niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 4

- Ale że co ty niby przez to rozumiesz? - jakim cudem miałabym być córką tej kobiety? Ja jestem jedynaczką! Zawsze nią byłam i nie sądzę, żeby coś się w tej kwesti miało zmienić.
- Dokładnie ojcze, co chcesz przez to powiedzieć? - ten stary dziad jest jej ojcem? Czy jeżeli według niego jesteśmy siostrami, to on jest z kolei moim ojcem? Niby pod jakim względem jestem do niego podobna?
- Pamiętam ją... Catherina, również miała ze sobą te dziwne urządzenie.
- Skąd znasz moją matkę? - ten "sen" robi się coraz dziwniejszy.
- Czy to ma związek z pojawieniem się tych dwóch fioletowych portali? - zagadnęła Minerva odzyskując fason.
- Owszem. Były to portale międzywymiarowe. Najwidoczniej jakimś cudem go otworzyłaś i wylądowałaś tutaj. Drugi pojawił się niedaleko Magnoli, przy tej słabej gildi Fairy Tail - czyli mam rozumieć, że Sofie nie znajdę tak szybko jak mogłam wcześniej przypuszczać.
- Nie wiem z kim mnie pomyliłeś, co brałeś lub piłeś ale moja matka najpewniej siedzi w kuchni z kolei mój ojciec siedzi rozłożony na kanapie czytając o globalnym ociepleniu i o polityce. Jedyne czego bym od was chciała to jakiejś mapy czy czegokolwiek co pozwoli mi wrócić do domu - mówiłam zrozpaczona. Chcę do mojego kochanego komputerka. Do mojego uniwersytetu.
- Obawiam się, że na tą chwilę to niemożliwe. Nikt nie jest wstanie otworzyć portalu. Czasem same się pojawiają. Ostatni był siedemnaście lat temu. Niewiadomo kiedy pojawi się kolejny - rozsiadł się na tym swoim tronie i mówił mi te rzeczy w taki sposób jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. No ale to mi nic nie wyjaśnia! Nic nie mówi! Co?Gdzie?Jak?Dlaczego? Przede wszystkim...dlaczego?
- Jesteśmy rodziną. Czy oboje tego chcemy czy nie. Jutro sprawdzimy co potrafisz. W tej chwili, Minervo. Zaprowadź siostrę do jakiegoś pokoju. - dziewczyna podeszła do mnie. Wysłała mi pogardliwe spojrzenie i zaczęła iść ku schodom dając mi sygnał, że mam podążyć za nią. Nic nie mówiłam. Byłam w zbyt dużym szoku. Jakieś portale międzywymiarowe, gadające koty. Wielki dziadek na sterydach, który wmawia mi, że jest moim ojcem... nie. To nie może być prawdziwe. Położe się, obudzę i wsyzstko będzie jak dawniej.
***
Obudziłam się wcześnie rano, co jak dla mnie jest zwykle zbyt ciężkim wyzwaniem. Przeciągnęłam się leniwie. Wstałam z łóżka i podążyłam do kąta pokoju gdzie stoi mój cały, piękny sprzęt. Był tylko jeden mały problem. Tam nie było mojego sprzętu, to nie mój pokój, a cały wczorajszy dzień jednak nie okazał się zwykłym snem.
- Mam na sobie wczorajsze ciuchy - mruknęłam przyglądając się sobie. Są brudne od ziemi, liści i wszystkiego co możliwe.
- Oh, widzę, że wstałaś - odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu. W drzwiach od pokoi stała dziewczyna o krótkich, białych włosach. Spoglądała na mnie przyjaźnie.
- Jestem Yukino - pewnie weszła do pokoju i uścisnęła mi dłoń.
- Nathalie - szepnełam nie pewna tego ruchu.
- Rozumiem, że pewnie czujesz się zagubiona. Nie wiedziałaś o istnieniu naszego świata, tak jak my o istnieniu twojego. Jednak jeśli naprawde jesteś spokrewniona z Minervą to ci pomogę. Proszę - podała mi jakieś ciuchy. - lepiej się przebierz. I weź prysznic. - uznałam, że to w sumie dobry pomysł. Jakieś buty, białe spodnie i czerwony top. Może być. Związałam jeszcze włosy, wzięłam telefon i wyszłam na spotkanie z przykrą rzeczywistością.
- Zaprowadzę cię - Yukino cały czas na mnie czekała. Po drodze minęliśmy chłopaków z wczoraj.
- Witajcie. Nathalie. To jest Sting i Rogue, nasi bliźniaczy smoczy zabójcy - na te słowa blondyn wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się łobuzersko, za to Rogue po prostu mnie obserwował.
- Ja chce tylko to wszystko wyjaśnić i wrócić do domu - powiedziałam już zrezygnowana. Ciekawe czy ktokolwiek zauważył moje zniknięcie... nasze zniknięcie. Zeszłam z Yukino na dół. Dziadek już siedział na swoim tronie, za to wszyscy obecni w budynku ustawili się przed nim tak jakby byli w wojsku lub gdzieś. Straszne. Yukino pokazała mi gdzie stanąć po czym sama się ustawiła. Stałam więc przed dziadkiem czekając, aż wyjaśni mi co tak właściwie się tutaj dzieje.
- A więc córko...
- Nie jestem twoją córką - przerwałam mu. Spojrzał na mnie groźnie, a reszta patrzyła na mnie jak na samobójce.- No co? Przez prawie osiemnaście lat wychowywał mnie tata i zdecydowanie nie ty nim byłeś. Myślisz, że jak tak sobie po prostu powiesz, że jesteśmy spokrewnieni to ci uwierze? Dowody proszę - byłam zirytowana.
- Pokarz co potrafisz- całkowicie zignorował moją poprzednią wypowiedź.
- Czyli, że co? - spojrzałam na niego jak na idiotę - Wiesz, ja potrafie wiele rzeczy. Na przykład spalić kuchnie - zaśmiałam się - Nie jestem najlepszym kucharzem - uśmiechnęłam się na wspomnienie wściekłej mamy.
- Mam na myśli twoją magię - warknął.
- Tyle, że magia nie istnieje...tak? - rozejrzałam się po sali. Patrzyli na mnie albo z niedowierzeniem albo jak na wariatkę. - No co? Mówię prawdę. Nie ma czegoś takiego jak magia.
- No tak. Ziemia. Brak magii więc i brak zdolności u ciebie. To oznacza, że jesteś kompletnie bezużyteczna.- zabolało. Ja bezużyteczna? Jak bym chciała to mogę wyłączyć prąd w całym mieście, włamać się do aktów policyjnych, znaleźć każdego kogo chce. I niby jestem bezużyteczna? Phi!
- Więc skoro tą kwestie już obgadaliśmy to może pozwolisz mi wrócić do domu?
- Obawiam się, że zostaniesz tu dopóki portal znów się nie otworzy.
- Czyli? - spojrzał na mnie przenilkiwie. To wystarczyło.
***
Nie ważne jak bardzo nie chce w to uwierzyć to i tak. Zostanę w tym dziwnym świecie czy cokolwiek to jest do momentu w którym znów nie pojawi się jakaś fioletowa poświata. Było nie wychodzić z domu.
Przez ostatnie dni w ogóle się nie odzywałam. Chyba, że musiałam. Czyli w tej kwesti wiele się nie zmieniło. Nad czym najbardziej ubolewam? Wychodzi na to, że miejscowi tutaj nie znają takich pojęć jak "technologia", "komputer", "telefon", "internet". Jak oni żyją w tym świecie? Ja już nie mam co ze sobą zrobić. Przez ten cały czas towarzystwa dotrzymywała mi jako tako Yukino. Czasem chodziłyśmy z chłopakami gdzie Sting mnie co jakiś czas zaczepiał. Rogue skolei chyba odzywał się jeszcze rzadziej odemnie. Minerva nie chciała ze mną rozmawiać. A teraz jedziemy do jakiegoś miasta "Crocus" na coś zwanego "Turniejem Magicznym". Cokolwiek to znaczy. Skoro wyrusza cała gildia, to ja oczywiście też muszę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem ile czasu tu spędze. Czy to będzie kolejny dzień. Może tydzień, a może rok? Lub kilka lat... nie ja tyle nie przeżyje w tym kraju bez internetu!
- Nathalie, może chcesz się przejść po mieście? - zagadnęła mnie białowłosa. Przez te ostatnie dni wyrobiłam całoroczną normę wychodzenia na zewnątrz. Przechadzałyśmy się uliczkami do momentu w którym nie natknęłyśmy się na chłopaków. Wyglądało mi to na klasyczne popisywanie się aby przypodobać się dziewczynom. Jednak dołączył do nich wyjątkowo rozłoszczony, różowowłosy chłopak. Który facet farbuje się na różowo? No który? W każdym razie, najwidoczniej się kłócili ale nie zabardzo zwróciłam na to uwagę. Byłam bardziej skoncentrowana na czymś innym. Może to ja już oszalałam przez ten świat ale widze dziewczynę łudząco podobną do Sofii.
- Nathalie?! - krzyknęła dziewczyna. Tak, to zdecydowanie moja Sofia.
- O matko, nigdy nie sądziłam ,że będę się tak cieszyć na twój widok - mówiłam ściskając ją z całych sił.
- Przynajmniej mam tą pewność, że żyjesz - mruknęła,
- No wiesz? - spojrzałam na nią oburzona.
- No co? Tak rzadko wychodzisz ze swojej nory... można mieć wrażenie, że nie masz już tego instynktu przetrwania - zaśmiała się. A ja się zaczęłam zastanawiać dlaczego się tak jeszcze chwilę temu cieszyłam.
- Znasz ją? A myślałam, że jesteś z innego świata? - podeszła do nas Yukino.
- To jest Sofia, razem tutaj wylądowałyśmy. Ten cały Jemmia mówił, że pojawiły się dwa fioletowe portale - szybko przedstawiłam przyjaciółkę, a w tym czasie wszyscy zdążyli się rozejść. Tylko zostali członkowie Sabertooth i jacyś dziwni ludzie. "Bliźniacy" patrzyli drwiąco (a raczej jedynie blondwłosy ) na różowowłosego gdy ten na nich łypał groźnie.
- Masz zasięg? - spytałam ignorując innych. Podobno to miasto to stolica, więc może mimo wszystko mają tu jakąś swego roszaju maszynę lub coś, prawda? Przecież to chyba nie możliwe, żeby żyli tak zupełnie bez niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz