam czegoś takiego od dobrych kilku lat. 
- Rozumiem. Po prostu... zajmijmy się tym jak najszybciej i wracajmy. - powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam. Alex ruszyła przed siebie  tak szybko, że ledwo co się nie przewróciłam. 
Po jakichś dwóch godzinach dotarłyśmy do "epicentrum" złej energii, jak to nazwała Alex. Był to wielki budynek na górzystym terenie. Wyglądał przerażająco. Alex bez zastanowienia zapukała do drzwi. Po kilku chwilach ktoś otworzył. Była to czarnowłosa z dwoma kitkami. Miała na sobie niebieską sukienkę z rozcięciem. 
- Czego? - zapytała oschle. Milutko się zaczyna. 
- Chciałybyśmy wejść do budynku. Rutynowa wizyta. - powiedziała Alex. 
- Jaka rutynowa wizyta. Nic o tym nie słyszeliśmy. Nie wejdziecie. 
- Musimy wejść i przeszukać budynek. 
- A niby to dlaczego? - spytała czarnowłosa opierając rękę na biodrze. 
- Bo ja tak chcę. - powiedziała Alex władczym tonem. Próbowałam się nie roześmiać. 
- Alex, nie chce cię obrazić, ale twoja władza tutaj nie sięga. - wyszeptałam. Ta jedynie westchnęła. Kobieta spojrzała na nas uważnie. 
- Nie wejdziecie. - powiedziawszy to zatrzasnęła nam drzwi przed nosem. Stałyśmy tak chwilę, dopóki nie ocknęłyśmy się z szoku. To było do przewidzenia, ale jednak to było wredne. Fuknęłam wkurzona i pociągnęłam Alex za sobą. Wyglądała na zaskoczoną. Dopiero po chwili wróciła na ziemię. 
- Jak ona mogła... - mówiła oburzona zaciskając ręce w pięść. 
- Pamiętaj, że nie jesteś tutaj księżniczką  Terra, ale zwykłą podróżniczką. Nie możesz od tak zażądać sobie wejścia do pierwszej lepszej gildii. 
- No tak... to głupie przyzwyczajenie. Eh... - westchnęła spoglądając przed siebie. Ten smutny uśmiech nie pasuje do Alex. Zawsze uśmiechniętej radosnej. - To co teraz zrobimy. Musimy dostać się do tego budynku. Ewidentnie coś tam jest. - mówi już z większą pewnością siebie. 
- Nie mam pojęcia. Nie pozwoliła nam tam wejść, więc bycie miłym odpada. Musimy wymyślić jakiś plan na dostanie się niezauważonym. - powiedziałam. Skierowałyśmy się pod najbliższe drzewo i siedząc tam wymyślałyśmy plan. 
- ... dobra. Potem wejdę ja i poszukamy... - tłumaczyła mi Alex. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Przerażona odwróciłam się sięgając odruchowo po klingę miecza. Miecz cicho wyślizgnął się z pochwy i poszybował szybkim ruchem na wroga. Widząc przybysza zatrzymałam się. Miecz stanął... kilka milimetrów od twarzy kota w przebraniu żaby. Pisnęłam. O mój boże. Ledwo co nie przecięłam na pół żaby! Co się ze mną dzieję. 
Kotożaba spoglądała na ostrze z przerażeniem. Odsunęłam miecz od biedaka i schowałam je do pochwy na plecach. Przyjrzałam się przybyszowi. Miał na sobie różowe przebranie żaby, a na plecach dziwny znak. Wyglądał nawet słodko. 
- Jaki słodki! - krzyknęła osoba za mną. Po chwili dziewczyna pojawiła się obok mnie i zaczęła szczypać poliki kota. Wyglądali przezabawnie. 
- Jak się nazywasz, biedaku. - spytałam go uśmiechając się. Ten spojrzał na mnie lekko przerażony, po czym odpowiedział. 
- Frosch. - usłyszałam słodki jednak lekko zlękniony głosik. Zrobiło mi się smutno. Chciałam go przeprosić, lecz w szybkim tempie zniknął mi przed oczyma. 
- Zobacz, co zrobiłaś! Teraz się nas boi! Nie martw się. Ze mną jesteś bezpieczny. Nic ci nie zrobię. - szczebiotała do kotka. Ona natomiast wskazał na mnie. 
- Frosch pyta, kim jest ta pani. - powiedział. Alex tylko spojrzała na mnie przelotnie. Uśmiechnęłam się. 
- Nie wiem. Nie znam jej. - powiedziała poważnie i dalej zajmowała się kotem. Załamałam się teatralnie. 
- A ja ci ufałam. - powiedziałam zbyt dramatycznie. Alex się tylko uśmiechnęła. 
- To jest Katherina, kochany. Przyjechałyśmy tutaj na chwilkę. Mamy sprawę do pobliskiej gildii, ale nie chcieli nas wpuścić. - powiedziała. Przyjrzałam się im. Wyglądali rozkosznie. Dotknęłam ucha zwierzaka. 
- Dlaczego nosisz ten strój? - spytałam się go zaciekawiona. Spoglądał na mnie uśmiechnięty. 
- Frosch lubi ten strój. - odpowiedział. Spojrzałam na Alex. Jej oczy błyszczały zadziornie. To nie wróży nic dobrego. 
- Przygarnijmy go! - krzyknęła radośnie. Spojrzałam na nią zaskoczona. 
- Nie możemy. - odpowiedziałam poważnie. 
- Dlaczego?
- Jest to całkiem obce zwierze, zapomniałaś? Nie wiemy, jak je wychować, karmić, jak się bawi? Nic. U nas tylko są Hipogryfy. Nie wystarczają ci już?
- Przestały mi wystarczać z jakieś 10 lat temu! Chcę kota! W przebraniu żaby! - krzyknęła jak nadąsane dziecko spoglądając na mnie obrażona. Roześmiałam się. 
- Nie patrz tak na mnie. Przypominam ci, że nie masz tutaj żadnej władzy, a Frosch pewnie ma właściciela! - krzyknęłam. Najwyraźniej dotarło to do niej, bo spojrzała na zwierzaka ze smutkiem. Nie mogła pozwolić, by spotkała jeszcze innego takiego po drodze. To niebezpieczne takie słodkości zostawić same na ulicy.
- Skoro ma właściciela, to gdzie on jest? - spytała Alex z lekkim uśmiechem. Przełknęłam ślinę. 
- Pewnie jest gdzieś w pobliżu. Nie wiem, siedzi na ławeczce, pije herbatę w kawiarni, rozmawia z miejscowym handlowcem. Jest wiele możliwości. - mówię zdesperowana. 
- Frosch się zgubiła.  - mówi zwierzak. Spojrzałam na niego. A raczej  na nią. Warto wiedzieć, że to dziewczynka. 
- Jest też taka możliwość. 
- Kto normalny gubi swojego pupila! Ja bym do tego nie dopuściła. 
- Tak, tak. A tak w ogóle. Frosch, dlaczego mnie zaczepiłaś? - spytałam jej uśmiechając się. Kotka spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Frosh pomyliła Katherine z Rogue'em. - powiedziała uśmiechnięta. Zaskoczona oparłam się o drzewo za sobą. Alex śmiała tak głośni, że przechodni zaczęli się na nią dziwnie patrzeć. 
- A mówiłam, żebyś się na tak krótko nie ścinała. Ale ty nie... nie posłuchałaś mnie. Teraz masz za swoje!
- Rogue też ma czarne włosy i płaszcz. 
- Pomylono mnie z chłopakiem. Tego jeszcze nie było. T co młody, pomożemy ci znaleźć twojego właściciela? - spytałam się żabki podając jej rękę. Ta uśmiechnięta podeszła do mnie, a ja ją wzięłam na ręce. Alex wstała za mną. 
- Jak już go znajdziemy to powiem mu, co sądzę o nie pilnowaniu swoich zwierzaków. - mówiąc to, ruszyłyśmy. Rozglądałyśmy się i szukałyśmy kogoś podobnego do mnie. A przynajmniej tak nam się wydawało. Nikt jednak nie rzucił się nam w oczy. Sporo ludzi pytałyśmy o jej właściciela, lecz nikt nie odpowiadał. Było źle.
Zmierzchało, a my nadal nie znalazłyśmy właściciela Frosch. Zaczynałam się martwić. 
- A co jeśli go nie znajdziemy? - spytałam się zaniepokojona. 
- Przygarniemy ją oczywiście. Nie mogę pozwolić, by taka słodycz mieszkała na ulicy. - z zadowoleniem spojrzała na mnie gdy to mówiła. Westchnęłam. To będzie trudne, ale jakoś damy rade. 
- Frosch! Gdzie jesteś! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się. Za mną stał czarnowłosy chłopak z zakrywająca jedno oko grzywką. Miał na siebie narzucony płaszcz. Gorączkowo rozglądał się dookoła. 
- Rogue! - krzyknęła Frosch i wyskoczyła z moich ramion. Chłopak zauważył kotkę i podbiegł do niej szybko. Jednak nie będziemy przygarniać kotki.

------------------------------------------------------------------------------------
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jakie to jest stare :D

Jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi z tym całym SaberLove ---> KONIECZNIE ZAJRZYJCIE

1 komentarz:

  1. Ej to jest dobre! :D naj bardziej mi się podobało, jak Frosh pomyliła Katherine z Rouge'em.
    Czekam na nekst ^^ pozdro. Mam nadzieję, że może jednak uda wam się skończyć to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń