sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 32

Obudziło mnie wyjątkowo denerwujące pikanie jak i jakieś dziwne hałasy. Chwilę zajęło mi ogarnięcie gdzie się znajduję.
- Szpital? Znaczy...udało się? - pikanie nieco przyśpieszyło. Koło mojego łóżka znajdował się kardiogram. Powinnam się nieco uspokoić. Chwila moment...co ja powiem rodzicom?...Pod warunkiem, że w ogóle jesteśmy we Włoszech.
- Obudziłaś się. Jak się czujesz? - nie zauważyłam kiedy do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Ja...w porządku...gdzie się znajduję?
- Jesteśmy w Szpitalu Medyceuszy we Florencji, młoda damo. Niedługo zjawi się tutaj policja, będą chcieli Panią przesłuchać. W końcu nie było was trzy tygodnie! - pielęgniarka - jak wyczytałam na jej plakietce - Isabella zaczęła porządkować leki, a ja czułam, że jest coś mocno nie tak. Trzy tygodnie!? Jestem pewna, że minęły prawie trzy miesiące! To w Earthland jest jakiś inny przepływ czasu?
- Przepraszam Panią ale...gdzie znajduję się moja przyjaciółka?
- Ta druga zaginiona dziewczyna? Leży w sali obok. No, ja idę. Na zewnątrz jest ktoś kto bardzo chce cię zobaczyć - uśmiechnęła się po czym wyszła z tacą pełną leków. Ktoś kto chce mnie zobaczyć? Ale...
- Córuś!- mama razem z tatą postanowili zgnieść mi żebra. - Tak bardzo się martwiliśmy, gdzieś ty była? - matka zaczęła mnie oglądać tak jakby wcześniej lekarze tego nie robili.
- Charlotte, przestań. Dziewczyna ledwo co się znalazła. Daj jej odpocząć. - ojciec skarcił moją matkę, która lada moment zaleje się łzami. - Córeczko - tata znów mnie objął. Trzy tygodnie, trzy miesiące. Co za różnica?
- Tak bardzo tęskniłam - objęłam go zalewając się łzami. - Tak bardzo
***
Po wstępnej obdukcji, nakłucia mnie kilkanaście razy ( za jakie grzechy? ) oraz faszerowaniu podejrzanymi substancjami, stwierdzili, że jestem w pełni zdrowa. Yay! Teraz tylko przesłuchanie. I nadal nie mam zielonego pojęcia co im powiem żeby zabrzmiało wiarygodnie. Chyba, że prawie ale wolałabym nie wylądować w wariatkowie. Myślałam czy by nie powiedzieć wszystkiego mamie. Może pomogłoby mi to poukładać sobie wszystko w sercu. Nawet gdy Sting mnie pocałował...nie nabrałam wątpliwości ale...jak teraz pomyślę, że naprawdę już ich nie zobaczę...czuję się tak dziwnie. Jakby ktoś mi ściskał serce chcąc wydobyć ostatnie krople krwi płynącej we mnie. Może to tylko chwilowe uczucie. W końcu spędziłam według ich czasu trzy miesiące w tamtym świecie...przywiązałam się. Przyzwyczaiłam. Urodziłam się na Ziemi. Więc i tutaj powinnam zostać. W mojej kochanej Florencji. Nie powinnam teraz mieć żadnych wyrzutów.
***
- A więc nic pani nie pamięta? - policjant, który wyglądał na takiego, co by na służbie tylko pączki wpierdzielał, mierzył mnie tym swoim podejrzliwym spojrzeniem. Może nic nie jadł od godziny i wyobraża sobie, że jestem donutem w czekoladowej polewie.
- Ja...ledwie co wróciłam. Wciąż...czuję się zagubiona proszę pana. Nie jestem wstanie poskładać myśli. Na chwilę obecną...nic...kompletnie nic - zaszlochałam.
- Nie mogłaś tak po prostu zapomnieć trzech tygo...
- Peter, starczy! - starszy stażem policjant uciszył go. - Dziewczyna ma rację. Pozwólmy jej się oswoić z nową sytuacją. Miejmy nadzieję, że do końca tygodnia będziesz wstanie złożyć zeznania, tak?
- Ja...tak. Postaram się - uśmiechnęłam się, jednocześnie pociągając nosem. Według kalendarza wiszącego po mojej prawej, mam cztery dni aby wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę.
- Do widzenia  Pani. Życzymy...zdrowia. - skłonili się lekko i wyszli z sali. Powinnam się ogarnąć. Ze szpitala wyjść mogę dopiero jutro. Wciąż nie mogę zobaczyć się z Sofią. Mam nadzieję, że nic im nie powiedziała. Może chociaż tym razem wpadłyśmy na identyczny pomysł.
- Nathalie? - dobiegł mnie ciepły, młodzieńczy głos. Czy to...? Tak dawno...
- Federico? - w przejściu stał dosyć wysoki brunet o ciemnych oczach. Opalony i przystojny, jak na Włocha przystało.
- Och Fede! - rzuciłam się w jego ramiona. W Earthland tak mało o nim myślałam. Ale teraz jak go zobaczyłam, wszystko wróciło.
- Tęskniłem młoda. Gdzieś ty się podziewała? - schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Fede jest moim najlepszym przyjacielem. Urodził się we Florii ale chciał uczyć się we Florencji, a że nasi rodzice się przyjaźnią, to cóż...zamieszkał z nami. Służył mi radą we wszystkim.
- No wiesz...tam i gdzieś tam... - zaśmiałam się. - Boże, tak dawno cię nie widziałam.
- Najważniejsze, że już jesteś z nami - złapał mnie za rękę - nie tylko ja tutaj jestem. - wyjrzałam na korytarz.
- Nie wierzę...Leon! - podbiegłam do chłopaka. Objęłam go za szyję podczas gdy on uniósł mnie i zaczął okręcać dookoła. Po chwili jednak mnie postawił.
- Nie strasz nas tak więcej - ścisnął mnie mocniej. - Wiesz jak się martwiłem? Nie dawałaś żadnego znaku życia! Wszyscy odchodzili od zmysłów - spojrzał na mnie tak jakby jednocześnie się cieszył i złościł. Klasyk.
- Tak Leon, też się bardzo cieszę, że cię widzę. Że was wszystkich tu widzę...czuje się...lepiej - prócz Leona przyszli także inni ludzie z uniwersytetu jak Petruccio czy Francesca. Jednak czuję, że jest mi trochę smutno, ponieważ nie ma tu osób, którzy siłą rzeczy niemożliwe aby tutaj przybyli.
***
- Jesteśmy w domu - tata otworzył drzwi i jako pierwszy wkroczył do środka. W sumie dopiero teraz uświadamiam sobie, że ten tata nie jest moim tatą. Muszę koniecznie porozmawiać z mamą. I zadzwonić do Sofii.
- O Jezu, jak dawno tu nie byłam - uśmiechnęłam się - Mój pokój! - pognałam na górę. Mój pokój...był czysty. Najwyraźniej mama robiła w nim porządku. Mój cały sprzęt. Mój laptop! Tak tęskniłam.
- Nathalie!
- Idę! - zbiegłam na dół. Mama robiła w kuchni coś co wydało mi się dziwnie znajome...
- Dziś specjalnie dla ciebie, twoje ulubione taco's - uśmiechnęła się.
- Wow, dzięki mamuś, gdzie tata?
- Wysłałam go do sklepu. Tak się o ciebie martwiliśmy córuś. Codziennie sprzątałam twój pokój, aby jakoś zająć myśli. Twój ojciec tylko wciąż przeglądał twoje książki matematyczne i stare zeszyty ze szkoły. Cieszymy się, że już do nas wróciłaś - odłożyła nóż i podeszła mnie przytulić. - Nigdy więcej nie rób nam takich numerów, zrozumiałaś? - pogroziła mi.
- Dobrze, mamo. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Póki nie ma taty...- nie do końca wiedziałam jak zacząć tę rozmowę.
- Powiesz mi wreszcie gdzie się podziewałaś? Nikt nie dzwonił po okup, ty sama nie odniosłaś żadnych obrażeń. Nikt z waszych znajomych nic nie wiedział. Co się stało? - wygląda na taką zranioną. Pewnie nachodziły ją myśli o błędach wychowawczych i innych podobnych rzeczach.
- No właśnie ja o tym...bo to nie jest tak, że my chciałyśmy zniknąć. Myślisz, że tak po prostu bym wyjechała? Bez swojego sprzętu?
- Tym bardziej było to dziwne - dalej kroiła paprykę ale jakby bardziej agresywniej.
- Mamo...jakby ci to...wylądowałyśmy razem z Sofią w...Earthland - ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Nóż zawisł w powietrzu kilka centymetrów nad mięsem. - Znasz to miejsce, prawda mamo? - nie odpowiedziała mi. Odłożyła nóż na blat - Sama do końca nie rozumiem jak to się stało. Ale ja...wylądowałam w Sabertooth. Pamiętasz tą gildię...tata...nie jest moim...tatą, prawda? - to chyba jedna z trudniejszych rozmów jakie przeprowadziłyśmy.
- Nathalie...ten rozdział w swoim życiu zamknęłam już dawno temu i wolałabym do niego nie wracać. - usiadła na krześle opierając głowę o lewą rękę. - Nie wiem jak się znalazłam w tamtym świecie. To było takie nagłe. Jiemmę poznałam przypadkiem. Był...facetem z charakterem. Ten świat był niesamowity. Pełen magii. Jak w bajkach. A ja byłam młoda i głupia i...nie wahałam się jeśli chodzi o powrót do domu. Była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Urodziłaś się ty, a potem Giovanni...zaakceptował cię i pokochał jak własną córkę. Nigdy nie sądziłam, że tobie też się to przytrafi.
- Mamo...
- Mój Boże, jesteś w ciąży? - poderwała się nagle z krzesła.
- Co!? Nie. W życiu. Ja...Jiemma nie żyje.
- Jak to?
- Poznałam go. Nie był zbyt przyjazny. Jeden z członków ich zabił. Potem ten sam został nowym mistrzem. To on się mną zaopiekował przez ten czas - nie musi wiedzieć wszystkiego. Minerva jest tylko mało istotnym szczegółem. - Mamo ja nie wiem co powiedzieć ludziom! Przecież mi nie uwierzą! Co mam zrobić? Co ty zrobiłaś?
- Nath...
So baby, come light me up. And maybe I'll let you on it. A little bit dangerous. But baby, that's how I want it. A little less conversation and a little more touch my body...*
- Halo? - nie zdążyłam się nawet nacieszyć tym, że odzyskałam zasięg!
- Nath! Musimy pogadać!
- Sofia! - kompletnie o niej zapomniałam. A trzeba pamiętać o tej policji. I o znajomych. Będziemy miały problem jak nasze wersje wydarzeń nie będą się zgadzały.

* Ariana Grande - Into you

---------------------------------------------------------------------------

No cóż. Więc dziewczynki szczęśliwie wróciły do domu. Jak widać matka Nath w miarę..."spokojnie" odebrała wieść o tym, że jej córka o wszystkim wie. Sądzicie, że z rodzicami Sofii będzie podobnie?

No i jaką wymówkę wymyślą dziewczyny. Czy będzie ona wystarczająco wiarygodna? Może zrobią z chłopaków przebrzydłych bandytów o zaburzeniach psychicznych. Dlatego nic im nie jest.

Pojawi się też więcej Leona, który wciąż zaleca się do Nath, która może mu ulegnie, w końcu nie ma tu Stinga, nie?

Pojawi się też prawda o Pablo Dam Dam Daaam! :D

2 komentarze:

  1. Dam dam daaam!
    Brakuje mi tu Sting-kuna ;-; I Rogue-sama również przepadł ;-; Damn ;-;
    Nie lubię już tego Leona >~<
    No cóż... Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział :<
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłoby w sumie fajnie jakby Sting i Rouge się jakoś pojawili.
    No Ale cóż... Lecę dalej czytać ^^

    OdpowiedzUsuń