środa, 5 października 2016

SaberLove - Rozdział 2

- Rogue! - krzyknęła Frosch i wyskoczyła z ramion Kat. Chłopak zauważył kotkę i podbiegł do niej szybko. Już ja mu pokaże.
- A więc to ty jesteś właścicielem tego uroczego stworzenia - chyba jeszcze nigdy się tak sztucznie nie uśmiechałam, jednak nie zdzierżę braku odpowiedzialności.
- Czyżby Frosch sprawiła wam jakieś kłopoty? - spytał przytulając zwierzę do siebie. Kotka wtuliła się w niego. Jest taka niewinna, że aż nie widzi tego jaką jej robi krzywdę. Albo się boi.
- Frosch ! - po chwili podbiegł do nas kolejny kot, tym razem czerwony w ubranku, a za nim jakiś blondyn ubrany odpowiednio do pogody. A słońce dziś nie jest miłosierne.
- Ależ skąd, tylko... - z uśmiechem, z całej siły nadepnęłam mu na nogę. Zaskoczony odskoczył do tyłu ale kota nie wypuścił - Co z ciebie za właściciel, który pozwala na zgubienie się zwierzakowi! Takiemu słodziakowi! - wrzasnęłam na chłopaka całkowicie ignorując jego towarzysza jak i Kat, która ma minę nr 23 "Zaczyna się"
- Ale... to nie pierwszy raz...
- Co!? - pisnęłam zaskoczona. Nie pierwszy raz? Gdzie się chowają takie kreatury, zdusić je w zarodku! - I pewnie myślisz, że jesteś świetnym panem, co? To zwierze cierpi! - byłam gotowa mu nakopać kiedy Kat stanęła między nami. Spojrzałam na nią wilkiem. Ma szczęście, że w pobliżu nie ma straży... i Hiro.
- Za kogo się uważasz panienko? - zwrócił się kpiąco do mnie ten blondynek. Zupełnie zapomniałam o jego obecności.
- Nie tym tonem do mnie... - zrobiłam krok w jego stronę tylko po to, by zaraz zostać odciągnięta. Gdyby nie katie...
- Wybaczcie - dziewczyna wyszła przede mnie ze skruszoną miną, podczas gdy ja ich mordowałam wzrokiem. Jak tak można.  - Moja towarzyszka bardzo lubi zwierzęta i po prostu... ma małe problemy z emocjami - teraz dla odmiany, czarnowłosą zabijałam spojrzeniem.
- Mogłybyście uważać, nie wiecie na kogo możecie wpaść - ten cały Rouge jakby zarzucił na siebie maskę obojętności, jednak mierzył mnie spojrzeniem. Chyba mnie nie polubił. Ze wzajemnością. Za to Frosch wraz z tym drugim kotem, stała za chłopcami. Uratuje się koteczku!
- Ach tak? - automatycznie zmieniłam taktykę. Znów byłam uśmiechniętą, miłą dziewuszką - Mam przez to rozumieć, że sami jesteście... ważni? Wiecie... my jesteśmy pierwszy raz w tym miejscu i nie wiemy za wiele. - spojrzałam na nich z pod półprzymkniętych powiek. Zazwyczaj działa.
- Nie wiecie? - prychnął blondyn. Spojrzałyśmy na niego zaciekawione - Jak możecie tego nie wiedzieć. To na tym wzgórzu znajduje się najsilniejsza Gildia w Fiore, Sabertooth - wypiął dumnie pierś. Czyli już wiemy z jakim rodzajem człowieka mamy do czynienia. Katie się nie odzywała. Dobrze, to ja jestem od dyplomacji. Ona nigdy nie zawodzi...zazwyczaj.
- Najsilniejsza mówisz? Czyli ta wioska może czuć się nader bezpiecznie, prawda?
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy niepokonani - tym razem głos zabrał mały czerwony kotek. Najprawdopodobniej jest pupilem tego blondasa. Pewnie też cierpi. Okrutnicy.
- Yhm.... tak się składa, że chciałyśmy... dostać się do tej gildii ale niestety, uniemożliwiono to nam. Może wy nam pomożecie - uśmiechnęłam się najpiękniej jak tylko umiałam.
- Czego u nas szukacie? - spytał podejrzliwie Rogue.
- Chcę tylko coś sprawdzić. To nic osobistego, jesteście najsilniejsi, więc chyba nie musicie obawiać się dwóch przypadkowych dziewczyn, co?
- Nikt, prócz członków gildii nie ma wstępu do budynku - cholera. To będzie trudniejsze niż sądziłam. Kat spojrzała na mnie zaniepokojona. Uśmiech zszedł mi z twarzy, by zastąpić go nowym, bardziej złośliwym. Uśmiecham się zawsze ale to w jaki sposób...
- Jesteście pewni, że nie ma żadnej możliwości? Czyżbyście się... obawiali? - uderz w ich ego Alex, uda się. Jak zawsze.
- Okey - zaczął blondyn - Zaprowadzimy was tam dopiero wtedy jeśli nas pokonacie - obaj uśmiechnęli się chytrze i zaczęli chichotać. Przepełnieni pychą palanty. Standard.
- Och - przybrałam pozę niewinnej dziewczynki - więc, dacie nam szansę? - starałam się wyglądać tak niewinnie jak tylko mogłam. Że też Shiro mnie teraz nie widzi... byłby ze mnie dumny. Chłopcy tylko się zaśmiali na moje mini przedstawienie.
- Postaramy się być mało destrukcyjni - zakpił blondas.
- Może, powiedzmy sobie. Kto pierwszy na ziemi, ten przegrywa?
- Niech ci będzie malutka. Ostrzegam cię tylko, że beton tutaj jest dość twardy - mówił jednocześnie zaczynając unosić swoją pięść. Dobra - obserwuj go Alex, przewiduj, zapobiegaj. Z prawej! Cały ciężar na prawą, więc ja chyc - w lewo. Obaj po sekundach leżeli plackiem na ziemi. Ja najzwyczajniej w świecie kopnęłam go w plecy, Katie podcięła Rogue'owi nogi. To nie tak, że my jesteśmy silne. To oni byli zbyt pewni siebie i zlekceważyli pewną bardzo ważną zasadę.
Nigdy nie lekceważ swego przeciwnika
Nigdy nie zapomnę metod, jakimi mistrz wpajał nam to do głowy. Myślisz, że to słodki różowy króliczek? Chciałoby się...
- To jak chłopcy - uśmiechnęłam się promiennie, podczas gdy oni podnosili się do pionu - Idziemy?
Katie też się uśmiechała. Tak jak ja, lubiła dawać takim palantom nauczkę. Mężczyźni patrzyli na nas podejrzliwie i ze złością ale najwyraźniej mieli swój honor i dotrzymali obietnicy bo po niedługim czasie znajdowałyśmy się w środku budynku Sabertooth. To miejsce wygląda strasznie przygnębiająco. To już w moich salach tortur jest więcej radości. Słyszałam, że w gildiach jest dużo życia i dobrego ducha, a tutaj widzę coś zupełnie odwrotnego. Co to za miejsce? Spojrzałam na moją towarzyszkę. Była zdecydowanie zaciekawiona tym miejscem ale nie w takim znaczeniu co ja. Czuję to znowu. Znowu to uczucie...nie potrafię tego opisać. Tak jakbym czuła jak ktoś wali w szklaną ścianę czy błonę chcąc się przebić. Ten chłód i te namacalne złe uczucia. Jestem sfrustrowana, nie mogę namierzyć tego źródła!
- Sting, Rogue, dlaczego przyprowadziliście tu te dwie obce panienki? - zagrzmiał donośny głos rosłego faceta siedzącego na swego rodzaju tronie. Ktoś tu ma chyba zbyt duże ego. Stanęłyśmy przed jego obliczem, za to blondyn, który jak się okazuje na imię ma Sting, wraz z Rogue wysunęli się przed nas. Za nami, za to ustawili się wszyscy obecni członkowie gildii w szeregu, który bardzo przypomina jedną z formacji mojej straży.
- Bardzo chciały się tu zjawić mistrzu, więc... - zaczął Rogue ale przerwano mu.
- Dlaczego je tu przyprowadziliście, jak do tego doszło? - zagrzmiał głos ich mistrza. Jakby nasz mistrz się tak zachowywał, to chyba bym dawno rzuciła tą fuchę w cholerę.
- Powiedziałem, że wejdą jeśli nas pokonają i...
- Zostaliście pokonani? Nikt w tej gildii nie przegrywa. Jak do tego doszło? - ostatnie zdanie zwrócił do nas.
- Tak właściwie to ja go tylko kopnęłam - wskazałam na Sting'a. Wyglądał na skruszonego. Boi się swojego mistrza? To chyba nie tak powinno wyglądać.
- Po co tu przybyłyście?
- Potrzebuje coś sprawdzić, konieczne w tym miejscu i byłabym wdzięczna, gdyby pozwolił nam pan trochę się tutaj rozejrzeć - uśmiechnęłam się promiennie mając nadzieję, że to podziała.
- Dlaczego miałbym się zgodzić? - uniósł brew rozbawiony - Tylko członkowie tej gildii mają prawo w niej przebywać. A wy! Jak mogliście dać tak się podejść tym dwóm zwykłym mieszczankom! - zwrócił się z powrotem do chłopaków.
- Alex? - Katie szepnęła do mnie, wysyłając mi zmartwione i pytające spojrzenie.
- Ach tak... - nadal się uśmiechnęłam. Nie dam po sobie nic poznać - No dobrze, w takim razie muszę sobie odpuścić. Do widzenia panu, dziękuje za ochronę - pomachałam mu, wzięłam zaskoczoną przyjaciółkę za ramię i wywlokłam na zewnątrz. Odezwała się do mnie dopiero gdy zeszłyśmy ze wzgórza i zaczęłyśmy się kierować do jednego z wejść do podziemi.
- Co to było!? - krzyknęła zszokowana moją postawą.
- Spokojnie - poklepałam ją po ramieniu - mam plan.
***
Minęło od tamtego czasu kilka dni, a przeszywające uczucie "złej energii" nie zniknęło. Jestem pewna, że chodzi o Sabertooth. Albo o miejsce, w którym znajduje się Sabertooth. Nie wiem kiedy i jak ale dowiem się o co chodzi.
Co do Katie... nie była zadowolona z przyśpieszonego końca wakacji. Czuję, że jeszcze długo będzie mi to wypominać. Mistrz natychmiastowo zawiadomił bliźniaków, a mnie wypytywał o prawdziwość moich odczuć. Do jasnej, ciasnej, chyba sama najlepiej wiem co czuję, tak?
No i w ten sposób, po paru dniach, znajduję się w tej o to sytuacji.
- Jesteś pewny, że to zadziała ? - szepnęłam. Shiro spojrzał na mnie rozbawiony.
- We mnie nie wierzysz? No we mnie?
- Shiro, ja wiem, że jesteś facetem idealnym - zaśmiałam się - ale jednocześnie cię znam, pozatym, wiesz co się stanie jak Hiro to zobaczy. Albo Katie.
- No niby tak, ale kto tu jest błękitnej krwi? Nie podskoczą ci! - szturchnął mnie przyjacielsko w ramię.
- Być może, ale mistrz...
- Przestań choć raz myśleć o takich pierdołach i...Witaj bracie, co u ciebie? - zaskoczona, zbyt szybko się obróciłam, przez bym upadła ale oczywiście, jak kobieta stoi obok Shiro, to niemożliwe by coś się stało.
- Wow, sama księżna na mnie leci? - odstawił mnie do pionu.
- Co wy dwoje wyprawiacie? - Hiro spojrzał na nas podejrzliwie.
- Pff, Nic? To już nie mogę spędzać czasu z moim przyjacielem? - oparłam się o ramię Shiro. Co z tego, że jest ode mnie wyższy. Akurat w tym momencie musiała dojść Katie. Pięknie.
- Tylko, że jak zawsze jesteście razem, to zawsze coś się dzieje.
- Co tym razem? - powiedzieli chórem.
- Ranisz me serce - złapałam się tam gdzie powinno ono być.
- Jesteście okropni - Shiro udał fochniętego.
- Ach tak...a cooo....co to jest!? - musieli spojrzeć do góry, co nie? No poprostu musieli.
- To? Ah...to...to jest - próbowałam to jakoś wyjaśnić ale chyba pierwszy raz w życiu zabrakło mi języka w gębie.
- Nowy gatunek drzewa owocowego. No wiecie. Ogrodnictwo jak się okazuje jest bardzo ciekawe - Shiro jak zawsze ratuje mnie z opresji.
- Nowy gatunek? - zaczął gniewnie Hiro - Nazywasz nowym gatunkiem, drzewo, które ma w liściach pełno pogniecionego papieru z lokalnych gazet?
- emmm... bo to jest Drzewko Prasowe - klasnęłam w ręce nagle oświecona.
- Prasowe? - powiedziała ironicznie Katie.
- Oj... kto tu ma władze? Nie wnikać! - zagroziłam im palcem i odeszłam do nich szybkim krokiem. Nie zaszłam daleko bo już po chwili, ktoś musiał mnie zaczepić.
- Księżniczko! - Kojou. Jeden z głównych rycerzy gwardii królewskiej - Mamy ich - uśmiechnął się, co odwzajemniłam. Wiedziałam, że się nie myliłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz